Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wszyscy moi filipińscy współlokatorzy - Filipiny oczami bojowniczki JM

63 628  
447   43  
Wyobraźcie sobie, że idziecie rano na mały spacer po lesie za domem. Ptaszki śpiewają w gałęziach, kolorowe motyle latają w poprzek ścieżki, rosa lśni na liściach. Odwracacie się i nagle, na najbliższej gałęzi, blisko jak na wyciągnięcie ręki, widzicie coś takiego:

Tak właśnie przez pierwsze 3 miesiące pobytu na Filipinach zaczynał się mój dzień pracy na wolontariacie w fundacji zajmującej się wielkookimi wyrakami, zwanymi też tarsierami. Siedziba fundacji mieści się na filipińskiej wyspie Bohol. Jest to dziesiąta pod względem wielkości wyspa Filipin i ma ok. 100 kilometrów średnicy, a jej stolicą jest Tagbilaran. Odległość od fundacji do tego miasta to około 20 minut samochodem.

Tarsiery to zagrożone wyginięciem naczelne wielkości ludzkiej pięści. Jako jedyne naczelne są mięsożerne i żywią się owadami i innymi małymi zwierzątkami. Niestety wyłapywane i więzione w klatkach przez zachłannych ludzi bardzo szybko umierają. Turystyka na Boholu przyczyniła się do znacznego spadku populacji tych słodziaków.

A to jest przedstawiciel gatunku wiecznie zaskoczonych:


Niespotykany widok u tych terytorialnych naczelnych. Trzy tarsiery w jednym miejscu w naturalnym środowisku. Mama, starsza córka i malutki tarsierek (to szare futerko).

1-SAM_1052

Miejsce, w którym mieszkam, jest położone w dolince między zielonymi pagórkami, w środku dżungli. Moja dżungla w niczym nie przypomina tej z filmów o Tarzanie. Niestety, nie ma w niej bardzo wysokich drzew ani lian, na których mogliby się huśtać półnadzy mężczyźni. Są za to palmy kokosowe, bananowce, bambusy, całe mnóstwo krzaków, paproci, a nawet świecących grzybków. To wszystko wypełnia ogromna różnorodność dynamicznego, głównie nocnego życia.

A oto mój dom i główny budynek fundacji.

1-SAM_0142

Z zewnątrz budynek wygląda imponująco, jednak nie ma co liczyć na to, że w środku jest prysznic, działająca toaleta albo kuchnia. Mieszkam tu razem z innymi wolontariuszami i zwykle jest nas od 4 do 8 osób. Nasz prysznic wygląda tak:


W dzień mój nowy dom wygląda na bardzo ciche i spokojne miejsce. Nic tylko rozwiesić hamak i zrobić długą sjestę. Wyjątkiem są momenty, kiedy przyjeżdżają duże wycieczki turystów, ponieważ mój pokój znajduje się w tym samym budynku co wystawa o wyrakach i informacja turystyczna. Stąd wszystkie wycieczki wyruszają, żeby zobaczyć tarsiery.
Po zmroku w dżungli i na strychu domu zaczyna się prawdziwa impreza z odpowiednim natężeniem hałasu.

Dobry wieczór! Jestem Gekon. Słyszałem, że będziemy mieszkać razem przez następne 5 miesięcy!



I tak moje pierwsze wieczorne spotkanie z filipińskimi współlokatorami zakończyło się krzykiem i ucieczką. To co najbardziej mnie zdziwiło, to odgłos, jaki wydaje gekon. Gekon robi gekon, ale nie brzmi jak zwierzę, tylko jak zabawka z wyczerpującą się baterią. Pomimo bardzo złego pierwszego wrażenia, ja i gang gekonów zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego? Gekony zjadają wszystko to, czego ja wolę z bliska nie oglądać, a co leci do światła. Nasza przyjaźń trwała dopóki jeden z gekonów nie postanowił załatwić się siedząc na suficie, dokładnie nad moją twarzą.

Wielki pasikonik na mojej ścianie:


Odgłosy gekonów to nie jedyne nocne dźwięki jakie mogę usłyszeć. W koncercie biorą udział wielkie świerszcze i cykady brzmiące jak piła tarczowa. Ponadto cały chór żab po deszczu. Wiecie jak głośne potrafią być zwykłe żaby w oczku wodnym koło domu? A teraz powiększcie je do rozmiaru kota i podkręćcie dźwięk do poziomu szczekającego psa. Gdy jedna zaczyna rechotać, dołączają do niej inne i brzmi to jak polska wieś, kiedy ujadają wszystkie łańcuchowe Burki. Myśląc o nocy w dżungli nie można nie wspomnieć o tych bezgłośnych współlokatorach czyhających na nieostrożnych nocnych marków. Czy jest coś bardziej obrzydliwego niż pająk wielkości dłoni zjadający wielkiego karalucha? Większość tych dużych jest na szczęście niejadowita. Za to ten maleńki skurczybyk poniżej to skorpion grzecznie siedzący na krześle ogrodowym.

Kuchnia znajduje się w osobnym budynku, a właściwie chatce krytej strzechą. Nie trudno jest ją znaleźć. Wystarczy iść poboczem tej oto mrówczej autostrady. Wszystkie mrówki, od standardowych wielbicielek cukru, po te wielkości polskich pająków, kochają chleb Dominiki i idą prosto do niego. Obserwując ich codzienne zmagania nie mogę wyjść z podziwu nad ich sprytem i przebiegłością w walce o każdy okruszek mojego jedzenia. Wciąż budzi we mnie przerażenie wspomnienie wojny na mojej ścianie, kiedy cała podłoga była usłana fragmentami poległych. A inwazja dużych latających mrówek to jedno z najgorszych moich doświadczeń. Zaczęło się niczym w Ptakach Hitchcocka - od jednego niewinnego osobnika, który przysiadł sobie na stole. W ciągu dosłownie kilku sekund cała kuchnia zaroiła się od nich. Obsiadły nas i wszystko co nadawało się do jedzenia i zmusiły do szybkiej ewakuacji.


Z wizytą do kuchni często wpadały też krocionogi. Szczególnie upodobały sobie wspinaczki po ścianach. Czym jest krocionoga? To robal dla którego sto nóg to za mało. Czarny, grubości palca i długości około 15 cm, który na dodatek parzy. Jego krótsza wersja potrafi się zwinąć i udawać fasolkę. Dłuższa wersja z miernym efektem udaje błyszczące, czarne odchody.

Krocionoga zapładnia krocionogę - czytała: Krystyna Czubówna




Często zaniepokojeni znajomi lub turyści wybierający się na treking pytają mnie o węże. Czy na Filipinach są jadowite węże? Oczywiście, że tak. Kobry, żmije, pytony, a nawet wyjątkowo jadowite węże morskie. W dotyku nie są bardzo oślizgłe, raczej gładkie. Trzymając pytona czułam z jaką niesamowitą siłą działają jego mięśnie. Mogłam też wyczuć jajka które zjadł na śniadanie - wciąż w oryginalnym kształcie. Filipińczycy chętnie kupią takiego pytona i zjedzą. Przy odrobinie szczęścia i spostrzegawczości uda się zobaczyć jak wąż rozprawia się ze swoją ofiarą - w tym wypadku niewinnym ptaszkiem.


Moim celem absolutnie nie jest zniechęcanie Was do wizyty w dżungli. Wręcz przeciwnie. Uważam to za niesamowite doświadczenie, warte widoku każdego pająka czy innego obrzydliwca z czułkami. Na dowód dwa piękne okazy: Ozdobnik Kaligraficzny oraz Błyszczyk Dżinsowy.




Na deser coś dla tych wytrwałych, którzy przebrnęli przez wszystkie pająki i węże. Mały cud natury, który przypomina mi, że jeszcze nie wszystko stracone i może kiedyś do moich drzwi zapuka wesoła banda krasnoludów w drodze po skarb. Jedyne zwierzątko, które chciałabym zabrać do domu. Głównie w nadziei, że karmione jagnięciną urośnie i będę mogła straszyć nim sąsiadów. Smok latający o delikatnych skrzydełkach we wzory niczym u motyla. Uwielbia wygrzewać się w słońcu albo w innych gorących miejscach, dlatego nieniepokojony chętnie funkcjonuje jako broszka na ciepłej piersi. Przez Filipińczyków gotowane, proszkowane i używane jako lekarstwo dla dzieci chorych na astmę.




Teraz fobicy wszelkiego rodzaju mogą spokojnie odetchnąć. To już koniec pająków, węży i jaszczurek. Na koniec dnia zasypiam ciesząc się, że od innych żywych stworzeń jestem szczelnie odgrodzona moskitierą. To bardzo przyjemny moment, kiedy nic po mnie nie pełza i nie gryzie.
3

Oglądany: 63628x | Komentarzy: 43 | Okejek: 447 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

04.05

03.05

02.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało