"Sacrum"



Przestrzeń... Morze zielonej trawy, obmywanej przez jasne promienie ciepłego, letniego słońca. Cichy, delikatny powiew wiatru i wyważona odpowiedź tysięcy ździebełek trawy wypełniających przestrzeń po horyzont, nad którym góruje ogrom spokojnego, nieskazitelnie czystego nieba... Cisza.. Ta kojąca, uspokajająca, bezpieczna cisza....
Świat bez przemocy, bez wojny, bez cierpienia, świat bez...
Spokój... wieczność... ciepło... Tu jest bezpiecznie...

Achhhh... Sen? To był tylko sen? Tylko sen… Gdzie ja...? A tak w domu, Odpadający od ścian tynk, wybite w oknach szyby, dziurawy, brudny koc. Tobołek...Gdzie tobołek?! Jest. Boże to wszystko, co mam....
Śmierdzi tu, śmierdzi tu krwią, moczem i strachem. Tak jak wszędzie. Wszystko tu śmierdzi strachem, wszystko smakuje bólem, wszędzie słychać rozpacz... Tylko rozpacz...
Głód, głód to druga rzecz, która poza śmiercią jest pewna. Zawsze był, zawsze będzie, zawsze jest... Zawsze... Teraz jest, jestem głodny... Tak trzeba coś zjeść. Tobołek, gdzie tobołek? Ach, jest. To moja najważniejsza rzecz, nie mogę jej zgubić... Moja świętość, moje sacrum...

Schody... Pierwszy...Drugi...Trzeci...Czwarty...Piąty, szósty, siódmy, ósmy... Drzwi... Dlaczego ja zawsze liczę schody, przecież to do niczego nie prowadzi?.. A schody.. Dokąd prowadzą schody?.. Do domu, ale to już nie jest dom. Te zdruzgotane granatami ściany, ślady kul i zionące z tych czarnych otworów przerażenie, ślady historii, czyichś strasznych historii. To miejsce tylko na wczoraj było domem. "Dom“, jakie to śmieszne słowo. Dom noszę ze sobą. Ważne, że był dach, ważne, że dziurawy, więcej widać, więcej słychać i tak zasypiasz nad ranem...
Głód..., Głód... Zajmij się czymś, myśl, myśl... Tylko nie o wczoraj, myśl o teraz... Teraz, co jest teraz?.... Niebo...
Nie ma czasu patrzeć na niebo, bądź czujny, pamiętasz wczoraj, pamiętasz aż za dobrze. Do przodu, szybko, ale ostrożnie... Gruzy, opustoszałe domy-ruiny, gdzieniegdzie tli się ogień, dym, czasami więcej, czasami mniej, lepiej jak więcej wtedy nie widać tego... Odwróć wzrok, odwróć wzrok...No, nie patrz tak, trzeba iść, odwróć wzrok... To nic nie da widziałeś to już tyle razy! Ręce... Dlaczego zawsze wyciągają ręce? Ten grymas na twarzy… Krew, wszędzie krew, purpurowa, czarna, zaschnięta i ten zapach... Odwróć wzrok, odwróć wzrok.. Nic nie daje, bo ten zapach... W całych nozdrzach, rozkład, krew, strach zapach śmierci, śmierci... Mojej śmierci...! Też mojej śmierci! Nie myśl... To jeszcze nie teraz, nie myśl, przestań myśleć, przestań czuć to jedyny sposób, przecież robisz tak codziennie... Ale jak trudno... Jak trudno zapomnieć... Wczoraj, to było wczoraj,.. Tak dużo ich.. Krzyki! Zapomnij! Zapomnij! Przestań myśleć do cholery!!!! Przestań!!!!!!!!!!!! Głód, teraz wszystko to głód, głód i moje sacrum...

W prawo czy w lewo? Nie wiem, nie pamiętam, tu było inaczej, zupełnie inaczej… Tam rosło drzewo, takie duże z olbrzymią koroną, olbrzymia zielona korona…, kiedy padało wszyscy chowali się pod drzewem… Teraz już nie ma gdzie się schować… nie ma… oni nie mieli gdzie się schować… widziałem. Widziałem. jak dzieci…, ale nie było miejsca, po prostu już nie było miejsca… Było słychać syrenę, głośny, wibrujacy, przenikający wszystko dźwięk… a później…. Cisza, pełna wyczekiwania i napięcia… Cichutki, cichuteńki dźwięk, warkot, i coraz głośniej, głośniej, głośniej, głośniej! I już tylko Chwila. A później panika i trwający jakby w nieskończoność ryk, pisk, krzyk, nieludzki, zwierzęcy wydobywający się jakby z otchłani, druzgocący wszystkie nerwy, sięgający do początków świadomości glos przerażenia i niemocy. Ogień, dym, pyl i otchłań…. Nie pamiętam.. Nie chce pamiętać. Czas się zatrzymał, kobiety, dzieci, Ta otchłań w ich oczach… A później, później nie było już nic… Tylko szloch, obojętność. Ludzie, inni ludzie… Ci przeżyli, im się udało, mi się udało… Ci ludzie… zupełnie inni… W nich tez była otchłań i cos takiego w oczach, łzy, a może… nie, tylko łzy… Najpierw liczyło się jeszcze sakrum, potem nie zostało już nic… tylko trupy na ulicach… Ja, ja mam moje sacrum, pamiętam o mojej świętości… nie oddam jej nikomu! Nikomu! To moje sacrum, moje, moje sacrum… Ja nie zapomnę….

Nie płacz, nie czas na to, nie płacz to nic nie daje tak samo jak twój wzrok, nie możesz pomóc, nie mogłeś pomóc. Teraz przecież już nic nie zrobisz. Co byś chciał zrobić? Uratować ich wszystkich? Przecież nie było miejsca… Chciałbyś się zamienić? Być tam zamiast nich? Zamiast dziewczynki z niebieską kokardka we włosach? Jej te włosy ścięło razem z głową pamiętasz? Patrzyła na ciebie… Może zamiast kobiety z dzieckiem, runęła na nią ściana pamiętasz, pamiętasz jak upuściła dziecko żeby się osłonić? Nic jej to nie dało, tobie tez nic… Tylko pamiętasz… Dziecko i tak by nie przeżyło… Przynajmniej nie do teraz… Ty żyjesz.. żyjesz teraz… idź, już czas idź…

Tu nic nie ma, zupełnie nic… Dreszcz… ktoś na mnie patrzy? Nie… Tu nikogo nie ma… Szaro, tu tez dym… Czy oni już poszli? Może już poszli, może jest bezpiecznie… Płacz? Kto płacze przecież tu nikogo nie ma… Ja, to mój szloch… Mamo?. Gdzie jesteś mamusiu, już nie mam siły, ja już nie mam siły! Ciii…. Bo ktoś usłyszy, bo oni usłyszą… przed nimi trzeba się kryć przed nimi trzeba uciekać…, Dlaczego, przecież są tacy sami, tylko inaczej mówią…? Nie sa tacy sami, maja bron… maja bron, dlatego inaczej mówią…, Kto tam jest? Ktoś tam jest… Widzę,… dziecko? Nie mam czasu…, ale ono samo takie jak ja, samo… - Hej… Nie bój się, nie uciekaj, nie zrobię ci krzywdy…- Takie samo jak ja…, jaka brudna buzia, brudna od… od wszystkiego… I w oczach to wszystko… To wszystko, od czego brudna buzia… Podarta koszulka, na dole same majtki… skąd my ci weźmiemy spodnie, dziecinko? – No już, już dobrze, nic Ci nie będzie…, Choć mam jabłko widzisz? Chcesz jabłko? Czemu tu siedzisz?- Co to jest z tylu? Szmata? Nie… nie szmata… Ciało, poparzone ciało… Nie, to nie ciało, to sakrum, to jego sakrum. -Tak wiem, ze mamusia tu śpi, ale musimy iść, chodź na rączki.. Smakuje ci jabłuszko? Dobre prawda… -Mam ich tylko kilka, więcej nie było, część drzew jeszcze rośnie, ale już nie maja owoców, te są ostatnie.

