Może kiedyś już wrzucałem, ale nie wiem, bo w tym wieku pamięć już szwankuje. A dzisiaj gadałem ze znajomym o teściowych i misiem przypomniała ta akcja.
Akcja miała miejsce zanim w Warszawie powstała druga linia Metra. Do mojego przyjaciela z wizytą miała przyjechać teściowa z Podlasia. W Warszawie miała być po 23:00. On wtedy pracował w ścisłym Centrum, toteż plan był taki, że teściowa wysiądzie na Centralnej (bo bezpieczniej niż na Wschodniej), a on ją stamtąd zabierze samochodem i pojadą do nowego domu, który niedawno zakupili w Markach pod Warszawą. Dla tych co nie znają topografii mojego miasta, to Marki są miejscowością, która jest blisko prawobrzeżnej Warszawy i trasa z Centrum do tego miejsca przecina Wisłę.
Kolejna istotna sprawa, to to, że teściowa mojego przyjaciela, to kobieta głęboko wierząca. Przyjechała zgodnie z planem. Odebrał ją z dworca, zapakował w samochód i jadą. Ona pierwszy raz w ogóle w Warszawie. Zjeżdżają z mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Są już po praskiej stronie. I nagle teściowa unosi rękę wykonuje jakiś nieskoordynowany gest... kumpel się wystraszył.... wdepnął hamulec. A tej nocy padał deszcz i było mokro. Nie jechał zbyt szybko, niemniej jednak wpadł w lekki poślizg, zarzuciło go nieco i przyorał samochodem od swojej strony w barierkę, która oddzielała jego pas od przystanku tramwajowego. Na szczęście nie jechał za nim nikt. Samochód się zatrzymał. Szybko zjechał nim na prawe pobocze no i pyta się grzecznie teściowej:
- URWA CO TO BYŁO???. Mamusia na to, że przecież po prawej stronie jest kościół (tak jest tam dosyć duży i znany na Pradze kościół Floriana), no to przecie ona się po prostu przeżegnała...
Kumpel wyszedł i szacuje straty. Samochód dosyć nowe wtedy Volvo. Zaorane lewe nadkole i drzwi do połowy. Do żywej blachy. Wqrwiony zapalił i odczekał chwilę (a mógł zabić).
Wsiadł do samochodu i mówi: - Dobrze mamusiu. To ja mam taką prośbę do mamusi. Jedziemy dalej. Tylko zaraz po lewej stronie będzie taka duża bazylika, ale ona prawosławna, a Wy tam u siebie się chyba z nimi nie lubicie, niech mamusia już trzyma ręce na kolanach... aż do domu dojedziemy... dobrze?
Kurtyna...
Akcja miała miejsce zanim w Warszawie powstała druga linia Metra. Do mojego przyjaciela z wizytą miała przyjechać teściowa z Podlasia. W Warszawie miała być po 23:00. On wtedy pracował w ścisłym Centrum, toteż plan był taki, że teściowa wysiądzie na Centralnej (bo bezpieczniej niż na Wschodniej), a on ją stamtąd zabierze samochodem i pojadą do nowego domu, który niedawno zakupili w Markach pod Warszawą. Dla tych co nie znają topografii mojego miasta, to Marki są miejscowością, która jest blisko prawobrzeżnej Warszawy i trasa z Centrum do tego miejsca przecina Wisłę.
Kolejna istotna sprawa, to to, że teściowa mojego przyjaciela, to kobieta głęboko wierząca. Przyjechała zgodnie z planem. Odebrał ją z dworca, zapakował w samochód i jadą. Ona pierwszy raz w ogóle w Warszawie. Zjeżdżają z mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Są już po praskiej stronie. I nagle teściowa unosi rękę wykonuje jakiś nieskoordynowany gest... kumpel się wystraszył.... wdepnął hamulec. A tej nocy padał deszcz i było mokro. Nie jechał zbyt szybko, niemniej jednak wpadł w lekki poślizg, zarzuciło go nieco i przyorał samochodem od swojej strony w barierkę, która oddzielała jego pas od przystanku tramwajowego. Na szczęście nie jechał za nim nikt. Samochód się zatrzymał. Szybko zjechał nim na prawe pobocze no i pyta się grzecznie teściowej:
- URWA CO TO BYŁO???. Mamusia na to, że przecież po prawej stronie jest kościół (tak jest tam dosyć duży i znany na Pradze kościół Floriana), no to przecie ona się po prostu przeżegnała...
Kumpel wyszedł i szacuje straty. Samochód dosyć nowe wtedy Volvo. Zaorane lewe nadkole i drzwi do połowy. Do żywej blachy. Wqrwiony zapalił i odczekał chwilę (a mógł zabić).
Wsiadł do samochodu i mówi: - Dobrze mamusiu. To ja mam taką prośbę do mamusi. Jedziemy dalej. Tylko zaraz po lewej stronie będzie taka duża bazylika, ale ona prawosławna, a Wy tam u siebie się chyba z nimi nie lubicie, niech mamusia już trzyma ręce na kolanach... aż do domu dojedziemy... dobrze?
Kurtyna...
--