Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jeden dzień z życia ratownika medycznego, czyli o proteście, zmianach systemowych i nowej pracy

51 661  
571   52  
Długo mnie nie było na Joe. Trochę się pozmieniało. Trochę mniej pracuję w karetce, trochę więcej w... to pod koniec artykułu. Trochę się wydarzyło. Ale najważniejszym dla mnie jest to, że będę miał syna...

Był protest.
Hurr durr, pospolite ruszenie, palenie opon, wyjście z karetek. "Jontek, łap za widły, to ogr" - krzyczeli niektórzy na widok pana Ministra Zdrowia. "Teraz dopiero im pokażemy", "Koniec Ratownictwa", "Ludzie będą umierać" - takie głosy zdawało się słyszeć na każdym rogu, gdzie kłębili się Ratownicy. "1600 do podstawy" - takie mamy żądania. "70 zetów za godzinę - jak lekarze" - nam się należy, krzyczeli. Zbierzemy się w kupę i będziemy zarabiać godnie...

Pozakładali ratownicy czarne koszulki z logo na piersi, pooklejali karetki (sam oklejałem nawet - ba! - nawet zająłem się produkcją takich naklejek, gdzie niektórzy podejrzewali, że przyczaiłem z dwa złote zarobku na tym precedensie), rozdawali ulotki informacyjne, straszyli na fejsbuku. Nawet film nagraliśmy (a jakże... napisałem scenariusz, wyreżyserowałem spot, poprosiłem kolegów z firmy, którzy zagrali w nim za pizzę. Koledzy z BQStudio (serdeczne dzięki!!!), którzy nagrali mi kilka miesięcy wcześniej spot do Pluszaka, zrobili to ponownie - kłuł w oczy nowymi mieszkaniami na kredyt, ajfonami i ogólnie był słaby, ale był.

W kulminacyjnym dniu protestu puścili go nawet w jednej z telewizji. W tle przebłyskiwały migawki spod urzędów wojewódzkich, gdzie tłoczyli się Ratole. Miałem w tym swój udział, bo markowałem spot swoją twarzą w kilku wejściach na żywo, dając przekaz, że pomimo protestu nie zostawiliśmy karetek bez obsady. Nawet jedna z pań postanowiła zatrzymać się krążeniowo w banku będącym na trasie przejścia pochodu Ratowników, żeby dodać dramaturgii sytuacji, żeby koledzy mogli ją widowiskowo uratować i wyrwać z objęć śmierci.

"Basta! Stop!" - powiedział Pan Minister - "Dwa razy po 400. Brutto, brutto, brutto i minus podatek od podatku. W dwóch transzach. To wyjdzie po stówce na łeb i cisza ma być w szeregach!"

"Dobrze, Panie Ministrze, dziękujemy. Padamy do stóp za tę łaskawość. O jakże wdzięczni Ci jesteśmy za to dobro, które na nas spuściłeś" - wyjawiali głosy wdzięczności przedstawiciele zawodu, których publicznie nikt nie wybrał. Minęło kilka miesięcy...

"Czy ktoś dostał dodatek?"

Pojawiły się głosy na specjalistycznych grupach fejsbukowych. I sto komentarzy: "ja nie", "u mnie nic", "do nas też nic nie dotarło" - odpowiadali zgodnie z sytuacją Ratownicy z różnych zakątków. Nasze pogo dostało, wypłaciło, więc siedzimy cicho. Ale gro jednostek postanowiło nie wypłacać dodatków, tylko łatać nimi inne dziury - ot choć wydatkować to na dodatki Zembalowe dla pielęgniarek.

Wzburzeni Ratole zwrócili się więc z zapytaniem do Pana Ministra: "GDZIE SĄ PINIONDZE ZA LAS?" - Ale że Pan Minister był akurat zajęty wbijaniem kolejnego levelu w Hospital Tycoon, postanowił oględnie odpowiedzieć, zachowując sens: "Ja dałem, ale nie mam wpływu na waszych pracodawców. Nie wypłacili? Ojojojojojojoj - WASZ PROBLEM".
I tak od roku w Polsce są ośrodki, które nie zobaczyły z wywalczonego dodatku ani złotówki. Takim sposobem zbliżamy się do lipca bieżącego roku, gdzie powoli zaczęły pojawiać się głosy: Hurr durr, pospolite ruszenie, palenie opon, wyjście z karetek, teraz dopiero im pokażemy, koniec ratownictwa, ludzie będą umierać...

Proponuję tym razem założyć czapki daszkiem do tyłu, opaski na lewe ramię i jeszcze czarniejsze koszulki.

...ale weszła aktualizacja ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.
Tak się jakoś dziwnie składa, że w naszym pogo jest na odwrót. Kierowca medycyny ma wyższą stawkę, niż kierownik Zespołu, który swoim nazwiskiem pieczętuje cyrografy między Ratownikiem, a Pacjentem - mając z tyłu głowy, że obok pacjenta, za każdym wyjazdem stoi wirtualny prokurator, który czeka na błąd w sztuce.

Zgodnie z ostatnią aktualizacją ustawy, ktoś pomyślał, że nie do pomyślenia jest, żeby Kierownikiem Zespołu był świeżak bez doświadczenia. (Aż przypomniałem sobie, kiedy na swój pierwszy w życiu dyżur w pogotowiu zostałem oddelegowany na kierownika dwuosobowego zespołu, bo brakowało ludzi i przez kilka miesięcy jeździłem z pieluchą w spodniach). Teraz Kierownik musi być odpowiedzialny. A odpowiedzialnym stanie się dopiero, kiedy przepracuje 5 lat w systemie. Czyli, aby nabyć doświadczenia, zostają mu dwa fotele w karetce do obsady - tylny, środkowy w Eskach albo przedni, lewy - niezależnie od rodzaju zespołu. Z racji tego, że tylne, środkowe są obsadzone przyklejonymi do nich tyłkami i nie ma siły, by te tyłki od nich oderwać - możliwymi do obsadzenia zostają przednie, lewe. Czyli te, które niosą za sobą wyższe stawki godzinowe. Ot, paradoks.
I przychodzi do mnie Świeżak i śmieje się w twarz: "To ja teraz będę więcej zarabiał, hy hy hy. Bo ja mam rok doświadczenia, więc kolejne cztery przepracuję jako kierowca, zanim mnie przesadzą, hy hy hy...". Tym sposobem, będąc prawie ośmioletnim ratownikiem, z garbem od doświadczenia, mam zarabiać od świeżaka mniej o 50 zetów na dyżur, co przy etatowych godzinach klaruje 672 zł brutto straty miesięcznie. Dyrekcja milczy.

Już kiedyś tłumaczyłem, jak zbudowany jest system Państwowego Ratownictwa Medycznego. Czym różni się karetka P od S (tutaj i tutaj) powinno być jasne. No i mówiłem też, że najczęściej jeżdżę na tej P. Bez lekarza. W dwuosobowym składzie. Bo od kilku lat widać tendecję okrajania trzyosobowych składów - do dwuosobowych, bo wychodzi taniej.

* * * * *

"Kocham moją nową pracę!" - wykrzyknąłem niemalże po wyjściu z sali dyspozytorskiej. Półprzytomny (nie można być półprzytomnym, jak nie można być pół-w-ciąży), z dudniącą głową, palcami bolącymi od napieprzania w klawiaturę i rozmazującym się obrazem w oczach po gapieniu się 12 godzin w ekrany komputerów.
Zawsze chciałem być dyspozytorem. Najpierw brakowało mi lat doświadczenia, potem stawka godzinowa była dość nieatrakcyjne, ale koniec końców - oba czynniki zbiegły się w czasie i wylądowałem w Centrum Zarządzania Światem.

Wow! Teraz to ja decyduję, ja rządzę. Zbawię świat. Dość jeżdżenia do badziewia. Pan życia i śmierci - w moich rękach decyzje, do kogo karetunia pojedzie, a do kogo nie...
"Dyspozytornia medyczna 1500-100-900, dyspozytor dwa miliony, słucham, w czym mogę pomóc..." - standardowa formułka musi być powtórzona przy każdej odebranej rozmowie. Po dwóch dniach na tyle utkwiła mi w głowie, że odbierając prywatny telefon zdarzało mi się ją wyklepać, nawet do dzwoniącej żony.
- kaszel, gorączka - do lekarza rodzinnego
- nadciśnienie - proszę zażyć porcję leków
- rozcięta dłoń - do ambulatorium
- skierowanie - po taksówkę
- wypadek!
Uooooooo wypadek! Ile osób poszkodowanych, czy ktoś jest zakleszczony, czy widać obrażenia, czy leje się krew, czy widać wyciek płynów. Trzęsące się ręce wpisujące kilometraż drogi krajowej, sto literówek w imieniu i nazwisku wzywającego - emocje, niemalże jak przy pierwszym wypadku opracowywanym na zespole. Sprawdzić dane - nadać kod pilności - sprawdzić raz jeszcze - przyjąć - wysłać do dysponującego karetkami - poszło. Ufff... Spoglądam na mapę - jadą - dwie karetki, nad nimi hihikopter. Jadą dzielni strażacy, za nimi policja.
Jak ktoś grał kiedyś w Emergency - tutaj ma dokładnie to samo - tylko na sześciu monitorach, z podglądem na żywo i z żywymi, jeszcze, ludźmi.
Ale o pracy w dyspozytorni, o tym, jak szybko ją znienawidziłem, opowiem w kolejnej części...
4

Oglądany: 51661x | Komentarzy: 52 | Okejek: 571 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało