tak mnie zainspirowały te zdjecia:
https://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=15&i=687914&t=687914
i napisałam sobie opowiadanko, takie dla dzieci trochę
Kicia wstała rano jak zwykle. Jeszcze wszyscy spali, spokój i cisza panowały w całym domu. Usiadała w przedpokoju, tak dla rozruszania zmysłów i grzbietu.
Robiła tak co rano, potem udawała Się do kuchni, gdzie zawsze było coś do picia i do upolowania. Zabierała się za to z samego początku dnia, potem zwalniała się je kanapa w największym pokoju (dwoje ludzi, którzy z nią mieszkali gdzieś znikali na cały dzień). Najedzona upolowanym w kuchni jedzeniem dokonywała starannej toalety i zasypiała na czas, aż ludzie wrócą do domu. Wtedy szła do kuchni aby znowu coś upolować. Popołudniami ludzie znowu zajmowali jej kanapę, ale to było nawet miłe, bo kładła się na nich. Lubiła to, bo mieli miękkie i ciepłe ciała a z czasem przywykła do ich przykrego zapachu. Dobrze razem się mieszkało, nie było w tym domu żadnej konkurencji przy polowaniach. Ludzie co prawda czasami też jedli pyszne myszki, ale nie interesowały jej szczególnie, gdyż zawsze miała pełny brzuszek. Poza tym znali swoje miejsce i nigdy nie próbowali polować na jej ofiary.
Tego ranka niestety coś zaburzało zwykły, monotonny ład i nie wiedziała, czy to dobre jest czy złe. Czuła całym ciałem, że zaczyna dochodzić do głosu w jej ciele coś, co od dawna było, lecz uśpione. Coś dziwnego, coś nieznanego a jednocześnie jakby zawsze będącego w jej życiu. Siedziała oszołomiona zagadkowymi uczuciami, czuła, że wąsy aż drżą w nerwowym napięciu. Czuła, że pazury same wysuwają się a przez mięsnie przechodzą nerwowe impulsy. Leniwe otępienie przeszło jak ogonkiem machnął. Przywarła do podłogi i zatoczyła wzrokiem wokół. W powietrzu czuć było zapach, obcy, groźny, pociągający i wprawiający w dziki szał. Kicię ogarnął atawistyczny zew krwi. W tym domu było jakieś zwierzę, lub nawet całe stado. Było i pachniało. Zapach ten uderzył w jakiś nerw i obudził w Kici duszę pantery.
Runęła kilkoma długimi susami na kanapę, gdzie spali jej ludzie. Nie rozwiązało to zagadki, gdyż nie mieli najwyraźniej nic z tym wspólnego. Śmierdzieli jak zwykle i prawie się nie ruszali. Przyczaiła się za ciałem większego i zatoczyła morderczym wzrokiem wokół.
Stalowo zimne jej spojrzenie padło na coś, czego nie było dotychczas. Źródło zapachu pochodziło stamtąd! Jest! Dzikie zwierzęta, intruzy, nieproszeni goście na jej terytorium. Małe, obślizłe stwory. Poruszały się powoli krążąc bez sensu, pachniały właściwie apetycznie. Jadła już takie zwierzęta, zawsze polowała na nie w kuchni, gdzie czekały na nią. Wiadomo było, ze nazywają się one „ryby” i nie mają jak wszystkie inne zwierzęta ani pazurów ani zębów i są niegroźne. Te nie wiedzieć czemu przebywały w największym pokoju, gdzie zamknęły się w szklanym pojemniku. Kicia postanowiła poczekać do wieczora. Pomyślała sobie, że wieczorem zwierzęta na pewno udadzą Się do kuchni, jak zawsze.
Dzień minął bardzo powoli. Kicia nie mogła spać, cały dzień wodziła oczami za intruzami, przez grzbiet przechodziły elektryczne impulsy, takie same wyprostowywały jej wąsy jak sztylety. Wieczorem ryby przebywały nadal w szklanym pojemniku. Ludzie siedzieli na kanapie w bezruchu. Nie działo się nic, co wskazywałoby na to, że ryby mają zamiar zrobić to co powinny. Pełne ponaglenia, znaczące spojrzenia nic nie dały.
Nagrzana trwającym cały dzień podnieceniem Kicia postanowiła nie czekać dalej. Wskoczyła cichutko na stół, skąd widok na ryby był najlepszy. Postawiła ostro uszy, rozcapierzyła wąsy na cały regulator, przywarła do stołu napięta jak sprężyna i ruszyła bezszelestnie w kierunku pierwszej ryby, najbardziej połyskującej i tłustej. Po chwili znalazła się na krawędzi stołu a od ryb dzielił ją jeden krótki sus. Oceniła odległość. Opuszkami objęła krawędź stołu. Znów oceniła odległość. Łapkami zbadała podłoże i upewniła się, że dobrze da się od niego odbić. Jeszcze raz kontrolnie oceniła odległość. Poruszała łapkami na krawędzi stołu. Napięła mięśnie i utkwiła wzrok w ofierze. Po sekundzie wykonała skok. Pierwszy w życiu atak lotnika. Rządza krwi przyćmiła wzrok a z pazurów utworzyła śmiercionośną, stalową, potworną pod każdym względem pułapkę, lecącą jak rakieta prosto na rybę. Niestety z rakietą tą stało się nagle coś zupełni dziwnego. To samo co z łebkiem. Zabolało ogłuszająco a Kicia znalazła się na podłodze. Ryba okazała się zwierzęciem o potwornej mocy. Sobie tylko znanymi metodami odparła atak. Najwyraźniej ma pazury i zęby. Trudno, niech pomieszka jakiś czas, ale coś z tym trzeba będzie zrobić!
https://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=15&i=687914&t=687914
i napisałam sobie opowiadanko, takie dla dzieci trochę
Kicia wstała rano jak zwykle. Jeszcze wszyscy spali, spokój i cisza panowały w całym domu. Usiadała w przedpokoju, tak dla rozruszania zmysłów i grzbietu.
Robiła tak co rano, potem udawała Się do kuchni, gdzie zawsze było coś do picia i do upolowania. Zabierała się za to z samego początku dnia, potem zwalniała się je kanapa w największym pokoju (dwoje ludzi, którzy z nią mieszkali gdzieś znikali na cały dzień). Najedzona upolowanym w kuchni jedzeniem dokonywała starannej toalety i zasypiała na czas, aż ludzie wrócą do domu. Wtedy szła do kuchni aby znowu coś upolować. Popołudniami ludzie znowu zajmowali jej kanapę, ale to było nawet miłe, bo kładła się na nich. Lubiła to, bo mieli miękkie i ciepłe ciała a z czasem przywykła do ich przykrego zapachu. Dobrze razem się mieszkało, nie było w tym domu żadnej konkurencji przy polowaniach. Ludzie co prawda czasami też jedli pyszne myszki, ale nie interesowały jej szczególnie, gdyż zawsze miała pełny brzuszek. Poza tym znali swoje miejsce i nigdy nie próbowali polować na jej ofiary.
Tego ranka niestety coś zaburzało zwykły, monotonny ład i nie wiedziała, czy to dobre jest czy złe. Czuła całym ciałem, że zaczyna dochodzić do głosu w jej ciele coś, co od dawna było, lecz uśpione. Coś dziwnego, coś nieznanego a jednocześnie jakby zawsze będącego w jej życiu. Siedziała oszołomiona zagadkowymi uczuciami, czuła, że wąsy aż drżą w nerwowym napięciu. Czuła, że pazury same wysuwają się a przez mięsnie przechodzą nerwowe impulsy. Leniwe otępienie przeszło jak ogonkiem machnął. Przywarła do podłogi i zatoczyła wzrokiem wokół. W powietrzu czuć było zapach, obcy, groźny, pociągający i wprawiający w dziki szał. Kicię ogarnął atawistyczny zew krwi. W tym domu było jakieś zwierzę, lub nawet całe stado. Było i pachniało. Zapach ten uderzył w jakiś nerw i obudził w Kici duszę pantery.
Runęła kilkoma długimi susami na kanapę, gdzie spali jej ludzie. Nie rozwiązało to zagadki, gdyż nie mieli najwyraźniej nic z tym wspólnego. Śmierdzieli jak zwykle i prawie się nie ruszali. Przyczaiła się za ciałem większego i zatoczyła morderczym wzrokiem wokół.
Stalowo zimne jej spojrzenie padło na coś, czego nie było dotychczas. Źródło zapachu pochodziło stamtąd! Jest! Dzikie zwierzęta, intruzy, nieproszeni goście na jej terytorium. Małe, obślizłe stwory. Poruszały się powoli krążąc bez sensu, pachniały właściwie apetycznie. Jadła już takie zwierzęta, zawsze polowała na nie w kuchni, gdzie czekały na nią. Wiadomo było, ze nazywają się one „ryby” i nie mają jak wszystkie inne zwierzęta ani pazurów ani zębów i są niegroźne. Te nie wiedzieć czemu przebywały w największym pokoju, gdzie zamknęły się w szklanym pojemniku. Kicia postanowiła poczekać do wieczora. Pomyślała sobie, że wieczorem zwierzęta na pewno udadzą Się do kuchni, jak zawsze.
Dzień minął bardzo powoli. Kicia nie mogła spać, cały dzień wodziła oczami za intruzami, przez grzbiet przechodziły elektryczne impulsy, takie same wyprostowywały jej wąsy jak sztylety. Wieczorem ryby przebywały nadal w szklanym pojemniku. Ludzie siedzieli na kanapie w bezruchu. Nie działo się nic, co wskazywałoby na to, że ryby mają zamiar zrobić to co powinny. Pełne ponaglenia, znaczące spojrzenia nic nie dały.
Nagrzana trwającym cały dzień podnieceniem Kicia postanowiła nie czekać dalej. Wskoczyła cichutko na stół, skąd widok na ryby był najlepszy. Postawiła ostro uszy, rozcapierzyła wąsy na cały regulator, przywarła do stołu napięta jak sprężyna i ruszyła bezszelestnie w kierunku pierwszej ryby, najbardziej połyskującej i tłustej. Po chwili znalazła się na krawędzi stołu a od ryb dzielił ją jeden krótki sus. Oceniła odległość. Opuszkami objęła krawędź stołu. Znów oceniła odległość. Łapkami zbadała podłoże i upewniła się, że dobrze da się od niego odbić. Jeszcze raz kontrolnie oceniła odległość. Poruszała łapkami na krawędzi stołu. Napięła mięśnie i utkwiła wzrok w ofierze. Po sekundzie wykonała skok. Pierwszy w życiu atak lotnika. Rządza krwi przyćmiła wzrok a z pazurów utworzyła śmiercionośną, stalową, potworną pod każdym względem pułapkę, lecącą jak rakieta prosto na rybę. Niestety z rakietą tą stało się nagle coś zupełni dziwnego. To samo co z łebkiem. Zabolało ogłuszająco a Kicia znalazła się na podłodze. Ryba okazała się zwierzęciem o potwornej mocy. Sobie tylko znanymi metodami odparła atak. Najwyraźniej ma pazury i zęby. Trudno, niech pomieszka jakiś czas, ale coś z tym trzeba będzie zrobić!
--