Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Kawał Roku 2004

83 578  
8   29  

Galeria ze skrzydełkami! :)Nie wiem czy to możliwe i jak to się stało, ale nadszedł k

oniec roku i czas najwyższy  by wybrać kawał roku 2004. Zadanie niemożliwe do wykonania - każdy ma swoj ulubiony, ale my skorzystaliśmy z pomocy Pań z Gdańska. Przeprowadziliśmy pięciominutową sondę uliczną, a potem w bez żadnego wysiłku wybraliśmy JEDEN, NAJLEPSZY, NAJCELNIEJSZY DOWCIP ROKU 2004. Ale to na końcu... co to za kawał? Może ten obrazek obok podsunie ci koncepcję kawału roku 2004.... :)

Na ławce w parku siedzi dres i zajada cukierek za cukierkiem. Siedzący po przeciwnej stronie alejki starszy jegomość mówi :
- Młodzieńcze, wiesz, że jak będziesz jadł tyle słodyczy to bardzo szybko powypadają ci zęby.
Dres popatrzył na gościa i odpowiedział :
- Mój dziadek dożył 105 lat i miał wszystkie zęby.
- Tak ??? A też jadł tyle cukierków ?
- Nie, on się po prostu nie wpie***ał w nie swoje sprawy.

***

Piorą dwie baby pranie w potoku, tyłki wypięte. W pewnym momencie jedna do drugiej:
- Chyba jestem w ciąży!!!

- A z kim??
- Nie wiem, nie chce mi sie odwracać!!

***

- Dziadku, nie widziałeś przypadkiem takich małych białych pigułek?
- Nie, a ty widziałeś tego smoka co spaceruje w ogródku?

***

Żonka do męża:
- Kochanie, kup mi coś modnego i fajnego...
- Ale co?
- No wiesz, teraz wszyscy o tym mówią... kupiłbyś mi te kulczyki...

***

Początek XX wieku. Uboga wiejska rodzina miała jedyną żywicielkę - krowę. Kiedy nastał kolejny ranek, mąż wstał jak zwykle przed świtem i poszedł do obory ją wydoić. Niestety krowa leżała całkiem martwa. Człowiek się załamał, przed oczami stanęła mu wizja śmierci głodowej, więc wyjął ze spodni pasek i powiesił się pod powałą. Po dłuższej chwili obudziła się żona, zaniepokojona brakiem małżonka. Od razu pomyślała, że mąż powinien być w oborze. Kiedy się tam udała i okazało się, że mąż popełnił samobójstwo, a na klepisku leży
martwa krowa - jedyna żywicielka rodziny, niewiele myśląc powiesiła się koło męża, w końcu zgodnie z przysięgą małżeńską chciała dzielić jego los. Po chwili obudził się starszy syn. Kiedy zobaczył, że łoże rodziców jest puste, a na stole nie stoi kanka z mlekiem, jak zazwyczaj bywało, postanowił poszukać rodzicieli w oborze. Jakiż był jego szok, gdy odnalazł martwą krowę i rodziców równie martwych, a okoliczności wskazywały na samobójstwo. Pomyślał, że musi to sobie poukładać, postanowić coś, a najlepiej zawsze udawało mu się myśleć nad rzeką. Wziął więc wędkę i poszedł nad wodę. Zarzucił haczyk i w tej chwili z wody wyłoniła się postać pięknej syreny...
- Jeśli przelecisz mnie pięćdziesiąt razy, wskrzeszę twoich rodziców, krowę i żyć będziecie w dostatku do końca waszych dni - rzekła syrena.
Niestety syn dał radę syrenie tylko 25 razy i kiedy zasłabł pochłonęły go czeluście piekielne. W tejże chwili obudził się młodszy syn ubogich rolników. Kiedy zobaczył, że izba stoi pusta, postanowił, że poszuka współmieszkańców. Kiedy zobaczył martwą krowę i martwych rodziców w oborze, bardzo zafrasowany zauważył brak również wędek. Przecież miał jeszcze brata.
- Pewno poszedł nad rzekę - pomyślał i poszedł go poszukać. Zastał porzuconą wędkę i pomyślał, że brat poszedł za potrzeba i zaraz wróci, jednak w tym momencie z wody wyłoniła się piękna syrena i zapytała:
- Ile masz lat chłopcze?
- 16...
- Hm, jeśli przelecisz mnie 25 razy, wskrzeszę twoich rodziców, brata, krowę i żyć będziecie w dostatku do końca waszych dni - rzekła syrena.
- A mogę 30?!
- No, możesz...
- A 40?
- Możesz chłopcze, oczywiście, jak tylko dasz radę.
- A 50 razy mogę?
- Tak, tak, tak! - krzyknęła uradowana syrenka.
- A nie zdechniesz jak krowa?