Nic nie mówi, w ogóle nic nie mówi… takie ciche… Słońce coraz niżej, z dnia na dzień coraz zimniej… gdzie będziemy spać? Oboje. Gdyby było głośne mogłoby być niebezpiecznie, ale ono tylko siedzi, siedzi i patrzy gdzieś… daleko… daleko poza rzeczywistość… ile rozumie dziecko? Rozumie dużo, za dużo…

Noc. Ciemność wciska się w źrenice… dalekie odgłosy wybuchów, strzały…
Która godzina? Gdyby to była ostatnia godzina? Moja…nasza ostatnia godzina… jego nie, ale moja? Na zawsze zapamiętam…, co? Cichy rytmiczny oddech, ciepło jego skory, ufność, jaka mnie darzy, wtulone we mnie malutkie ciałko i zaciśnięte na moich włosach rączki. Zapamiętam wszystkie okropności tej wojny. A nawet ten wyraz przerażonej, zalanej łzami twarzy samotnego, zagubionego dziecka, który widzę przechodząc obok szyb dawnych wystaw sklepowych. Moje własne odbicie… na zawsze zapamiętam strach, głód i zimno przeszywające mnie o poranku, i to uczucie, kiedy wiesz, ze nigdzie nie jest bezpiecznie, a teraz znowu czas ruszać. Czas ruszać… Gdzie tobołek? Tutaj… jest ze mną moje sacrum…

Zasnęło, ono śpi często, jest małe, wolno mu, ale ja nie mogę czekać nie wolno czekać nie ma na to czasu, nie mam na to odwagi. Wczoraj słychać było strzały są coraz bliżej. Dlaczego tutaj? Przecież nikt nic nie zrobił… ja nie chciałem, żeby to wszystko tak… Nie chciałem… Mamusiu? To nie moja wina prawda?

Cos jest nie tak, czuje to, włosy jeżą mi się na karku, dreszcz… Zimny nieprzyjemny dreszcz… są tu, są właśnie tutaj…, Dlaczego tutaj? Dlaczego tam gdzie ja, gdzie my? Trzeba się schować…

Widzę jak prześlizgują się pomiędzy budynkami, jak dają sobie znaki w ciemności. Widzę ich groźnie wyglądające, paskowane twarze, coraz bliżej, coraz bliżej i bliżej i bliżej nas. Potężne, bezduszne, wyzbyte ludzkich odruchów bestie z symbolami nienawiści i cierpienia w dłoniach czerwonych od krwi. Nie podchodźcie tu! Proszę, nie podchodźcie. Proszę, proszę, proszę odejdźcie, odejdźcie.. Teraz nic nie widzę, za mocno zaciskam powieki, ale może już ich nie ma, może ich nie ma. Co robi dziecko? Było tu, a teraz? Otworze tylko na chwile…, po co, po co ono tam poszło? Znajda je znajda i zabija, oni tylko zabijają… z zimna krwią… Nie!!! - Nie!!!- Jego nie zabija… Strzały? Blask siły i przerażenia z ich strony, ich przerażenia… Boja się? Oni są tacy sami jak… tylko, ze maja bron…

Ale, ja… ja wcale nie mam broni… mam sile i tobołek i moje sacrum-Moje i jego Zycie.
Zycie? Strzały? Gdzie tobołek? Wysypało się wszystko się wysypało: Ulubiona figurka mamy, okulary tatusia, mojego tatusia… Zdjęcie z wakacji i srebrny krzyżyk…i szklane kulki… Ciężko mi, tak mi ciężko… Krew? Skąd ta krew?..... Nie, nie ja nie chce… Nie chce umierać jeszcze nie!!!! Mamusiu…mamo gdzie jesteś zimno mi, przepraszam pobrudziłem koszulkę od ciebie, ale krew się spierze obiecuje… obiecuje mamusiu… przepraszam, znowu będziesz sam… mój mały przyjacielu… -nie, nie chce jabłuszka… - przytul mnie…, bo na zawsze zapamiętam…twój… zapamiętam… moje sacrum.


Na zawsze zapamiętam jego rytmiczny oddech… oddech mojego sacrum.
Przestrzeń... Morze zielonej trawy, obmywanej przez jasne promienie ciepłego, letniego słońca. Cichy, delikatny powiew wiatru i wyważona odpowiedź tysięcy ździebełek trawy wypełniających przestrzeń po horyzont, nad którym góruje ogrom spokojnego, niebieskiego nieba... Cisza.. Ta kojąca, uspokajająca, bezpieczna cisza....
Świat bez przemocy, bez wojny, bez cierpienia, świat bez życia, bez mojej świętości.
Spokój... wieczność... ciepło... Tu jest bezpiecznie...