Jest takie miejsce w Bieszczadach gdzie słońce boi się zaglądać, gdzie wiatr gra w pustych pniach jak na flecie.
Światłem zalana droga tonie w ciemności bukowiny. I tak jak Demony są wspomnieniem Bogów, tak te drzewa są wspomnieniem beskidzkich, smukłych buków, prostych szarych pni stojących dostojnie. Ten las krzyczał, Te drzewa krzyczały każdym centymetrem swojego ciała. Próbowałam zrozumieć… nie umiem. Dotykałam szorstkości ich kory, krzywizn, zgrubień, deformacji, sukienek z mchu rysując równocześnie w pamięci ich kształty. I tak jak obrazy Beksińskiego tak te drzewa były pełne bólu.
I nie wiedziałam czy klęknąć z prośbą o pozwolenie na przejście… czy uciekać.
Co czuje człowiek rzucony do stóp naturze??? Myślałam że pokorę, że spokój, że poddanie… a było przerażenie… i nie wiem czy to te szare pnie do mnie szeptały czy to moja chora wyobraźnia. Czy tylko w mojej głowie te kształty nabrały ludzkich rysów czy inni tez to widzieli.
I dlaczego ciągle mam wrażenie że gdzie spojrzę widzę te drzewa w nas samych. Pokrzywione dusze w pięknych ciałach. Przyklejony uśmiech jak twarz w weneckiej masce.
- O przepraszam proszę Pani.
- Ależ nic nie szkodzi.
Jak pozorny spokój bukowego lasu.
I gdyby mi przyszło wybrać gdzie żyć, nie wiem czy wolałabym szelest liści i szorstką szczerość drzew, czy szukanie człowieka w człowieku.
- Co słychać?
- Wszystko w porządku – odpowiadamy choć serce bezgłośnie wzywa ratunku uciszane przez zaciśnięte usta.
Konwenanse, zasady… sami to wymyśliliśmy. Czy to my odrzuciliśmy Gaję czy to Gaja nas nie chciała?
- Może Pani usiądzie??
- Nie, dziękuję, popatrzę w okno na chmury…