***

- Panie majster, trzonek od łopaty mi się złamał!
- To oprzyj się pan o betoniarkę!

***

Spotykają się dwie sąsiadki (rzecz dzieje sie na wsi):
- Witaj, wiesz byłam wczoraj u lekarza.
- Tak?! I co????? Co ci powiedzioł????
- A że mom nowyłotwór.
- Poważnie, to ja też do niego pójde.

U lekarza:
- Dzień dobry panie doktorze, słyszałam od sąsiadki, że pan doktór zrobił jej nowyłotwór. Też bym taki chciałą!
Lekarz na nią popatrzył i powiedział:
(pukając sięw czoło) - Tu babo, tu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Nie, doktorze, nie tu, bo by mnie stary jajkami po oczach bił.

***

- Halo!
- Halo reanimacja słucham
- Dzień dobry, czy pan Kowalski jeszcze żyje?
- Nie, jeszcze nie

***

Paryż. W barze siedzi młody mężczyzna i dziewczyna.
- Koleżanka się spieszy? - zagaduje mężczyzna.
- Nie, koleżanka się nie spieszy - przekornie odpowiada dziewczyna.
- Koleżanka napije się kawy?
- Tak, napiję się kawy...
- Koleżanka wolna?
- Nie, mężatka...
- Mężatka? A koleżanka może zadzwonić do domu i powiedzieć, że została zgwałcona w barze?
- Tak, koleżanka może zadzwonić do domu i powiedzieć, że ją zgwałcili 10 razy.
- 10 razy???!!!
- Kolega się spieszy?

***

Dwóch kumpli w knajpie: piją i użalaja się na sobą.
W pewnym momencie jeden z nich wali :
- Kurde stary, jak se pomyślę, jaki ze mnie inżynier ...
... to .... boję sie do lekarza pojść.

***

Pani w szkole podstawowej pyta małego Kulczyka:
- Jasiu, kim chcesz zostać jak dorośniesz?
- Biznesmenem!
- Jasiu, u nas nie ma biznesmenów. A Ty, Olku? - pyta pani Kwaśniewskiego.
- Prezydentem!
- Ależ Olku, u nas nie ma prezydentów! A Ty Wołodia? - pyta pani Ałganowa.
- A ja to wszystko kolegom załatwię!

***

Pewnego razu kobieta w ciąży z trojaczkami szła do szpitala rodzić na piechotę, bo mąż ją zostawił. Podczas drogi, w ciemnej uliczce złodziej ukradł jej torebkę i postrzelił 3 razy w brzuch ale urodziła zdrowe dzieci. Po 15 latach przybiega do niej córka i mówi, że wysikała pocisk, mama jej wszystko opowiedziała, za chwilę przybiega druga córka i to samo, nagle przybiega syn, mama do niego:
- Co? Ty też wysikałeś pocisk?
Syn:
- Nie, ale waliłem konia i zastrzeliłem kota!

***

Pani do dzieci:"Przedstawiam Wam:
Oto Suzuki mejd in dżapan"

Lekcję historii teraz zrobimy,
pamięć z cytatów dziś poćwiczymy.

"Wolność mi dajcie,albo zabijcie"
Kto to powiedział?-proszę zgadnijcie.

"To w Filadelfii powiedział Patrick"
Mówi Suzuki,Jaś na to "Matrix".

Dobrze Suzuki-będzie pochwała.
Pani kolejny cytat podała.

Jasiu nie wiedział,wiedział Suzuki.
Oj Jasiu, weź ty się do nauki.

Jasiu wkurzony siedzi na końcu
"Pocałuj w dupę mnie ty japońcu!"


"Kto to powiedział?"-pani wzburzona,
"McArtur oraz Lee Iaccoa"

Pani z uśmieszkiem klepie nowego,
"Dobry z historii jesteś kolego".

"Chyba się zrzygam"-ktoś z końca sali.
"To był Bush senior"-Suzuki prawi

"Obciągnij druta !"-Jasio wyskoczył
Pani zdumiona przeciera oczy.

"Kto to powiedział ?!"-pani już szlocha,
na to Suzuki bez drgnienia oka:

"Bill Clinton w domu do asystentki,
co potem miała koszulę w centki"

"Suzuki-gówno"-to głos Małgosi,
Suzuki na to: "Valento Rossi".

Klasa w histerii, pani zemdlała,
Jasio powiada "Niezła kabała..."

"Burdel tu straszny, o większy trudno"
Suzuki wdzianko poprawił równo:

"Tak mówił Miller przy całej sali,
gdy budżet z kumplem obgadywali"


Wierszowaną wersję napisał lysy2

***

- Czemu Meksykanie zapuszczają wąsy?
- Chcą się upodobnić do swych matek

AND NOW LADIES AND GENTELMEN!!!

Zwycięzcą zaś ogłaszamy wszem i wobec dowcip, który już doczekał się kilkudziesięciu klonów, podróbek, niedoróbek i setek spaleń. Kawał roku może być tylko jeden... wrzucony przez  wloch99, Misiek666 i milion innych osób joke:

Spotyka Jaś swoją nauczycielkę:
- Witaj Jasiu, co słychać?
- W porządku proszę pani.
- Co porabiasz Jasiu?
- Wykładam chemię, proszę pani
- Niemożliwe!! Gdzie?
- W BIEDRONCE

Kawały zgłosili na forum Kawały Mięsne: areq, panq, nietsche, jagodzianka,  Ciupakabra, Teufel_14, Ciupakabra, slkkk, jareklan, iskierka, ja_k, kvak, smaku1029384756, lysy2, w_irek, charakterek, joemonster i inni.

* * * * *

A na deser - zgłoszene przez Charkterka Teksty Roku 2004

Dialog roku (ICBO):

- Mam pytanie. Od kilku tygodni na południowo zachodnim niebie obserwuję silnie świecący obiekt, znacznie silniej od pozostałych gwiazd. Może to i  głupie pytanie ale co to jest? Czy to jest po prostu Wenus świecąca tam o  tej porze roku czy coś innego?
- Światełko dźwigu

Przekręt roku (Między Nami a Kobietami):

"Wiesz... Nie mogę się spotkać. Chyba nie pasujemy do siebie, to koniec" -  tekst jaki rzucił mój znajomy ze studiów swojej lasce.

"Najfajniejsze" są okoliczności w jakich padły. Jego nazwijmy Artur, ją Aśka. Artur i Aśka byli razem chyba 3 lata, studiowali razem. Artur dostał roczne stypendium w  Stanach (wyjechał tam z moimi 2 znajomymi stąd wiem co się stało). Gdzieś w środkowych Stanach. To chyba było w Salt Lake City. Jak ich zegnaliśmy były  łzy, czułości, przytulankom nie było końca. Podróż to lot do Frankfurtu nad Menem, potem lot do Nowego Jorku, z NJ do Chicago i stamtąd gdzieś w uj na prerię. Już po tygodniu pobytu Artur znalazł sobie 20 lat od siebie starszą babkę. Co drugą noc nocował u niej zamiast w domu studenckim. W tym czasie
ciągle dzwonił do Asi, że ją kocha, ze tęskni itp. W końcu po 3 miesiącach Aśka zdecydowała, że leci do niego bo tęskni. Laska - załatwia wizę, udaje się, wywala sporo kasy na bilety lotnicze. Moi znajomi widząc co się dzieje mówią mu żeby jej powiedział co jest, żeby nie przylatywała, niech zerwie znajomość nawet przez telefon. No nic. Artur ciągle mówił że kocha. Ona dzwoniła a to z Warszawy, a to z Londynu, później z Nowego Jorku. Że jest i że właśnie jest w podróży.

I dopiero jak ona była już na lotnisku w tym Salt Lake City i dzwoniła do niego aby on ją odebrał to usłyszała tekst "Wiesz... Nie mogę się spotkać. Chyba nie pasujemy do siebie, to koniec".
No co miała robić? Moi znajomi ją przenocowali. Ona po 2-3 dniach wróciła samolotami z powrotem. Chyba oboje w tych Stanach spotkali się tylko raz i to raczej było wymuszone przez tych moich znajomych niż przez niego.

Koleś po roku czasu jak skończyło się stypendium wrócił do Polski. Z tego co słyszałem chciał do niej wrócić i ją przeprosić.

Zabawa roku (trauma):

Wybaczcie ze jeszcze zawrócę wam głowę ale z wątka kiblowego przypomniało mi się coś jeszcze co niezbicie świadczy o naszym szczeniackim geniuszu inżynierskim. Na pętli tramwajowej przy parku stała swego czasu sławojka czyli po prostu kibel - drewniana konstrukcja z dziurą w środku. Nam udało
się włożyć od tyłu (poniżej deski z dziurą) zwykła dechę tak że tworzyła się tzw. dźwignia prosta. Cześć dechy tkwiła w kiblu część wystawała na zewnątrz. Zabawa polegała na odczekaniu aż ktoś wejdzie za potrzebą, a
następnie na gwałtownym naskoczeniu na wystający koniec deski. Dźwignia działała zawsze niezawodnie. W ten prosty sposób dostarczaliśmy korzystającym dodatkowej niezwykłej atrakcji w postaci klapsika w pupcie.
Nasza radość była oczywiście tym większa jeśli to był klapsik brązowy (słuchaliśmy co leci) i im bardziej delikwent wył z przerażenia, wściekłości i bólu (jeśli dzwignia zawadziła o jaja). A zdarzało się że co bardziej
zacietrzewieni gonili nas po krzakach z gaciami w rękach co oczywiście dawało pełnię ukontentowania.

Kierowca roku

- Jechałem do domu za potrzebą fizjologiczną. Zza krzaków wyszedł pewien pan w niebieskostalowym mundurze i białą czapeczką na głowie. W ręku dzierżył buławę policyjną charakterystyczną dla drogowego pionu Sz. Policji Państwowej czyli lizaczka.

Myślę sobie nie wytrzymam. Zaraz popuszczę. Ale żeby to tylko był problem natury ciekłej. Zbliżała się wielkimi krokami fala uderzeniowa związana z poważniejszym wydalaniem fizjologicznym. Zatrzymałem się na poboczu i myślę: Albo ten człowiek pospieszy się i powie mi kilka słów nt. przepisów drogowych i mojego przekroczenia prędkości o blisko 60 km/h albo będzie szedł bardzo wolno i nie świadom moich katuszy każe mi przejść się do radiowozu bynajmniej nie w celu zaprezentowania najnowszego filmu "Za szybcy
za wściekli". Wreszcie po jakimś czasie, gdy w moim podbrzuszu zaczęła się rewolucja październikowa szanowny Pan Władza przedstawił się i powiedział "Dzień dobry panu. Dokumenty poproszę".

Po krótkiej wypowiedzi związanej z celem zatrzymania mojego pojazdu nie wytrzymałem. Wybiegłem jak głupi z samochodu. Odepchnąłem zdziwionego przedstawiciela władzy i jak głupi pognałem za nasyp ziemny (przecież nie będę mu tłumaczył, że mam parcie). Policjant był jednak cholernie szybki.
Wyciągnął klamkę z kabury i zaczął się drzeć. Stać policja (jakbym nie wiedział, że to policja). Ale ja już byłem za nasypem.

Zanim dobiegł do mnie ja już miałem nachy ściągnięte na dół i wydalałem materiał niezbyt przyjemny dla organizmu. Gdy dobiegł drugi policjant ja kucałem jak kretyn przy śmiejącym się do rozpuku przedstawicielem władzy nr 1. Bo nie wiedział czy ma mi założyć kajdanki czy podetrzeć mi tylną część
ciała. Ostatecznie napomknąłem, że mnie ta sytuacja irytuje i chciałbym pobyć troszeczkę czasu ze swoimi okolicami krocza aby doprowadzić je do jako takiego stanu higienicznego.

Policjanci widać, że jednostki myślące i współczujące odwrócili się, a ja mogłem w spokoju zająć się doprowadzaniem mojej tylnej części ciała do stanu przed wybuchem powstania bakterii nitryfikujących. Po dwóch minutach zlazłem ze skarpy nasypu wraz z policjantami. Widok mojej bladej ale za to
zregenerowanej twarzy jeszcze bardziej ich rozśmieszył. Nie chcieli mnie widzieć w radiowozie a tym bardziej podawać mi ręki. Z mandatu zrezygnowali rozumiejąc mój pośpiech. Grzecznie przeprosiłem i wsiadłem do mojego ukochanego auta stojącego z otwartymi drzwiami. Pomyślałem sobie: Ale będą mieli ubaw na komisariacie jak to powiedzą kolegom. Nie jestem gorszy i
opowiadam to wam. Bo lubię się śmiać z samego siebie...

* * * * *


Oglądany: 83578x | Komentarzy: 29 | Okejek: 8 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało