dwie szklanki migdałów
trzy szklanki wody
szklanka śmietanki kremówki
wiśnie (najlepiej z nalewki, ale mogą być mrożone, kandyzowane, wystarczy nawet konfitura, byle z całymi owocami)
laska wanilii
cukier
żelatyna
Migdały należy sparzyć wrzątkiem, obrać, zalać wodą i zostawić namoczone na noc.
Wylać wodę, przepłukać, zalać trzema szklankami świeżej wody, najlepiej dobrej źródlanej, ale jak kto ma dobrą kranówę to ujdzie przegotowana.
Całość zblendować i blendowac dłuugo i wytrwale, ależ migdały zostaną przemielone na miazgę.
Zblendowaną masę należy przelać przez ściereczkę. Nie warto czekać, aż sama przesiąknie, należy ją po prostu jak nallepiej odcisnąć.
Przygotować żelatynę. Najlepiej posiłkować się tym, co jest napisane na opakowaniu pamiętając, że ścinamy jakieś 4 szklanki płynu. Oczywiście potrzebną żelatynę należy rozrobić w niewielkiej ilości wody.
Osobiście podejrzewam, że lepszy byłby agar, bo żelatyna ociupinkę śmierdzi.
śmietankę kremówkę ubić, ale nie na bardzo sztywno. Wymieszać z mleczkiem migdałowym. Posłodzić, nie wie ile, ale trochę słodziej niż się wydaje, bo galaterka będzie mniej słodka. Dodać wyskrobiny z laski wanilii. Dodać namoczoną żelatynę. Całość zmiksować dla lepszego wymieszania.
Przygotować foremki na galaretki. Najlepsze będą takie silikonowe, z których galaretkę da się wyjąć (tzn najbardziej efekciarsko wyglądają), ale mogą być zwykłe pucharki.
Nalewamy na dno mleczko, wsadzamy do lodówki. Jak sie trochę zetnie wrzucamy trochę wiśni, zalewamy ponownie tak, żeby przykryć wiśnie, do lodówki i tak aż do końca.
Sama ten deser wymysliłam, dumna i blada, a potem okazało się że już istnieje i funkcjonuje pod nazwą panna cotta. Ale mój, migdałowy jest lepszy.
Mam zamiar go jeszcze ulepszyć makiem, jak to zrobię to się pochwalę.
trzy szklanki wody
szklanka śmietanki kremówki
wiśnie (najlepiej z nalewki, ale mogą być mrożone, kandyzowane, wystarczy nawet konfitura, byle z całymi owocami)
laska wanilii
cukier
żelatyna
Migdały należy sparzyć wrzątkiem, obrać, zalać wodą i zostawić namoczone na noc.
Wylać wodę, przepłukać, zalać trzema szklankami świeżej wody, najlepiej dobrej źródlanej, ale jak kto ma dobrą kranówę to ujdzie przegotowana.
Całość zblendować i blendowac dłuugo i wytrwale, ależ migdały zostaną przemielone na miazgę.
Zblendowaną masę należy przelać przez ściereczkę. Nie warto czekać, aż sama przesiąknie, należy ją po prostu jak nallepiej odcisnąć.
Przygotować żelatynę. Najlepiej posiłkować się tym, co jest napisane na opakowaniu pamiętając, że ścinamy jakieś 4 szklanki płynu. Oczywiście potrzebną żelatynę należy rozrobić w niewielkiej ilości wody.
Osobiście podejrzewam, że lepszy byłby agar, bo żelatyna ociupinkę śmierdzi.
śmietankę kremówkę ubić, ale nie na bardzo sztywno. Wymieszać z mleczkiem migdałowym. Posłodzić, nie wie ile, ale trochę słodziej niż się wydaje, bo galaterka będzie mniej słodka. Dodać wyskrobiny z laski wanilii. Dodać namoczoną żelatynę. Całość zmiksować dla lepszego wymieszania.
Przygotować foremki na galaretki. Najlepsze będą takie silikonowe, z których galaretkę da się wyjąć (tzn najbardziej efekciarsko wyglądają), ale mogą być zwykłe pucharki.
Nalewamy na dno mleczko, wsadzamy do lodówki. Jak sie trochę zetnie wrzucamy trochę wiśni, zalewamy ponownie tak, żeby przykryć wiśnie, do lodówki i tak aż do końca.
Sama ten deser wymysliłam, dumna i blada, a potem okazało się że już istnieje i funkcjonuje pod nazwą panna cotta. Ale mój, migdałowy jest lepszy.
Mam zamiar go jeszcze ulepszyć makiem, jak to zrobię to się pochwalę.
--