moze zaczne krotkim wyjasnieniem... zaczolem prowadzic bloga i tam beda sie ukazywac odcinki franka (o ile wystarczy pomyslow) ale wrzuce tez tutaj.. zeby wiecej ludzi moglo to przeczytac i wyrazic swoje opinie a wiec zaczynamy...:P
O 24-tej w końcu dotarłem do bazy. Czekali tam na mnie jak zwykle gotowi na wszystko strażnicy, dzierżąc w dloniach potężne miniguny. Ucieszyłem sie na ich widok, nareszcie czułem się bezpieczny. Nasz fort nie był zbyt wielki, zaledwie kilka prymitywnych baraków otoczonych betonowym murem, ale lepsze to niż ta przeklęta dżungla. Udałem sie prosto do sztabu dowodzenia żeby sprawdzić czy nie przyszły jakieś nowe rozkazy. Nic. Nie dobrze. Pozostał tylko prysznic i sen, rano coś wymyśle żeby rozruszać troche chłopaków. Tkwimy już w tej pierdolonej dziurze z dobre dwa miesiące, jeszcze troche i strach będzie schylać sie po mydło. Sen przyszedł wyjątkowo szybko, zwykle mam z tym problemy, ale ta wyprawa mnie wykończyła. Trafiliśmy dzisiaj z Don'em na dziwne ślady. Przypominały kopyta jakiejs wielkiej krowy, ale wyraźnie było widać że stwór ten poruszał się na dwóch nogach. Co dziwniejsze... ślady prowadziły do urwiska gdzie nagle się urywały. Wielka krowa chodząca na dwóch nogach ze skłonnościami samobójczymi. Ta zakichana dżungla od początku mnie przerażała. Nic nie jest tu tak jak być powinno. I czemu to cholerne dowództwo o nas zapomniało? Sen... słodki sen.
- Przyszedłem po Ciebie - przemówiła do mnie postać składająca się z samych kości, ubrana w czerwony dres z kreszu i niebieską czapeczkę bejsbolową odwróconą daszkiem do tyłu.
- Po mnie? Po co?
- Zbliża się Twój czas - postać mówiła głosem, który brzmiał jakby dochodził zza grobu.
- Czas? Jaki czas? O czym Ty mówisz?
- Cholera! Znowu zapomniałem się przebrać. Słuchaj, wyobraź sobie, że mam na sobie czarną pelerynę z kapturem i trzymam w ręku wielką kosę.
- To Ty jesteś... - zacząłem.
- ... Śmierć we własnej osobie - dokończyła Śmierć.
- To by wiele wyjaśniało.
- A mianowicie co takiego?
- No te wszystkie "przyszedłem po Ciebie" i "zbliża się Twój czas".
- A to... tak faktycznie, to moje standartowe teksty, ale wierz mi gdyby nie ten dres zrobiłyby na Tobie o wiele większe wrażenie.
- No tak, pewnie tak, ale chwila... ja nie chce umierać! - ktoś obdarzony bardzo dobrym słuchem mógłby wyczuć w moim głosie lekkie przerażenie.
- Zadam Ci pytanie, jeśli na nie odpowiesz, pożyjesz jeszcze troche...
O 24-tej w końcu dotarłem do bazy. Czekali tam na mnie jak zwykle gotowi na wszystko strażnicy, dzierżąc w dloniach potężne miniguny. Ucieszyłem sie na ich widok, nareszcie czułem się bezpieczny. Nasz fort nie był zbyt wielki, zaledwie kilka prymitywnych baraków otoczonych betonowym murem, ale lepsze to niż ta przeklęta dżungla. Udałem sie prosto do sztabu dowodzenia żeby sprawdzić czy nie przyszły jakieś nowe rozkazy. Nic. Nie dobrze. Pozostał tylko prysznic i sen, rano coś wymyśle żeby rozruszać troche chłopaków. Tkwimy już w tej pierdolonej dziurze z dobre dwa miesiące, jeszcze troche i strach będzie schylać sie po mydło. Sen przyszedł wyjątkowo szybko, zwykle mam z tym problemy, ale ta wyprawa mnie wykończyła. Trafiliśmy dzisiaj z Don'em na dziwne ślady. Przypominały kopyta jakiejs wielkiej krowy, ale wyraźnie było widać że stwór ten poruszał się na dwóch nogach. Co dziwniejsze... ślady prowadziły do urwiska gdzie nagle się urywały. Wielka krowa chodząca na dwóch nogach ze skłonnościami samobójczymi. Ta zakichana dżungla od początku mnie przerażała. Nic nie jest tu tak jak być powinno. I czemu to cholerne dowództwo o nas zapomniało? Sen... słodki sen.
- Przyszedłem po Ciebie - przemówiła do mnie postać składająca się z samych kości, ubrana w czerwony dres z kreszu i niebieską czapeczkę bejsbolową odwróconą daszkiem do tyłu.
- Po mnie? Po co?
- Zbliża się Twój czas - postać mówiła głosem, który brzmiał jakby dochodził zza grobu.
- Czas? Jaki czas? O czym Ty mówisz?
- Cholera! Znowu zapomniałem się przebrać. Słuchaj, wyobraź sobie, że mam na sobie czarną pelerynę z kapturem i trzymam w ręku wielką kosę.
- To Ty jesteś... - zacząłem.
- ... Śmierć we własnej osobie - dokończyła Śmierć.
- To by wiele wyjaśniało.
- A mianowicie co takiego?
- No te wszystkie "przyszedłem po Ciebie" i "zbliża się Twój czas".
- A to... tak faktycznie, to moje standartowe teksty, ale wierz mi gdyby nie ten dres zrobiłyby na Tobie o wiele większe wrażenie.
- No tak, pewnie tak, ale chwila... ja nie chce umierać! - ktoś obdarzony bardzo dobrym słuchem mógłby wyczuć w moim głosie lekkie przerażenie.
- Zadam Ci pytanie, jeśli na nie odpowiesz, pożyjesz jeszcze troche...
--
life is a highway!