Wiele lat budował. Może nie sam, sam by tej budowie nie podołał. Wielu pomogło. Wspólnymi siłami zbudowali coś pięknego. Tworzyli, z nieopisaną wprost radością spoglądali wstecz na swoje dzieła. Ich wnętrze wydawało się czyste, razem tworzyli grupę idealną, nie do pokonania.
...
Wynurzył się potwór z najgłębszych otchłani jego umysłu. Błyskawicznie i niepostrzeżenie rozpoczął, burzyć to, co do tej pory żywiciel zbudował. Nie, nie w sposób oczywisty i bezpośredni. Osiągnął poziom swego żywiciela, powoli, przez wiele lat dojrzewał. I to była jego siła.
W pewnym momencie bestia stała się żywicielem, a żywiciel stał się bestią. Nikt z jego otoczenia tego nie podejrzewał. Potwór był genialny i sprawił, że żywiciel uważał się za kogoś wyjątkowego. Zasiał swoje ziarno w umysłach najbliższych. Ziarno kłamstw, samooszukiwania i spustoszenia. Rzadko kiedy ostatnie przebłyski prawdziwej, dawnej świadomości żywiciela zmuszały go do myślenia. “ Dwie postacie ciągle walczą w tym samym ciele” – pisał. A zaraz potem, jakby świadomy swej nieuniknionej klęski dodawał - “ Dwie postacie wiszą razem z nim, możesz spać spokojnie,”.Te chwile szybko mijały. Żywiciel często miał złudzenie, że wygrywa z potworem wojne. Potwór słabł, poddawał się, aż w końcu ginął gdzieś w głębi umysłu.
Przerośnięta bestia przyczajona i niewidzialna czekała jedynie na odpowiedni moment, aby zaatakować ze zdwojoną siłą. Ale to coś, co pozwalało mu ująć “przyjaciela” w cudzysłów, pozwalało także zdać sobie sprawę, że potwór zginąć może jedynie wraz z jego umysłem. W tych chwilowych przebłyskach było coś intrygującego. Otóż, zdając sobie sprawę, że nie ma przyjaciół, jednocześnie rósł w siłę i pewnego rodzaju pychę, jakby automatycznie dawał się pochłonąć potworowi. Przyjaciele, nieświadomi jego wewnętrznej wojny i ich własnego problemu, nieświadomie pomagali. Potworowi. Ale to on sam był najniebezpieczniejszy. Mimo tego, że sam był pożywką dla potwora, „przyjaciele” pomagali mu w ciągłym karmieniu. Jedynie w tym. Jakby tylko po to, by mieli pretekst, żeby odejść.
...
Wiele lat budował swoje piekło, początkowo z dumą, później z obojętnością. Wielu pomogło, zachwalając, ukrywając prawdę. Ci, którzy nie chcieli pomagać, dawno już zostali odepchnięci. Jego wnętrze nie było już czyste, ale mieniło się wspaniałymi kolorami tęczy. Spoglądał na siebie i świat przez mydlaną bańke, a świat miał sprawić, że ta bańka pęknie.
…
Potwór, ratując się przed śmiercią jego umysłu, pożarte uczucia wypełniał cuchnącą masą. Miłość, która pozwalała mu żyć zniknęła w pierwszej kolejności, ustępując nienawiści. Rozpoczęła się potężna reakcja, której efektów nikt nie był w stanie przewidzieć. Potwór czuł niedosyt. Pozostał już bez przeciwnika, bo ten bezwolny kawałek mięsa, który kiedyś myślał, nie potrafił już z nim walczyć. Ale potrafił walczyć z ludźmi. Niszcząc i tak już zniszczone życie „przyjaciół” wytworzył wokół siebie próżnię. Inni zaczęli się oddalać jak gwiazdy od centrum wszechświata. A on czuł się, jakby w nim był. Potwór się nim bawił. Zabawa ta trwała tak długo, aż ciemność wokół niego nie pozwalała mu dostrzec nic prócz własnego okaleczonego ciała. Przeciążony umysł odmawiał posłuszeństwa, nad wachaniami nastrojów nawet potwór nie mógł zapanować. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka. Połączone siły potwora i żywiciala starały się utrzymać go przy życiu. Zatruty umysł mieszał rzeczywistość z fikcją, a w pewnym momencie obaj już nie mogli zdawali sobie sprawy, co się dzieje i kim są.
…
Zaczął się piękny poranek. Szum drzew i śpiew ptaków nie pozwalał przejść obojętnie obok małej polanki, na której zielona trawa i powalone przez trzydniową burzę drzewo przypominało o zbliżającej się jesieni. Dziś jednak nie było tu nikogo. Od dwóch tygodni nie było nikogo. Poza nim. Stwierdził, że nie będzie budował, że nie będzie burzył. Nie będzie walczył. Poddał się. Kolejny już dzień w samotności. Jak długo jeszcze? Zresztą, zerwane kręgi i tak w końcu przebiją dwukrotnie naciągniętą szyję, a gdy go znajdą, nikt nie będzie go pamiętał.
...
Wynurzył się potwór z najgłębszych otchłani jego umysłu. Błyskawicznie i niepostrzeżenie rozpoczął, burzyć to, co do tej pory żywiciel zbudował. Nie, nie w sposób oczywisty i bezpośredni. Osiągnął poziom swego żywiciela, powoli, przez wiele lat dojrzewał. I to była jego siła.
W pewnym momencie bestia stała się żywicielem, a żywiciel stał się bestią. Nikt z jego otoczenia tego nie podejrzewał. Potwór był genialny i sprawił, że żywiciel uważał się za kogoś wyjątkowego. Zasiał swoje ziarno w umysłach najbliższych. Ziarno kłamstw, samooszukiwania i spustoszenia. Rzadko kiedy ostatnie przebłyski prawdziwej, dawnej świadomości żywiciela zmuszały go do myślenia. “ Dwie postacie ciągle walczą w tym samym ciele” – pisał. A zaraz potem, jakby świadomy swej nieuniknionej klęski dodawał - “ Dwie postacie wiszą razem z nim, możesz spać spokojnie,
Przerośnięta bestia przyczajona i niewidzialna czekała jedynie na odpowiedni moment, aby zaatakować ze zdwojoną siłą. Ale to coś, co pozwalało mu ująć “przyjaciela” w cudzysłów, pozwalało także zdać sobie sprawę, że potwór zginąć może jedynie wraz z jego umysłem. W tych chwilowych przebłyskach było coś intrygującego. Otóż, zdając sobie sprawę, że nie ma przyjaciół, jednocześnie rósł w siłę i pewnego rodzaju pychę, jakby automatycznie dawał się pochłonąć potworowi. Przyjaciele, nieświadomi jego wewnętrznej wojny i ich własnego problemu, nieświadomie pomagali. Potworowi. Ale to on sam był najniebezpieczniejszy. Mimo tego, że sam był pożywką dla potwora, „przyjaciele” pomagali mu w ciągłym karmieniu. Jedynie w tym. Jakby tylko po to, by mieli pretekst, żeby odejść.
...
Wiele lat budował swoje piekło, początkowo z dumą, później z obojętnością. Wielu pomogło, zachwalając, ukrywając prawdę. Ci, którzy nie chcieli pomagać, dawno już zostali odepchnięci. Jego wnętrze nie było już czyste, ale mieniło się wspaniałymi kolorami tęczy. Spoglądał na siebie i świat przez mydlaną bańke, a świat miał sprawić, że ta bańka pęknie.
…
Potwór, ratując się przed śmiercią jego umysłu, pożarte uczucia wypełniał cuchnącą masą. Miłość, która pozwalała mu żyć zniknęła w pierwszej kolejności, ustępując nienawiści. Rozpoczęła się potężna reakcja, której efektów nikt nie był w stanie przewidzieć. Potwór czuł niedosyt. Pozostał już bez przeciwnika, bo ten bezwolny kawałek mięsa, który kiedyś myślał, nie potrafił już z nim walczyć. Ale potrafił walczyć z ludźmi. Niszcząc i tak już zniszczone życie „przyjaciół” wytworzył wokół siebie próżnię. Inni zaczęli się oddalać jak gwiazdy od centrum wszechświata. A on czuł się, jakby w nim był. Potwór się nim bawił. Zabawa ta trwała tak długo, aż ciemność wokół niego nie pozwalała mu dostrzec nic prócz własnego okaleczonego ciała. Przeciążony umysł odmawiał posłuszeństwa, nad wachaniami nastrojów nawet potwór nie mógł zapanować. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka. Połączone siły potwora i żywiciala starały się utrzymać go przy życiu. Zatruty umysł mieszał rzeczywistość z fikcją, a w pewnym momencie obaj już nie mogli zdawali sobie sprawy, co się dzieje i kim są.
…
Zaczął się piękny poranek. Szum drzew i śpiew ptaków nie pozwalał przejść obojętnie obok małej polanki, na której zielona trawa i powalone przez trzydniową burzę drzewo przypominało o zbliżającej się jesieni. Dziś jednak nie było tu nikogo. Od dwóch tygodni nie było nikogo. Poza nim. Stwierdził, że nie będzie budował, że nie będzie burzył. Nie będzie walczył. Poddał się. Kolejny już dzień w samotności. Jak długo jeszcze? Zresztą, zerwane kręgi i tak w końcu przebiją dwukrotnie naciągniętą szyję, a gdy go znajdą, nikt nie będzie go pamiętał.
--
By cie jama zawaliła :C Szukam kapeli!!! :C:C:C