Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Przemoc Pijaństwo i Kobiety Czyli Cała Prawda o Wawelskim Smoku. cz. 3
Xterminator
Teraz to się nam sprawy naprawdę pokomplikują , ale to ostatnia część i na końcu wszystko jak zwykle się okazuje, rozplątuje, dekomplikuje, rozwiązuje...

Przez ciemny leśny gąszcz, dziko mrucząc i szarpiąc się z krzakami, szło sobie dziecko. Ubrane było w czerwoną pelerynkę zaczepiającą się nieomal co krok o wystające zewsząd gałęzie, oraz kapturek w tym samym odcieniu czerwieni co pelerynka. W pewnym momencie, dziecko potknęło się o wystający z ziemi korzeń i słodkim dziecięcym głosikiem zawołało:
- Kurwa mać!- Ptaszki na te słowa zamilkły, a dziecko wpadło w szerokie ramiona mężczyzny z wielką dzidą na przytroczoną do pleców.
- To nie przystoi panienko. Takie słowa w ustach takiej miłej dzieweczki.
- Odczep się gburze. - odparła dziewczynka mrożąc wzrokiem człowieka trzymającego ją w pół. - Spieszę się jak cholera. Puszczaj.
- A dokąd to się tak spieszysz drogie dziecko? - Rzekł mężczyzna wypuszczając małą osóbkę z objęć.
- Co cię to obchodzi.
- Pytam z dobroci serca. Chciałbym pomóc.
- Dobra powiem, ale i tak nic ci z tego nie przyjdzie. Wygadałam się już przed takim jednym wilkiem, i muszę go teraz zabić bo mi zeżre babcię. A teraz zejdź mi z drogi kretynie, widzisz przecież że to sprawa między mną a tym wilkiem, nie twoja. - Po tych słowach złowieszczo obrzuciła mężczyznę wzrokiem, i w mgnieniu oka dała nura w las. Chwilę później dało się jeszcze słyszeć okrzyki i wrzaski poprzedzielane mruczeniem, nie wróżącym wilkowi nic dobrego.
- Widzieliście to? - Zawołał ze zdziwieniem mężczyzna prosto w kępę krzaków. - Hej! Czechu! Rusie! Widzieliście to?
- Widzieliśmy. Co to było? - Odpowiedziała kępa krzaków -
- Nie wiem. Jakiś wściekły czerwony kapturek.
- Dobra, pieprz go i pomóż nam się wydostać z tych chaszczy. Przecież wiesz że nie jesteśmy zbyt dobrzy w kafum.. kaumf... w kryciu się po krzakach. - Z chaszczy w kierunku mężczyzny wysunęło się muskularne ramię, nieco podrapane i brudne.
Lech - bo tak miał na imię mężczyzna z dzidą na plecach - chwycił pewnie kompana za rękę i wydarł na wolność z objęć wybujałej roślinności leśnej. Potem to samo zrobił z drugim ukrywającym się kolegą.
- Mamy zabić smoka nie? - Oznajmił cierpko Czech kiedy już pewnie stanął na nogach.
- No. I co z tego?
- Po jaką więc cholerę kryjemy się po lesie i łapiemy jakieś nawiedzone dzieci. Chodźmy że do tego smoka, bo jak jeszcze raz będę musiał włazić między jakieś badyle, to mnie szlag najjaśniejszy trafi.
- Czechu słuchaj. - zmęczonym głosem odezwał się Lech – Po raz dziesiąty mówię ci, że tędy dojdziemy najszybciej do smoczej pieczary. Powyciągaj więc te patyki z włosów i ruszamy, co zaś do psychopatycznych dziewczynek błąkających się samotnie po lesie, to nie sądzę żeby było ich tutaj więcej.
- A ja to bym się czegoś napił. - Stwierdził rozmarzony Rus - wiecie wódki, piwa czegokolwiek. Tak na odwagę.
- Nic tylko byś żłopał pijaku. - Wtrącił Czech - Ale piwa to rzeczywiście owszem, ja też.
- Wolał bym jednak gorzałkę.
- Skończyliście już? - Lech wyglądał na rozdrażnionego - To bieżcie dupy w troki i idziemy. Pić będziemy piwo i wódkę i wino, przyniesie nam to królewna, a potem... No wiecie... - kompani spoglądali na niego z wyrazem twarzy mówiącym "nie wiemy" - Z tą królewną... -dodał Lech i oblicza przyjaciół zmieniły się. Wyrażały teraz "aha" - Ale niestety po robocie. - dokończył Lech wyrywając się z zadumy.
Dotarcie "najkrótszą" drogą do smoczej jamy zajęło Lechowi Czechowi i Rusowi dwa i pół dnia. Tu trzeba dodać, że ubitym traktem potrzebowali by na to dwie i pół godziny powolnego marszu. Kiedy Rus stwierdził że na pewno chodzą w kółko, i nigdy z tego lasu nie wyjdą, Czech chciał popełnić samobójstwo. Lech próbował uspokoić Czecha, ale Rus zaczął namiętnie kreślić smętną przyszłość pośród drzew, bez piwa gorzałki i kobiet. Czech wówczas zupełnie podupadł na duchu.
Kiedy jednak dotarli już na miejsce, ich oczom ukazał się widok który po prostu zwalał z nóg. Rus chciał zawrócić, Czech stanął jak wryty z rozdziawioną gębą ukazując tym samym wszystkie dziury w zębach, a Lech, który szedł ostatni w pewnej odległości od swoich kompanów, wpadł na zawracającego Rusa, i łapiąc równowagę pociągnął za długie włosy Czecha. W rezultacie wszyscy trzej poprzewracali się wśród siarczystych przekleństw na ziemię, pomiędzy krzewy zasłaniające widok w kierunku smoczej pieczary.
- W-wi-widziałeś? - Zaczął nieśmiało Rus.
- W-wi-widziałem. - Odparł Czech.
- Ale co? do cholery. - dopytywał się Lech.
- S-smo... - Jąkał się Rus.
- Smok? - dokończył Lech.
- Smok.
- Co z nim. Zabił go ktoś?
- Ni-nie.
- Mógł byś puścić moje włosy? - Ocknął się Czech i popatrzył wojowniczo na Lecha.
- O przepraszam. Ale co dalej z tym smokiem?
- Za-zab... - Zacinał się dalej Rus.
- Zabił?
- Zabił.
- Kurwa Rusie powiedz że mu, że ten smok przerabia właśnie jakiegoś rycerza na kupę stopionego metalu. – Panicznie wrzasnął czech opluwając kompana.
- Jak to? - Zdziwił się Lech.
- Tak to. Sam sobie zobacz. - Lech powoli wystawił głowę spomiędzy krzaków, spojrzał i szybko schował się z powrotem.
- O kurwa. - Rzekł.

* * *

W czasie kiedy Lech Czech i Rus błądzili po dwudziesto hektarowym lesie, syn dr Atewki S'quba, całkowicie wykrystalizował sobie plan, którego głównym celem stało się pozbawienie smoka życia. Na dobry początek, za wszystkie zaoszczędzone pieniądze, kupił dziesięć kilogramów siarki i owcę, którą od razu kazał zabić i wypatroszyć. Potem pobiegł jeszcze do sklepu monopolowego, i zaopatrzył się w dwadzieścia litrów "siarki" w płynie, czyli najtańszego wina o wiele mówiącej nazwie "Głos z nieba". Trunek ten, znany i ceniony przez wszystkich Cracowskich meneli i pijaczków, posiadał tę cechę, że przeżerał się przez wszystko oprócz szkła w którym był podawany i gardła człowieka znającego tajemnicę picia tegoż napitku. A kto przesadził ze spożywaniem "Głosu z nieba", żeczywiście słyszał wołanie: "To ja św Piotr. Chodź stary, już dawno tu na ciebie czekamy". Na współczujące spojrzenie pani ekspedientki ze sklepu monopolowego, S'quba odpowiedział miłym, choć szczerbatym uśmiechem. W brzuchu owcy, nie bez obaw wymieszał obydwie siarki, brzuch zaś zaszył grubą dratwą, której jego ojciec używał do łatania co większych ran swoich odważnych pacjentów. S'quba z wysiłkiem, ostrożnie postawił owieczkę na nogi i przyglądając się swemu dziełu, po raz setny chyba rozmyślał nad tym co zrobi z połową królestwa. Kiedy zaś po raz dwusetny marzył i dumał o królewnie którą kiedyś widział przechadzającą się po zamkowym dziedzińcu, pięknej i delikatnej nimfie, zwiewnej niczym puch, jak dmuchawiec delikatnej, do jego pokoju wszedł Atewka. Zdumiony ojciec zobaczył widok, który zaszokował by każdego nawet najbardziej wyrozumiałego rodzica. S'quba rozanielonym wzrokiem z miną pełną pożądliwości, zagryzając wargi i drapiąc po kroczu gapił się na owczy tyłek. Atewka otrząsnął się z szoku, rzucił na S'qubę i trzaśnięciem w twarz zwalił go na podłogę zanim jego syn zdążył się zorientować co się stało. Atak furii Atewki nie skończył się jednak na tym i skupił na przedmiocie niecnych poczynań S'quby. Wściekły Atewka porwał niewinną owieczkę, uniusł nad głowę, a że nie miał siły trzymać jej tak długo, cisnął domniemany przedmiot seksualnych wybryków przez okno. Owca spadła na bruk a trująca zawartość rozprysnęła się na wszystkie strony. Po chwili straszliwy duszący odór jakby stu tłustych rzeźników naraz zaczęło się pocić, rozszedł się po ulicy wzbudzając panikę wśród przechodniów, którzy podejrzewali że to poprzedzający pojawienie się smoka smród.

* * *

Pomiędzy gałęziami, wśród krzaków, niebezpiecznie blisko mrowiska, walczyła o przetrwanie braterska przyjaźń.
- Nie było mowy o jakimś pieprzonym ogniu. - wymamrotał Czech.
- Miał być normalny smok wielkości karocy, a to monstrum może połykać karoce jak aspirynę. - Dodał roztrzęsiony Rus, otrzepując spodnie z mrówek.
- No i ten ogień. - nie dawał za wygraną Czech.
- Ja się na to nie piszę - Rusowi zabłysło oko, i stanowczym tonem postanowił - mam w dupie te zafajdane pół królestwa i tę rudą kostuchę księżniczkę też. Spieprzam stąd gdzie pieprz rośnie, albo piwo leją, bo nie mam zamiaru walczyć z czymś takim.
- O ogniu nie wspominając.
- No do ciężkiej cholery. Czy wy słyszycie samych siebie? - Nie wytrzymał Lech - Jesteście jak małe dzieci. Ognia się boisz Czechu? dzikie zwierze jesteś czy co? A ty Rusie? Kiedy popijesz, oddechem zwalasz ludzi z nóg. Jakby ci kto podłożył trochę żaru pod gębę, ziałbyś ogniem nie gorzej niż ten smok. A na kacu żresz tyle aspiryny że w niejednej karocy by się nie zmieściła. Dziwię się żeś jeszcze od tego wszystkiego nie zdechł. I wy twardziele, macho wcieleni, boicie się tej wyrośniętej jaszczurki z niestrawnością?
Kamraci Lecha popatrzyli po sobie, strącili od niechcenia kilka mrówek z ubrania, ich nietęgie miny sprawiały wrażenie zakłopotania. Najechanie przez Lecha na ich męską godność dokonało jednak dzieła, i zmusiło ich do myślenia. Po dłuższej przerwie odezwał się w końcu Czech.
- No dobra. Możemy tu posiedzieć i popatrzeć a jeżeli ktoś uszkodzi smoka zanim zeżrą nas te pieprzone mrówki, to może pomożemy mu go dobić. - Rus załapał o co chodzi i z zapałem potrząsając głową, zaproponował.
- Tego zmęczonego idiotę wtedy zdzielimy po głowie, i zakopiemy w piachu.
- A Cracowi powiemy żeśmy smoka zabili własnymi ręcami. - Dodał Czech.
- Rękami.
- Co?
- Nic. - Lech dał za wygraną - Ostatecznie możemy tak zrobić.

* * *

S'quba czuł się załamany. Jego ojciec narobił mu wstydu na całą dzielnicę. Teraz nie dość że wszyscy się z niego śmieją, to jeszcze uważają za zboczeńca gwałcącego śmierdzące owcze ścierwa. Żeby tego było mało, to jeszcze Atewka kopniakiem w tyłek posłał go prosto między nogi jakiejś dziwki w burdelu, w którym niby to chciał ze swojego syna zrobić "mężczyznę a nie barana". Tak. Tak dosłownie powiedział starej babie ubranej w skąpe pstrokate ciuszki, co chyba kierowała tym zamtuzem. Mężczyzną mimo szczerych chęci ojca nie został, bo wszystko skończyło się kiedy napędzony ojcowskim kopniakiem, nagi leciał w stronę rozłożonych nóg równie gołej ladacznicy. Potknął się wtedy i chwytając równowagę podparł ręką na czymś miękkim, co okazało się cyckami owej dziwki. Notabene, dziwka pękała właśnie ze śmiechu. Kurwa, jak on musiał wtedy wyglądać. Ale dobra, stało się i już tego nie odkręci. Ciekawe jednak co powiedzą, kiedy zostanie już ich królem. Dranie. Burdel każe im spalić, a ojcu nakopie do dupy. Nie, KAŻE mu nakopać do dupy. Będzie miał ludzi od kopania ojca w dupę. Uśmiechnął się. Oni jeszcze go nie znają. Przyspieszył kroku i poprawiając wielkie pakunki pod pachami, skierował się ku smoczej jamie. Obrabował właśnie kuśnierza oraz sklep chemiczny w którym sprzedawano głównie siarkę i tanie wino "Głos z nieba", tyle że w butelkach z napisem: "ostrożnie, kwas". Księżyc oświetlał mu drogę, ale na niebie pojawiały się już pierwsze oznaki świtu.

* * *

Słońce wzeszło kiedy S'quba rozkładał pakunki wokół siebie na polanie niedaleko smoczej jamy. Kiedy skończył już z bagażem, oddalił się w kierunku lasu. Po chwili wrócił przygnieciony ciężarem kilkunastu badyli. Wyciągnął siekierę, piłę i dratwę i zabrał się do roboty. Poobcinał badyle, oczyścił je z liści i gałązek, wybrał cztery najprostsze, wbił je w ziemię i zaczął przywiązywać do nich pozostałe. Przeklinał, dziko coś mruczał, czasem kopnął w złości powstającą właśnie strukturę, skutkiem czego musiał ją budować od nowa. Jednak za każdym razem kiedy zaczynał od początku robił się coraz bardziej wściekły, ręce mu się trzęsły i coraz gorzej szła mu ta robota, i coraz bardziej niedokładnie. Około południa broń na smoka była gotowa. Nieco inaczej wyobrażał ją sobie S'quba, ale nie miał siły żeby to teraz poprawiać. Wsadził ręce do kieszeni i żując źdźbło trawy przyglądał się włochatej bulwie stojącej na czterech patykach wbitych w ziemię. W jego wyobraźni, miało to wyglądać na owieczkę, ale gotowa broń przypominała niestety gigantyczne gówno na stelażu. Żeby pomylić to z owieczką, trzeba by było być niemal ślepym, i oglądać to w bezksiężycową noc. Zwłaszcza że ze względów technicznych zrezygnował z robienia "owieczce" głowy. S'quba wyjął ręce z kieszeni, zatarł dłonie, chwycił broń na smoka w pół, pociągnął i nic. "Owieczka" nadal tkwiła nogami mocno wbita do ziemi. Ze złością szarpnął ją z całych sił do góry. Tym razem się udało, ale zadowolenie momentalnie ustąpiło miejsca furii szaleńca. Nogi zostały w ziemi, a S'quba trzymał sam tylko korpus. Skopał i połamał wystające z trawy kikuty, wełniastą bułę zarzucił na plecy i pomaszerował w kierunku pieczary. Zbliżając się do smoczego mieszkania, zauważył że jakiś rycerz właśnie przygotowuje się do walki. Rycerz był gruby. Bardzo gruby. Tak gruby, że sprawiał wrażenie iż mógłby się pocić stojąc w bieliźnie na mrozie. S'qba zatrzymał się zrzucił z pleców swoją broń, położył się wśród traw i obserwował. Rycerz zaklinał smoka, darł się w niebogłosy, klął i machał wielkim mieczem żeby wywabić smoka z pieczary. Zdobył się nawet na taką zuchwałość że wlazł kawałek do środka. I właśnie wtedy, kiedy stawiał niepewne kroki w głąb jamy, smok wrócił z polowania. Owcza noga nonszalancko zwisała mu spomiędzy zębów, bezczelnie ociekając krwią. Rycerz odwrócił się przerażony, zdobył się na szarżę i dziki wrzask, po czym wyparował skwiercząc i dymiąc wśród czerwieni huczącego ognia. Smok puścił dwa kółka z dymu, beknął i położył się na resztkach rycerza przed wejściem.

* * *

- Idę się odlać. - Zakomunikował Czech znużonym głosem.
- Gdzie leziesz trepie. Nie widzisz że ktoś chce walczyć ze smokiem? Jest taki gruby że nie damy mu rady we dwóch. O ile smok go nie spali oczywiście.
- Pieprzę was. Za każdym razem jak chcę się wysikać, wymyślasz jakiś powód żebym został. Nie rozumiesz że zaraz mi rozpieprzy pęcherz?
- Dobra. Ten grubas właśnie się stopił. Zasuwaj w te krzaki.
Czech w wielkim pośpiechu, po drodze rozpinając rozporek, pobiegł w chaszcze. Po chwili rozległo się głośne och, i Czech szczerząc zęby krocząc powoli wlazł na swoje miejsce.
- Ulżyło ci? - Zapytał ironicznie Rus.
- Żebyś wiedział że tak. Jak się tobie zachce, to też cię nie puszczę.
- Hej! cicho! Patrzcie. Co to za błazen z tym worem na plecach?
- Skąd mam niby wiedzieć.
- To jakiś dzieciak. Pcha się jaszczurowi prosto pod mordę.
- O, smok go zauważył. Co za kretyn, porzucił wór i ucieka.
- Patrzcie jak przebiera nożyskami. Mało ich nie połamie. A smok zeżarł wór.
- Ja nie mogę Czechu zobacz co się dzieje - Wrzasnął przerażony Rus - Smok zieje niebieskim ogniem.
- Co ten bachor mu dał?! - Lech wreszcie okazał zainteresowanie.
Czech pod wpływem emocji wylazł zza osłaniających go do tej pory krzaków i jąkając się komentował, obficie gestykulując rękami. Smok po połknięciu nadziewanej imitacji barana, poczuł miłe pieczenie w żołądku i instynktownie zionął ogniem na próbę. Ogień był niebieski. Zionął zdziwiony jeszcze raz, tym razem na ścianę jaskini. Ta zaś stopiła się jak masło i spłynęła mu wprost na nogi. Smok zawył z bólu i rzucił się w kierunku Wisły żeby ostudzić poparzone łapy. Widząc to S'quba pomyślał że już po nim, że smok strasznie się na nim zemści, co najmniej tak strasznie jak na wszystkich tych rycerzach których szczątki widział przez ułamek sekundy tuż przed pieczarą. Rzucił się do ucieczki. Wpadł na pomysł że jak dobiegnie do lasu to będzie bezpieczny. Biegł co sił w nogach, z głową odwróconą do tyłu. Smok deptał mu po piętach choć wcale nie widział S'quby, wzrok bowiem miał przyćmiony z bólu. Kiedy S'quba już prawie dopadł lasu, obrócił głowę w kierunku na wprost, i w tym momencie z całym impetem uderzył w ogromnego faceta z burzą długich włosów na głowie, i otwartą gębą pełną zepsutych zębów. "Co jest kurr..." wrzasnął facet. Przewrócili się ku przerażeniu S'quby na dalsze dwa indywiduła leżące w krzakach. Tymczasem smok był coraz bliżej, biegł a nie leciał, więc wydawało im się że dla odmiany zamiast spalić, postanowił ich stratować. Smok zaś zapomniał z tego wszystkiego że potrafi latać, i pędził niczym rozpędzona lokomotywa dymiąc i prychając na boki niebieskim ogniem. Lech, Czech, Rus i S'quba w szalonym tempie zbierali się na nogi. Lech przydeptał Czechowi włosy. Rus zrywając się z pozycji leżącej o mało nie wetknął Lechowi całego kołczana strzał w tyłek. S'quba zaś kopał Rusa po kostkach, myśląc że to ojciec przysłał ludzi żeby pokrzyżowali mu plany. Wszystko to zajęło dwie, może trzy sekundy, po których wszyscy czterej ruszyli z kopyta w las uciekając przed dymiącym, powalającym drzewa monstrum. Nagle pod nogami zabrakło im gruntu i zanim runęli do wody z dwumetrowej skarpy, zdali sobie sprawę że wpadają właśnie do Wisły. Smok poszedł w ich ślady i walnął w taflę wody wzbudzając ogromną falę i kłęby buchającej pary. Kiedy się wynurzył, okazało się że S'quba kurczowo trzyma dwa rogi na smoczym łbie, zaś Lech Czech i Rus wiszą pouczepiani to tu to tam, a to ogona, a to skrzydła. Smok w pierwszej chwili nie zauważył że coś jest nie tak. Po kilku sekundach jednak uzmysłowił sobie że coś go w środku rozpycha. Poczuł strach jak nigdy dotąd, kiedy zrozumiał co się stało. Nałykał się całych metrów sześciennych wody, która w zetknięciu z jego rozpalonymi wnętrznościami szybko zamieniała się w parę.
Kiedy para osiągnęła odpowiednie ciśnienie, nie pomogło już nawet bekanie. Smocze cielsko eksplodowało niczym balon, potężny huk poniósł się po lesie i zatrząsł szybami w domku babci czerwonego kapturka. Lech, Czech, Rus i S'quba poszybowali na ogromnych połciach smoczego mięsa wyrzuceni w powietrze we wszystkie strony świata.

* * *

Brzmiało to tak:
- Ciężka cholera. Gdzie ja jestem.
Rus ciężko podniósł się spomiędzy paproci, rozejrzał i stwierdził że znajduje się w lesie. Pod nim leży martwy dzik zapewne zaskoczony przez jego twarde lądowanie a obok skrzydło smoka, i stosy połamanych gałęzi.
- Nie wytrzymam więcej czegoś takiego.
I nie wytrzymał rzeczywiście, ze złości powyrywał z korzeniami dziesiątki drzew. Kiedy się zmęczył, chwilę odpoczywał i zaczynał wyrywać następne. Zrobiło mu się jednak głupio że tyle wysiłku i drzew pójdzie na marne. Myślał kilka tygodni, poczym zbudował wielki gród, w którym jako pierwsza budowla powstała gorzelnia i w którym niestety mieszkał sam. Potem kilka wypadów w zaludnione miejsca, kilka porwań i gród zapełnił się ludźmi.

* * *

U Czecha wyglądało to nieco inaczej:
- Ja to pieprzę. Nie. Nie wierzę! Kurrrwa!
Jadąc na oklep na wielkim jeleniu, wrzeszcząc w niebogłosy, zagłębiał się w puszczę.
- Lechu! Rusie! Ratunkuuu! Kurrr... - Nisko zwisająca gałąź skutecznie walnęła go w szczękę i od tego momentu pozbawiony kilku zębów Czech zaczął miękko wymawiać pewne spółgłoski. Nawet przez myśl mu nie przeszło że jeszcze świat o nim nie zapomniał, że miasto które zbuduje zasłynie ze świetnego piwa.

* * *

- Czechu! Rusie! Odezwijcie że się niedoroby! Co wy sobie myślicie, że będziecie ze mnie robić durnia? Hej! Hop! Hop!
- Hej! Hop! Hop! - Odpowiedziało leśne echo. W tym właśnie momencie Lech zdał sobie sprawę że ani Rusa, ani Czecha nie ma w pobliżu, a najprawdopodobniej także i w oddali. Usiadł na leśnym kamieniu, ukrył twarz w wielkich dłoniach i zapłakał. Kiedy opuścił bezradnie ramiona ukazując załzawione oblicze, przekrwione oczy mało nie wylazły mu z orbit. Przed nim, na ściółce, kładł się jego cień. Tylko wyglądało na to, że siedzi mu na głowie olbrzymi orzeł, z rozpostartymi skrzydłami. Lech spojrzał ostrożnie za siebie. Nic. Ani śladu orła na żadnym drzewie. Spojrzał jeszcze raz, tym razem nieco w górę. Niewiele brakło, a byłby dostał ataku serca. Nadziany z chirurgiczną precyzją tyłkiem na jego dzidę potężny orzeł wybałuszał matowe, martwe jak on sam gały. " I co teraz?" Pomyślał Lech kiedy już trochę ochłonął od widoku zaskoczonego orła w pozycji szybowania. "Pewnie nic. Coś się wymyśli." I po latach rozbudowy, jego gród stał się największym rynkiem zbytu dla grodów Czecha i Rusa.

* * *

- Zjedz panie jeszcze jedną kiełbaskę. - Szambelan podtykał Królowi półmisek pod nos.
- Nie chcę. Śmierdzi smokiem.
- Nie śmierdzi, królu. Serio. Zobacz panie, najpierw ja ugryzę, a potem ty. Dobrze?
- Nie baw się ze mną Szam, mam przecież sześćdziesiąt lat, a nie sześć.
- Zdaję sobie z tego sprawę ale...
- Dobra, dobra. Mydlić oczy to sobie możesz, ale nie mnie.
- Porozglądaj się królu. Piękna jadalnia, długi, ślicznie zastawiony stół, na przeciwko wspaniały widok przez okno.
- Nie wiem do czego zmierzasz.
- Ja w takich warunkach mógłbym zeżreć konia z kopytami.
- Ale nie ja. Coś mi tu śmierdzi.
W tym momencie powietrzem targnęła potężna eksplozja. Eksplozja ta miała jednak w sobie jakiś nieokreślony odcień obrzydliwego mlaśnięcia, jakby wybuchł do połowy wypełniony wodą balon.
- O boże. - Wystraszył się szambelan - Ktoś chyba strzela z armaty.
- Mam nadzieję że do smoka.
Szambelan chciał coś jeszcze dodać, ale piękny widok zza okna, a raczej zmiany które w nim przez ostatnią chwilę zaszły zmusiły go do milczenia.

* * *

- Aaaaaaa! - Wrzeszczał S'quba, wiatr rozwiewał mu włosy a krzyk niósł się wiele mil za nim. Pędził z zawrotną szybkością ponad głowami zdumionych książąt ukrytych w krzakach, czekających na nieszczęśnika niosącego smoczy łeb, nie mogących uwierzyć że dzieje się właśnie odwrotnie, i to smoczy łeb niesie nieszczęśnika. W jednej chwili w powietrze wystrzeliło setki strzał, godząc śmiertelnie kilka niewinnych gołębi, i poważnie raniąc jednego jastrzębia. Niewiele to zmieniło. S'quba pędził dalej.

* * *

- Aaaaaaa! - Darł się w niebogłosy szambelan, kiedy S'qba lotem koszącym wpadł na smoczym łbie do jadalni przez okno i szusując po pięknie zastawionym stole, zatrzymał się parę centymetrów od królewskiego talerza. Rozdziawiona smocza paszcza ukazywała straszny widok pełnego uzębienia, co prawda nieco osmalonego, ale jednak przerażającego.
- Mam nadzieję, że za tą głową nie przyleci tu reszta smoka. - Odezwał się król i zemdlał.

* * *

Dalej historia toczy się już mniej ciekawie. Zwołano komisję mającą ustalić czy przypadkiem smocza głowa lądująca w królewskiej jadalni to nie oszustwo. Komisja orzekła że - i tu cytat - "ta głowa to oryginał w każdym tego słowa znaczeniu." Kłopoty przez pewien czas sprawiała księżniczka, ale w końcu dała się przekonać, że ten jak się wyraziła "Pryszczaty parobek" nie jest taki zły, gdyż w łóżku okazał się całkiem pomysłowy i tym jej zaimponował. Król odrzucił swoje uprzedzenia do niego, kiedy tylko zaczął się podobać księżniczce. Atewka, czyli ojciec S'quby zyskał nowe miano, mianowicie "siwy tyłek", a prostytutki z burdelu który spłonął w tajemniczych okolicznościach, wyszły na ulicę. Odtąd nazywano je ulicznicami. Chciało by się powiedzieć że S'quba i księżniczka żyli długo i szczęśliwie, więc niech będzie. S'quba i księżniczka żyli długo i szczęśliwie.
No, może nie tak całkiem długo i nie tak całkiem szczęśliwie.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Nadal fajne i znalazłem tylko jeden ort.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

weszka
weszka - Superbojowniczka · przed dinozaurami
no dobra
teraz musisz napisac jeszcze jeden odcinek o życiu S'cuby i księżniczki, albo o czymkolwiek innym
sobie wydrukować to mogę?

a w ogóle to bo niesamowicie mi poprawiasz humor

Xterminator
Drukuj ile Bozia pary w drukarce dała. ;)

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
mysior63 - Superbojownik · przed dinozaurami
Nie, no, dawno nie czytałem niczego z taką przyjemnością

--
Czuję się pożyteczny tylko wtedy, kiedy gryzie mnie komar.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
amarka - Kochanica Francuza · przed dinozaurami
za całokształt

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
miechoo - Superbojownik · przed dinozaurami
rewelacja

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
miechoo - Superbojownik · przed dinozaurami
:Xterminator wrzuć jeszcze coś z serii " Przemoc Pijaństwo i Kobiety Czyli Cała Prawda o..."
Forum > Półmisek Literata > Przemoc Pijaństwo i Kobiety Czyli Cała Prawda o Wawelskim Smoku. cz. 3
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj