Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Zdziwicie się co robią artyści, aby ich utwory brzmiały jak trzeba

62 581  
171   29  
Artyści od zawsze starali się, aby ich kompozycje brzmiały świeżo i nowatorsko. Próby silenia się na oryginalność nie zawsze kończyły się dobrze, a niejeden muzyk został za swoje „dziwactwa” solidnie zbesztany przez słuchaczy. Ryzyko eksperymentowania czasem się jednak opłaca, o czym zaraz się przekonacie. Przed wami zespoły, które nagrywając znane na całym świecie hity, dość nieszablonowo podeszły do swego procesu twórczego.

Michael Jackson „Billie Jean”

To jeden z największych hitów z legendarnego albumu Króla Popu - „Thriller”. W tamtym czasie, czyli na samym początku lat 80., Jackson i jego producent Quincy Jones nawiązali współpracę z inżynierem dźwięku - Bruce'em Swedienem.


Facet słynął z obsesyjnego wręcz dążenia do perfekcji w jakości brzmienia. Kawałek „Billie Jean”, który pojawił się na płycie, jest jednym z 91 różnych wersji tej kompozycji. W finalnym nagraniu Michael sporą część utworu śpiewa do półtorametrowej, kartonowej tuby. Swedien zdecydował się też nagrywać bębny na magnetofonie 16-śladowym uznając, że taśma analogowa lepiej wychwyci „tłustość” ich brzmienia.


10cc „I am not in love”

10cc to zespół, który zasłynął z grania mocno eksperymentalnej muzyki, która mocno wybijała się na tle dość nijakiego, kiczowatego popu epoki lat 70. Jeden z najbardziej znanych numerów tej formacji to „I am not in love” - kawałek, który ma w sobie niesamowitą przestrzeń. To zasługa tego pięknego, niebiańskiego wręcz tła. Aby uzyskać taki efekt, czwórka artystów spędziła w studiu trzy tygodnie wyśpiewując do mikrofonów pociągłe „ahhhhhhh...”.


Celem było stworzenie podkładu, który ładnie pasowałby do każdego instrumentu, niezależnie od tego jaka nuta w danym momencie byłaby potrzebna. Na koniec umieszczono wszystkie 256 głosów na 16 ścieżkach, każdy ułożony w chromatycznej skali załadowany został do miksera, który w tym momencie podniesiono już do rangi syntezatora mowy! Tło współgra tu ze wszystkimi instrumentami i brzmi jak żaden utwór wcześniej.


The Who „Boris the Spider”

Był rok 1966, kiedy to muzycy z The Who opijali się z basistą The Rolling Stones – Billem Wymanem. Panowie wymyślili sobie pijacką zabawę polegającą na wymyślaniu debilnych imion dla wszelkiej maści zwierząt. Tak narodził się pająk Borys. Sześć minut zajęło napisanie reszty zawartości tekstowej tego numeru.


Utwór ten wyróżnia się na tle innych dzieł The Who charakterystycznym, gardłowym, niskim głosem wypowiadanym w refrenie przez Johna Entwistle’a - basistę zespołu. Wielu znawców historii muzyki metalowej uważa, że właśnie ta kompozycja i ten jej "zachrypnięty" element dał początek technice zwanej growlingiem!


The Beach Boys „Vegetables”

Lider i wokalista Beach Boys, Brian Willson, zawsze znany był z tego, że nie bał się wykorzystać do tworzenia swej muzyki bardzo nieszablonowych elementów codziennego otoczenia.


I tak też w dniu nagrywania kawałka ”Vegetables” do studia wpadł nie kto inny, jak sam Paul McCartney, aby przed mikrofonem zjeść soczysty kawałek selera. Skoro to utwór o warzywach, to radosne chrupanie przeżuwanej przez artystę bulwy pasuje tu jak ulał!


The Beatles „Yellow Submarine”

W swoim ostatnim etapie twórczości czterej grzeczni chłopcy z Liverpoolu znacznie już dojrzeli i nie bali się eksperymentów. Zarówno tych dotyczących substancji psychodelicznych, jak i nieszablonowego podejścia do procesów twórczych.


Podczas nagrywania utworu o żółtej łodzi podwodnej muzycy korzystali z gwizdków, mat do tańczenia, wanny wypełnionej wodą, maszyny do robienia wiatru (cholera wie co to za urządzenie – może zwykła farelka?), a nawet dzwonu zdemontowanego z jakiejś starej łajby. Gdzieś tam przewija się też John Lennon wdmuchujący przez małą słomkę powietrze do patelni z wodą, a w tle usłyszeć też można muzyków rozmawiających ze sobą przytykając usta do puszek po konserwach.


Pearl Jam „Oceans”

Legenda muzyki grunge – zespół Pearl Jam – również miał swój moment twórczego eksperymentowania, chociaż nie do końca wiadomo, czy powodem była tu chęć wprowadzenia do swej muzyki pewnej innowacji, czy zwykłe lenistwo. Podczas prac nad płytą „Ten” obecny w studiu inżynier dźwięku Tim Palmer zaproponował, aby w utworze „Oceans” perkusista, przy wtórze potrząsanej pieprzniczki, tłukł pałeczkami w gaśnicę.


Zachwyty fanów ochłodził nieco sam zespół, wydając oświadczenie, że nie chodziło tu wcale o kreatywną improwizację, ale o fakt, że sklep z potrzebnymi do osiągnięcia wymarzonego efektu instrumentami był w cholerę daleko, więc z braku innych możliwości panowie uznali, że pieprzniczka i gaśnica też od biedy się nadadzą…


S'Express „Theme from S'Express”

Ten brytyjski zespół przez wielu uważany jest za prawdziwy kamień milowy w historii muzyki elektronicznej i jedną z pierwszych kapel grających komercyjnie acid house.


Jeden z najbardziej znanych hitów tej formacji, czyli numer „Theme from S’Express” zawiera w sobie pewien intrygujący sekrecik. Charakterystyczny dźwięk przywołujący na myśl hi-hat nie został zarejestrowany z wykorzystaniem zwyczajnej perkusji. To sampel pobrany z odgłosu wydobywanego podczas uderzania jakimś metalowym przedmiotem o zużytą puszkę po dezodorancie.


Guns N’ Roses „Rocket Queen”

Ostatni numer z „Apetite for Destruction” Gunsów był już na ukończeniu, gdy wokalista zespołu stwierdził, że czegoś mu tam brakuje. Jakiegoś nowego instrumentu? Chórków? A może dodatkowej zwrotki? Nie. Axl uznał, że w numerze za mało jest seksu. Postanowił więc zaprosić do studia jakąś panią i przelecieć ją przed mikrofonem. A przecież mógł po prostu wykorzystać fragment z jakiegoś pornosa…


Muzyk nie miał problemu ze znalezieniem odpowiednich kandydatek. Były to dwie albo trzy dziewczyny, z którymi Rose odbył trzy „spotkania”. Jedną z pań, która użyczyła swych jęków w kompozycji, została Adriana Smith – wybranka serca Stevena Adlera, perkusisty Guns N’ Roses. Niewiasta w ten sposób chciała zemścić się za zdradę. Udało jej się – muzyk był wściekły jak nigdy. Szkoda tylko, że wysiłek, który pani Adriana włożyła w nagranie swych partii, nie został odpowiednio uhonorowany poprzez malutką chociaż wzmiankę na liście osób, które współtworzyły ten album.


Kazik na Żywo "Pieśń solidarności bluesmanów/Wspomnienia sekretarki"

Na długo zanim w polskim szołbiznesie zagościł Lech Roch Pawlak, nie kto inny, jak sam Kazik Staszewski nagrał kawałek w kilku różnych językach. Żaden z nich prawdopodobnie nie istnieje, a jedynie w brzmieniu ma przypominać mowę angielską, niemiecką, francuską, a nawet japońską (Tokio, Godzilla!).


Reszta kompozycji to swobodna blues-rockowa improwizacja będąca tłem dla nagrań z Kazikowej automatycznej sekretarki. Możemy usłyszeć tam m.in. żonę wokalisty, kolegę z zespołu, Marka Sierockiego i kilku dziennikarzy usiłujących umówić się z muzykiem na wywiad. Większość kategorycznie domaga się, aby artysta natychmiast podniósł słuchawkę...


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
1

Oglądany: 62581x | Komentarzy: 29 | Okejek: 171 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało