Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > środkowy rozdział
William
Witam.
Postanowiłem sobie wrzucić takie coś. Jest to od środka i nie do końca. Bo od początku nie maiłem pomysłu jak zacząc a końca nie widać. Prosiłbym o dużo konstruktywnej krytyki. Może nie tyle dotyczącej treści, co stylu bo muszę się jakoś ukierunkować. Aczkolwiek krytyką treści też nie pogardzę.



Tego wieczoru wpadł do Agnes po notatki z wykładów, które miała dla niego skserować. Szczerze mówiąc liczył po cichu, że przy okazji odwiedzi również Sabrinę. Sabrina była siostrą Agnes. Nie miał pretekstu by się z nią spotkać, a nie chciał się narzucać. Te notatki stanowiły świetny pretekst. Kiedy wysiadł z autobusu na Saint Street poczuł jak mocniej bije mu serce. Wiedział, że za chwilę się z nią zobaczy, porozmawia. Miał nadzieję, że chociaż na chwilę przyniesie mu to ukojenie. Pod klatką napisał smsa do Agnes gdyż jak zwykle nie mógł sobie przypomnieć numeru mieszkania. Usłyszał kliknięcie zamka i otworzył bramę. Wszedł na klatkę i zapukał do drzwi. Otworzyła mu Agnes.
- Cześć. Wchodź – powiedziała
Przywitał się i wszedł.
Co tam u Ciebie Agnes? – zapytał – masz dla mnie notki??
Nic ciekawego – odparła Agnes – uczę się na egzamin
A notki masz tu – dodała, podając mu plik kartek
Do kuchni w której stali wszedł Peter, chłopak Agnes.
Przywitał się z Reinhardem.
Jest Młoda? – zapytał, nazywał tak czasami Sabrinę
Jest – odpowiedziała Agnes
Serce Reinharda podskoczyło...
Jest u niej kolega – dodała Agnes
I spadło.
Aha, rozumiem – powiedział – nie będę jej przeszkadzał
W tym momencie otworzyły się drzwi pokoju Sabriny i wyszła z nich ona sama objęta przez jakiegoś mężczyznę.
Pocałowała go.
Muszę już iść – powiedział mężczyzna.
W oczach Reinharda odbiła się pustka.
Cześć Reinhard – zawołała Sabrina – poznaj Arkyna
Arkyn wyciągnął rękę by się przywitać. Reinhard również wyciągnął swoją, choć miał ochotę poderżnąć Arkynowi gardło. Gdy ich dłonie zetknęły się Reinhard poczuł jakby błysk. Nie zobaczył go, ale poczuł. Czas się zatrzymał, i otworzył się inny wymiar. Obcy wymiar wyglądał tak samo jak ziemski. Jedyną różnicą, że Sabrina i Peter stali jakby zamrożeni. Arkyn uśmiechał się z wyższością, Reinhard przesuwał wzrokiem dookoła. Co najdziwniejsze Agnes również przeniknęła do innego wymiaru i teraz patrzyła na sytuację szeroko rozwartymi ze zdziwienia oczyma. Reinhard nagle zrozumiał. Pojawienie się nowego wymiaru nie zdziwiło go tak jak Agnes. On już od dawna wiedział, że nie jest normalnym człowiekiem, a świat nie jest normalnym światem. Wyczuł aurę Arkyna. Arkyn był Ładem. Jednym z eonów świata paranormalnego. Reinhard poczuł do niego jeszcze większą nienawiść. Czuł, że nienawidzi ładu. Kim więc on sam był?
Witaj Chaosie – powiedział Arkyn
Chaosem... Nagle wszystko stało się jasne. Całe życie będące ciągiem niewytłumaczalnych zdarzeń, wyglądające jak splątany kłębek wełny stało się zrozumiałe.
Witaj Ładzie – odpowiedział Reinhard
Jak zwykle ład zwycięża chaos – zaśmiał się Arkyn – Sabrina jest moja.
Ona nigdy nie będzie twoja Arkynie – odpowiedział Reinhard – nie oddam jej w ręce ładu!
Nie masz mocy by mnie pokonać – stwierdził Arkyn – Nigdy chaos, nawet miliony lat temu gdy był potężniejszy i mroczniejszy niż teraz nie był w stanie zgnieść ładu. A ty – dodał – jesteś wypalony miłością do niej – zaśmiał się – tracisz na to całą swoją energię i nie starcza ci jej już na nic. Lecz walczmy jeśli tego pragniesz.
Agnes nadal z widocznym zdumieniem i przestrachem spoglądała na obu rozmawiających mężczyzn. Reinhard spojrzał na nią i zobaczyła w jego oczach bezmierną pustkę i niezrównane cierpienie i ból. Nigdy nie myślała, że w spojrzeniu można zawrzeć tyle uczuć.
Walczmy – powiedział Reinhard.
Nie wiedział skąd, ale nagle poczuł, że pojawiło się zrozumienie kim jest i do czego został stworzony.
Arkyn skinął głową i wymiar rozszerzył się do rozmiarów stadionu do rugby, a on i Reinhard unosili się w dwóch przeciwległych końcach. Jedynym irracjonalnym elementem była Agnes stojąca obok i obserwująca wszystko w jakimś niepojętym niezrozumieniu.
Arkyn skinął ręką i na placu pojawiła się grupa w pełny uzbrojonych rycerzy z czasów krucjat. Nie myślcie tylko sobie, że byli to normalnie wyglądający rycerze. Wydawali się być stworzeni z mieniącego się srebrem materiału.
Reinhard popatrzył na nich obojętnie. Ból i żal, że może stracić Sabrinę na zawsze przepełniał go niczym wino czarę. Nie wierzył w tej chwili w zwycięstwo. Pragnął tylko śmierci. Skinął dłonią i w powietrzu zmaterializowały się smoki. Nie były to zwykłe smoki jakie można spotkać na codzień. Były to przerażające utworzone z mroku bestie, lecz jednocześnie były wyraziście piękne. Perfekcyjne w każdym calu.
Arkyn uśmiechnął się ponownie – Nieźle Chaosie – rzekł
Istoty utkane z mocy ich umysłów ruszyły na siebie. Walka wyglądała jak każda normalna walka rycerzy ze smokami, tylko, że żadna walka nigdy nie wyglądała jak ta. Istoty walczyły z niesamowitą zaciekłością, ale w zupełnej ciszy. Mimo, że gardziele smoków poruszały się w straszliwym ryku, a rycerze wykrzykiwali hasła bojowe, w tym wymiarze nie było słychać nawet szelestu.
Arkyn unosił się i uśmiechał. Z wysoko podniesioną głową i zadowoleniem na twarzy obserwował zaciętą walkę. Reinhard nie patrzył na nic. Topił się w swoim ciągle narastającym bólu.
W tym czasie rycerze zabili wszystkie smoki, lecz pozostało ich niewielu. Arkyn stworzył kolejny zastęp, a Reinhard przywołał hordę demonów. Walka trwała. Reinhard nie wiedział ile czasu minęło od kiedy otworzył się ten wymiar. Widział tylko, że przegrywa. Każda sekunda przybliżała go do śmierci. I mimo tego przeogromnego pragnienia by się z nią zjednoczyć, coś nie dawało mu się poddać.
Miłość do Sabriny...
Mimo, że był Chaosem nie potrafił zatopić się w sobie i umrzeć. Jego serce pragnęło walki i zwycięstwa. Pragnęło Sabriny.
Reinhard wbrew sobie stworzył kolejny legion istot. Były to duchy nocy. Rzuciły się na rycerzy Arkyna i zaczęły ich mordować. Bez litości. Miecze rycerzy przechodziły przez nie jak przez dym, nie czyniąc im żadnej szkody.
Uśmiech zniknął z ust Arkyna.
Brawo Chaosie – powiedział – nie spodziewałem się takiego oporu. Jeszcze, żaden Chaos nie stawił czoła rycerzom światła, od Wielkiej Wojny Wymiarów. Jesteś zdecydowanie najpotężniejszym Chaosem od milionów lat.
Ale to Ci nie pomoże – dodał po chwili – ta zabawa już mi się znudziła. Jak zapewne wiesz Lordowie Ładu i Lordowie Chaosu w zależności od stanu Kosmicznej Równowagi mają podobną moc. Lecz nawet gdy Równowaga jest zdecydowana się utrzymywać, to Ład posiada broń skuteczną przeciw wszystkim Lordom Chaosu. Emanację Duszy. Nigdy jeszcze nie musiałem jej tworzyć Chaosie – powiedział z pewnym zdziwieniem Arkyn – ale dla ciebie muszę zrobić wyjątek. Wiem, że to niesprawiedliwe, bo żaden Lord Chaosu nie stworzył Emanacji. Wasze dusze są zbyt splątane. Nie potraficie się wewnętrznie zjednoczyć. Żegnaj Lordzie Reinhardzie – rzekł Arkyn.
Zamknął oczy i jego dusza wyszła z ciała. Wielki srebrny anioł o twarzy Arkyna rozejrzał się po świecie.
A więc to tak wygląda – stwierdził i jednym cięciem ognistego miecza zniszczył wszystkie stwory Reinharda.
Reinhard czuł nadchodzącą śmierć. Cieszył się, że nie musi się poddawać, że może zginąć w walce. Podniósł głowę. Na twarzy wykwitł mu pożegnalny uśmiech. I wtedy spojrzał na Agnes. Była tak podobna do Sabriny, a teraz patrzyła z przerażeniem, jak Emanacja zbliża się do Reinharda. To jedno spojrzenie wystarczyło by drzwi do jego duszy zostały zniszczone przez miłość do Sabriny. Reinhard już nie chciał umierać. Nie mógł jej stracić. Nie mógł przegrać. Psychiczny ból który już wcześniej przybrał znamiona fizycznego teraz wybuchnął z siłą jakiej Reinhard nigdy nie czuł. Nie był już sobą w pełnym tego słowa znaczeniu. Był osobą ulepioną z bólu i żalu, z bezradności i cierpienia, z pustki i ... miłości.
Dopiero teraz naprawdę poczuł się Lordem Chaosu a nie tylko chaosem. Spojrzał w stronę Emanacji Arkyna. W oczach Reinharda ,czerwienią rozgorzała nienawiść. A na ustach pojawił się tak dobrze znany przez wszystkich cyniczny uśmiech i pogarda.
Reinhard zaczął się śmiać, a jego śmiech potężniał tak, że wydawało się, że wypełnia cały wymiar. Srebrny Anioł Arkyn zatrzymał się ze zdziwieniem.
Reinhard zaczął mówić.
Arkynie, Lordzie Ładu – powiedział – może i prawdą jest, że chaos nigdy nie potrafił tworzyć Emanacji. Nigdy nie potrafiliśmy zjednoczyć swej duszy, jak mi rzekłeś. Miałeś rację Arkynie, miałeś rację. Ale ja mam coś jeszcze, poza mocą chaosu. Mam element zjednoczenia. Mam coś co potrafi z mojej spękanej duszy utworzyć całość. I choć zabrzmi to banalnie, to jest to miłość. Nigdy żaden Lord Chaosu nie kochał. Ja muszę być wyjątkiem.
Reinhard zamknął oczy i obok niego zmaterializował się Anioł, ociekający czernią. Była to istota utkana z mroku jego duszy. Po jego twarzy spływały krwawe łzy.
Teraz obaj jesteśmy Emanacjami Arkynie – zaśmiał się Reinhard, co w połączeniu z krwią kapiącą w nicość wyglądało raczej przerażająco – czyżbym zdołał cię zadziwić?
Z twarzy Arkyna zniknęło niedowierzanie i przestrach, lecz pozostał niepokój.
Jesteś niespotykaną istotą Reinhardzie – powiedział – ale to niczego nie zmienia.
Przegrasz, bo Ład zawsze wygrywa. – dodał.
I obaj swarli się w walce. Reinhard przeciw Arkynowi, Emanacja Chaosu przeciw Emanacji Ładu, Anioł Ciemności przeciw Aniołowi Światła.
Wymiar jakby odzyskał możność przenoszenia dzwięku. Szczęk ich oręża było słychać aż nadto wyraźnie. Czarne ostrze zmagało się z ostrzem światła.
I mimo, że nie można było ocenić kto w tej walce zwycięża, powoli Anioł Światła zaczynał brać górę. Reinhard cofał się pod naporem uderzeń miecza Arkyna.
Arkyn uśmiechnął się i ani na chwilę nie przestając uderzać powiedział – Ład zawsze zwycięża Reinhardzie, powinieneś był o tym wiedzieć.
Reinhard tylko zacisnął usta.
W siłę swych ciosów wkładał wszystkie swe negatywne uczucia, które gromadziły się w jego duszy przez całe lata. Odczuwał coraz większą pustkę. Ogarniała go a on nurzał się w jej wnętrzu. Zaczynało brakować mu negatywnej energii którą mógłby skierować przeciw Arkynowi. Albowiem pustka ma to do siebie, że nic w niej niema i nic z niej wykrzesać nie można. W głowie Reinharda pozostało już tylko jedno uczucie. To które przez całe lata nie pozwalało mu skończyć ze sobą. Uczucie do Sabriny. Przeniknął wzrokiem do ziemskiego wymiaru i objął spojrzeniem jej postać. Była tak piękna i tak niewinna. I miała już nigdy nie być jego. Jakiś nowy dziwny żal wstrząsnął jego umysłem a szloch targnął jego duszą. Wtedy podjął postanowienie. Objął myślą całą miłość do niej, która zajarzyła się duchową czerwienią. Pozostawił w sobie tylko jej obraz połączony z miłością nicią utkaną ze światła.
Westchnął i oddał jej całego siebie. Czerwona kula miłości wniknęła w Sabrinę. W duszy i ciele Reinharda nie pozostało już nic poza jej obrazem.
Mogę umierać - pomyślał
I nagle stało się coś niezrozumiałego. Nić łącząca Reinharda Lorda Chaosu z Sabriną zmieniła kolor na złoty, a od Sabriny w jego kierunku popłynął złoty twór który w niego wniknął. Reinhard poczuł, że wypełnia on całą jego duszę. Pustka zniknęła.
Anioł Ciemności poczuł dziką i nieokiełznaną moc, która jak krew rozpłynęła się w nim. Jego cyniczny uśmiech śmierci został zastąpiony przez... właściwie nie można powiedzieć przez co. Poprostu się zmienił. A Emanacja Duszy Reinharda zmieniła kolor. Ociekający mrok zmienił się w połyskliwe złoto. Tylko łzy stworzone z krwi płynęły nadal. Arkyn krzyknął w przerażeniu.
Reinhard wzniósł ostrze i uderzył. Tym razem nie napotkało oporu. Emanacja Arkyna została zniszczona. Anioł Ciemności opuścił miecz i powiedział: Chaos prowadzi i zwycięża. I niewiadomo, dlaczego zabrzmiało to dziwnie w ustach Lorda Chaosu.
Nagle bez żadnego ostrzeżenia wymiar zmniejszył się i powrócił do rozmiarów kuchni w której stali. Lecz nie zniknął. Emanacja Reinharda stopiła się z nim w jedno. Znowu był człowiekiem. Prawie... Poczuł, że jego ból i bezradność powraca. Lecz jednocześnie czuł radość, że uczynił pierwszy krok, by zdobyć Sabrinę. Spojrzał na Agnes która również patrzyła na niego zastygła w przerażeniu.
Podszedł do niej.
Agnes – powiedział – już koniec. Zaraz wrócimy do naszego wymiaru.
Co to było?? Co tu się działo?? – zapytała Agnes. Otarła łzę z jego twarzy i poczuła krew na dłoni.
Cóż – rzekł Reinhard – długoby opowiadać. Od milionów lat na świecie toczy się walka między ładem i chaosem. Ludzie raz po raz obierają jedną ze stron. Ład jest teoretycznie spokojem. A Chaos zniszczeniem. Jednak prawda jest taka, że Ład dąży do stagnacji i marazmu, a Chaos pragnie tylko ukojenia i spokoju. Chociaż wcale na to nie wygląda – dodał.
Kim ty jesteś? – spytała Agnes.
To ja, twój przyjaciel Reinhard – uśmiechnął się do niej – a jak się okazało również Lord Chaosu.
Zawsze byłeś trochę dziwny – Agnes spróbowała się uśmiechąć
Też mi się tak zdawało – odpowiedział Reinhard uśmiechem. - Ten tutaj Arkyn jest Lordem Ładu. Udało mu się zdobyć Sabrinę. To doprowadziłoby do jej śmierci. Powoli zapadałaby w marazm i uczucie bezsensu. Teraz jej to nie grozi – dodał.
Czy to znaczy, że teraz będziecie razem?? – zapytała Agnes
Niestety nie – odparł Reinhard - Nie zniszczyłem jego cielesnej powłoki. Kiedy wrócimy do naszego wymiaru on tam będzie, ale będzie człowiekiem. Niestety Sabrina nadal będzie z nim. Ale obiecuję Ci Agnes, że zrobię wszystko by mnie pokochała. Wiem, że to możliwe. Podczas walki podświadomie przekazała mi swoją moc i dlatego byłemw stanie pokonać Lorda Ładu. Ale narazie wszystko jest po staremu.
Natomiast interesuje mnie kim Ty jesteś Agnes – powiedział Reinhard
Jak to kim? – spytała ze zdziwieniem Agnes
Widziałaś nasze zmagania, przeniosłaś się do innego wymiaru, podczas gdy dla Sabriny i Petera czas się zatrzymał i nie mają o niczym pojęcia – odparł Reinhard – musisz być wcieleniem jakiejś przedwiecznej istoty – dodał
Nie wiem Reinhardzie, gdy przeniosłam się tu byłam zdziwiona i przerażona – opowiadała Agnes – poczułam też jakby zapach kwiatów, tak przepiękny jakiego nigdy jeszcze nie czułam.
Dowiem się kim jesteś Agnes – rzekł Reinhard
Dziękuję – powiedziała Agnes.
Myślę, że czas wracać – stwierdził Reinhard, i pstryknął palcami.
W jednej chwili nieziemski wymiar zniknął i byli w kuchni. Reinhard witał się z Arkynem.
Witaj Arkynie – rzekł
Cześć Reinchard – odparł Arkyn – macie coś na ból głowy?? – spytał – fatalnie się czuję.
Reinhard spojrzał na Agnes i stwierdził, że powinien już iść.
Do zobaczenia dzieciaki – powiedział – dzięki za notatki
Narazie – odparli a Agnes dodała – musimy skoczyć na piwko kiedyś
Z chęcią – odrzekł Reinchard i wyszedł. Sabrina zabrała słabo trzymającego się na nogach Arkyna a Peter zabrał się za czytanie książki.
To było tylko złudzenie – pomyślała Agnes – za mało śpię.
Już miała opowiedzieć wszystko Peterowi, gdy spojrzała na swą dłoń. Była na niej krew, uformowana w kształt łzy...

***
Reinhard wyszedł na ulicę. Oparł się o mur i zapalił papierosa. Świat wrócił do normalności. Znów czuł pustkę i ból. Ale za tym czuł również coś innego...
Muszę chyba przyjąć zmodyfikowaną zasadę Petera – pomyślał i poszedł szukać autobusu do domu.
Zasada Petera brzmiała: „Któraś z sióstr musi być moja....”
Dopiął swego....

krolowa_sniegu
krolowa_sniegu - Jej Zajebistość Elyta · przed dinozaurami
pomysł świetny, ale coś zgrzyta. Po pierwsze przemyśl jeszcze raz scenę walki- mi się troche z pokemonami kojarzy, ale emanacja juz mi pasuje. Następnie rozbudowujesz pięknie niektóre sceny, a inne trywializujesz zbyt mocno, co sprawia, że cały tekst przestaje brzmiec prawdziwie.
Jak przemyślę sprawę dokładnie to przedstawię konkrety, teraz to tylko wrażenie na gorąco spisane
ale pomysł świetny!! nie szukaj początku dopracuj to , co powstało, a początek i koniec sam się pojawi, gwarantuję!

--
I'm the bitch you hated, filth infatuated. Yeah. I'm the pain you tasted, fell intoxicated.

lujeran
lujeran - exSuperbojownik · przed dinozaurami
William...hmm wiesz przecież jak Cię lubię ale.... to zwykłe grafomaństwo i koniec. Już sam wstęp o tym świadczy. Zobacz co napisałeś : Może nie tyle dotyczącej treści, co stylu bo muszę się jakoś ukierunkować
Człowieku, Ty się po prostu chcesz napawać jak głuszec własnym głosem zamiast przekazywać coś czytelnikowi.
Niestety, to treść jest najistotniejsza bo najpierw trzeba mieć coś do powiedzenia ludziom a cyzelowanie stylu to strona czysto warsztatowa, przyjdzie Ci sama tym bardziej, że zasób słow posiadasz nienajgorszy.
Nie dość, ze większość pojęć jest zapożyczona więc wtórna co od razu skazuje Cię na porażkę literacką to na dodatek nie panujesz nad aparatem. Zdradzasz się z tym choćby w takim drobiazgu jak użycie słowa paranormalny w sytuacji, w której wymiar rzeczywistości osiągniety przez bohaterów jest dla nich jak najbardziej normalny a wiec błąd logiczny nie mówiąc już o takim drobiazgu jak to, że tego rodzaju określenie uzywane jest zwykle w recenzjach takiej literatury a nie w jej zawartości z powodów, o których wyżej.
W całej tej historii nie widzę ani jednej oryginalnej rzeczy a nie jestem biegły w literaturze fantasy. Skoro więc ja bez trudu rozpoznaję wszystkie elementy składowe to co powiedzą czytelnicy pasjonujący się tym gatunkiem?
Wiesz dlaczego Tolkien jest wielki? Bo coś stworzył. Coś czego przed nim nie było. Ale on tworzył swój świat logicznie, kompleksowo i w oparciu o ogromną wiedzę tak z zakresu literatury jak i historii a także fizyki, którą szczególnie Ci polecam gdyż autorzy nieobznajomieni z nią a chwytający się za fantasy czy science fiction najczęściej przekraczają próg śmieszności już po paru zdaniach.
A teraz piwo na zgodę
Jeśli sądzisz, że jesteś pierwszym i jedynym młodym człowiekiem, który doczekał się druzgocącej recenzji to jesteś w błędzie To dość normalne, rzekłbym nawet naturalne zjawisko. Tak się zwykle zaczyna, kiedys to docenisz i pośmiejesz się wspominając to co teraz czytasz
Koleżeńska rada.
Najpierw pomyśl o tym co chcesz czytelnikowi przekazać . Pomyśl czy jest to coś oryginalnego czego nikt przed Tobą nie zrobił, inaczej praca mija się z celem. Mogę Ci udowodnić ćwiczeniami, że każde Twoje najbardziej nawet wycyzelowane zdanie jestem w stanie napisać w sposób jeszcze bardziej fantazyjny, bardziej nadęty czy jak wolisz - bardziej poetycki. I co z tego? To tylko biegłość warsztatowa, której nabiera się z czasem tyle, że sama w sobie nic nie warta. Wartość ma myśl , forma jest rzeczą drugorzędną. Tymczasem Ty chcesz na początku swej drogi rozmawiać o stylu bo chcesz się "ukierunkować". Błąd. Styl musi być rzeczą naturalną wynikającą nie tylko z Twojej biegłości w rzemiośle pisarskim ale z Twojego stosunku do świata, ze wzajemnych z nim relacji. Dlatego powtarzam : on przyjdzie sam, wierz mi.
Pratyczne porady.
Powyższą sytuację, w gruncie rzeczy dość prymitywną bo wyraźnie z życia młodocianych dresiarzy choć nie przeczę, ze opartą na odwiecznym problemie (choćby dlatego zachowaj ostrożność, tysiące ludzi już o tym pisało, jakiś tam Siekśpir tyż) spróbuj napisać krócej, za to kilkukrotnie. Za każdym razem inaczej. Gwarantuję Ci, ze za którymś razem złapiesz taki dystans do własnego tekstu, że sam zobaczysz wszystkie jego niedoskonałosci. Wtedy go wypieprz do kosza i idź na randkę. Zawsze się trafi jakaś głupia dziewczyna, która da się nabrać na Twój poetycki styl i nie dostrzeże w Tobie narcyza tylko weźmie to za niecodzienny emable jej osoby. Walnij sobie lornetę z meduzą, idź z dziewczyną do łóżka a rano , jako że w tych godzinach zmysł krytyczny mamy bardziej wyostrzony nabierzesz dystansu do samego siebie. I o to chodzi.
Nastepnie weź z biblioteki jakąś książkę o Big Bangu a choćby i "Krótką historię czasu" Hawkinga, przegryź ją i pomyśl czy zwykłe sytuacje znane Ci z własnego doświadczenia dałoby się przenieść w ten wymiar i zastosować do nich tenże aparat pojęciowy. Ew, wymyslić własny. Ale na Boga - własny!
Reasume: pierwsze to myśl. pomysł na całość opowieści. Jeśli uznasz, że w zakresie miłości, zadrości itp. nie wszystko jeszcze w literaturze powiedziano - próbuj. Dwa: konstrukcja - rozłożenie akcentów, dozowanie napięcia, logika narracyjna. Pamietaj,że piszesz to dla kogoś, nie dla siebie. Czytelnik jest podły i nie sądzę by w stopniu równym Tobie chciał zachwycać się Twoimi trelami. On chce zostać wciągniety przez ciekawą opowieść a Ty jesteś od tego by mu jej dostarczyć.
Trzy : styl. Jak wspomniałem, musi przyjść sam. Inaczej tak jak to mamy powyżej, będzie sztuczny ocierając się o granice śmieszności. Inna rzecz, że przed daniem tego komuś do przeczytania należy rzecz wielokrotnie podszlifować.
Uwaga ogólna acz bolesna: nie wszystko co robimy jest doskonałe. Niestety. Tworzeniu zwykle towarzyszy niepokój i niezadowolenie z efektów własnego działania. Tymczasem u Ciebie widzę jedynie oczekiwanie na natychmiastowy i bezwarunkowy podziw.
Willuś, przyjdzie. Tylko do tego trzeba od cholery pracy. Pracy, powiedziałem? Głupie słowo, prawda?
Serdeczne pozdrowienia
Na Bugu we Włodawie przybyło dwa.

--
Podpisz=pomóż! https://ratujmyhematologie.pl/
Forum > Półmisek Literata > środkowy rozdział
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj