Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > Star Trek: Thinker, Tenor, Doctor, Spy...
SuperLamer
Nie wiem, czy przypadnie wam do gustu, bo Star Trek jest tematem dość hermetycznym...
Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie zlinczujecie mnie dość szybko
Miłej lektury... Oby...
I oczywiście proszę o krytyczne komentarze :]

Dane osobowe:
Imię: Awaryjny Holoprogram Medyczny Mark IX
Nazwisko: brak
Wiek: 4 lata
Data urodzenia: 2382
Waga: 0,035 kg (przenośny emiter)
Wzrost: 183
Oczy: zielone
Włosy: czarne, łysiejący
Znaki szczególne: "Please, state the nature of the medical emergency!"

Kalendarium:
2382 - Na stacji Jupiter, w laboratoriach im. Louisa Zimmermana skompilowany został, po raz pierwszy od wielu lat, nowy model awaryjnego hologramu medycznego: AHM Mark VIII. Zasługi hologramu Voyagera AHM Mk I - Doktora Joe oraz nieżyjącego już jego twórcy, Dowództwo Floty postanowiło uhonorować nadając nowemu programowi cechy fizyczne Zimmermana i profil psychologiczny Doktora Joe.
2383 - instalacja finalnej wersji programu na USS Primus w charakterze głównego oficera medycznego.
grudzień 2383 - implementacja, przy pomocy Doktora Joe i jego asystentki Hayley rozszerzonych procedur awaryjnego programu dowodzącego (AHD) w matrycy AHM Mark VIII.
luty 2384 - eksperymentalny przydział jako AHD na specjalnie do tego celu przystosowanym USS Ranger - AHD dowodzący załogą składającą się wyłącznie z hologramów serii Mark VIII.
październik 2384 - awaria głównego komputera i holoemiterów powoduje dekompilację pozostałych hologramów i transfer ich jaźni bezpośrednio do podstawowej matrycy AHD. USS Ranger zostaje uprowadzony przez powstałą w ten sposób osobowość - nowy Mark VIII postanawia zająć się procederem pirata.
styczeń 2385 - USS Rubikon w trakcie rutynowej misji zwiadowczej przy granicy romulańskiej odbiera automatyczny sygnał SOS na awaryjnym kanale Floty. Zaskoczona załoga odnajduje ciężko uszkodzonego Rangera a wraz z nim szczątki Warbirda Tal'Shiar. Odnaleziona kopia zapasowa programu AHD Mark VIII po przeanalizowaniu logów, zostaje ostatecznie zdekompilowana.
2385 - na bazie poprzedniej matrycy powstaje AHM Mark IX.
Zachowano parametry fizyczne postaci, rozszerzono kod sterujący etyką, procedury POO (Podprogramy Obsługi Osobowości) oraz pod nadzorem Kwatery Głównej zainstalowano poprawione oprogramowanie AHD.
2386 - Instalacja AHM Mark IX na USS Excelsior C (okręt nowej klasy - Insignia) jako główny oficer medyczny.

Tło psychologiczne:
Biorąc pod uwagę protoplastów, Mark IX może zachowywać się dość, hmmmm... niekonwencjonalnie. Dowództwo uległo prośbom Doktora Joe i stworzyło ulepszoną kopię jego osobowości. Irytujące zachowania, prowokujące komentarze i uparty charakter nowego doktora mogą stwarzać pewne problemy, lecz jak to mówią: "Pracuje się z takimi ludźmi (hologramami),jakich ma się pod ręką".
Nie stwierdzono niepokojących objaw degradacji jego podprogramów i poważnych usterek.
Póki co, pełne ukształtowanie jego osobowości i programu zależy od załogi statku na którym służy.
Oby służył również im...

===Ambulatorium===
*** AHM ***
- Please, state the nature of ...- urwałem wpół zdania. Coś było nie tak.
Zamiast w laboratorium z Joe'm i Hayley, znalazłem się nagle w tym... czymś.
"Coś" wyglądało z grubsza jak ambulatorium, tyle, że póki co nie zainstalowano w nim żadnego sprzętu medycznego. Poza trikoderem piszczącym smętnie na biurku, jedynym akcentem burzącym
doskonałą monotonię szarego pomieszczenia był wyszczerzony od ucha do ucha oficer w mundurze sekcji naukowej.
- Kim jesteś i co robisz w ambulatorium (moim ambulatorium!?!)? Jeżeli oczekujesz pomocy medycznej, muszę cię zmartwić przyjacielu: sprzęt dowiozą WE WTOREK! - trochę rozdrażnił mnie ten
jego szelmowski uśmieszek - Poza tym, co jest we mnie takiego zabawnego poruczniku? Czyżbym wyglądał jak Flotter?
Mężczyzna uniósł wysoko brwi w zaskoczeniu, po czym nagle wybuchnął niczym nie skrępowanym śmiechem. Trochę zmieszany, miałem mu powiedzieć kilka cierpkich słów o tym co myślę o braku
szacunku wobec współzałoganta (Co z tego, że jestem hologramem - mam swoje prawa!), ale zanim zdołałem otworzyć usta, zostałem uściskany (!) jak dobry znajomy.
- Doktorze! Miło znów cię zobaczyć po tych wszystkich latach! - Hmmm... to dość dziwne, ale kikmkolwiek był, najwyraźniej cieszył się ze spotkania ze mną. - To ja, Icheb!
- Icheb? - tym razem moje brwi powędrowały (jak później twierdził) na sam czubek głowy - Jaki Icheb? I dlaczego zachowuje się pan, poruczniku, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi?
- Bo w pewnym sensie jesteśmy - odpowiedział - Prawdę mówiąc, w jakiś sposób miałem nadzieję, że bedziesz mnie pamiętał, choć wiem, że to niemożliwe. Jesteś przecież nowy.
- Jak to nowy? Moja matryca funkcjonuje już prawie rok bez żadnych przerw i... Chwileczkę! Icheb, powiadasz? Jedno z czworga dzieci? - błyskawicznie przeskanowałem bazę danych w poszukiwaniu
informacji - Tak... Joe wspominał o was... Opiekował się wami 3 z 12, nieprawdaż?
- Chyba czas na małą diagnostykę twoich procedur pamięciowych doktorze. Nie wiem kim był 3 z 12, ale wiem na pewno, że miałeś na myśli JĄ: 7 z 9. Chyba że... - przerwał i popatrzył na mnie znacząco.
- "Chyba, że..." co, poruczniku? - trudno, rozpoczęłem tą gierkę i muszę ją dociągnąć do końca.
- Chyba, że mnie sprawdzasz doktorze - Icheb uśmiechnął się ponownie.
- W gruncie rzeczy, to chyba zrozumiałe. W jednej chwili jestem u siebie a za moment w nieznanym pomieszczeniu. Bez urazy, ale wolę sprawdzić z kim rozmawiam zanim ujawnię jakieś istotne dane -
zareplikowałem.
- Nie obrażam się doktorze. Myślę, że w twojej sytuacji zrobiłbym dokładnie tak samo. - wskazał ręką w kierunku drzwi - Skoro przełamaliśmy pierwsze lody, może pokażę ci resztę statku.
Ambulatorium zawsze przyprawiało mnie o dreszcze, od kiedy nauczyłem się je odczuwać.
Skinąłem głową, po czym ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Oglądając się na pomieszczenie, które odtąd miało być moim domem, nie zauważyłem stojącego w drzwiach, niewysokiego człowieka.
Zanim na dobre pozbierałem się z podłogi, wiedziałem co robić:
- Kapitan na pokładzie!- niech ktoś kiedykolwiek powie mi, że łatwo jest stanąć w takiej sytuacji na baczność i zachować kamienną powagę, to zrobię mu trepanację czaszki za pomocą cyrkla.
- Spokojnie doktorze - uśmiechnął się prawie stratowany przeze mnie kapitan. Czy oni zawsze muszą się uśmiechać ? - Nic strasznego się nie stało. Nazywam się Jerzy Styczyński. Kim jestem, już
wiesz, no i widzę, że poznałeś już naszego astro - Icheb'a? Jak ci się podoba Excelsior?
- Excelsior ? Ma pan na myśli statek, na którym jesteśmy ? - cóż, oficjele Federacji zawsze mieli słabość do pompatycznych nazw, pomyślałem - Szczerze mówiąc, póki co ledwo zdążyłem zapoznać się z podłogą z odległości 2 cali, sir!
- Małymi krokami do celu, doktorze. Póki co jesteśmy w doku i mamy masę czasu na zapoznanie się ze statkiem i sobą nawzajem. Pozwolisz, że chwilę porozmawiam z Icheb'em na osobności ?
- Oczywiście sir! - po czym stanęłem nieco z boku, z nonszalancją podziwiając wykończenia sufitu i ścian.
Po kilku chwilach drzwi sykneły cicho i wyszedł kapitan. Minął mnie, skinąwszy głową i skierował się do windy. Dziarskim krokiem ruszyłem z powrotem do mojego nowego domu.
To, co ujrzałem w środku przyprawiło mnie nieomal o drgawki...

Icheb rechotał siedząc pod ścianą na podłodze. Co miałem zrobić? Stałem i patrzyłem na niego jak na niegroźnego wariata, czekając na jakąkolwiek reakcję poza histerycznym śmiechem.
- Może byś już przestał, zanim rozsadzi Ci przeponę? - zaproponowałem uprzejmie.
- ehe... muhaaa - to było widać ponad siły porucznika - jusszz.. mohohohoment.
Trwało to dłuższą chwile, jednak w końcu Icheb doszedł do siebie na tyle, aby móc w miarę swobodnie kontynuować przerwaną rozmowę.
- Przepraszam, doktorze, ale gdybyś mógł zobaczyć jak pięknie wyrżnąłes o ścianę, a potem twoje "baczność" na leżąco - zupełnie jak we wczesnych XX-wiecznych niemych filmach.
- Tak się składa, że mogę to zobaczyć! I to z kilku różnych ujęć ! Na wszelki wypadek gdybyś zapomniał - na tym statku holoemitery są wszędzie. Mogę odtworzyć swój wypadek z dokładnością co do milisekundy. I nadal nie widzę w tym nic zabawnego - miałem już dość jego beztroski. Czy on nie zdaje sobie sprawy, że ktoś mógł ucierpieć w trakcie tego zdarzenia? I ten ktoś to na pewno nie ja !
- Już w porządku - zapewnił mnie Icheb widząc moją minę - Zapomnijmy o tym, ok? Nikomu nic się nie stało - było, minęło.
- Było, minęło... było, minęło. Tylko mojemu błyskawicznemu refleksowi zawdzię...
=/= Transporter 2 do ambulatorium !
=/= Tu ambulatorium. O co chodzi?
=/= Przygotowujemy się do transportu sprzętu medycznego. Gdzie mamy go zmaterializowac ?
=/= W celi numer 2 ! (Co za idiotyczne pytanie !?)
=/= Jak to sir? Dlaczego w celi ?
=/= A niby gdzie mam przeprowadzać eksperymenty medyczne na jeńcach wojennych !?!
=/= Ehem... Tak... Rozumiem sir ! Transport w toku. Za kilka minut wszystko powinno być w ambulatorium.
=/= Zapomniałeś dodać "dziękujemy za skorzystanie z naszych usług". Doktor, koniec.
Odwróciłem się w kierunku Icheb'a.
- Wygląda na to, że zaraz będziemy mieć masę roboty. Potrzebuję kilku techników, żeby poskładać to wszystko w działającą jako tako całość.
Icheb kiwnął głową i wyszedł z ambulatorium.
Usiadłem przy biurku i rozejrzałem się jeszcze raz po pustym pomieszczeniu.
Dla pewności zerknąłem na pozostawionego przez niego PADD'a, sprawdziłem datę.
Nie było najmniejszych wątpliwości - WTOREK...

Skończylem właśnie oględziny ambulatorium po zainstalowaniu urządzeń. Po zapoznaniu się ze specyfikacjami nowego sprzętu usiadłem wygodnie w fotelu, żeby przejrzeć listę załogi, gdy rozległ się głos kapitana:
=/= Załoga, tu kapitan. Otrzymaliśmy sygnał niebezpieczeństwa od konwoju 234, dwanaście lat świetlnych stąd. To nie jest żart. Został zaatakowany przez piratów. Co ciekawe, piratów latających na Federacyjnych okrętach. Dowództwo wysłało tam już pozostałe okręty z regionu, ale ponieważ część musi pozostać broniąc doków, nakazano nam awaryjne opuszczenie doku i przechwycenie konwoju.
Leci tam także Rotarian, to brzydkie klingońskie pudło, które dowiozło tu pierwszego oficera.
Przy odrobinie szczęścia dolecimy tam po wszystkim i naszym zadanim będzie skatalogowanie wraków. Jeżeli będziemy mieć go mniej... no cóż... będziemy gotowi. Kapitan, koniec.
Zamarłem. Piraci? Tutaj? Niedobrze, oni nie dbają o zalecenia i dyrektywy.
=/= Doktor do Icheb'a! - Rzuciłem przed siebie.
=/= Tak, doktorze?
=/= Potrzebuję Cię w ambulatorium. Pewnie słyszałeś, że wybieramy się na dość nietypową misje, a ja nie miałem dotąd okazji przetestować sprzętu w praktyce. Potraktuj to jak zaproszenie na
pierwszą randkę.
=/= W porządku doktorku. Będę za pięć minut.
Dziesięć minut później Icheb siedział na biołóżku, z anielską cierpliwoscią pozwalając się skanować na wszystkie znane mi sposoby.
- Hmmmm... To dość dziwne. Twój implant w zatoce czołowej jest dość prosty do usunięcia. Myślę, że mógłbym to zrobić w kilka minut - skonkludowalem efekty mojej dotychczasowej pracy - aż dziwne, że lekarze Floty nie zrobili tego do tej pory.
- Nie pozwoliłem im - szybko odpowiedział Icheb, jak gdyby spodziewał się, że rozpocznę operację - chciałem go zostawić. Żeby przypominał mi, kim jestem. Całe moje dotychczasowe życie poza
kolektywem i sam kolektyw. Zresztą, doktorze, ty też powinieneś się przyjrzeć swojemu dotychczasowemu istnieniu. Kilka faktów może cię zaskoczyć.
- Nie sądzę poruczniku - on chyba nie zdaje sobie sprawy, kim jestem - Z racji bycia hologramem, pamiętam i mogę przytoczyć Ci fakty z całego mojego 4-letniego życia co do sekundy!
- Na pewno? - kpiąco uniósł lewą brew - Podczas diagnostyki, o ktorą prosiłeś natrafiłem na kilka ciekawych zapisow. I to nie są podprogramy - raczej coś, jak kopie zapasowe poprzednich wersji AHM. Myślę, że to pożegnalny prezent od doktora Joe i radzę, żebyś je przejrzał.
- Analiza cząsteczkowa w porządku, aktywność neuronów w normie - starałem się zachować stoicki spokój. Icheb najwyraźniej wiedział o mnie więcej niż ja sam. To niedopuszczalne ! - Jesteś zdrów jak ryba poruczniku. To tyle na dzisiaj - myślę, że naoglądałeś się mnie wystarczająco jak na jeden dzień, ba tydzień.
- Bez nerwów doktorku - mruknął wstając z biołóżka - I proszę, mów mi Icheb. Gdybyś mnie potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Poprzez komunikator. - potwierdziłem, z niezwykłym zainteresowaniem ogladając pod światło
próbówke.
Icheb spojrzał na mnie, po czym skierował sie do wyjścia.
- Kopie, doktorze - rzucił na odchodnym - Przejrzyj je. Po czym zniknął w korytarzu.
Nie musiał mi tego potarzać ! Zaraz po jego odejściu rzuciłem się do terminala.
Icheb miał rację!
Te backupy okazały się na tyle wciągające, że spędziłem nad nimi całe popołudnie.
Okazało się, że Joe w jakiś sposób "zaszył" w mojej matrycy historię swojego pobytu na Voyagerze - co akurat może się okazać pomocne w czasie mojej slużby tutaj.
Znacznie bardziej niepokojąca była część dotycząca poprzedniej wersji AHM...
Mark VIII, który skończył jako gwiezdny pirat ...
Po chwili zastanowienia, doszedłem do wniosku, że to również może być przydatne - biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Może moje doświadczenia z tamtego okresu w jakiś sposób nam pomogą, gdyby doszło do konfrontacji za tymi degeneratami.
Jedyne co mi pozostało w tej sytuacji, to powiadomić kapitana.
=/= Ambulatorium do mostka! Kapitan Styczyński zgłosi się pilnie w lecznicy.
=/= Proszę bardzo doktorze. Jak pan KAŻE. Kapitan, koniec.
W jego głosie zabrzmiała wyraźna nutka sarkazmu. Trudno, jeżeli mamy wyjść z tego bałaganu w jednym kawałku, trzeba będzie posunąc się do bardziej drastycznych środków niż rozkazywanie kapitanowi.

Siedziałem jak na szpilkach, nerwowo spogladając to na terminal, to w kierunku wejścia. Nic...
Po paru minutach, które trwały wiecznie, drzwi otworzyły się i wszedł Styczyński.
- Co jest, doktorku? - zapytał z uśmiechem.
Zabrzmiało to dziwnie znajomo - po kilku milisekundach wiedziałem dlaczego.
- Niestety szefie, w tej chwili nie możemy sobie pozwolić na zabawę w królika Bugsa. - odparłem, po czym wydałem dyspozycje - Komputer, zablokuj drzwi, kod EMH Beta 324. Wejście do lecznicy tylko po mojej autoryzacji!
Styczyński obserwował moje poczynania nieco pobladły.
- Spokojnie kapitanie. Teraz będziemy mogli porozmawiać nie niepokojeni przez nikogo. - rozpoczęłem - Przejdźmy zatem do rzeczy...
... zapewne zna pan moją historię, poczynając od pierwszej aktywacji matrycy, a nawet przed tym. Nie wie pan natomiast jednego - Joe, który nadzorował moje stworzenie w laboratoriach im. Zimmermana, postanowił obdarować mnie czymś szczególnym - wspomnieniami. Dzięki pomocy Icheb'a udało mi się dotrzeć do ukrytych plikow w moim programie. Są w nich zawarte wszystkie zapisy Joe'go z Voyagera, jego wspomnienia, wzajemne relacje pomiędzy członkami załogi oraz pełna baza medyczna.
Jest jednakże coś więcej. Nie wiem dlaczego, Joe postanowił mnie "uszczęśliwić" zapisem matrycy EMH Mk VIII. Pewnie nie wspomniałbym o tym ani słowem, gdyby nie to, że własnie wybieramy
sie z wizytą do moich dawnych "ziomków". Uważam, że moje doświadczenia z czasów, gdy zajmowałem się podobnym procederem, mogą nam bardzo pomóc w przypadku spotkania z piratami, ale będzie to
wymagało pewnego poświęcenia z mojej strony. Proponuję pełną reintegrację kopii zapasowych z moją aktualną matrycą.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, będę tym samym hologramem co zawsze (kapitan skrzywił się, jakby nagle rozbolały go wszystkie zęby), wzbogaconym o wszystkie doświadczenia i przeżycia Joe'go oraz to czego doznałem w czasie mojego "piratowania".
Z drugiej strony, jeżeli coś nie wyjdzie - górę nade mną weźmie osobowość Mk VIII - "zmodyfikowanego" Mk VIII. W tym przypadku będę stanowił zagrożenie dla załogi i zapewne nie obędzie się bez dekompilacji matrycy.
Powiem wprost - w przypadku powodzenia operacji, dobrze byłoby, kiedy dojdzie do spotkania z piratami, aktywować AHD - będę mógł wykorzystać swoją wiedzę w najbardziej optymalny i adekwatny do sytuacji sposób. Oczywiście pod pana nadzorem kapitanie...
- Komputer, odblokuj drzwi - skinąłem głową - Dziekuję, że zechciał mnie pan wysłuchac kapitanie. Pragnę tylko zaznaczyć, że pana decyzja musi być szybka. Procedura trochę potrwa, a my nie mamy zbyt wiele czasu.
- Aha! Byłbym zapomniał - dodałem na zakończenie - Chciałbym przeprosić za dość nietypową formę zaproszenia pana tutaj, ale dzięki tej małej prowokacji zjawił się pan natychmiast.
Styczyński uśmiechnął się lekko patrząc na mnie uważnie i powiedział:
- Komputer, deaktywuj AHM.

===Laboratorium astrometryczne===
*** ICHEB ***
=/= Kapitan do Icheba.
=/= Icheb. W czym mogę pomóc?
=/= Niech pan wpadnie do ambulatorium i pomoże doktorowi. On panu powie o co chodzi. Na stole leży moja autoryzacja.
=/= Tak jest, kapitanie
=/= Znakomicie. Styczyński, koniec
Icheb odszedł od konsoli i zwrócił się do stojącego obok młodego azjaty.
- Chorąży Chang, dokończy pan przegląd za mnie - zaordynowal, czym wyszedł z laboratorium.
- Aye sir - odpowiedział młodszy astro podchodząc do opuszczonego przez Icheba panelu.
===Ambulatorium===
*** ICHEB ***
Przez całą drogę do lecznicy zastanawiał się o jaką autoryzację chodzi, jednak po wzięciu do reki PADD'a leżącego na biurku doktora, momentalnie zrozumiał wszystko.
- Komputer, aktywuj AHM. - wydał polecenie spoglądając z niepokojem na materializującą się postać. - Doktorze, jesteś pewien tego co chcesz zrobić?
*** AHM ***
- Please, state... Nie wierzę, znów to samo! Czy sprawia wam przyjemność wyłączanie i włączanie mnie jak żarówki? - byłem wściekły - Zrobić co, poruczniku ?!? Ehem... to znaczy... Icheb.
- Mam tu autoryzację na przeprowadzenie dość nietypowej procedury - zerknął na PADD'a - "reintegracja matryc i rozszerzenie buforów pamięciowych". Podobno wyjaśnisz mi o co chodzi ?
- Zgodził się ?
- Kto ? Na co?
- Kapitan. Właśnie rozmawialiśmy na temat dodania do mojego programu plików, które znalazleś ukryte w jednym z buforów - zamyśliłem się - Skończyłem mu wyjaśniać o co chodzi, jeśli dobrze pamiętam deaktywował mnie, a teraz Ty... Szybko - nie mamy czasu do stracenia. Procedura jest długa i skomplikowana, więc zacznijmy już teraz.
- Z tego co widzę w specyfikacji, możesz zostać nadpisany przez AHM Mk VIII - zasępił sie Icheb - Zdajesz sobie sprawę, z tego, że będę musiał natychmiast cię wyłączyć i zdekompilować?
- Zawsze zastanawiałem się, w jaki sposób humanoidy mogły się rozwinąć...
- Słucham ? - Icheb byl wyraźnie zdziwiony - Przepraszam doktorze ale nie nadążam za twoim tokiem myślenia.
- Wszystko widzicie w czarnych barwach. Na twoim przykładzie: od razu założyleś, że MK VIII przejmie nade mną kontrolę. - zaczęłem tłumaczyć - Spróbuj spojrzeć na to z drugiej strony - za kilka godzin powróci twój stary znajomy z Voyagera. Czy to nie jest warte kilku chwil niepewności?
- Niepewność... Nie o to chodzi. Nigdy nie robiłem czegoś takiego, i wolałbym żebyś nie ucierpiał na skutek jakiejś mojej pomyłki...
- Sam widzisz! Znow zaczynasz dramatyzować ! Bierzmy się do pracy.
Kilkadziesiąt następnych minut upłynęło nam na programowaniu procedury na głównej konsoli sterującej AHM. Icheb nie odezwał się przez ten czas ani słowem, stukając w panele jak automat.
Wreszcie przygotowania mieliśmy za sobą.
- Czas na małe co nieco - zagaiłem do milczącego współpracownika - jestem gotowy.
- Jak sobie życzysz, doc. Liczę na ciebie: nie daj się mu - klepnął mnie w ramię - Komputer, rozpocznij procedurę Icheb Alfa 2.
Obraz zaczął rozmazywać mi się przed oczami. W ostatniej chwili spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się uspokajajaco.
*** ICHEB ***
Astro spacerował nerwowo od ściany do ściany. Minęły już ponad 4 godziny od momentu rozpoczęcia przeprogramowywania doktora. I dalej nie był pewien końcowego efektu.
Niepewność... Doktor miał rację, Icheb bał się niepewności. Nigdy nie zdołał się do niej przyzwyczaić po opuszczeniu kolektywu. Tam wszystko bylo prostsze. Akcja A=reakcja A, akcja B=reakcja B. Żadnych niedomówień.
- Komputer, podaj czas pozostały do zakończenia przeprogramowania.
^^11 minut i 37 sekund^^
- Wszystko gra?
^^Proszę sprecyzować pytanie^^
- Czy procedura przebiega zgodnie z założeniami?
^^Potwierdzam^^
Mimo wszystko nie czuł się uspokojony tym zapewnieniem. Jeszcze jedenaście minut najgorszego koszmaru - niewiedzy na temat tego co się zdaży. Usiadł za biurkiem i oparł glowę o dłonie.
Ze stagnacji wyrwał go głos komputera:
^^Procedura Icheb Alfa 2 zakończona. Diagnostyka w toku^^
^^Procedura diagnostyczna zakończona. Wszystkie systemy działają normalnie^^
- Status AHM?
^^Integracja z matrycą AHM Mk I zakończona^^
^^Dołączenie bazy medycznej AHM Mk I zakończone^^
^^Integracja z matrycą AHD Mk VIII zakończona^^
^^Dołączenie bazy taktycznej AHD Mk VIII zakończone^^
^^Program AHM Mk IX gotowy do użytkowania^^
Z duszą na ramieniu podniósł się z fotela i wyszedł na środek lecznicy. Chwila zastanowienia.
- Komputer, aktywuj AHM!
Powietrze przed nim zmętniało, zafalowało i z niebytu wyłonił się hologram.
*** AHM ***
- Aaaa, Icheb. Co Cię sprowadza w moje progi ? - niezwykłość tego powitania sprawiła, że stanąłem jak wryty.
- Doktorze ? To naprawde ty ? - zapytał Icheb, cofając się niepewnie o krok.
- Czyli procedura się udała ? Świetnie- otrząsnęłem się z chwilowego zaskoczenia - Teraz będę musiał jakoś poukładać wszystkie nowe dane w logiczna całość, taką z jakiej nawet Tuvok byłby dumny, ale póki co...
=/= Ambulatorium do mostka: Kapitanie, wróciłem !

--
Trust no one, question everything.

SuperLamer
Kolejny nudny dzień niedocenianego hologramu...
Sprzęt działał bez zarzutu, ale brakowało mi kilku drobiazgów.
- Ambulatorium do załogi. Cały zaokrętowany personel zgłosi się do lecznicy w celu pobrania próbek DNA i przeprowadzenia bioskanów.
Ledwo zdążyłem dokończyć kwestię, gdy Excelsiorem dość mocno zatrzęsło!
Panele zamigotały, po czym zaczęły wypluwać z siebie informacje o fizycznym zagrożeniu na pokładzie 8-mym.
- Kapitan Kowalski do ambulatorium. Doszło do wybuchu...
- Zauważyłem, kapitanie! Jestem w drodze!
Na wszelki wypadek chwyciłem w biegu przenośny emiter (prezent od Joe) i rzuciłem się w kierunku turbowindy.
- Komputer, wyjątek od procedury, zagrożenie życia! Hangar 1! - dzięki temu miałem pewność, że nie zatrzymam się na żadnym z pokładów pomiędzy nimi a mną.

===Hangar 1, pokład 8===
Drzwi otworzyły się, ukazując istny obraz nędzy i rozpaczy. Jedynym pozytywem był długonogi rudzielec stojący, w odróżnieniu od innych, bez ruchu i wydający rozkazy!
Bez wątpienia była to major "Ognista" Harrington, dowódca pokładowych marines. Nazywana tak oczywiście dzięki jedynej w swoim rodzaju burzy rudych włosów.
W pobliżu myśliwca klasy Viper stało dwóch oficerów Floty. Podszedłem bliżej...
- Czy mógłby mi pan wyjaśnić, co się tu u licha dzieje, panie McDog?? Znowu bawiliście się fajerwerkami?
- Tak, chcieliśmy rozmieścić holoemitery na całym pokładzie, aby nie musiał pan nosić tego pilota wszędzie ze sobą - odparował zjadliwie osobnik w randze kapitana stojący obok McDoga.
Zaskoczony przyjrzałem się JEJ dokładniej: korpus myśliwski, na oko 18 lat i ten szczególny błysk w oczach, który odróżniał NORMALNEGO oficera Floty od tych latających kamikadze.
- Ale jak pan wie, technologia holograficzna może być nieprzyjemna w użyciu no i ta się zdenerwowała, wysadzając platformę transportową.
Stanąłem w lekkim rozkroku. Co ta smarkata sobie wyobraża? Że jest marszałkiem gwiezdnym?
- Gdyby łaskawie zechciała się pani dokładniej zapoznać ze specyfikacją okrętu, na którym pani stacjonuje - wycedziłem tonem znudzonego belfra - doskonale wiedziałaby pani, że emitery zostały już umieszczone w stoczni! Tego, jak go pani nazwała, "pilota", zabrałem na wypadek, gdybyście przez swoją lekkomyślność je uszkodzili.
Smarkatą zatkało, McDog gapił się na nią z otwartymi ustami jak sroka w gnat.
Wyjąłem tricoder i przeskanowałem oboje dla pewności, choć wyglądało na to, że żadne z nich nie odniosło większych obrażeń. Tak jak myślałem. McDog trochę poobijany - nic szczególnego.
- Na szczęście nic się nikomu nie stało - powiedziałem już nieco przyjaźniejszym tonem, składając tricoder. - Poza paroma siniakami, nic wam nie będzie. Na przyszłość, gdyby wpadło wam do głowy eksperymentować z holotechnologią, skonsultujcie się z ekspertem, jakiego macie na pokładzie - ze mną.
Rozejrzałem się po hangarze. Ale bajzel! Odwróciłem się do stojącej w dalszym ciągu jak zamurowana smarkatej.
- Nic tu po mnie, lepiej doprowadźcie do porządku hangar i te wasze latające przecinaki - skwitowałem ironicznie. - Tak czy inaczej zapraszam was oboje do ambulatorium na rutynowe badania. Muszę wciągnąć wasze dane do bazy medycznej.
Schowałem "pilota" do walizki i dostojnie ruszyłem w kierunku wyjścia.
Zamiast opuścić halę nie niepokojony przez nikogo, zatrzymałem się wpół kroku, słysząc głos smarkatej:
- Natomiast gdyby pan sprawdził dokładnie stan okrętu przed rzucaniem sarkastycznych uwag, wiedziałby pan, iż holoemitery na okręcie nie są wcale rozmieszczone. A konkretniej to są, tylko że nie wszystkie da się uruchomić, bo nie dokończono montażu z powodu naszego wcześniejszego wyjścia z doku. Miejmy więc tylko nadzieję, że nasz stan sprawdzi pan dokładniej przed jakimkolwiek leczeniem, bo może się to skończyć amputacją przy zwykłym złamaniu!
Nie ma co, ta mała ma pazurki!- Jak to, nie da się ich uruchomić?! Dlaczego nikt mnie o tym nie powiadomił? - zagotowałem się. - Koniec końców, jestem wyższym oficerem na tym latającym naleśniku!
- Prosiłbym więc o coś przeciwbólowego, Doktorku - wszedł mi słowo McDog, zupełnie niezamierzenie rozładowując napięcie. - I chciałbym się zabrać za próbę uprzątnięcia tego całego bałaganu.
- Oczywiście, komandorze - zerknąłem szybko do walizki.
Eksperymentalny Tetrazon-D. Co prawda nie miałem jeszcze okazji go wypróbować, ale...
- To powinno załatwić sprawę, komandorze - stwierdziłem wstrzykując mu porcję leku, po czym zwróciłem się do obojga:
- Przepraszam za mój wybuch, ale wygląda na to, że nikt z nas tak naprawdę nie wie, co się dzieje na tym statku, i zapewniam, że moja wiedza medyczna ma się wręcz przeciwnie do kondycji Excelsiora - spróbowałem załagodzić ten mały konflikt. - Zapewniam, że jesteście w dobrych rękach.
- Powodzenia przy sprzątaniu - dodałem widząc jednocześnie, że smarkata ma zamiar rzucić jakąś kąśliwą uwagę.
Zamiast tego po raz pierwszy uśmiechnęła się do mnie.
- Spokojnie, doktorze. Ten okręt miał stać w doku jeszcze ponad tydzień, więc pewnie jest w takim samym stanie jak pacjent po poważnej operacji, który wstał z łóżka i wyszedł z ambulatorium wcześniej, niż powinien.
- W razie czego wiecie, gdzie mnie znaleźć - rzuciłem na odchodnym słysząc McDoga za plecami:
- Ano, niech pan sprawdzi, co z pozostałymi.
- Już to zrobiłem, komandorze...

===Ambulatorium===
Właśnie kończyłem porządkować dane medyczne ostatnich członków załogi, gdy doszedłem do wniosku, że brakuje mi jedynego kawałka tej układanki - McDog...
Mam nadzieję, że nasz Pierwszy nie okaże się równie uparty i marudny jak Tom Paris.
Tak czy owak, mamy podobno niewiele ponad 3 godziny do "spotkania", a wolałbym nie robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Postanowiłem więc wezwać jeszcze raz PO na badania.
Zanim jednak zdążyłem klepnąć komunikator:
- Kapitan do AHM.
- Tak, kapitanie?
- Zgłosi się do pana McDog na obowiązkowe badania. Niech go pan szybko załatwi. Im szybciej tym lepiej.
- Może być Pan spokojny, kapitanie; już ja go załatwię. Doktor, koniec.
Nie minęło pięć minut, jak w drzwiach stanął McDog. No cóż, na jego czas reakcji miał pewnie wpływ autorytet kapitana.
- Aaaa! Pan McDog! - powitałem go rozpościerając ramiona. - Zapraszam do królestwa fotonów, chemii i wirusów.
McDog spojrzał na mnie badawczo, jak zazwyczaj patrzy się po raz pierwszy w życiu na leżącego na półmisku homara: "Jak toto ugryźć?".
- Może usiądzie pan tutaj, na leżance - dodałem.
Wziąłem w rękę tricoder i zabrałem się do rzeczy.
- Hmmm.... Normalnie... Tu też... Serotonina w porządku... Taaa, troszkę podwyższony poziom hormonów, ale po spotkaniu z kapitan Kowalski to najzupełniej zrozumiałe...
- ... Co do pani kapitan - zacząłem przygotowywać zestaw do pobrania próbek DNA. - Badając ją kilka minut temu, znalazłem w jej mózgu dość ciekawy implant. Znajomy, lecz nie do końca. Podstawowa konstrukcja tego typu wszczepów bazuje na tym, co stworzył doktor Joe po powrocie Voyagera na Ziemię. Mówiąc krótko pozwala pilotować okręt wyposażony w neurointerfejs. Ten jednak został dość mocno zmodyfikowany przez inżynierów Floty - przypomina bardziej neurolink Borga! Wnioskując ze skanów obszarów mózgu, które ma stymulować, nie chodzi tu o zwykłą komunikację - piloci myśliwców w czasie akcji tworzą KOLEKTYW...
No tak, dlaczego się nie dziwię, że jest zaskoczony? Wnioskując z jego miny, pewnie przypadkowo odkryłem jakiś supertajny projekt dowództwa. I pewnie nikt by się o tym nie dowiedział, gdybym nie był tak błyskotliwym i kreatywnym hologramem!
- Pomyślałem, że jako pierwszy oficer, powinien pan o tym wiedzieć - zakończyłem swój monolog. - Nic panu nie jest, powypadkowe siniaki zejdą za kilka godzin i będzie pan jak nowonarodzony.
Westchnął ciężko...
- Federacja jest skazana na zagładę - burknął ze złością, po czym dodał widząc moje brwi uniesione na sam szczyt czoła:
- Borgowi nie udało się nas zasymilować - zaczął wyjaśniać. - A teraz sami się stopniowo w niego przemieniamy. Z tego, co pan mówi, wynika, że zaczynamy tworzyć kolektywy. Co więcej, społeczeństwo Federacji staje się tak leniwe, iż nie chce mu się robić nawet podstawowych rzeczy. Ponoć jakiś pacyfistyczny inteligent wymyślił, aby okręty Gwiezdnej Floty w całości obsadzać hologramami! Wyobraża pan to sobie? Sam ten pomysł to stawanie na skraju przepaści. Dobrze, że z tego, co wiem, skończyło się tylko na planach, bo wtedy, jak to określił ponoć twórca tego pomysłu, poczynilibyśmy ogromny krok naprzód. Chyba na dno...- Co się zaś tyczy naszej el-auriańskiej pani kapitan z chipem w głowie, to... - chciał coś powiedzieć, lecz nie zdążył.
Zapiszczał komunikator.
- McDog na mostek.
- Przepraszam, doktorku, ale stary mnie woła. Pobawimy się innym razem - bąknął schodząc z łóżka i ruszył szybko do turbowindy.

McDog ledwo zdążył opuścić lecznicę, gdy system komunikacyjny ożył na nowo.
- Kapitan do ambulatorium, proszę przygotować się na przyjęcie rannych.
- Jestem gotowy, kapitanie! (To już?)
Bzdura! Wcale nie byłem gotowy... No może nie do końca... To znaczy, sprzęt działał jak należy, ale ja sam jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Moja pierwsza misja - oby nie rozpoczęła się jatką.
Zacisnąłem kciuki w archaicznym geście, który podobno miał przynosić szczęście, i zacząłem kolejno wprowadzać biołóżka w stan gotowości.
Szkoda, że nie mam nikogo do pomocy. Jak skończy się ten cały cyrk z piratami, poproszę kapitana o autoryzację na zwerbowanie kogoś na stanowisko pielęgniarza...
Albo pielęgniarki...
Albo dwóch pielęgniarek...
Jakby nie patrzeć, nie zakończyłem mojego projektu dotyczącego stosunków damsko-męskich...
Nie sądzę, żeby załogantki miały coś przeciwko towarzystwu przystojnego, inteligentnego i dowcipnego mężczyzny w średnim wieku...
ZARAZ! Jakiego mężczyzny? Przecież jestem hologramem!
Po powrocie chyba będę musiał poważnie porozmawiać z Joe.
Na wszelki wypadek zreplikowałem kilka podstawowych narzędzi, żeby uchronić się przed jakąś niespodzianką.
Nagle poczułem, że coś jest nie tak. Zamiast skupiać się na pracy tutaj, zacząłem intensywnie myśleć o wyposażeniu pozostałych ambulatoriów.
Podszedłem do panelu. Wszystko jasne. Jednak wolałem się upewnić.
- Komputer, status holodeków 1, 2 i 3!
- "Holodeki 1, 2 oraz 3 uruchomione w trybie medycznym. Kod autoryzacji Alfa 201."
No tak! Czyli może być gorzej, niż myślałem! I oczywiście nikt nie wpadł na to, żeby MNIE powiadomić! Jednak zamiast otworzyć kanał i obsztorcować kogoś za ten dyskomfort, zastanowiłem się ponownie. Zaświtała mi w głowie pewna idea...
- Doktor do kapitana. Właśnie zorientowałem się, że ktoś "odpalił" (ciekawe określenie, nieprawdaż? Podobno było popularne w XX wieku wśród użytkowników jakichś "OKIEN") holodeki w trybie medycznym! Z całym szacunkiem, ale sam nie dam sobie z rady z czterema lecznicami na raz. Z tego, co się zorientowałem, poprawiona matryca AHD VIII umożliwia uruchomienie jednocześnie kilku kopii mojego programu. Proszę o pozwolenie na aktywację moich kopii w pozostałych ambulatoriach. Będę mógł pracować o wiele wydajniej niż w jednej osobie.
- To nie będzie potrzebne, doktorze. Każdy holodek posiada własną matrycę AHM. MkI, o ile się nie mylę. Wystarczy do naszych potrzeb. I tak będą zajmować się mniej poważnymi przypadkami. Kapitan, koniec.
- Nie jestem pewien, czy AHM MkI to najlepsze rozwiązanie. To prymitywy. Ale to pańska decyzja, kapitanie. Doktor, koniec.
Mając do dyspozycji tak zaawansowany i doskonały program jak ja, kapitan decyduje się na pierwszą wersję holodoktora? Mój Boże - to co będzie następnym razem? Bańki i pijawki?!
Dojście do siebie zajęło mi chwilę... Dłuższą chwilę...
Stanąłem na środku ambulatorium oczekując na pierwszych "gości".

--
Trust no one, question everything.

SuperLamer
Spokojnie patrzyłem na KWO na materializujące się trzy postacie na biołóżkach.
Dlaczego ranni są ubrani w nieuszkodzone skafandry próżniowe? Coś najwyraźniej przeoczyliśmy!
Światła nagle przygasły i stało się to, czego się najbardziej obawiałem!
- Alarm. Intruzi na pokładzie. Alarm - oznajmił beznamiętnie komputer.
Jeszcze nie przesłali się do końca - w tym moja jedyna nadzieja.
- Komputer, deaktywuj AHM! - wrzasnąłem. - Aktywuj ponownie, kiedy pomieszczenie będzie puste!
Zdążyłem... Znajomy mętny widok przed oczami, a po nim ciemność...

===Ambulatorium===
Rozejrzałem się niepewnie...
Cisza i spokój - widocznie nie zależy im na pustej lecznicy. Na to właśnie liczyłem.
- Komputer, zablokuj drzwi, autoryzacja AHM Gamma 3 - intruzi na pokładzie. Wznieś pole izolacyjne wokół sekcji chirurgicznej i przekieruj systemy komunikacyjne oraz sterowanie dystrybucją zasilania AHM do sekcji - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
Wszedłem w obszar chroniony przez pole. Teraz jestem w miarę bezpieczny, ale co z resztą?
- Komputer, pokaż logi ostatnich transmisji audio - zadysponowałem.
- Wymagany kod dostępu poziomu 4-go.
Klęknąłem i wyrwałem płytę obudowy. Stawiasz się, ty kalkulatorze? No to zagramy w moją grę.
Po skończonej operacji wstałem i ponowiłem rozkaz.
- Komputer, pokaż logi ostatnich transmisji audio.
- Transmisja przychodząca: kapitan Frei z USS Horuset do USS Excelsior. Transmisja wewnętrzna: kapitan Styczyński do załogi. Transmisja wewnętrzna: kapitan Styczyński do major Harrington.
Kapitan Frei? Mallory, ty sukinsynu, nic się nie zmieniłeś!
Zawsze stosujesz ten sam trik z transportem rannych! Poza tym jesteś mi coś winien...
No i major Harrington. Jak dojdzie do zbrojnej konfrontacji jej zabijaków z wariatami Mallory'ego, z tego okrętu pozostaną smętne resztki.
Ilu was jest? Zresztą, to nieważne. Teraz liczy się tylko przejęcie inicjatywy.
Przebiegłem palcami po panelu jak starożytny pianista Chopin po klawiaturze fortepianu.
Rozwiązanie nasunęło mi się samo... Chyba nie mam innego wyjścia: muszę działać bez zgody kapitana... O konsekwencje będę martwił się później...
- Komputer, szyfruj wszystkie transmisje do i z ambulatorium za pomocą algorytmów 7 z 9. Zmieniaj częstotliwość kodowania co 3 sekundy.
Dwukrotne piśnięcie upewniło mnie, że mogę spokojnie nawiązać łączność z kimkolwiek.
- Doktor do Icheba!
- Doktorze jesteśmy tutaj trochę zajęci - w tle usłyszałem odgłosy strzałów z fazerów.
- Doskonale o tym wiem, ale mam mały problem. Nie mam dostępu do transportera, a potrzebuję natychmiast pięciu skafandrów próżniowych.
- Teraz zachciało ci się wycieczki w przestrzeń? Nie wiem, co kombinujesz, ale zaraz będziesz je miał u siebie. Icheb, koniec.
Skafandry zmaterializowały się w ciągu kilku sekund. Zacząłem gorączkowo nakładać jeden z nich.
Kiedy stwierdziłem, że wszystko wygląda jak należy, wydałem kolejną komendę:
- Komputer, skopiuj i uruchom 4 hologramy AHM Mk IX.
Potem podszedłem do replikatora:
- Fazer, typ III: pięć sztuk.
Obejrzałem się, słysząc ożywioną dyskusję. No tak, moje dodatkowe cztery JA spierały się na temat najlepszego sposobu leczenia tarkeniańskiej grypy...
- Cisza! - doktorzy spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. - Mamy misję do wykonania. Nasz macierzysty okręt został zaatakowany przez piratów. Musimy pomóc go odbić. Wszystko wyjaśnię po zakończeniu operacji. Od tej pory podlegacie dowództwu major Harrington z korpusu marines! Czy to jasne?
To w sumie zabawne, zobaczyć, jak cztery osoby podnoszą brwi ze zdziwieniem w identyczny sposób.
Kiwnęli głowami na znak zrozumienia.
- Zakładajcie skafandry - zakomenderowałem. - Icheb przetransportuje was na miejsce.
W czasie, gdy hologramy dzielnie walczyły z kombinezonami, postanowiłem uprzedzić panią major o pewnych zmianach, które poczyniłem.
- Doktor do major Harrington! Za chwilę odbierze pani dość nietypową przesyłkę. Moje cztery kopie zapakowane w kombinezony próżniowe. Może pani wykorzystać je jako zwiad i tarcze. Są oczywiście niewrażliwe na strzały, dopóki nieprzyjaciel nie zorientuje się, że to hologramy, i nie przestroi fazerów. Póki co, dzięki skafandrom, powinny ogłupić przeciwnika do tego stopnia, żeby myślał, iż ma do czynienia z żywymi istotami, i zyskać trochę czasu dla was.
Aha, jeszcze prośba na zakończenie... Nie ryzykujcie życiem bez potrzeby. Doktor, koniec!
- Doktor do Icheba! Przeszkadzam już chyba po raz ostatni. Czy możesz przetransportować cztery hologramy w kombinezonach do major Harrington?
- Cholera, doktorze, zawsze znajdziesz odpowiedni moment. Robi się... Transport zakończony.
Rozejrzałem się po pustym pomieszczeniu. Teraz ta trudniejsza część, muszę dostać się na mostek. Mogą mnie potrzebować...

Uważnie rozglądając się na wszystkie strony, biegłem przez korytarz. Jak na razie żadnych problemów oprócz...
No właśnie, dlaczego drżą mi ręce? Przecież mój stan emocjonalny nie powinien w żaden sposób odzwierciedlać się na mojej matrycy... Oj, Joe, chyba przesadziłeś z tą osobowością.
Minąłem niezamieszkałą kwaterę pokładowego psychologa i dopadłem turbowindy.
Po chwili drzwi otworzyły się i spojrzałem wprost na skierowany w moim kierunku fazer.
- Nawet nie drgnij, federacyjna cioto - usłyszałem.
Po krótkim namyśle zastosowałem się do propozycji bandyty trzymającego mnie na muszce.
- Jakim cudem się tu znalazłeś? Nasza grupa przeczesała cały pokład i wyłapała wszystkich frajerów, a tu nagle taki fart! Główny oficer medyczny we własnej osobie wpakował się prosto na mnie!
- Nie mam czasu na takie pierdoły, stary - odpowiedziałem szybko, zniżając się do jego poziomu intelektualnego. - Przepuść mnie i daj cynk Mallory'emu, że jego stary kumpel MacLeod chce z nim porozmawiać!
- Wygląda na to, że popełniłem błąd. Nie powinienem był z tobą gadać - skwitował i uniósł ponownie fazer. - Załatwię cię tak, jak stoisz - dodał i nacisnął spust.
Po chwili jego źrenice rozszerzyły się w zdumieniu. Zrozumiał! Zaczął przemodulowywać fazer i spojrzał na mnie ponownie tylko po to, żeby zobaczyć pięść zbliżającą się w kierunku jego twarzy z prędkością światła.
- Dobranoc chorąży - mruknąłem pod nosem w kierunku leżącego korpusu i wszedłem do windy.
- Pokład 1, mostek - winda ruszyła, a ja poczułem, że dobrze byłoby się zaanonsować. Co prawda fazery mnie nie ruszają, ale trochę głupio byłoby rozmawiać pod ostrzałem.
- Doktor do kapitana. Jestem w drodze na mostek i mam ważne informacje, które być może pomogą nam zakończyć tą konfrontację...
- Lepiej niech pan przyhamuje. Na mostku uruchomiona jest procedura antyabordażowa. Rozniesie matrycę na strzępy, jeżeli pan tu wejdzie. A biorąc pod uwagę pańską przeszłość, nie będę ryzykował i zmieniał teraz konfiguracji, Doktorze. Kapitan, koniec.
- Komputer, zatrzymaj turbowindę!
- Doktor do kapitana. Moja przeszłość nie ma tu nic do rzeczy, ale wiedziałem, że wcześniej czy później poruszy pan ten temat. Liczyłem tylko na odrobinę zaufania - nie może pan winić hologramu za to, że chciał być pomocny. Odezwę się z ambulatorium. Oczywiście jeżeli dotrę tam w jednym kawałku. Doktor, koniec.
Wydostałem się z windy przez właz w suficie i otworzyłem tunel Jeffreysa. Jakoś nie uśmiechała mi się jazda na dół i ewentualne spotkanie ze zbirem, któremu właśnie nakładłem po pysku.
W piekielnej ciasnocie zacząłem mocować się ze skafandrem. Chyba się trochę zagalopowałem.
Reakcja kapitana była prawie że wroga.
A niby czego się spodziewałeś stary durniu?! - dyskutowałem sam ze sobą w trakcie szarpaniny z tym upiornym kokonem. Jak oni mogą się w tym czymś poruszać? - Jeszcze rok temu byłeś takim samym typem jak ta banda, która nas zaatakowała! Trzeba było pomyśleć dwa razy, zanim zacząłeś się nieproszony pakować na mostek, a nie dziwić się teraz, że potraktowali cię jak potencjalnego sabotażystę.
Wreszcie byłem wolny od próżniowej skorupy. Co dalej?
- Komputer, podaj status głównego ambulatorium.
- Ambulatorium zamknięte, pole izolacyjne nadal działa, brak oznak życia w pomieszczeniu.
Uff... Póki co, nie zainteresowali się nim ponownie, co jednak szybko może się zmienić, kiedy znajdą zamroczonego chorążego przy windzie. Oczywiście, o ile nadal tam jest.
- Doktor do Icheba.
- Tu Icheb. Tylko streszczaj się, doktorku. Właśnie usiłujemy zaspawać drzwi laboratorium.
- Spróbuj namierzyć człowieka leżącego przy windzie na pokładzie 5.
- Dobra... Jest. Co z nim? Nie rozpoznaję jego wzorca.
- To jeden z napastników. Transportuj go do ambulatorium - sekcja chirurgiczna.
- Gotowe. Coś jeszcze? Naprawdę nie mam czasu!
- To już wszystko, dzięki przyjacielu. Doktor, koniec.
- Komputer, transferuj AHM do ambulatorium - sekcja chirurgiczna.
Zanim zdążyłem mrugnąć, stałem przed wciąż leżącym bezwładnie chorążym. Zabrałem jego fazer i komunikator. Wyszedłem poza pole i udałem się do swojego biurka. Przekierowałem sterowanie wszystkimi systemami ambulatorium - tym razem do mojego terminalu.
Co jeszcze...? Sam nie upilnuję tego pirata, a zamknięte drzwi lecznicy na pewno zasugerują jego kumplom, że raczej warto sprawdzić, co się dzieje w środku. Co by zrobił Mk VIII..? Pułapka!
- Komputer, wypełnij ambulatorium, poza sekcją chirurgiczną, maksymalnym, lecz niezagrażającym życiu stężeniem neurozyny. Zmień kolor oświetlenia na zielony, intensywność 5%. Wznieś wokół lecznicy pole siłowe, uniemożliwiające opuszczenie pomieszczenia po wejściu i... odblokuj drzwi.
Sprawdziłem parametry środowiskowe. Zgadza się, każdy, kto tu wejdzie, powinien zasnąć w ciągu kilku sekund. Usiadłem w półmroku i rozejrzałem się. Atmosfera rodem z sześcianu Borga.
Idealna pułapka na myszy - tyle, że tym razem w środku jest też kot!
- Komputer, otwórz szyfrowany kanał do mostka.
- Kanał otwarty.
- Doktor do kapitana - rozpocząłem. - Wygląda na to, że muszę się z panem podzielić moimi informacjami w inny sposób, niż zamierzałem. Krótko mówiąc, znam osobnika, który jest odpowiedzialny za cały ten bałagan. Kiedyś go spotkałem. Dla Pana to kapitan Frei, dla mnie nazywa się on Mallory - psychopata rodem z podręcznika medycznego. Zabija dla samej przyjemności zabijania. Ma jednak pewien słaby punkt: jest mi coś winien. Pamięta pan incydent na granicy romulańskiej? Mallory próbował przechwycić tego Warbirda, ale przeliczył się z siłami, wtedy do akcji wkroczyłem ja, a właściwie Mk VIII. Warbird był już dość mocno nadgryziony, ale i tak poradziłby sobie z okrętem Mallory'ego. Zresztą wie pan na pewno, w jakim stanie znaleziono Rangera. Reasumując - uratowałem Mallory'emu życie. Zapewne zdziwi się pan, ale nawet piraci mają coś w rodzaju swojego kodeksu honorowego. Mallory, choćby nie chciał, musi mi się zrewanżować - inaczej będzie nikim, nawet wśród tych rozbójników...
- Uuhhhh... - usłyszałem jęk dobiegający spoza pola izolacyjnego. Widocznie mój nowy kompan już się obudził. - Co jest do kurrr...? Tyyyy...! Ty holograficzna szujo!
- Nie wysilaj się - odwróciłem się w jego kierunku. - Jedyne, co możesz teraz zrobić, to siedzieć i czekać na sąd polowy.
Zerwał się na równe nogi, skoczył z wściekłością w moim kierunku, odbił się od niewidocznej dotąd przeszkody i osunął na podłogę oszołomiony. Potrząsnął głową rzucając mi znaczące spojrzenie: "Albo ty, albo ja!".
- ...Aha - zakończyłem swój, dość nietypowy raport. - Mam jednego z nich. Na razie nigdzie się nie wybiera, ale wolałbym, żeby zajął się nim ktoś z ekipy Harrington. I póki co, lepiej nie wchodźcie do ambulatorium bez kombinezonów. Panuje tu dość, hmmm... "dziwna" atmosfera.

Siedziałem w prawie kompletnych ciemnościach i prawie kompletnej ciszy.
Przekleństwa i groźby dobiegające do mnie zza pola traktowałem jak brzęczenie wyjątkowo upierdliwej muchy.
Ignorowałem...
Dlaczego kapitan nie odpowiada?
- Komputer, czy system komunikacyjny działa prawidłowo?
- Potwierdzam.
Sięgnąłem ręką w kierunku terminala i... nie trafiłem w przycisk.

===Mostek===
Przyczyna była banalnie prosta - stałem na mostku, tuż przed kapitanem. Sądząc z jego wyrazu twarzy, minę musiałem mieć równie głupią jak Vulcan prowadzący rewię kabaretową.
- Doktorku - wskazał na główny ekran, gdzie widać było strzelającego z fazerów Ambasadora - niech pan próbuje ...
Widok był równie znajomy, co zaskakujący. Dalej lata tym rozklekotanym pudłem?
- Operacyjny - rozkazałem bezceromonialnie. - Otwórz kanał do Ambasadora, częstotliwość 1443,5.
- Kanał otwarty, SIR - odpowiedział z lekkim przekąsem oficer.
- Transmituj przebieg rozmowy na każdym dostępnym paśmie, łącznie z awaryjnymi, na cały sektor.
- Excelsior do kapitana Frei! Mallory! Tu MacLeod z Rangera. Ostudź na chwilę te swoje pukawki, bo nam lakier na karoserii porysujesz!
Żadnego efektu. Zerknąłem kątem oka na kapitana. Był najwyraźniej zawiedziony postępami moich negocjacji.
- Mallory, do cholery! Musisz to zrobić, jesteś mi to winien!
- Czego! - warknął nagle z ekranu brodaty osobnik.
Znacznie posiwiał od naszego ostatniego spotkania. Widocznie z powodu stresów w pracy.
- Wstrzymaj ogień, muszę z tobą pogadać - odwarknąłem mu. - A ty musisz mnie wysłuchać.
- Masz trzy minuty, więc się streszczaj - zmierzył mnie wzrokiem. - Doktorze? Uchachachaaa... Ale degradacja! Z dowodzącego na konowała! Dobrze ci chociaż płacą?
- Dobra, dobra. Nie bądź taki dowcipny - skrzywiłem się. - Jeszcze możesz trafić na mój stół, a wtedy nie będę taki miły jak kiedyś. Chcę wykupić ten okręt i życie jego załogi zgodnie z Regułą.
Mallory poczerwieniał gwałtownie.
- Chyba do reszty oszalałeś! - nieomal wrzasnął. - Mam przepuścić taką okazję?
- Nie masz innego wyjścia. Nasi piechociarze już wyłapują twoich ludzi na wszystkich pokładach. Jak zapewne wiesz, marines najpierw strzelają, a potem zadają pytania, wiec wytłuką twoją załogę jak wszy. - A co mi po nich, skoro nie potrafią poradzić sobie z bandą federacyjnych mięczaków - odparł, choć już nie tak pewnym głosem.
Uuu... Widocznie musieli mocno oberwać w trakcie ataku na konwój.
- Dość tych bzdur, Mallory! - podniosłem głos. - Reguła Długu Krwi mówi jasno: ocaliłem ci życie, a ty w zamian spełnisz każde moje żądanie, choćby było absurdalne. Oto i ono - zabieraj swoich drabów z naszego statku i zostaw nas w spokoju.
- A jeśli nie, to co? - uśmiechnął się paskudnie. - Złożysz zażalenie?
- Lepiej sprawdź swoje sensory - teraz wiedziałem, że jest już mój. - Zobaczysz, że nasza rozmowa jest od początku transmitowana na wszystkich nadających się do tego pasmach. Jeżeli złamiesz Regułę, będziesz ścigany przez każdą łachudrę w tym sektorze i nie tylko. Sam wiesz, że takie wiadomości rozchodzą się szybko.
Widziałem, jak Mallory przebiegł niespokojnie wzrokiem po panelach. Zaczął wywoływać kolejne funkcje, szybko, coraz szybciej, aż wreszcie z wściekłością rąbnął pięścią o konsolę.
- Aaaaaaaaa! - zawył i wyłączył podgląd.
Miejsce na naszym ekranie zajął ponownie Ambasador. Nieruchomy...
- Taktyczny - zaczęło mi się podobać to rozkazywanie - status systemów uzbrojenia Ambasadora.
- Całkowicie wyłączone - potwierdził moje przypuszczenia McDog. - Nie jesteśmy również namierzani przez pozostałe okręty.
- Doktorze - w głosie oficera komunikacyjnego po raz pierwszy usłyszałem coś jakby dalekie echo szacunku - Ambasador nas wywołuje.
Skinąłem głową i na ekranie ponownie pojawił się mój znajomy.
- Jaką mam gwarancję, że nie ostrzelacie mnie, jak opuszczę osłony?
- Żadnej! - odparłem lekko zirytowany. - Zresztą nasze też będą opuszczone, a ja nie wymagam zapewnień, że nie zrobisz czegoś głupiego.
- Niech ci będzie. Zabieram swoich ludzi z powrotem. Dajcie nam trochę czasu na odskok.
- Umowa stoi. Jesteśmy kwita, Mallory - zakończyłem.
- Świetnie! - syknął jadowicie. - W takim razie od tej pory lepiej nie wchodź mi w drogę.
Zakończył przekaz i znów mieliśmy okazję podziwiać burtę Ambasadora. Odwróciłem się w kierunku kapitana. To dziwne, zamiast odezwać się choć słowem, spojrzał tylko znacząco na McDoga...

--
Trust no one, question everything.
Forum > Półmisek Literata > Star Trek: Thinker, Tenor, Doctor, Spy...
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj