Krystyna Janda o roli Janusza Gajosa w wojenno-przygodowym serialu:
" "Czterej pancerni i pies" to była jego wielka "zaszłość". A z drugiej strony pamiętam opowieści Janusza jakiego rodzaju była to popularność- gigantyczna, niewyobrażalna. My dzisiaj w ogóle takiej nie znamy. Wjeżdżali na czołgach na stadiony.
Organizowano wtedy takie niby ,,spotkania z publicznością". Ale to były tłumy, tysiące, pełne stadiony. Mówił, że jak jechali Piotrkowską na czołgu, to w pewnym momencie musieli zeskoczyć z czołgu i piwnicami uciekać przed tłumem, boby ich tłum z miłości stratował. Uwielbiałam opowieści o tym, też o samym kręceniu, zdjęciach do tego serialu. Co tam się wydarzało! Co tam się działo! Ja nie zdawałam sobie sprawy, że Janusz ma tak dosyć tego wszystkiego i nie chce dziś o tym pamiętać. Kiedyś w nocy, nie zastanowiwszy się, zadzwoniłam do niego, bo usłyszałam w radiu, że wypchany Szarik stoi w Dęblinie w wojskowej szkole lotniczej, musieli tam zrobić gablotkę i go w niej ustawić, bo dzieci go tak głaskały, że wyłysiał. Nie wiem, dlaczego o drugiej w nocy z tym do Janusza zadzwoniłam. On nie odebrał telefonu, ja się nagrałam, mówię : ,,Janusz, wiesz, że wypchany Szarik stoi w Dęblinie?" itd. Rano Janusz przychodzi do teatru i w bufecie mówi do mnie: ,,Wiesz, co mi się zdarzyło w nocy? Jakaś debilka zadzwoniła i powiedziała, ze wypchany Szarik wyłysiał zagłaskany przez dzieci w Dęblinie" ... Nie poznał mnie. Nigdy się nie przyznałam, że to ja dzwoniłam do niego."
................

Bohdan Łazuka (...) - Pacholęciem gimnazjalnym jeszcze byłem. A Michnikowski występował wówczas w duecie z Kazimierzem Pawłowskim. Pojawiali się w krótkich skeczach. To były czasy, kiedy paszporty owszem były ale nikt ich nie widział. Bo tkwiły gdzieś głęboko w ubeckich szufladach. A wiza to była dla nas czysta literatura. I w takiej aurze wychodzi na scenę dwóch facetów czyli Wiesio i Pawłowski. I w zaimprowizowanej toalecie jeden mówi: Pryskasz, a drugi mu odpowiada: nie zostaję w kraju. Publiczność zwijała się ze śmiechu.
................

Piosenkarz Andrzej Rosiewicz nie znosił chodzić do lekarza. Przyszedł jednak taki dzień, że musiał. W czasie badania lekarz zadał mu pytanie:
- Palił pan?
- Nie - odpowiedział Rosiewicz.
- Pił pan?
- Ależ skąd!
- A to szkoda - westchnął lekarz. - Bo teraz to już pan nie będzie mógł…
................

Żona kompozytora Władysława Żeleńskiego (ojca Tadeusza Boya Żeleńskiego) przeziębiła się, a lekarz na wszelki wypadek kazał pozostać jej w łóżku. Po jego wyjściu Żeleński zaczął nerwowo czegoś szukać.
- Czego szukasz? - spytała żona
- Kluczy do naszego rodzinnego grobowca – odparł.
- A na co ci one? – zawołała.
- Ty zawsze wszystko zostawiasz na ostatnią chwilę.
..................

Rysownik Franciszek Kostrzewski spotkał w Warszawie starca, weterana wojny z 1831 r., którego chciał narysować:
- Słuchajcie, dostaniecie rubla, nic nie będziecie robili, tylko posiedzicie parę godzin, nie ruszając się.
- Nie chcę - odpowiedział weteran.
- Dlaczego?
- Bo musi to być coś złego, żeby nic nie robić i dostać rubla.
................

Stanisław Radwan wspominając ALEKSANDRA BARDINIEGO: (...) Jakie on dawał uwagi: muzyczne, tekstowe, interpretacyjne - tego słuchało się z fascynacją, bo wchodził w istotę wiersza niesłychanie głęboko. No i przede wszystkim ten jego język, ta klasa. Dzięki niemu doczekałem się też ładnej anegdoty. Spóźniłem się kiedyś na próbę i tam wrzeszczą: ''Co on sobie myśli, spóźnia się!''. Na to Bardini: ''Proszę państwa, ustalmy jednak prawdę podstawową: pan Radwan nigdy się nie spóźnia. Czas za nim nie nadąża''.

Anegdoty o sławnych Polakach (fb)
Anegdoty filmowe, teatralne i muzyczne (fb)
Aktorzy na tle historii (fb)

Wybory. Ostatni raz taką płachtę do czytania to miałem jak pisałem aranż na orkiestrę symfoniczną. No i jak aranżer się poczułem. Musiałem tylko dobrze uważać, żeby tego przykluczowego krzyża dobrze postawić, bo inaczej orkiestra by nie stroiła tylko grała co jej się podoba, a na mnie by było.
Ptaszyn (fb)