Biała laska
Zatłoczony trolejbus „B”, godzina 15.30, zwykły dzień powszedni. Powrót do domu. Tłok. Niewidomy.
W autobusie był niewidomy. Postawny mężczyzna z długą, białą laską. Wśród tej tak zwanej opinii publicznej, przeciętnych Kowalskich stał niewidomy mężczyzna. Wysiada. Przeciska się wśród gawiedzi, głownie młodzieży wracającej ze szkoły. Powoli, krok po kroku trąca laską ludzi po nogach. Ma szczęście że nie widzi, bo pewnie zamurowałoby go zachowanie młodych ludzi. Zimne spojrzenia mówiące „jak ON, ślepiec, może mnie trącać?!” Przecież to niedopuszczalne! Grupa osiemnastolatków niechętnie schodzi mu z drogi...
Sytuacja ta wydarzyła się naprawdę w co chyba nietrudno uwierzyć. W tym miejscu trzeba zadać pytanie: co my, ludzie zdrowi i w naszym mniemaniu normalni powinniśmy zrobić w sytuacji, kiedy widzimy kalekę, chociażby w autobusie. I co powinniśmy zrobić. Zapyta ktoś, o co ci człowieku chodzi, przecież ja zszedłem mu z drogi w tym autobusie, nie podłożyłem nogi, nie okradłem. Czego się mnie czepiasz? Otóż, moim skromnym zdaniem, nie wystarczy zrobienie kilku kroków naprzód, by nie zostać potrąconym białą laską. Prościej byłoby złapać tego człowieka za rękę i zaprowadzić do drzwi. Pomóż zejść po schodach, pożegnać prostym „do widzenia” (które wcale nie jest nietaktem w takiej sytuacji). To nie jest trudne. Tak mało może zdziałać tak dużo. Bo naprawdę, taki widok byłby budujący. No właśnie, byłby...
Jest to przykre ale społeczeństwo nie chce pośród siebie osób niepełnosprawnych. Są oni spychani na margines. Ktoś powie, że czemu niby spychani na margines, jestem przecież tolerancyjny, nie gapię się na inwalidów, nie śmieję się z nikogo. Tak ale zważmy na to, że ci ludzie są w jakiś sposób upośledzeni. A to upośledzenie zmusza do innego traktowania. Dlatego właśnie nie można patrzeć jak niewidomy wchodzi na przejściu pod samochód, ale pomóc mu przejść na drugą stronę ulicy. Ja wiem, że to brzmi banalnie i naiwnie. Ja wiem, że mój jeden głos niewiele zmieni. Ale uważam, że jeśli każdy z nas choć raz pomoże komuś z naszego otoczenia, to tych „razów” w końcu się nazbiera. A mnożąc to przez całe społeczeństwo... dojdziemy do naprawdę dobrego wyniku. Analogicznie też mogę wytłumaczyć zabranie głosu w sprawie, choć właściwie nie mam po co tłumaczyć się. Ale mimo wszystko. Jeśli ja zabiorę głos, to może moje argumenty kogoś przekonają. I on też zabierze głos w dyskusji. W końcu większość znajdzie się po lepszej stronie. A to większość ustala zasady. Tak więc, jeśli uważasz podobnie, zabierz głos w dyskusji. Wśród rodziny, przyjaciół, w pracy, w szkole. Twoje zdanie też jest ważne.
Wśród grupy młodych ludzi znalazł się jeden, który nie zszedł z drogi. Podał rękę, przestrzegł przed stopniem. Pożegnał słowami „do widzenia”. Usłyszał na koniec „dziękuję” i zobaczył promienny uśmiech na twarzy mężczyzny...
Zatłoczony trolejbus „B”, godzina 15.30, zwykły dzień powszedni. Powrót do domu. Tłok. Niewidomy.
W autobusie był niewidomy. Postawny mężczyzna z długą, białą laską. Wśród tej tak zwanej opinii publicznej, przeciętnych Kowalskich stał niewidomy mężczyzna. Wysiada. Przeciska się wśród gawiedzi, głownie młodzieży wracającej ze szkoły. Powoli, krok po kroku trąca laską ludzi po nogach. Ma szczęście że nie widzi, bo pewnie zamurowałoby go zachowanie młodych ludzi. Zimne spojrzenia mówiące „jak ON, ślepiec, może mnie trącać?!” Przecież to niedopuszczalne! Grupa osiemnastolatków niechętnie schodzi mu z drogi...
Sytuacja ta wydarzyła się naprawdę w co chyba nietrudno uwierzyć. W tym miejscu trzeba zadać pytanie: co my, ludzie zdrowi i w naszym mniemaniu normalni powinniśmy zrobić w sytuacji, kiedy widzimy kalekę, chociażby w autobusie. I co powinniśmy zrobić. Zapyta ktoś, o co ci człowieku chodzi, przecież ja zszedłem mu z drogi w tym autobusie, nie podłożyłem nogi, nie okradłem. Czego się mnie czepiasz? Otóż, moim skromnym zdaniem, nie wystarczy zrobienie kilku kroków naprzód, by nie zostać potrąconym białą laską. Prościej byłoby złapać tego człowieka za rękę i zaprowadzić do drzwi. Pomóż zejść po schodach, pożegnać prostym „do widzenia” (które wcale nie jest nietaktem w takiej sytuacji). To nie jest trudne. Tak mało może zdziałać tak dużo. Bo naprawdę, taki widok byłby budujący. No właśnie, byłby...
Jest to przykre ale społeczeństwo nie chce pośród siebie osób niepełnosprawnych. Są oni spychani na margines. Ktoś powie, że czemu niby spychani na margines, jestem przecież tolerancyjny, nie gapię się na inwalidów, nie śmieję się z nikogo. Tak ale zważmy na to, że ci ludzie są w jakiś sposób upośledzeni. A to upośledzenie zmusza do innego traktowania. Dlatego właśnie nie można patrzeć jak niewidomy wchodzi na przejściu pod samochód, ale pomóc mu przejść na drugą stronę ulicy. Ja wiem, że to brzmi banalnie i naiwnie. Ja wiem, że mój jeden głos niewiele zmieni. Ale uważam, że jeśli każdy z nas choć raz pomoże komuś z naszego otoczenia, to tych „razów” w końcu się nazbiera. A mnożąc to przez całe społeczeństwo... dojdziemy do naprawdę dobrego wyniku. Analogicznie też mogę wytłumaczyć zabranie głosu w sprawie, choć właściwie nie mam po co tłumaczyć się. Ale mimo wszystko. Jeśli ja zabiorę głos, to może moje argumenty kogoś przekonają. I on też zabierze głos w dyskusji. W końcu większość znajdzie się po lepszej stronie. A to większość ustala zasady. Tak więc, jeśli uważasz podobnie, zabierz głos w dyskusji. Wśród rodziny, przyjaciół, w pracy, w szkole. Twoje zdanie też jest ważne.
Wśród grupy młodych ludzi znalazł się jeden, który nie zszedł z drogi. Podał rękę, przestrzegł przed stopniem. Pożegnał słowami „do widzenia”. Usłyszał na koniec „dziękuję” i zobaczył promienny uśmiech na twarzy mężczyzny...
--