Trafiłam dziś na ciekawy artykuł w portalu gazeta.pl:
<https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3950472.html>
Artykuł traktuje o internetowym śledztwie, którego przedmiotem jest dziennikarka Eliza Michalik, a dotyczyło ono plagiatów, jakich dopuściła się owa pani w tekstach wszelakich popełnionych dla prasy i telewizji. Całe śledztwo przeprowadzili internauci, szperając po sieci w poszukiwaniu materiałów, powstał też specjalny blog, gdzie gromadzono dowody rzeczowe. Kariera pani Michalik jest zrujnowana.
Przy okazji naszła mnie refleksja, która w zasadzie kołacze mi się po głowie od jakiegoś czasu. Autor w/w artykułu nazywa internautów "piątą władzą". Znaczy to, że fora i blogi stały się silnym narzędziem opiniotwórczym. Nie bez znaczenia jest fakt, że wielu dziennikarzy prowadzi teraz blogi jako działalność poboczną oprócz normalnego publikowania artykułów w gazetach, zaś na portalu gazeta.pl coraz częściej pojawiają się artykuły mające za źródło informacji i refleksji forum internetowe (co z resztą sami dyskutanci kwitują złośliwościami w stylu: "wklejenie paru cytatów z forum i dopisanie kilku własnych bzdetów, ja też tak mogę, ile płacą za wierszówkę w gazeta.pl?").
Dodajmy jeszcze przykład z naszego własnego podwórka: 20 grudnia 2004 roku powstało w tym serwisie forum filmożerców (najbliższa ciału koszula ), którego hasłem przewodnim jest "Szczerze o filmie". Ojciec Dyrektor sam spostrzegł, że oficjalna krytyka filmowa to rzeczpospolita kolesiów i że można wysmażyć piękną recenzję byle chłamu, byle tylko ludzie poszli do kin i kasa z biletów pokryła budżet filmu.
Sama coraz częściej widzę, że recenzje oficjalne (książek, filmów, muzyki etc.) są nieszczere i "kupione". W związku z tym może lepiej uwierzyć normalnym ludziom, słuchać głosu ludu - wyrażanego właśnie przez internautów?
Co wy o tym myślicie? Czy rzeczywiście jesteśmy aż tak potężni?
<https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3950472.html>
Artykuł traktuje o internetowym śledztwie, którego przedmiotem jest dziennikarka Eliza Michalik, a dotyczyło ono plagiatów, jakich dopuściła się owa pani w tekstach wszelakich popełnionych dla prasy i telewizji. Całe śledztwo przeprowadzili internauci, szperając po sieci w poszukiwaniu materiałów, powstał też specjalny blog, gdzie gromadzono dowody rzeczowe. Kariera pani Michalik jest zrujnowana.
Przy okazji naszła mnie refleksja, która w zasadzie kołacze mi się po głowie od jakiegoś czasu. Autor w/w artykułu nazywa internautów "piątą władzą". Znaczy to, że fora i blogi stały się silnym narzędziem opiniotwórczym. Nie bez znaczenia jest fakt, że wielu dziennikarzy prowadzi teraz blogi jako działalność poboczną oprócz normalnego publikowania artykułów w gazetach, zaś na portalu gazeta.pl coraz częściej pojawiają się artykuły mające za źródło informacji i refleksji forum internetowe (co z resztą sami dyskutanci kwitują złośliwościami w stylu: "wklejenie paru cytatów z forum i dopisanie kilku własnych bzdetów, ja też tak mogę, ile płacą za wierszówkę w gazeta.pl?").
Dodajmy jeszcze przykład z naszego własnego podwórka: 20 grudnia 2004 roku powstało w tym serwisie forum filmożerców (najbliższa ciału koszula ), którego hasłem przewodnim jest "Szczerze o filmie". Ojciec Dyrektor sam spostrzegł, że oficjalna krytyka filmowa to rzeczpospolita kolesiów i że można wysmażyć piękną recenzję byle chłamu, byle tylko ludzie poszli do kin i kasa z biletów pokryła budżet filmu.
Sama coraz częściej widzę, że recenzje oficjalne (książek, filmów, muzyki etc.) są nieszczere i "kupione". W związku z tym może lepiej uwierzyć normalnym ludziom, słuchać głosu ludu - wyrażanego właśnie przez internautów?
Co wy o tym myślicie? Czy rzeczywiście jesteśmy aż tak potężni?