Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki XLIX - proszę opowiedzieć o obradach Okrągłego Stołu

22 664  
5   26  

Nadejszła wiekupomna chwila... A właściwie jeszcze ciągle idzie. Za tydzień lubile... lubije... julibe... TFU! okrągłe wydanie autentyków. Cała redakcja ćwiczy program artystyczny, w nielicznych krótkich przerwach wymieniając opakowania po zużytych dziełach literackich na nowe. Niewiele brakowało, a nie byłoby komu dzisiejszej edycji przygotować...

Zaczynamy edukacyjnie, studencką historią, którą opowiedział nam Wredoot:

Ostatnie zajęcia przed Bożym Narodzeniem.
Facet wchodzi do sali i na wstępie:
- Proszę wyjąć kartki i długopisy. (Gość nigdy nie robił niezapowiedzianych kartkówek.)
Na sali jęk i marudzenie że "Psorze, to ostatnie zajęcia itp…"
-CISZA!!! (Zawsze był spokojny i miły - wszyscy w coraz większym szoku.)
- Proszę schować książki i zeszyty.
Jęk…(Zawsze mogły być na ławce!!!)
- Grupa pierwsza, grupa druga.
JĘĘĘĘK. (Nigdy nie robił podziału na grupy.)
Wszyscy mogiła, załamani, dziękujemy w duchu gościowi za "prezencik" na święta…
Gość zaczyna dyktować pytania:
- Grupa pierwsza rysuje Mikołaja, grupa druga choinkę.

A żeby sobie być studentem, trzeba się najpierw na te wymarzone studia dostać. Jak? Wie Moosehead:

Pęd do wiedzy wykazują niektórzy zaiste zajadły.
Rozmowa kwalifikacyjna - nie egzamin - na niepaństwowej uczelni. Kierunek - prawo. Temat - wiedza o społeczeństwie. Żeby była jasność - orłów się tam nie spodziewają....
Pytanie: Proszę opowiedzieć o obradach Okrągłego Stołu.

Odpowiedź - No więc Król Artur...

A o korzyściach płynących z posiadania rozległej wiedzy lingwistycznej, w tym wyszukanego słownictwa, przekonajcie się sami - doświadczeniem dzieli się tzim:

Miejsce akcji: impreza andrzejkowa w Kwaśniowie.
Czas akcji: kilka lat wcześniej.
Bohaterowie: ja, koleżanka, kolega i dres.
Stoimy sobie w 3 rozmawiając o czymś tam, w naszą stronę zmierza typowy dres (dresik, biały podkoszulek opinający klatę, twarz jak z komiksu w stylu "Walnij mi proszę"). Znajomy był wyraźnie zainteresowany tą koleżanką i sobie z nią spokojnie rozmawiał, ja starałem się zająć swoimi sprawami i im nie przeszkadzać (czyt. włóczyłem się po okolicy szukając znajomych z alkoholem...) Rozmowa przedstawiała się tak:
Dres: Ej, ty z nią jesteś?
Kolega: Nie. A co?
D: Bo gdybyś był, to mógłbym ci wpieprzyć. - Problemy z zachowaniem pionu...
K.: A chcesz spróbować?
[W tym momencie ja wkroczyłem do gry, jako pacyfista nie przepadam za przemocą]
Ja: Panowie spokojnie, spokojnie, my tu pacyfistami jesteśmy. A poza tym bić się o kobietę? Tyle ich na świecie.
[Wyraz twarzy dresa wskazywał całkowite zafascynowanie, chyba pierwszy raz w jego pobliżu ktoś użył aż tak długiego wyrazu...]
D. - yy ... Pacyfy - przerwa na oddech - fistami... No chyba że tak...
Dres udał się w swoją stronę zachowując względny pion. Do dziś zastanawiam się, co sobie wtedy pomyślał. Sądził pewnie, że to nowa sztuka walki...

Wiadomo, że studentom należy się wakacyjny relaks. A o tym, że nie ma jak czynny wypoczynek, przekonał się czarnuch20:

Po pierwszym dniu wspinaczki na skałkach strasznie zbułowalem (przemęczyłem) mięśnie (zakwasy przy tym to małe miki). Wszystko było w miarę OK, niestety, jak to bywa w życiu, nie zawsze jest tak fajnie, jak się wydaje i oto po załatwieniu czynności biologicznej próbowałem przywrócić czystość dolnej części ciała - i tu pojawił się problem: po przełożeniu ręki pod tyłek mięśnie po prostu odmówiły posłuszeństwa i za cholerę nie mogłem utrzymać papieru. W przypływie zrozpaczenia beznadziejnością sytuacji głośno krzyknąłem do kumpli:
"Co wyście mi k.rwa zrobili!! D..y podetrzeć se nie mogę!!"
Dopiero jak usłyszałem, jak się pokładają ze śmiechu, uświadomiłem sobie, jak to zabrzmiało... Sąsiedzi dziwnie na nas patrzyli - ciekawe dlaczego.

Dla odprężenia można też udać się do kina. Dzisiejszy seans sponsoruje Bojownikom adasi:

Zaraz po zrobieniu prawa jazdy sprawiłem sobie starą pandę. Samochód był to pocieszny, generalnie 60% rzeczy w nim nie działało, ale nie było to stałe 60%. W kinach szał na "Ring", więc ze znajomymi postanowiliśmy się wyczołgać z wioski i przejechać te marne 60 km do Bydgoszczy do Multikina, aby to obejrzeć. Wyszliśmy dość roztrzęsieni (kto widział, wie...), w samym filmie dość istotną rolę grał ’szum’. Po 20 minutach odpoczynku wsiedliśmy w trójkę do autka, ruszyliśmy w drogę. Starając się uruchomić radio (coś w nim nie stykało) minąłem skręt i trochę się pogubiłem. W końcu olałem i uznałem, że trafienie do domu jest ważniejsze. Jedziemy przez las, jedenasta w nocy, dwa pożółkłe światła mało co dają, aż tu nagle... włącza się na cały regulator radio i szum w nim... Pamiętam tylko wybałuszone oczy kumpla siedzącego obok mnie, walącego mnie w ramię i krzyczącego na cały głos: ’WYŁĄCZ TO G.WNO K.RWAAAAAAA!’. Nigdy nie widziałem go tak przerażonego ani wcześniej, ani później.

Nie wszystkim Bojownikom dane jest korzystać z dobrodziejstw urlopu. Niektórzy muszą wypełniać zawodowe obowiązki. Należy do nich m.in. chypre, która opowiada o swojej drodze do pracy:

Najpierw przechodzę koło takiego czegoś, co tego żołnierze pilnują.
- Sze pani! Nie ma pani fajki?
Zaglądam... ostatnia...
- Dobra. Obrońcom granic się nie odmawia.
- Niczego? - Pyta zalotnie wojak w wieku mniej więcej mojego syna.
- No wiesz chłopie... Jestem, jak to się mówi, "zajęta"... a kobieta jest "albo piękna, albo wierna". To jak myślisz, jaka ja jestem?
- Wierna...?
- ODDAJ FAJKĘ, DEBILU!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Do pracy chodzi również Misiek-Czikita-666. I dobrze! Nie, żebyśmy mu źle życzyli, ale... Przeczytajcie sami:

Skonsumowałem sobie w pracy bananka.
Wszyscy siedzimy w pokoju. Klimatyzacja na opór. Na zewnątrz zupa.
Tomaszek mówi:
- Idziemy zapalić? No, idziemy... myślę... gorąc gorącem, ale nałóg nałogiem.
Wychodzimy z pokoju. Ochroniarz z recepcji popatrzył na mnie jakoś tak dziwnie.
Zjeżdżamy windą. Na trzecim dosiadła się jakaś panna z innego działu. Popatrzyła na mnie jak na kosmitę. Co jest?
Wyszliśmy na zewnątrz. Palimy. Dobiło parę osób z administracji. Znają mnie z widzenia. Niby tam z nami rozmawiają, ale cały czas tak jakoś na mnie dziwnie patrzą. Kurna!! Co jest?? Opryszczkę mam czy co??
Wracamy. Razem z nami wsiada jakaś babeczka. Pewnie przywiozła rachunki do rozliczenia. No co jest ... patrzy na mnie jakbym jej ojca zabił twardą kajzerką.
Widzę że Tomaszek jest cały czerwony na twarzy i z trudem się od czegoś powstrzymuje ... Coś tu nie gra ... Ale co??
Wracamy do pokoju. Tomaszek siada na fotelu i zaczyna rechotać. Łzy mu kapią. Cały się krztusi.
Co jest, kurczę??? Co się dzieje... Pytam:
- Tomek? Co jest grane? Z czego się śmiejesz???!!!
- Nie pamiętasz?? - wykrztusił Tomaszek.
- CZEGO???
- Jak jadłeś banana, to odlepiłeś nalepkę. Chyba ci się nie chciało na razie wstawać do śmietniczki i nalepiłeś sobie sam tę Czikitę "chwilowo" na czole...

Bywa też, że nowa praca stawia przed nami nowe wyzwania. Opowiada Mewin:

Żona kolegi znalazła pracę, w której na biurko dostała komputer no i służbowy adres mailowy. Oczywiście nie omieszkała sms-em poinformować mnie o tym fakcie i poprosić, żeby coś jej wysłać (dodam, ze żona kolegi nie miała wcześniej dostępu do poczty elektronicznej). Jako że jestem koleżeński, wysłałem jej jakieś ppsy. Koleżance na monitorze wyświetliło się, że dostała wiadomość od Łukasza. I oto jakiego maila zwrotnego dostałem:
"Łukasz napisz mi Twój adres mailowy. Bo chce Ci coś wysłać a nie mam go. Acha mamy zdjęcia z imprezy ze Słowacji. Są super! Trzeba się w końcu spotkać i powtórzyć imprezkę!
POZDRAWIAM
Kasia"

Bo te komputery to w ogóle podstępne istoty są! Skąd, na ten przykład, mamy wiedzieć, czy przy zakupie dostajemy najwyższą jakość? Głos ma Crackoos:

Pracuję w firmie zajmującej się sprzedażą i serwisem kompów. Przychodzi klient.
- Panie, komputer potrzebuję taki wypasiony do gier i do wszystkiego.
Konfiguruję gościowi kompa, a gość kozacko:
- Niech pan da wszystko co najlepsze. Cena nie gra roli...
No to wybieram same najlepsze komponenty i wrzucam do zestawu praktycznie wszystko. A facet do mnie:
- A i daj pan tam dwie stacje dyskietek.
Ja - karpik, kumpel obok (drugi sprzedawca) to samo...
- A po co panu dwie stacje dyskietek??
- Jak to po co? A jak będę przegrywał sobie dyskietki z jednej na drugą?

Są tacy, którzy twierdzą, że komputery potrafią wszystko. O tym, że to nieprawda, przekonuje nas kociara:

Dawno, dawno temu chadzałam do liceum. Mało kto wtedy miał komputer w domu, a znakomita większość widziała takie cudo tylko na amerykańskim filmie. No i dowalili nam przedmiot "informatyka". Prowadziła toto pani od matematyki, sama się ledwo znała na tym temacie, ale za to jaki sprzęt! A jakie programowanie! W języku LOGO.
Do rzeczy. W lewym górnym rogu czarnego ekranu migał złowieszczo biały kursor. Cokolwiek się wpisało nie tak jak należy, wywalał: "nie wiem jak zrobić (to coś, co się wpisało)". Po wpisaniu słowa "dziecko" biedaczek wyświetlał:
"NIE WIEM JAK ZROBIĆ DZIECKO"

A wracając do handlu - z klientami nigdy nie wie, oj nie wie się... I tu ostrożności nigdy nie za wiele - poucza fighter22:

Kumpel (K) wystawiał klientowi (KL) fakturę, podał ją do podpisu, a facet patrzy na ten kawałek zadrukowanego papieru i nie ma zamiaru go podpisać.
K: Czy coś jest nie tak z fakturą?
KL: Tak. Ja się tak nie nazywam.
K: Proszę podać mi jeszcze raz pana godność.
KL: Mydlak.
Spojrzałem kumplowi przez ramię, a na fakturze widniało nazwisko Bydlak.

