Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Szczęściarz
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Szczęściarz

-- Dobra! -- głośno i dobitnie powiedział Gruby, naciągając czapkę głębiej na uszy, -- czuję, że tutaj będzie wprost genialne miejsce.
Jego dwaj koledzy przenieśli wzrok ze zwalistej sylwetki i omietli stromy stok u swych stóp.
Wszyscy trzej stali na koronie stadionu mrużąc oczy, gdyż blask słoneczny odbijany od wszechobecnego śniegu uderzał ze wszech stron, tak im się przynajmniej wydawało, tylko w nich. Pod nimi rozpościerał się potencjalnie rewelacyjny tor zjazdowy. Śnieg był tam nietknięty niczym, poza podmuchami wiatru; jego warstwa wprost zapraszała do zjazdu na sankach.
-- Niech wszystkie inne matoły jeżdżą tam -- Gruby machnął rękawicą w stronę wyeksploatowanej trasy, na której miejscami wystawały spod śniegu kępy trawy, -- a to miejsce będzie nasze.
-- Ja bym wolał nieco bardziej po prawej -- nieśmiało odezwał się najniższy z ferajny.
-- Dobra, Świstun, ty zjeżdzaj tam -- gotowy do wypróbowania nowej zjeżdżalni, otyły chłopak położył się na sankach. W tym jego sprzęcie brakowało jednej sztachety, odkąd zachciało mu się testować na sankach skocznię ulepioną przez domorosłych naśladowców Małysza. W chwili złamania deseczka dołączyła do listy połamanych wcześniej na skoczni trzech nart i jednej ręki, a starszy brat Świstuna tym samym przegrał zakład z kolegą, twierdził bowiem, że następna będzie noga.
-- Ty pieprzony grubasie! -- wrzeszczał wtedy Świstun Starszy eksponując swe wydatne siekacze, -- zrobiłeś to specjalnie!
Następnego dnia ktoś rzeczywiście złamał nogę, rodzice zniszczyli skocznię i trzeba było poszukać sobie czegoś innego. Zjazd z korony stadionu był namiastką tamtych emocji.
-- Chyba nie będziesz zjeżdżał "na śledzia"? -- przestraszył się Świstun Młodszy. Gruby już miał wystartować, lecz jakieś echo instynktu samozachowawczego odezwało się w jego umyśle, lub po prostu nie dosłyszał.
-- Co? -- zapytał przekręcając głowę w prawo. Wsparł się na łokciach i zezował na zatroskanego kolegę.
-- Nie zjeżdżaj na leżąco -- rzekł tamten. -- Ty debilu, popatrz, co zrobił sobie Jaro!
Zniecierpliwiony Gruby odwrócił się w drugą stronę. Wspomniany chłopiec stał wyprostowany, dumnie prezentując policzek zszarpany do krwi. Ta powierzchowna rana była efektem przejażdzki twarzą po zeszklonej powierzchni śnieżnej pokrywy u stóp starej trasy zjazdowej.
-- Jaro to głup, nie umie jeździć na sankach. -- zawyrokował Gruby z takim przekonaniem, jakby znieważony kolega nie stał o dwa kroki od niego. -- Pocałował glebę z rozpędu i rozkwasił sobie ryja -- zaśmiał się.
Zamiast kopnąć leżącego, lub chociaż się odgryźć, wysoki chłopak stał niewzruszenie czekając, aż Gruby pokaże swój kunszt jazdy. Przetrzyj nową trasę mordą, grubasie -- pomyślał sobie tylko.
-- Jak będziecie się kłócić, idę do domu! -- zajęczał Świstun, mimo że Jarek milczał.
-- Dobra... -- nieustraszony, pulchny odkrywca nowych tras pomyślał chwilę. -- Pojadę normalnie, nie będę tak głupi, jak niektórzy -- zerknął na Jarka i dosiadł sanek okrakiem.
-- Krzyknij z dołu, czy fajnie -- odezwał się Jaro.
-- Dobra -- sapnął Gruby, odepchnął się i pomknął w dół. Sanki przedzierały się przez puszystą warstwę, nie mogąc z racji znacznego obciążenia ślizgać się po wierzchu. Każda nierówność stoku zaznaczała się podrygiem głowy saneczkarza. Obserwująca dwójka zamarła, gdy będący już na samym dole Gruby pozostawił sanki w miejscu, sam zaś bezgłośnie potoczył się do przodu, przybrał pozycję embrionalną i zamarł.
-- Gruby! -- wrzasnął Jaro, czym otrzeźwił stojącego obok Świstuna. -- Jak było?
Zawołany nie odpowiedział. Świstun porzucił swoje saneczki i zaczął pośpiesznie schodzić w dół stoku, ostatnie metry pokonał zjeżdżając niechcący na tyłku. Gdy Jaro zwlókł się ze swymi sankami, tamten przewrócił już był Grubego na plecy. Przykurczony, trzymający się za podbrzusze otyły kolega wyglądał niczym wielgachny chrząszcz udający trupa.
Przejęty chłopak spróbował podnieść poszkodowanego, ale nie dał rady. -- Dziwnie oddycha -- zameldował.
Jarka interesowały bardziej sanki kamrata, niż on sam. -- Włóż mu śnieg do gaci -- nakazał Świstunowi nie patrząc na żadnego z kolegów.
-- Co? -- podskoczył Świstun. -- Sam mu włóż!
-- I co, Gruby, chcesz śniegu na małego? -- Jaro podszedł do leżącego kolegi. -- Cholera, Gruby! Musisz się cieszyć, że w ten kamień walnąłeś jajami, a nie pyskiem, szczęściarzu!
-- On płacze ze szczęścia -- zauważył rozdziawiony Świstun.
-- Taa... -- zadumał się Jarek. -- Zabierzmy "denata" do domu.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

Forum > Półmisek Literata > Szczęściarz
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj