Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CCXVI

29 952  
75   2  
Dziś o linoskoczku, huśtawce zrobionej przez blondynki, procy, siatce i rzucaniu czym się da.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

CHODZENIE PO LINIE


Przeglądałem stare zdjęcia i przypomniała mi się ciekawa historia sprzed ponad 15 lat. Mając 6 lat postanowiłem nauczyć się chodzić po linie. Po kilku dniach zamęczania wyprosiłem dziadka, żeby przywiązał ją między drzewami i mocno ściągnął. Lina była koło 20 cm nad ziemią, więc upadki nie były bolesne, o ile nie upadło się na nią. Po jakimś czasie nauczyłem się stać na niej, a wiele dni później zaczęło mi wychodzić przesuwanie się.
Pewnego dnia przyjechała do nas rodzina. Było to latem i wszyscy siedzieli na ogródku przy kawce, co natychmiast wykorzystałem do pochwalenia się swoimi umiejętnościami. Dzięki mojemu treningowi na linie, posiadłem też umiejętność chodzenia po płotach jak kot. Zacząłem więc od przechadzania się po furtce i bramie, a skończyłem na linie. Wujek stwierdził, że to skoro tak dobrze mi to wychodzi to nie może być trudne i sam postanowił spróbować. Wszedł na linę, od razu stracił równowagę i upadł na nią plecami.
Siła z jaką uderzył w linę musiała być spora, bo coś miał złamane (czy tam pęknięte, nie pamiętam już dokładnie), drzewo też nie wytrzymało takiego szarpnięcia, pękło po czym odłamała się od niego gałąź i spadła oczywiście na wujka wybijając mu zęby. Z kumplami przez jakiś czas mówiliśmy na niego Szczerbaty Tom, ale ja przestałem po trzecim laniu od ojca.

by linoskoczek @

* * * * *

PROWIZORYCZNA HUŚTAWKA

Miałam może z osiem lat i o 2 lata starszą i równie genialną jak ja koleżankę. Pewnego pięknego dnia przywiązałyśmy sznurek do takiej wielkiej metalowej szafy na narzędzia, drugi koniec przewiązując do jakiegoś słupka. Huśtałybyśmy się na tym sznurku w najlepsze, gdyby drzwi ciągle nie otwierały się pod naszym ciężarem. Co w takim przypadku robią genialne dzieci (nota bene dwie blondynki). Mianowicie zamykają drzwi od szafy na klucz. Efekt - pod naszym ciężarem szafa przewróciła się z wielkim hukiem, padając tuż obok przerażonych dzieci. A mogła zabić....

by justysia2201 @

* * * * *

ZEMSTA

Mając lat około 5 bawiłem się z młodszym o rok bratem w berka. Los chciał, że biegaliśmy wkoło 3 koszy na śmieci, ale takich metalowych, w kształcie walca. Brat nie mogąc mnie dogonić i chcąc mnie spowolnić popchnął na mnie kosz - efekt - rozcięte czoło, 4 szwy i do tej pory mam widoczną bliznę gdy unoszę brwi.

Parę lat później (6-7) rzucaliśmy z bratem bumerangiem. Staliśmy naprzeciwko siebie w odległości 15 m. Po pewnym czasie zabawa nam się znudziła i zmniejszyliśmy dystans do ok 4-5 m. Los jednak jest sprawiedliwy. Brat nie zauważył lecącego "pocisku" i dostał prosto w... szczenę. Dwie górne jedynki miał połamane i rozciętą wargę. Zemsta jest słodka.

by Raptor_PL @

* * * * *

EKSKLUZYWNE BABKI

Pewnego lata postanowiłam jak to zwykle pobawić się z dzieciakami z podwórka (miałam lat 6). Postanowiliśmy iść pobawić się na pobliską budowę i ja wraz z koleżankami znalazłyśmy " biały piasek", który miał służyć do wyrobu ekskluzywnych babek, niestety sam się nie lepił jak ten z piaskownicy, więc jedna z nas poszła po wodę, która miała być przyniesiona w wiaderku, na szczęście mama dziewczynki zabroniła jej już wracać na podwórko gdyż zbliżała się burza, a my pouciekaliśmy do domu. Biały piasek okazał się po latach być wapnem gaszonym.

by Taladriele

* * * * *

PECH CZAI SIĘ WSZĘDZIE

Pewnego lata poszedłem z kolegami pozjeżdżać na osiedlowej ślizgawce, miałem może wtedy 7-8 lat. Owa ślizgawka w połowie długości miała lekko rozerwane i wystające ostre metalowe poszycie, po którym się zjeżdżało, lecz wystarczyło trzymać się blisko jednej krawędzi i można było 'bezpiecznie' śmigać. Jeździłem tak wiele razy, lecz za jednym złapał mnie pech, a dokładnie to zjeżdżając zahaczyłem krótkimi spodenkami o ten wystający fragment. Pech był większy, że oprócz spodenek, wkręciły się również majtki. Efekt był taki, że zerwało mi dolną część ubrania, a ja zjechałem na gołej dupie. Dzieciaki na placu zaczęły się śmiać, a ja ze wstydem półnagi uciekłem do domu. Teraz, jak sobie to przypominam, sam z siebie się śmieję.

by zioolek @

* * * * *

PROCA

Kiedy byłem małym chłopcem, małym, ale jakże rezolutnym urwiskiem, a proca była mi krzyżem, dni płynęły mi beztrosko. Wydawało mi się, że zabawa nie ma granic. A psoty dzielą się na dobre, lepsze i te, co kończą się opierdolem od tatusia.
Otóż nic bardziej mylnego. A za przykład niech posłuży wyżej wymieniona proca. Ja i mój kumpel (dajmy na to) Wojtek strzelaliśmy do puszek, a że proca była moja i miałem czas na trening szło mi dużo, dużo (no dobra, zajebisty byłem) lepiej. Wojtek się pyta (Wojtek to pyta, bo nie trafia): jak to robisz? Ja dla zgrywu powiedziałem, że używam kciuka dłoni, którą trzymam procę jako muszki celowniczej. On uwierzył, naciągnął, palec wyprostował, wycelował no i strzelił...

Wyrzuty sumienia mam do tej pory, a Wojtek już nigdy nie zgiął kciuka.

by p19koz

* * * * *

KOŃ NA BIEGUNACH

Mając jakieś 5 lat uwielbiałem konika na biegunach. Mogłem się na nim bujać całymi godzinami i wyobrażać sobie, że naprawdę jadę. Pech chciał, że w moim malutkim pokoju jedyne wolne miejsce było obok kaloryfera. Pewnego zimowego dzionka huśtałem się bardzo intensywnie (w mojej wyobraźni właśnie trwał pościg za jakimś bandytą). W pewnej chwili poczułem, że spadam wprost na rozgrzany kaloryfer. Natychmiast zjawili się rodzice. Kiedy udało mi się odzyskać władzę w nogach, zacząłem biegać trzymając się za "dziurę w czole". Efektem tej zabawy była piękna blizna, którą mam do dzisiaj, oraz złamane kopyto konika (niestety, nigdy się nie zrosło).

by maly.raper @

* * * * *

RZUTY

Ze wszystkich mniej lub bardziej traumatycznych przeżyć z dzieciństwa najlepiej (najgorzej?) wspominam te, które związane były z wprawianiem różnych przedmiotów w stan lotu. Najciekawiej zaś prezentują się następujące dwie:
Klasyka czyli kamień. Mając jakieś 5 lat, w czasie letniego popołudnia pokłóciłem się o jakąś bzdurę z dwoma kolegami, którzy zawiązawszy sojusz doprowadzili mnie do łez. Zdesperowany, sięgnąłem po otoczaka, którego los położył u moich stóp. Dodam, że idealnie wypełniał on moją pięcioletnią dłoń i z tego co pamiętam nawet dziś uznałbym go za niebezpieczny pocisk. Z całej siły rzuciłem go w górę i w stronę stojących jakieś 30 m dalej szyderców. Po dziś dzień nie udało mi się cisnąć niczym bardziej precyzyjnie. Kawałek skały zakończył swój paraboliczny lot dokładnie na czubku głowy mojego kolegi. Od rozbicia czaszki uratowała go chyba jedynie bujna czupryna.
Gwóźdź na sznurku. Nie pamiętam w jakich okolicznościach, ale jako 8-letni wynalazca odkryłem, że 15-centymetrowy gwóźdź, z przywiązanym doń sznurkiem, potrafi latać wysoko i daleko. Razem z sąsiadem ustawialiśmy się na dwóch końcach ulicy i na zmianę chwytaliśmy koniec sznurka, kręciliśmy nim, coby nadać gwoździowi stosowną prędkość i wypuszczaliśmy, obserwując jak przecina powietrze i wbija się w ziemię tuż pod naszymi nogami. Wraz ze wzrostem doświadczenia zaczęliśmy nawet celować w siebie nawzajem i uskakując w ostatniej chwili, łapać za przelatujący sznurek. Do dziś zastanawia mnie jakim cudem nikt w wyniku tej "zabawy" nie postradał oka lub nie został ranny...

by thomash.silverado @

* * * * *

KIJ I REKLAMÓWKA

Pewnego pięknego, letniego dnia, gdy miałem może z 6 lat bawiłem się z bratem 7 lat starszym. Zabawa polegała na tym, że ja podrzucam reklamówkę, a brat uderza w nią kijem (był to kij od takiego długiego młotka jaki mają na kolei ). Wypadło tak, że to ja pierwszy podrzucałem reklamówkę. Pierwszy raz udany, drugi też, a trzeci..... A trzeci zakończył się dosyć mocnym ciosem w mój nos. Przez jakieś 30 sek. nie wiedziałem co się stało. Później poczułem mocny ból nosa i cały zalałem się krwią. Gdy wszedłem do domu to mama prawie zemdlała na mój widok. Krwotok z nosa trwał jakieś 5 min. Nos wytrzymał. Nie był złamany ani nawet pęknięty. Od tej pory nie bawiłem się z bratem czymś, czym mógłby mnie uderzyć.

by komar0121 @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.


UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 29952x | Komentarzy: 2 | Okejek: 75 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało