Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

towarzysz-klodzio
Już parę miesięcy jestem na JM...i wstyd się przyznać...dopiero teraz odkryłem miejsce, gdzie mogę wrzucać swoje grafomanie...no...teraz się zacznie...już się zaczęło...

W POSZUKIWANIU RAJU UTRACONEGO CZYLI KLAUDI NA HAWAJACH

Stany Zjednoczone czesto bywaja nazywane "rajem na Ziemi". Nie ma to chyba nic wspolnego z prawda. Ale, jesli chcemy znalezc w USA miejsce, ktore najbardziej jest do raju zblizone, to niewatpliwie sa to Hawaje.

Z Seattle do Honolulu lecialem samolotem okolo 5 godzin. Z polskiego punktu widzenia jest to "koniec swiata", przyslowiowe miejsce, ktorego nie ma. Pamietam z dziecinstwa powiedzenie: "Pojedziesz, pojedziesz- do Honolulu pojedziesz. Malpy straszyc, banany prostowac!". No i pojechalem! Stwierdzilem, ze to tajemnicze miejsce istnieje naprawde i ze jest to bardzo sympatyczny zakatek. Przy wjezdzie na Hawaje trzeba wypelnic deklaracje dotyczaca wszystkich wwozonych roslin i zwierzat. W ten sposob unikalny ekosystem tego regionu chroniony jest przed inwazja obcych gatunkow, ktore moglyby spowodowac katastrofalne zmiany.

Na budynkach wszelkich urzedow flaga hawajska powiewa obok flagi amerykanskiej. Na fladze Hawajow widnieje 8 pasow, symbolizujacych osiem glownych wysp , a w lewym gornym rogu - flaga brytyjska. Na poczatku XIX wieku hawajski krol Kamehameha przyjal brytyjski protektorat. Byl to protektorat, w zasadzie dobrowolny, przyjety w obliczu innych zagrozen. Krol Hawajow zdawal sobie sprawe, ze jego kraj jest lakomym kaskiem dla dwoch imperializmow: rosyjskiego i amerykanskiego. Przyjecie brytyjskiego zwierzchnictwa bylo wiec wyborem mniejszego zla. Jednak ostatecznie Hawaje ulegly imperializmowi amerykanskiemu.

Ale nie historia jest na Hawajach najciekawsza rzecza. Najwspanialsza jest tu przyroda. Wlasnie dlatego wiele osob nazywa Hawaje rajem. Honolulu lezy na wyspie Oahu. Wysepka to niewielka, ale ciekawych rzeczy tu wiele. Cudowne plaze, na ktorych mozna opalacsie i kapacprzez caly rok, gory wyrastajace prawie prosto z Oceanu Spokojnego, tropikalne lasy, jeziora, rzeki i wodospady. Tutaj znajduje sie slynna baza wojenna Pearl Harbour. A Japonczycy, od czasu swojej "wizyty" w tej bazie, bardzo lubia odwiedzac Hawaje. Tym razem robia to jednak w celach turystycznych...

W schronisku mlodziezowym w Honolulu poznaje trzy mile pielegniarki z Japonii (wszystkim panom podrozujacym po Japonii radze zachorowac!). Nastepnego dnia wylegujemy sie na plazy w polnocnej czesci wyspy. Woda jest ciepla i czysciutka. Fale uderzaja o brzeg z ogromna sila. Probuje przeciwstawic sie sile atakujacej fali. Mimowolnie robie fikolka i laduje na brzegu. Po raz kolejny uswiadamiam sobie jak drobna kruszynka jest czlowiek. Nastepnego dnia wybieram sie na krajoznawcza wedrowke po wyspie. Na poczatku chce zobaczyc wodospady w dolinie Waime'a. W miejscu, gdzie zaczyna sie dolina jest parking, na ktorym zauwazam tablice, ostrzegajace turystow przed zostawianiem kosztownosci w samochodach. Oto pierwszy dowod na to, ze Hawaje takim zupelnym rajem nie sa. Drugim dowodem jest to, ze za wejscie do doliny trzeba wybulic 20 dolcow! Probuje wiec cos wykombinowac. Raz, ze 20 dolarow piechota nie chodzi, a po drugie placic za wejscie do lasu to chyba frajerstwo. Wracam jakies 100 metrow i przechodze przez strumyczek. Niestety, zaraz podjezdzaja do mnie straznicy, kazac mi opuscic teren prywatny albo kupic bilet. Pytam sie, dlaczego nie ma zadnych znakow, ze to teren prywatny. Odpowiadaja, ze nie wiedza i ze sa tylko od wyganiania... Nie ma wiec rady. Zalezy mi na zobaczeniu tego miejsca, tak wiec kupuje bilet. Oczywiscie, podkreslam, ze czuje sie bardziej obrabowany niz placacy za usluge.

Dolina bardzo piekna, tylko niepotrzebnie wybetonowana...Docieram do wodospadu. Dwoch chlopakow wykonuje tam skoki do wody ze skal. Nastepnie udaje sie do amfiteatru obejrzec taniec "hula". Jestem troche zniesmaczony widzac, ze wchodzace na scene kobiety sa grube, brzydkie i nie pierwszej juz mlodosci. Jednak kiedy zaczely tanczyc, przestaly byc w moich oczach grube, stare i brzydkie.

Ciagle mam jednak ochote "normalnie" pochodzic sobie po lesie i gorach. Jednak wokol wyspy, wszedzie widnieja napisy: "teren prywatny, trzymac sie z dala!". Gory prywatne nie sa, ale trzeba jakos tam dotrzec. Chce sie powiedziec "To na ch... mam przeskoczyc?", ale chyba w jezyku angielskim nie ma odpowiednika tego madrego polskiego powiedzenia. Postanawiam po prostu zaryzykowac. Ide przez prywatne pole w strone gor. Z naprzeciwka wyjezdza BMW. Zatrzymuje sie przede mna. Nie strzelaja - to juz pewien sukces. Zza szyby auta wylania sie glowa rudowlosej Amerykanki. Pytam, czy moge przejsc przez to pole w gory. Odpowida mi, ze ona nie ma nic przeciwko temu, ale dalej sa inni wlasciciele, ktorzy moga mnie zawrocic. Dziekuje milej pani i mowie, ze mam nadzieje, ze nikt mnie nie zastrzeli. Rudowlosa odpowiada mi, ze na pewno nikt mnie nie zastrzeli. Najwyzej moga mnie wyprosic. Ide wiec dalej wsrod tropikalnych roslin i przepieknych gor po obu stronach. Wchodze do lasu. Odkrywam jakies dawne sciezki. Strasznie zarosniete - widac, ze dawno nikt po nich nie chodzil. Po jakiejs godzinie rezygnuje z dalszego przedzierania sie przez gaszcza.

Po wycieczce kupuje sobie piwko w sklepiku kolo przystani jachtowej i popijam wsluchujac sie w szum fal. Po chwili podchodzi do mnie sklepikarz z papierowa torebka i pakuje w nia moje piwo mowiac, ze "inaczej obaj mozemy miec problemy". Podnosze z niesmakiem to piwo w papierowej torebce do ust. Czuje sie jakos dziwnie. Niby piwo to samo, ale jakos nie wchodzi. I smak jakby sie pogorszyl... W taki sposob amerykanscy imperialisci odstraszaja Hawajom turystow. Symbolem sowieckiego imperializmu sa tanki, katiusze, lagry na Syberii. Symbolem "delikatnego" amerykanskiego imperializmu jest dla mnie szara papierowa torebka...

Nastepnie wybieram sie na Hawai - Big Island , najwieksza wyspe Hawajow. Powiedziano mi, ze bilet mozna kupic za okolo 30 $. Zachodze do biura turystycznego. Zostaje poinformowany, ze nie mam szans dostac biletu za mniej niz 60 dolarow i ze ktos mi naopowiadal strasznych bzdur, oraz ze powiniennem sie wstydzic, ze w takie rzeczy wierze. Nie korzystam jednak z uslugi tego biura. Dwadziescia metrow dalej kupuje bilet za 33 dolary...

Big Island jest znacznie wieksza i jeszcze bardziej zroznicowana niz Oahu. W przeciwienstwie do Oahu bardzo slabo rozwiniety jest tu system komunikacji. Aby dotrzec z lotniska do schroniska w Kailua-Kona, musze lapac "stopa". Amerykanscy turysci nie sa jednak sklonni do pomocy blizniemu (kolejny dowod na to, ze jednak nie jestem w raju). W koncu zabiera mnie Hawaj wracajacy z pracy. W ogole Hawajowie sa bardzo zyczliwymi ludzmi , wcale nie zepsutymi przez rzesze turystow i zostawiane przez nich pieniadze. Jedziemy przez surrealistycznie wygladajace pola zastyglej lawy. W oddali widac dymiace wulkany. Kailua-Kona jest mala wioska turystyczna, gdzie turystow jest kilkaset razy wiecej niz miejscowej ludnosci. Niestety wplywa to na ceny. Jednak jakos wytrzymuje finansowo.

Nazajutrz wybieram sie na wycieczke po lasach. Ponownie uderza mnie typowy dla USA brak sciezek i polnych drog, ktore wedlug mojego dotychczasowego mniemania istnialy zawsze i wszedzie. Lasy sa tu jednak mniej zarosniete niz na Oahu, wiec latwo sie w nich poruszac. Powiem tez szczerze, ze w Stanach wlasnie w lesie czuje sie najbardziej swojo. Nastepnego dnia wyleguje sie na plazach. Probuje zakolegowac sie z wielkim zolwiem morskim, ktory jednak odwraca sie do mnie zadkiem i odplywa. Chociaz nasmarowalem sie mascia, pod koniec dnia skore mam spalona.

I to ostatni dzien mojej wizyty w domniemanym raju. Jak udowodnilem wczesniej miejsce to tak zupelnie rajem nie jest. Jednak, gdyby Pan Bog chcial kiedys restytuowac raj na Ziemi byloby to bardzo dobre miejsce. No ale takich miejsc mozna by znalezc wiecej na swiecie, a nawet w Polsce.

Klaudiusz Wesolek

--
niezależna telewizja internetowa https://www.tvg9.cba.pl

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
To nie literatura tylko blog jest

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Napisane raczej poprawnie (najbardziej w oczy rzuca się brak ogonków), tyle że -- właśnie -- jakoś tak blogowato. Nie mam nic przeciwko opisom wojaży, ale od scenariusza typu: "Idę sam, widzę to, jadę tam, a tam pstro." wolałbym jakiś artykuł skupiony na konkretnym zagadnieniu; historia albo przyroda, albo traktowanie turystów -- fragment o własności prywatnej jest niezły. Jeśli już wszystko naraz, to niech będzie powiązane skojarzeniami, płynnymi przejściami z tematu na temat, a nie planem Twojej wycieczki.
A tutaj taki miszmasz.
Czy relacja z podróży może być inna? -- nie wiem. Nie czytam takich wiele.

Złe to nie jest, lecz mnie nie wciąga; nie całe. Czytam kawałek interesujący, dalej dwa zdania o czymś, co mnie mało obchodzi, acz może spodobać się innym -- więc czytam dalej w nadziei na kolejną pasującą mi ciekawostkę bez gwarancji, czy i kiedy nastąpi. Żal porzucić, ale przebijanie się przez pęczki małych, niepowiązanych ze sobą faktów trochę męczy.
To przy pierwszym czytaniu.
Potem wszakże można wrócić do interesujących fragmentów (dla każdego mogą to być inne fragmenty!) i powiedzieć komuś: -- Patrz, co ten koleś napisał! O, tu, te trzy zdania. I jeszcze jedno tu. A o tym nie wiedziałem. Niezłe, co?

I za to plus.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj