Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > Anegdoty
bulcyk22
bulcyk22 - Wiekowy Bojownik · 2 lata temu

Pisarz i krytyk muzyczny Jerzy Waldorff mówił, że jego stosunek do Pana Boga jest taki, jak pianisty Artura Rubinstejna, który powiedział mu:: "Panie Jerzy, ja w Pana Boga nie wierzę, ale jeżeli po śmierci okaże się, że on istnieje - jaką rozkoszną sprawi mi niespodziankę”.
.................

Poeta Franciszek Karpiński na starość osiadł w majątku podarowanym mu przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, skąd niechętnie wyjeżdżał, gdyż nie lubił mówiących po francusku amatorów cudzoziemszczyzny. Pewnego razu jeden z nich naigrywając się z języka polskiego, zwrócił się do Karpińskiego:
- Waćpan jesteś ponoć poetą, podaj rym do słowa: cietrzew.
Karpińskim nie zastanawiając się wyrecytował:
„Spomiędzy drzew
Wyleciał cietrzew,
Szukał bałwana
Siadł na waćpana”.
...................

Opowiada WIKTOR ZBOROWSKI: Są lata sześćdziesiąte ubiegłego stulecia. Miesiąc nieistotny (na pewno nie wakacyjny). Dzień – na pewno nie poniedziałek. Miejsce akcji – Teatr Narodowy w Warszawie. Dyrektor, pan Kazimierz Dejmek, w związku z pożałowania godnym incydentem z dnia poprzedniego, zwołuje zebranie całej załogi teatru i kategorycznie oświadcza, iż, cytuję – w tym teatrze alkohol wolno spożywać tylko w obecności dyrektora – koniec cytatu. Załoga w poczuciu winy i zrozumienia aluzji zawartej w orędziu ścisłego kierownictwa w milczeniu i pokorze opuszcza miejsce zgromadzenia, którym była widownia sceny głównej. Miejsce wybrane przez dyrektora Dejmka nieprzypadkowo, albowiem żadna inna przestrzeń w teatrze nie pomieściłaby wszystkich zainteresowanych. Nastrój beznadziei i całkowicie zrozumiałego przygnębienia rozlewa się szeroką falą po zakamarkach Sceny Narodowej. Ogarnia garderoby, pomieszczenia administracji, bufet, pracownie (ze szczególnym uwzględnieniem szewskiej), siedziby związków zawodowych, SPATiF-u, Podstawowej Organizacji Partyjnej, a nawet się przelewa, wypełniając plac Teatralny i okolice ulicy Wierzbowej. Sytuacja teatru, ba, jego przyszłość wydaje się przesądzona. Delikatna tkanka substancji kultury narodowej zdaje się wisieć na cieniutkim włosku nad przepaścią marazmu, degrengolady i tumiwisizmu. Aliści nie wszystko stracone! Niech żywi nie tracą nadziei! Już następnego dnia, w przerwie próby ,,Mątwy’’ i ,,Jana Macieja Karola Wścieklicy’’ w reżyserii Wandy Laskowskiej, punktualnie o 12.00 w południe, czterech mężczyzn stanęło przed drzwiami gabinetu dyrektora Kazimierza Dejmka. Ci nieustraszeni to aktorzy Jan Kobuszewski, Aleksander Błaszyk, Zdzisław Szymański i genialny inspicjent Franciszek Gołąb. Wszystko ulubieńcy dyrektora.
- Wolno wstąpić? – zapytał Kobusz cytatem z ,,Zemsty’’.
- Bardzo proszę – odwzajemnił Dejmek, nie odrywając wzroku od milionów ton papierów zalegających jego biurko.
Panowie godnie weszli, usiedli przy stoliku vis a vis dyrektorskiego siedziska, przykryli stolik ,,Życiem Warszawy’’, wyjęci chleb, kaszankę, kieliszki, pół litra i z powagą zaczęli spożywać drugie śniadanie. Dejmek z trudem oderwał wzrok od papierów i długą chwilę obserwował swoich artystów. Wreszcie ochrypłym głosem wycedził.
- Co wy tam, kurwa, robicie?
- No jak to? – odpowiedział Kobusz. – Przecież sam, Kazieńku, powiedziałeś, że wódeczkę w teatrze można spożywać tylko w twojej obecności.
I kontynuowali konsumpcję zasłużonego posiłku. Dejmek milczał przez czas jakiś, wreszcie wstał, wyjął z kredensu kieliszek, podszedł do posilających się podwładnych, a zarazem przyjaciół i zapytał:
- A dyrektor to chuj?
Zostało mu nalane. Po czym wspólnie dokończyli śniadanie i udali się do pracy. Każdy do swojej.
...................

ARTUR BARCIŚ: (…) Zdjęcia odbywały się w klasztorze Ojców Franciszkanów w Kazimierzu Dolnym. Kręciliśmy je przez miesiąc, więc od rana do nocy paradowałem w habicie. Co chwila podchodzili jacyś ludzie i pytali mnie: ,,Proszę ojca, kiedy jest msza?’’. A ponieważ w czasie mszy nie mogliśmy kręcić, byłem zorientowany: ,,O siedemnastej, potem o dwudziestej!’’. Po czym słyszałem: ,,Bóg zapłać’’. (…) Innym razem, kiedy długo czekaliśmy na ustawienie świateł, usiadłem w konfesjonale. Nagle usłyszałem, że ktoś mi się spowiada. Zgłupiałem, nie wiedziałem co robić. Kiedy zorientowałem się, że staruszka wylicza swoje grzechy, w tym, że naubliżała sąsiadce, zastanawiałem się, czy się przyznać, czy brnąć dalej w tę chorą sytuację. Bo jeśli się przyznam, to ona będzie oburzona tym, że wysłuchałem jej grzechów. Uznałem, że lepiej będzie siedzieć cicho. Kiedy skończyła, to tylko odpukałem. Zapytała: ,,A pokuta?’’. Szepnąłem: ,,Bez pokuty’’, ona na to: ,,Oj, to dobrze, Bóg zapłać, Bóg zapłać”.
..................

Odpowiedzi na listy, jakie udzieliła WISŁAWA SZYMBORSKA niedoszłym poetom i pisarzom na łamach ''Życia literackiego'' (część 2):

1,Wiosna, wiosna. Okrutne dziewczęta opuszczają jednych poetów dla drugich, czego skutkiem jest zdwojony napływ do redakcji wierszy pełnych - a) wyrzutów sumienia: ''Mówiłaś mi komplementy, choć miałem mankamenty'', b) determinacji: ''Ale daremny to trud, nie wyrwie mi się cały świata lud'', c) goryczy: ''Smutno nie było tobie, kiedy leżałem w grobie, lecz duszą byłem przy ciebie, a myślami w niebie'', d) pochopnych przyrzeczeń: ''Ja do tego nie dopuszczę, żeby los cię porwał w puszczę'' oraz e) miłej zachęty: ''A kiedy już będę twym, ty się popluszcz w oku mym...''. Wszystko to ludzkie i w jakiś sposób ujmujące, ale czy trzeba się dziwić, że każda kolejna wiosna budzi w naszych redaktorskich duszach uczucie trudnej do określenia trwogi?

2. (...) Nadesłanymi próbami udowodnił Pan, że potrafi pisać o wszystkim, co uchodzi za poetyczne, zachowując przy każdym temacie jednakową równowagę ducha - cnotę bezcenną na co dzień, zwłaszcza kiedy załatwiamy coś w urzędach, mniej jednak konieczną w w poezji, bo ta nigdy nie powstaje na co dzień, tylko od święta, jest owocem stanu wyjątkowego, szczęśliwym przypadkiem. Nawet poeci o wielkim dorobku nie są ''przyzwyczajeni'' do pisania wierszy. Chyba, że nie są już poetami.

3. Pisze Pan: ''Wiem, że wiersze miejscami są słabe, ale trudno, już nie będę poprawiał''. A to czemu Heliodorze? Czy dlatego, że poezja to rzecz zbyt święta? A może dlatego, że zbyt błaha? Oba rodzaje traktowania poezji są błędne i co gorsze - zwalniają początkujących poetów z obowiązku pracy nad wierszem. Miło i słodko jest mówić znajomym, że w piątek o godzinie 24.45 wstąpił w nas duch wieszczy i jął szeptać nam do ucha rzeczy tajemne z takim zapałem, że ledwie można było nadążyć z pisaniem. Nawet wielcy poeci lubili opowiadać takie historyjki w gronie osłupiałych przyjaciół. Ale w domu, ukradkiem, pracowicie te zaświatowe dyktanda poprawiali, kreślili, przerabiali. Duchy duchami, ale i poezja ma swoje prozaiczne strony.
CDN

anegdoty o sławnych Polakach (fb)
anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne (fb)

somsiad
somsiad - Superbojownik Klasyczny · 2 lata temu

--
Tango Alpha Xray Alpha Tango India Oscar November India Sierra Tango Hotel Echo Foxtrot Tango
Forum > Kawały Mięsne > Anegdoty
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj