Boha niet- otca w mordu można
porzekadło ukraińskie
Natrafiłem dzisiaj w kiosku na najnowszy numer Przeglądu. Temat z okładki. Nie żeby był jakiś wyjątkowy: dominacja Kościoła w życiu społecznym to w pismach lewicowych standard od czasu, kiedy brak polipropylenowego sznurka do snopowiązałek przestał być palącym problemem. Po prostu doszedłem do wniosku, że w tej akurat kwestii media tworzą niesamowitą iluzję...
https://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=kraj&name=2981
Z resztą przeczytajcie sami. Tekst to kawał dobrej retoryki.
Warta uwagi jest tu jedna rzecz: tak silną (relatywnie, bo tylko na tle zlaicyzowanej Europy) pozycję Kościoła i jego "rząd dusz" krytykuje pismo które "broniło demokracji" przed autorytarnymi zapędami JarKacza. Nie zauważyli jednak...
...że tak wielka rola biskupów w życiu społecznym wynika właśnie z demokratycznego charakteru naszego ustroju. Grubo ponad 90% narodu deklaruje się jako katolicy- cóż więc w tym dziwnego, że przykładają wagę do stanowiska Kościoła Katolickiego i spora ich część to stanowisko popiera. Bo gdyby nie popierali to byłoby to, pardons my french, gówno, a nie katolicyzm.
Jak każdy apostata przechodziłem okres wściekłego antyklerykalizmu. Teraz jednak, patrząc z perspektywy czasu, antyklerykałem nie czuję się wcale, a do samego Kościoła odnoszę się raczej z sympatią. Bo jakby na to nie patrzeć:
- to zasięg katolicyzmu zdefiniował kulturalne granice Europy-Christianitas
- to katolicyzm, bardziej niż inne religie wpłynął na nasze, europejskie wyobrażenie o etyce (poszlibyście na walkę gladiatorów? Szczerze wątpię)
- to religia powstrzymuje wielu ludzi przed totalnym zeszmaceniem się, kradzieżami itp. powoływanie się na religię jest zaś nieocenione przy wpajaniu norm etycznych dzieciom.
- to mnisi katoliccy mozolnie gryzmolący w kodeksach zachowali dla nas dziedzictwo antyku.
Czy jest więc sens niszczyć coś, co (czy nam się to podoba, czy nie) definiuje naszą przynależność kulturową? W nie mniejszym stopniu niż idee Oświecenia, choć Europa jakimś cudem nie chce o tym pamiętać.
I tutaj pytanie do wszystkich: jak myślicie, komu to przeszkadza, że Kościół cieszy się u ludzi autorytetem? Bo moim zdaniem znacznie większy rząd dusz ma telewizja, a ja na przykład mam więcej zaufania do Kościoła niż do jakiejkolwiek telewizji. Dlaczego?
a) Minął rok z okładką od kiedy widziałem księdza katolickiego poza kościołem*. Zaś od telewizorni nie mam ucieczki- jest wszędzie. I bombarduje mnie taką ilością informacji, że nie jestem w stanie wszystkich świadomie przetwarzać. A to jest niebezpieczne.
b) Ogólnie ten rząd dusz, jak wspominałem na początku, wydaje mi się tylko chwytem retorycznym. Wśród moich rówieśników znam bardzo wielu wojujących antyklerykałów. Regularnie praktykujących katolików- może siedmiu. Jednego lefebrystę. Naprawdę większości znanych mi ludzi religia wisi i powiewa (choć wielokrotnie deklarują inaczej!), a od pontyfikatu Jana Pawła II mocno mnie dziwi, że Kościół jeszcze nie przeprosił za swoje istnienie. Antyklerykalne podnoszenie wrzasku na rząd dusz to dla mnie zwykłe kopanie leżącego.
*- bo czasem tam bywam. Wiara jest rzeczywiście prywatną sprawą jednostki. Ale religia służy budowaniu wspólnoty- i te kilka godzin w roku warto poświęcić.
--
Kim jest ten ktoś? Sprawdź koniecznie na
www.ronpaul2008.com