No to moze ja tez dorzuce nieco moich przemyslen.
Jednym z powodow jest to, o czym wspomnial tomasz35 - niestety, ale poprzedni system wytworzyl w ludziach mentalnosc, ze "cos sie NALEZY". gornicy mieli deputat weglowy, kolejarze - darmowe przejazdy, emeryci - darmowe leki itp itd. Jednoczesnie byl to system, ktory BAARDZO zniechecal ludzi do samodzielnosci i dzialania - vide okreslenia typu "prywaciaz" wciaz bardzo negatywnie sie kojarzace. Bo to przeciez byl wyzyskiwacz, ktory chcial tylko zarobic pieniadze (to straszne!). Bo jak sie u niego wyszlo na papierosa na 15 minut, to robil problemy...(TAK LUDZIE MYSLELI). Ci co tego nie pamietaja niech spytaja rodzicow. Bezposrednio wynika z tego mentalnosc, ze "cos sie nalezy za darmo" (jak np. WSZYSTKO zwiazane z leczeniem). I to jest bardzo trudne do wyeliminowania, bo oczywistym jest fakt, ze jesli sie komus przez 45 lat wmawialo, ze cos jest za darmo i sie nalezy, to kazda proba zmiany bedzie odbierana jako zamach na jego dobro. A niestety nie mozna inaczej. Nic sie nikomu nie nalezy z racji tego ze jest (oczywiscie poza inwalidami, bo panstwo powinno im zapewnic byt, niemniej tu tez jest bardzo duzo do poprawienia). Im wczesniej dotrze to do ludzi tym lepiej dla nich i dla kraju. A jesli nie dotrze, to niestety bedzie trzeba zaczekac az pokolenie, ktore pamieta tamte czasy wymrze (lub zestarzeje sie na tyle ze nie bedzie juz mialo na nic wplywu). Troche to brutalne, ale chyba nie ma innego wyjscia.
Mowie tak, bo znam to z wlasnego doswiadczenia - ja pamietam jeszcze kartki, pamietam kolejki bo "rzucili kawe" jak mama ustawiala mnie, brata (mielismy wtedy po 4-5 lat) i wszystkich w rodzinie w kolejce. Pamietam "wyroby czekoladopodobne". Pamietam jak na ZPT w szkole robilismy "czekolade" (juz slysze ten smiech u mlodszych forumowiczow). Co dziwne - moi rodzice zdaja sie tego nie pamietac i nie docieraja do nich zadne argumenty. Prosto w twarz zaprzeczaja temu, ze byl czas jak na polkach byl tylko ocet ("no bo przeciez nie jedlismy octu!"). Dla nich "nie bylo tak zle", bo raz w roku wyjechali na wczasy nad morze do zakladowego osrodka. Nigdy nie wyjezdzali za granice, wiec nie maja doswiadczen zwiazanych np. z zalatwieniem paszportu. Pamietam ze mielismy pralke automatyczna Polar (kupiona "po znajomosci" oczywiscie), ktora psula sie srednio raz w roku - zawsze to samo - programator, zawsze byl wymieniany na nowy i wytrzymywal okolo roku - no po prostu szczyt technologii... Tato mial najpierw syrene 105, potem Fiata 125, a obecnie (3 lata temu) kupil Poloneza - dlaczego? - "bo czesci sa tanie". Dlatego nie kupil zachodniego samochodu. I jakos nie dociera do niego, ze ja w ciagu tych trzech lat wydalem na czesci do 10 letniego Opla polowe tej kwoty, co on wydal na Poloneza (5 letniego w chwili zakupu)
Zaloze sie, ze takich jak oni jest w kraju wiekszosc. Ludzie, ktorzy przepracowali w jednym zakladzie "-dziesiat" lat, przyzwyczajonych do stalej niewielkiej pensji ("kiedys to pensji starczalo na wszystko" - heh - nie bylo nic w sklepach to starczalo...). Do "lekarza za darmo" - "panie - za komuny to nie bylo problemow ze sluzba zdrowia, a dzisiaj...". Tylko ze mowia to ludzie, ktorzy moze KIEDYS raz na 2-3 lata poszli do przychodni po antybiotyk na przeziebienie, a chorzy sa TERAZ - na emeryturze, doszly problemy zwiazane z wiekiem i czesciej musza do lekarza chodzic.
A kto krzyczal "nie wchodzmy do Unii, bo rolnicy dostana tylko 30% doplat na poczatku"? A ze przed wejsciem nie dostawali nic to bylo dobrze? A to ze rolnicy oplacaja na KRUS 1/20 tego co pozostali to jest sprawiedliwe? "Rolnicy" czyli jakies 30% ludnosci tak? Bo rolnikiem bedzie rowniez ten kto ma pare arow ziemi, krowe, dwie swinie i kilka kur... I mentalnosc, ze skoro dziadek i ojciec byli rolnikami to on tez musi. I panstwo musi mu zapewnic byt. a jak przyjdzie do lekarza to "jemu sie nalezy bo ON PLACI". A g...o prawda! Bo ja juz po 2 latach wplacilem wiecej niz on przez cale zycie zapewne (i to z moich pieniedzy miedzy innymi jest finansowana opieka zdrowotna dla niego)...
Do nikogo nie przyjdzie dobra wrozka i nie powie "stary - a moze bys zostal prezesem KGHMu?". O swoje trzeba walczyc na kazdym kroku. Trzeba wykorzystywac kazda szanse, bo moze sie juz nie powtorzyc. Wiem - banaly, ale ilu ludzi twierdzac ze to banaly przechodzi nad tym do porzadku dziennego...
Polska jest mloda demokracja, od niedawna mamy gospodarke rynkowa (kilkanascie lat) - a wiekszosc ludzi nadal mysli tak jak kiedys. To jest problem. To co sie dzieje dzisiaj wynika z wielu rzeczy. Wspominasz o "teczkach"... To cos, co powinno byc raz i definitywnie zlatwione zaraz po roku 89 (np. tak jak bylo w Czechach). A emocje bedzie wzbudzac dopoki sie tego nie zakonczy raz na zawsze. Dlaczego to napotyka na taki opor - kazdy chyba sam sobie potrafi na to odpowiedziec... Oczywiscie - nie wszystko co robi obecna wladza mi sie podoba, zwlaszcza ze w wielu przypadkach obecni "wybrancy" zarzekali sie ze "nigdy nie..." (...bedzie koalicji z Samoobrona, ...kolesiow, itp) a wiadomo jak to wyglada. Tylko skoro zawsze bylo tak, ze w mniejszym lub wiekszym stopniu na pewnych stanowiskach obsadzalo sie "wlasnych" ludzi, to dlaczego taki sprzeciw budzi to obecnie? Moze problem tkwi w czyms innym? Moze jednak obecna wladza chce zrobic cos takiego, czego nie robil nikt wczesniej - i to budzi taki opor...
I jeszcze cos z "mojej beczki". Jestem lekarzem. Mlodym, bo studia skonczylem w 2000 roku. Wiem jak to wyglada "od srodka" i oczywiscie rowniez tutaj bylo i jest sporo nepotyzmu. I np. "virtualnych" miejsc na specjalizacje na niektore kierunki. "Virtualnych" bo jest to np. pierwsze i jedyne miejsce na dany kierunek od 5-6 lat, przyznane akurat wtedy, gdy zdaje corka/syn profesora X. I oczywiscie ten syn/ta corka sie dostaje, ku uciesze taty/mamy i ogolnej cichej dezaprobacie pozostalych kandydatow. Cichej, bo jako mlodzi lekarze nie moga nic zrobic, bo ten Profesor zna wszystkich pozostalych z Akademii i jeszcze kilkunastu innych z calego kraju, wiec nie warto zaczynac. Moze za ktoryms razem sie uda, a moze wybiora cos innego. Tak to mniej wiecej wyglada. Nie myslalem w czasie studiow o wyjezdzie z kraju - sadzilem, ze jest szansa w Polsce. Rozpoczalem specjalizacje w Polsce - 1050zl netto miesiecznie. Plus oczywiscie 8-9 dyzurow miesiecznie, ktore po odliczeniu kosztow dojazdu dodawaly mniej wiecej kolejny 1000zl. Niestety nie da sie za to utrzymac 34m2 mieszkania (na kredyt) i 13 letniego samochodu, nie wspominajac o zonie i dziecku. Moze moglem pojsc do firmy farmaceutycznej i zostac sprzedawca (ops przepraszam - przedstawicielem handlowym)? Moze moglem zmienic zawod? No pewnie ze moglem - nikt mi nie bronil. Wybralem inna droge - mialem szanse wyjechac i z niej skorzystalem. A maja decyzje utwierdzily tylko decyzje kolegow, ktorzy sa juz specjalistami i ktorzy wlasne praktyki mieli juz od 5-8-10 lat. Ludzi dojrzalych, z dziecmi w wieku kilku-kilkunastu lat. Skoro wyjezdzaja tacy ludzie, to czy jest sens zebym ja w ogole zaczynal w Polsce? Od roku mieszkam za granica, pracuje w zawodzie, zarabiam normalne pieniadze. Normalne, to znaczy takie ze moge z pensji utrzymac dom (szeregowka, oczywiscie tez na kredyt), wzglednie nowy samochod (5 lat) i oczywiscie zone wraz z dzieckiem. Nie stac mnie na jacht i prywatny samolot, ale tez nie zastanawiam sie czy mi starczy do kolejnej wyplaty. I mam ten komfort, ze jak podjezdzam na stacje benzynowa to nie zastanawiam sie za ile zatankowac, tylko po prostu tankuje do pelna.
Czy jest mi tu zle? Nie. Czy chcialbym tu zostac - moge szczerze powiedziec ze nie. Ze mimo lepszych warunkow pracy, wolabym wrocic do Polski i pracowac w Polsce. I mieszkac w Polsce, moc pojsc do polskiego kina, knajpki we Wroclawiu itd. Niestety jest to niemozliwe obecnie ze wzgledow finansowych (i tylko finansowych).
Nadal nie ma w Polsce np. koszyka swiadczen. Czyli mowiac prosto - nie ma zapisanych swiadczen, ktore naleza sie kazdemu, w ramach podstawowego ubezpieczenia. To jest bardzo duzy problem. Oczywiscie - zaden rzad nie chce tego zrobic, bo jest to niepopularna decyzja - "no jak to - bylo za darmo a teraz trzeba placic?". Prawda jest taka ze odwlekanie tego nic nie da - zadnego kraju na swiecie (no moze poza Arabia Saudyjska) nie stac na to zeby WSZYSTKIM zagwarantowac wszystkie swiadczenia w ramach powszechnego ubezpieczenia - po prostu jest to niemozliwe. Sluzba zdrowia KOSZTUJE, i to kosztuje niemale pieniadze. W Niemczech czy Holandii jest wydawane na nia ponad 10% PKB, w Polsce 3,5% Ale wszyscy by chcieli byc leczeni jak w Holandii prawda? Tylko zeby bylo za darmo... Nie dziwie sie ze szpitale upadaja i ze lekarze wyjezdzaja. I to wyjezdzaja najlepsi. Dziwie sie jak szpitale funkcjonuja jeszcze mimo zadluzenia liczonego w dziesiatki milionow i kiedy to wszystko sie rozp....li - moze wtedy ocknie sie wiekszosc ludzi - ta wiekszosc ktora tak ochoczo krzyczy o "kopertach" ktore lekarze dostaja, i po co w zwiazku z tym podnosic pensje.
Jedna wazna rzecz - Polska jednak jest (generalnie) na dobrej drodze. Jesli porownac co bylo w roku 1989 a teraz to chyba oczywiste, ze roznica na korzysc jest olbrzymia. Jest troche jak w tej anegdotce, gdzie synek pyta taty "A to prawda, ze kiedys na polkach byl tylko ocet? - No tak bylo synku - odpowiada ojciec. A synek z niedowierzaniem -Nie no tata nie mow ze w calym Carrefour'rze byl tylko ocet...". Wydaje sie ze supermarkety, powszechna dostepnosc wszystkiego, granice bez paszportu, lub paszporty wydawane "po prostu dlatego ze sie zlozylo wniosek" sa od zawsze. Ale nie sa od zawsze - to zaledwie kilkanascie lat. Roznica na plus jest widoczna na codzien i dla kazdego. Pytanie tylko czy nie mogloby byc lepiej? Czy nie moze byc lepiej szybciej? Czy wszystkie decyzje sa na pewno korzystne? Zapewne wszystko mogloby byc lepiej i szybciej, z mniejsza iloscia klotni "na gorze". Dlaczego wiec nie jest?
Odpowiadam wiec - mentalnosc (i 45 lat indoktrynacji) i krotka pamiec. To sa przyczyny.
Ja juz to w tej chwili obserwuje z boku. Na spokojnie. Obserwuje to co sie dzieje w Polsce, bo tu gdzie mieszkam teraz nie dzieje sie nic
Jest spokoj. I mimo ze jestem w trakcie specjalizacji, to mnie szukaja - wiec rowniez od tej strony moge sie czuc bezpieczny. I pomimo tego ze to co dzieje sie w Polsce nie dotyczy mnie juz bezposrednio, przygladam sie bardzo uwaznie. Bo bardzo chcialbym wrocic i mam nadzieje, ze kiedys wroce. I ze bedzie to zanim pojde na emeryture