Zaś o wyższości znajomości języków obcych nad dobrymi chęciami opowiada Arturbo:

W latach 95-97 pracowałem w oddziale francuskiej firmy w Polsce. Z racji obowiązków służbowych przynajmniej raz w miesiącu rotacyjnie z kolegą Ferdynandem jeździliśmy do centrali we Francji. Przyjęło się (taka świecka tradycja) przywożenie z takich wyjazdów różnych specjalnych zamówień lub jakichś drobnych prezentów za "ostatnie franki" dla załogi, która nie miała takich "atrakcji". Czasami jechało się samochodem, czasami leciało samolotem. Razu pewnego Ferdek, wracając samolotem, na lotnisku w strefie wolnocłowej kupił koleżankom kosmetyki, a kolegom - jak to kolegom - po flaszce. Asystentce prezesa, Ani, która z całą pewnością najlepiej z wszystkich biurowych znała język francuski, przypadł w udziale zestaw pomadek w ostrych, wręcz fosforyzujących, kolorach, o zapachu różnych owoców (smaku niestety nie próbowałem ;-)). Dodać należy, iż Ania była osobą głęboko religijną, żadnych tam ekscesów ani innych "wygibasów" się z nią nie dało uskuteczniać.
No i akcja:
Ferdynand rozdaje prezenty.
Ania dziękuje i zamierza się oddalić. Nagle staje i odwraca się z twarzą tak oblaną rumieńcem, iż prawie siną i drżącym głosem pyta:
- Ferdynand, czy ty wiesz do czego są te szminki?
Z lekka zaskoczony wyrazem twarzy i pytaniem - bądź co bądź - kobiety Ferdynand po chwili wahania:
- No do warg.
- A wiesz, do których…?!?!

Czy taki "makijaż" byłby odpowiedni na wizytę w domu przyszłych teściów? Moosehead otrzymuje głos po raz drugi:

W Niemczech to było. Koleżanka miała chłopaka z bardzo dzianej prawniczej rodziny, takich ę ą, co to są na tym etapie, że zwracają uwagę, z kim się latorośl prowadza.
Została zaproszona na zapoznawczą obiadokolację do ichniej willi jednorodzinnej. Denerwowało się dziewczę tak okrutnie, że zaraz po przyjściu potwornie zachciało jej się siusiu. Nie chcąc jednakowoż wyjść na grubiankę, walącą od progu pytaniem "gdzie jest kibel", zapytała grzecznie (acz podchwytliwie), gdzie mogłaby umyć ręce przed jedzeniem. Wskazano jej miejsce odosobnienia - ku jej przerażeniu była to taka poranna łazienka - tylko umywalki...
Po krótkim namyśle stwierdziła, że nie ma wyjścia - wysika się do umywalki.
Wspięła się na nią odpowiednio - i zgadnijcie, co się stało... Marmurowa umywalka ze złoconą baterią w drzazgach na podłodze...
Zwiedziona rumorem rodzina zbiegła się, oczka w :wow, laska się tłumaczy, że się jej słabo zrobiło (cy cuś), oparła się, a umywalka nagle brzdęk, że jej przykro, że odkupi i tak dalej... Przeszło. Państwo Potencjalni Teściowie przełknęli demolkę i z klasą przeszli do porządku dziennego.
Ciąg dalszy kolacyjki upłynął bez zgrzytów, po kolacyjce kawa - w Salonie, na Kanapach.
Laska - już spokojniejsza - przemieszcza się w stronę futrzatego narożnika, prowadzi grzeczną konwersację, siada i....
zabija kota.
Skręciła kark członkowi rodziny...
Szybko przestali być ze sobą...

I tak dotarliśmy do końca dzisiejszych autentyków. Wszystkim Bojownikom życzymy super udanych wakacji - lepszych niż trafiły się koledze, o którym opowiada jareklan:

Spotykam wczoraj po południu kolegę, z którym widziałem się dzień wcześniej na piwku pod parasolami. Wiedziałem, że już o tej porze powinien leżeć na plaży bardzo daleko od naszego kraju.
Ja: Co, spóźniłeś się na samolot?
K: Nie k***wa! Odprawiłem bagaże i dopiero WOP-ista mnie zawrócił.
J: Dlaczego?
K: Bo ważność paszportu skończyła się pół roku temu!!!!!

...Tu przerwał, lecz róg trzymał... ;D
Lecę, bom już okrutecnie spóźniona na próbę kankana!
Aha! Nie zapomnijcie zasilić Bobeshowego rogu obfitości przed następnym wydaniem! Dla niewtajemniczonych: historie z bojowniczego życia wzięte przez cały tydzień można czytać na forum KM.


Oglądany: 22664x | Komentarzy: 26 | Okejek: 5 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało