Siedzieliśmy więc jak zwykle w Bezimiennym Barze - cała nasza Najemna Kompania Ratownictwa i Przewozu Materiałów Niebezpiecznych pod dowództwem Sally, której nogi sięgają nieba, obok mnie Gonzo Lubitch, bohater jak z koziej dupy grzałka, kiedy w telewizji (napędzanej świńskim generatorem lokalnego patentu ) podali że ktoś Rurociąg stoi w ogniu - nie, żadna tam ropa ale FOX - jedyne co nas trzyma przed Strefą, uchowaj nas Panie , a znaczyć to może tylko jedno - ktoś go podpalił, a kochana Firma musi wysłać jakichś totalnych debili na pomoc. Wychodzi na to że to my.
Wpakowaliśmy się w te nowe ciężarówki - "premia od szefostwa" - jak powiedział ten Dupek Palantowicz z wielkim uśmiechem - i pojechaliśmy, tuż na granicy między światami... Przed nami kupa czasu, więc zacząłem wspominać jak to świat się skończył - a zaczęło się tak niewinnie: Mały kraik gdzieś w bok od Indii, pozostawiony samemu sobie po rozpadzie Imperium Brytyjskiego dostał niechcianą dotację od Banku Światowego - maharadża jej nie chciał, mieszkańcy nie chcieli ale na koncie siedziała i zadłużenie rosło, a gdy ponurzy panowie w tanich garniturach przyszli upomnieć się o spłatę usłyszeli w odpowiedzi domniemane historie dotyczące preferencji seksualnych ich matek. Słowem - Maharadża to kryptokomunista więc NATO musiało się wtrącić by "przywrócić nadzieję"... a potem poszło z górki.
Przepraszam za ten przydługi wstęp, ale starałem się pokazać jak książka owa wygląda - zupełnie jakby Pratchett wziął się do spółki z takim np Folettem i postanowili napisać postapokaliptyczną sensację. Na dodatek niemal jako strumień świadomości. Po trzecim piwie. Ale moim zdaniem najzupełniej warto, gdyż dawno żadna książka mnie nie wciągnęła, zarówno humorem jak i akcją.
Nie chcę za dużo zdradzać, bo spora część książki to retrospekcja - od czasu poznania narratora z Gonzem (synem polskich emigrantów) jeszcze w piaskownicy do czasów Wojny która "zniknęła" świat.
Dowiecie się też :
-Jak przygotować naleśniki dla całej kompanii (używając miotaczy ognia)
- Jak pokonać ninja przy pomocy plastikowego pojemnika na drugie śniadanie
- Że czcionka Times New Roman 28 zabija rocznie więcej ludzi niż np. asfiksja o podłożu seksualnym*.
*Dane przybliżone i mocno spekulowane.
Wpakowaliśmy się w te nowe ciężarówki - "premia od szefostwa" - jak powiedział ten Dupek Palantowicz z wielkim uśmiechem - i pojechaliśmy, tuż na granicy między światami... Przed nami kupa czasu, więc zacząłem wspominać jak to świat się skończył - a zaczęło się tak niewinnie: Mały kraik gdzieś w bok od Indii, pozostawiony samemu sobie po rozpadzie Imperium Brytyjskiego dostał niechcianą dotację od Banku Światowego - maharadża jej nie chciał, mieszkańcy nie chcieli ale na koncie siedziała i zadłużenie rosło, a gdy ponurzy panowie w tanich garniturach przyszli upomnieć się o spłatę usłyszeli w odpowiedzi domniemane historie dotyczące preferencji seksualnych ich matek. Słowem - Maharadża to kryptokomunista więc NATO musiało się wtrącić by "przywrócić nadzieję"... a potem poszło z górki.
Przepraszam za ten przydługi wstęp, ale starałem się pokazać jak książka owa wygląda - zupełnie jakby Pratchett wziął się do spółki z takim np Folettem i postanowili napisać postapokaliptyczną sensację. Na dodatek niemal jako strumień świadomości. Po trzecim piwie. Ale moim zdaniem najzupełniej warto, gdyż dawno żadna książka mnie nie wciągnęła, zarówno humorem jak i akcją.
Nie chcę za dużo zdradzać, bo spora część książki to retrospekcja - od czasu poznania narratora z Gonzem (synem polskich emigrantów) jeszcze w piaskownicy do czasów Wojny która "zniknęła" świat.
Dowiecie się też :
-Jak przygotować naleśniki dla całej kompanii (używając miotaczy ognia)
- Jak pokonać ninja przy pomocy plastikowego pojemnika na drugie śniadanie
- Że czcionka Times New Roman 28 zabija rocznie więcej ludzi niż np. asfiksja o podłożu seksualnym*.
*Dane przybliżone i mocno spekulowane.
--
Spoglądanie w otchłań mam za zupełny idiotyzm. Na świecie jest mnóstwo rzeczy o wiele bardziej godnych tego, by w nie spoglądać. Jaskier, Pół wieku poezji