Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Z wizytą na pływających wyspach jeziora Titicaca. Indian nie ma, ale jest Coca Cola!

65 856  
258   32  
Coldseed relacjonuje: Podobno mają czarną krew i potrafią oddychać pod wodą. Żyją sobie na pływających wyspach, które unoszą się na wodzie tylko i wyłącznie dzięki przychylności bogów. Indianie Uro, bo o nich mowa, to legendarny lud zamieszkujący najwyżej położone, żeglowne jezioro na świecie – Titicaca.

Wizerunek kolorowo ubranego, żyjącego od tysięcy lat w zgodzie z naturą, Indianina Uro to obowiązkowy element każdego przewodnika turystycznego, czy książki podróżniczej. Jak to wygląda z bliska? Nieco inaczej niż myślicie.

Peru to jeden wielki koktajl, w którym jest wszystkiego po trochu. Wybrzeże, pustynie, góry, dżungla. Żeby tego było mało, podczas gdy w jednym miejscu mamy środek upalnego lata, gdzie temperatury sięgają 40 stopni, to kilkaset kilometrów dalej jest właśnie pora deszczowa i piździ jak w kieleckim. Dlatego udając się w podróż po tym kraju warto wziąć ze sobą zarówno kąpielówki i olejek do opalania, jak i ciuch nieco grubszy. W ostateczności, zawsze można kupić sobie sweter z futra lamy, który po kontakcie z wilgocią uwalnia z siebie zapach mokrego psa (co z kolei wywołuje u nas pewne wątpliwości czy ten sweter aby na pewno wykonane jest z futra lamy).
https://joemonster.org/images/vad/img_34206/2a037622a36731d4a4f26cd424b7bb77.jpg

Położone na wysokości prawie 4 tysięcy metrów nad poziomem morza Puno zdecydowanie należy do tych miejsc, które w porze deszczowej może zaskoczyć nas wyjątkowym zimnem. No, ale jak to? Przecież jeszcze 1500 kilometrów stąd, czyli 23 godziny podróży wcześniej człowiek marzył o kawałku cienia.
To znajdujące się na granicy z Boliwią jezioro, oprócz zapierających dech w cyckach widoków, jest wyjątkowe z jednego jeszcze powodu. Titicaca, którego nazwę w języku keczua można przetłumaczyć jako „jezioro kamiennej pumy” to jedno z najważniejszych miejsc w inkaskiej mitologii. Z wód tego akwenu wyjść miał wielki bóg-Słońce, czyli Inti. Także i biały, brodaty bóg Wirakocza wywodzi się z tego miejsca, a na Wyspie Słońca na świat przyszedł Manco Capac – mitologiczny założyciel inkaskiej dynastii.


Wróćmy jeszcze na moment do nazwy tego jeziora. Co ma wspólnego puma z tym miejscem? Otóż ten dziki kot jest dla rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej zwierzęciem magicznym. Puma pojawia się zarówno jako stały element andyjskich legend, jak i jako duchowa postać podczas amazońskich ceremonii ayahuascowych.
Trzeba też wam wiedzieć, że Indianie żyją w bardzo bliskim kontakcie z naturą i widzą ingerencję Pachamamy niemal co krok. To na przykład kształty bóstw ukryte w andyjskich kamieniach, wizerunki wielkich wojowników zaklęte w powalonych drzewach gdzieś w Amazonii.
Akurat tak się trafiło, że jezioro Titicaca ma kształt pumy polującej na królika. Sami zresztą zobaczcie.


Nie widzicie? A teraz?


W jaki sposób ludzie, którzy tysiące lat przed narodzeniem map Google zamieszkali te tereny mogli zobaczyć kształt pumy w tym liczącym sobie przeszło 8500 kilometrów kwadratowych, długim na przeszło 200 kilometrów jeziorze? Takim pytaniem podobno łamią sobie głowy niektórzy ludzie nauki. To z cała pewnością ingerencja kosmitów, którzy wieki temu zstąpili z niebios i rzekli do tubylców (a może raczej tambylców?): „Siema ziomeczki! Wiecie, że wasze bajoro wygląda z góry jak kot?”.

Z jeziorem Titicaca od niepamiętnych czasów związani są Indianie Uro. Podobno pierwszy przedstawiciel tego ludu postawił tu nogę w czasach tak bardzo odległych, że na niebie nie świeciło jeszcze słońce!
To grupa etniczna bardzo różniąca się od dwóch największych andyjskich plemion – Keczua i Ajmara. Niektórzy historycy wysnuli hipotezę, że ten tajemniczy lud przybył na te tereny wprost z Polinezji. O tym, że tak dalekie, morskie eskapady były już setki lat temu możliwe udowodnił norweski odkrywca Thor Heyerdahl, który w latach 40. ubiegłego wieku odbył podróż z Limy aż do wysp Polinezji Francuskiej. Na prymitywnej tratwie zbudowanej z drewna balsy, przebył dystans prawie 8 tysięcy kilometrów!*

*Trzeba jednak podkreślić, że Heyerdahl swoją podróżą chciał udowodnić inną teorię - według niego to Polinezja została skolonizowana przez ludy z terenów dzisiejszego Peru i Kolumbii.

Wyobraźcie więc sobie jakie wrażenie musi robić spotkanie z przedstawicielem owianego legendą plemienia. Urowie uważają się za właścicieli tych ziem oraz jeziora, które jest ich domem. Starzy mędrcy powiadają, że jest to lud magiczny – w żyłach tych Indian ma płynąc krew czarna jak smoła, która to sprawia, że ci nie czują zimna, a nawet pozwala im ona oddychać pod wodą!

Urowie znani są głównie z tego, że budują wielkie wyspy z trzciny totora. Z tego samego materiału Indianie budują też domki i łodzie. Utrzymanie w dobrym stanie takiej wyspy jest dość czasochłonnym zadaniem. Konstruktorzy muszą regularnie kłaść kolejne warstwy budulca i dbać o to, aby całość trzymała się kupy. Pływających wysp jest obecnie ok. czterdziestu, z czego część mogą odwiedzać turyści.

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/33ddfedad4e521546742a2f4afbe794b.jpg

Za parę soli można wykupić sobie miejsce na dużej motorówce i wybrać się na spotkanie z Uros. No i w tym momencie zaczyna się robić ciekawie.

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/ef782101a69d9aab45e690caa0b53792.jpg

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/79a45de19bca466b8582c70f6852e51a.jpg

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/49dfdeda6d69afc33936f27775f77177.jpg

Otóż wbrew temu, co mówią przewodniki i autorzy podróżniczych programów, na żadnej z wysp nie spotkamy człowieka o czarnej krwi. Ci przez ostatnie dekady wymieszali się ze społecznościami Keczua i Ajmara, a wielu z Uros nie dożyło starczego wieku. Głównie przez… reumatyzm, który był niestety częsta dolegliwością tego plemienia. Ostatnia przedstawicielka tej grupy etnicznej zmarła w latach 70.
Obecni „mieszkańcy” wysp utrzymują się głównie z turystów. Misternie układany wizerunek wysp, o których od dzieciaka zaczytywałem się w książkach przygodowych został zburzony kiedy tylko motorówka zacumowała, a ja wraz z grupą innych przyjezdnych postawiłem nogę na miękkiej trzcinie.
https://joemonster.org/images/vad/img_34206/3c800f9f00bc29134731333e6ee508f4.jpg

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/8cc592b59f5b0512bcceb563576c6c6f.jpg

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/094829005b79e8e4d2d8cbf51bc538e6.jpg

Tak, to są panele słoneczne. Dzięki temu na wyspach jest prąd. Te urządzenia zostały sprezentowane ich mieszkańcom jeszcze za czasów rządów dyktatora Alejandro Fujimoriego (o którym chętnie wam opowiem przy innej okazji). I faktycznie – w trzcinowych domkach jest światło, a z małych radyjek słychać skoczne dźwięki czegoś, co można by nazwać „disco andino”. Tak przy okazji – ta przedziwna muzyka rozbrzmiewa dosłownie wszędzie. Dla europejskiego ucha brzmi to jak skrzyżowanie 8-bitowych plumknięć Atari 65XE ze szlochem umierającej na suchoty mieszkanki andyjskiego pueblo.

Bardzo sympatyczni mieszkańcy pływającego lądu mają sporo roboty. Turystów trzeba przywitać, oprowadzić po terenie, sprzedać pamiątkę (można płacić dolarami), zapozować do zdjęcia (też można płacić dolarami).

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/6edef319d9345a035d3eb40b3e2afa9b.jpg

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/b2aa2ef7976ec44ecdf2b3cafe4adeec.jpg

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/3700b2428690959453d28bb761c1e008.jpg

Trzeba jednak zaznaczyć, że wszystkie rodziny mieszkające na wyspach troszczą się o siebie nawzajem. I tak też osoba, która danego dnia nic nie sprzeda ma pierwszeństwo w oferowaniu swoich produktów w dniu następnym...

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/3e6b5ae1f5f5285e8efa58103b2a700c.jpg

W pewnej chwili z gardeł wałęsających się między turystami dzieciaków wydarł się krzyk: „Supermarket przyjechał!”. I faktycznie. Pyr, pyr, pyr… - do wyspy podpłynęła łódź po brzegi wypchana produktami pierwszej potrzeby dla każdego przedstawiciela pierwszego świata – od chipsów, napojów gazowanych, papierosów i piwa, po doładowania do telefonu, czy baterie.
https://joemonster.org/images/vad/img_34206/8b664e1c329615ecb8cae50363db1b42.jpg

Nie ma się co oszukiwać – czy tego chcemy czy nie – cywilizacja już dawno dotarła do tych wszystkich, magicznych miejsc, które znamy z programów na Discovery czy książkowych opowieści podróżników. A ubrani w kolorowe, ludowe szaty Indianie, kiedy nikt nie patrzy grają w „Angry Birds” na swoich smartfonach. To oczywiście nie oznacza, że wszyscy obecni mieszkańcy wysp z totory dybią tylko na naiwnych turystów. Nic z tych rzeczy – ci ludzie faktycznie tam żyją i nie pozwalają, aby tradycje Indian Uros zostały zapomniane.
Jak już wspomniałem – tylko część wysp udostępniona jest do zwiedzania przez gości z zewnątrz. Jeśli jednak uda się nam dostać na inne, to ze zdziwieniem odkryjemy, że znajdują się tam szkoły, kościoły, hotele, telefony publiczne oraz wodne taksówki kursujące pomiędzy trzcinowymi lądami.

https://joemonster.org/images/vad/img_34206/40796d47253bad00501e86fae1ce7c36.jpg

Póki co jednak opuszczam przyjaznych i gościnnych „prawie-Uros” i ruszam do puszczy w poszukiwaniu psychodelicznych wizji.
2

Oglądany: 65856x | Komentarzy: 32 | Okejek: 258 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało