Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > Przemoc Pijaństwo i Kobiety Czyli Cała Prawda o Czerwonym Kapturku
Xterminator
Oto moja wizja Czerwonego Kapturka jeśli masz czas i mocne nerwy, czytaj. Jeśli nie musisz rano wcześnie wstać i masz bardzo mocne nerwy, możesz czytać w nocy. Jak już dobrniesz do końca, napisz proszę co myślisz o tym co przeczytałeś/aś. Jedno twoje zdanie to nic w porównaniu z tym przez co przeszedłem pisząc ten tekst

PS. być może zepsuję ci radość czytania, ale nie mogę się powstrzymać. CZERWONY KAPTUREK PRZEŻYJE!





Wiadomo, że niektóre małe śliczne dziewczynki bywają wredne. Nie znaczy to wcale, że wszystkie małe brzydkie dziewczynki są grzeczne. Nie. To znaczy, że małe śliczne dziewczynki w przeważającej części są po prostu wredne. A im łdniejsze, tym bardziej wredne. Wykształcają w sobie wredność w obronie przed niekontrolowanymi wybuchami zachwytu dorosłych nad ich ślicznością. Stają się wredne, żeby móc obronić się przed szarpaniem za policzki przez zakochane w nich ciocie, żeby móc się bronić przed pełnymi uwielbienia wójkami podrzucającymi je w górę zbyt blisko sufitu, i łapiącymi zbyt blisko podłogi.
Ta konkretna dziewczynka miała szczególnie dużo cioć i wójków, była też bardzo śliczna. Na domiar złego śliczne miała imię. W związku z tym, kiedy starała się być tak wredna jak tylko potrafiła, wywoływała zachwyt. " Zobacz czyż nie jest ona śliczna kiedy się tak wścieka? " mówili wójkowie a ciocie chwytały ją boleśnie za policzki i z miną mającą uchodzić za objaw uwielbienia choć przypominała bardziej cierpienie podczas szczególnie długiego zatwardzenia szarpały jej twarz zawodząc potępieńczo: " Ti ti ti cio to się tjak denerwujemy?" Alicja, bo tak ma na imię nasza bohaterka, dostaje wtedy szczękościsku, dłonie drżą jej w swój nie do końca kontrolowany rytm, wargi zaciskają się w mały śliczny dzióbek. Wszystkie te nieopisanie śliczne objawy doprowadzają dorosłych wręcz do ekstazy, dziewczynkę zaś do rozpaczliwej furii.
Alicja mieszka w cudownie położonym domku, z dala od miejskiego zgiełku, z jednej strony z widokiem na przepiękny ogródek, a z drugiej na w niczym nie ustępującą ogródkowi leśną polanę, przez której środek wije się niczym mały szemrzący strumień wąska ścieżyna niknąca w gęstym dzikim lesie po drugiej stronie polany. Cała ta sielankowa atmosfera działa na Alicję jak płachta na byka. Żadnych sąsiadów, koleżanek, kolegów. Tylko wieczne odwiedziny licznych cioć, nadwyrężone policzki i zszargane nerwy.

* * *

- Mamo nie.
- Ale córuś babcia jest chora.
- To po co jej to wińsko? Tylko się schleje jak zwykle.
- Nie mów tak o babci.
- Bo co. Może nie jest starą pijaczką?
- Alicjo... - Chciała skarcić ją mama.
- Pamiętasz jak obrzygała ci obrus?
- Ale to były urodziny tatusia.
- Urodziny tatusia, urodziny mamusi, moje urodziny, urodziny kota, pogrzeb kota. Mamo
ona zawsze sobie znajdzie okazję. Nie idę do niej i koniec.
Ze strony mamy przyszła kolej na próbę podejścia do sprawy przez psychologiczne wywołanie poczucia winy. Wszystkie mamy mają tę umiejętność w genach i wykorzystują ją bez skrupułów.
- Alicjo pójdziesz do babci. Ona cię kocha. Na pewno było by jej smutno gdyby usłyszała co ty tu wygadujesz. - Jeżeli jednak myślała że to załatwi sprawę, to znaczy, że nie znała własnej córki.
- Co ty wogóle mówisz mamo. Jak nikt nie widzi, to babcia mnie szczypie, kopie pod stołem po nogach, szturcha i popycha i mówi że jestem głupia smarkula. Ona mnie nie cierpi mamo. Nie pójdę.
- No dobrze. Ale wiesz kto dzisiaj do nas przychodzi? - Zaawansowana psychologia to dla każdej mamy kaszka z mlekiem, zagryzana bułką z masłem.
- Nie.
- Ciocia Zosia z wójkiem Jurkiem i ciocia Basia z wójkiem Bartłomiejem.
- Mamo...
- Słucham cię kotku.
- Gdzie jest to wino?

* * *

Przez ciemny leśny gąszcz, wśród rozłożystych paproci, starych omszałych drzew przez korony których światło strzelało wąskimi strumieniami niczym wodospady, przeskakując przez powalone konary i grube pnie które rozmiarami przypominały, że niegdyś były to królowe i królowie lasu z rozpierającym się buńczucznie gęstym listowiem, szła sobie dziewczynka. Szła w podskokach, trochę jakby tańcząc, i cały czas coś mrucząc. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie wesołej. Jeśli jednak ktoś zechciałby rzucić na nią okiem jeszcze raz, choćby z tego powodu, że to bardzo ładny okaz dziewczynki, zauważył by od razu, że ten taneczny krok to przesadne wywijanie koszyczkiem trzymanym w dłoni, ścinanie grzybom kapeluszy wściekłymi kopnięciami, tratowanie kwiatków, i w ogóle zamienianie leśnej flory w bezkształtną miazgę. Dziewczynka mruczała melodyjnie spod czerwonego kapturka, jeśli jednak ktoś przysłuchał by się uważnie, zrozumiał by że to potok słów i narzekania na wszystko: na bluzę z kapturem, że gorszego odcienia czerwieni to tylko u chorego na czerwonkę szukać, na koszyk, że to przecież sto lat temu chodziło się z koszykami, i w ogóle na wszystko, na las, na życie. Wilk Johan rzucił okiem tylko raz i mniej więcej usłyszał coś melodyjnego. Wyskoczył z leśnego gąszczu na ścieżkę, w sam środek słonecznego promienia przebijającego się przez parasol liści. Szeroko rozstawił łapy, wywiesił jęzor i uznał że dobrze było by jeszcze wyszczerzyć zęby, więc je wyszczerzył, wielkie, żółte, straszne. Z tak starannie zaplanowaną pozycją, był pewien że zrobi na dziewczynce przerażające wrażenie. Alicja nadeszła młócąc powietrze koszyczkiem, wśród fruwających kawałków roślin i grzybów. Wilk warknął coś jakby "stój" huknął łapą w ziemię i wielki kapelusz muchomora utkwił mu w paszczy. Alicja zauważyła go, kiedy ciężki wypełniony po brzegi ciastem i winem koszyk uderzył wilka w łeb.
- Auuuuuuuuuu! - Zawył wilk który pozbył się w ten sposób muchomora spomiędzy szczęk.
- Jak łazisz ośle. - Alicja spojrzała z lodem w ślicznych oczach wprost w wilcze ślepia.
- No... ja... tego... eee... - Rzekł wilk zapominając od czego miał zacząć.
- Może przepraszam albo coś w tym rodzaju ty kupo sierści. Włazisz mi pod nogi i nie powiesz nawet przepraszam. Weź się lepiej odsuń bo idę do babci.
- ... przepraszam... - wydusił z siebie wilk.- Nazywam się Johan. Wilk Johan. A ty? - Wilk odzyskał animusz. To przecież tylko dziesięcioletnia dziewczynka pomyślał.
- Co ci do tego kundlu. Chcesz się ze mną umówić na herbatkę czy co? - Alicja spróbowała nogą odsunąć skołowanego wilka. Kiedy się jej to udało, minęła go jak powietrze i pomaszerowała dalej. Wilk Johan analizował w tym czasie całe zdarzenie, i zastanawiał się gdzie popełnił błąd. Nawet nie poczuł stanowczego nacisku nogi na żebrach.
- Czy mogę... - Zaczął i zorientował się że mówi do pustej ścieżki. Popędził za Alicją klnąc się w duchu że tak marnie zaczął. Był przecież głodny, jedna mała dziewczynka mu nie wystarczy żeby się nasycić, więc babcia też się załapie. Musi tylko wiedzieć gdzie mieszka. Dobiegł do Alicji i spróbował jeszcze raz.
- Słuchaj kochana. W tym lesie jest niebezpiecznie. przyda ci się ochrona dużego silnego wilka.
Mówiąc to cały czas robił uniki przed ciężkim koszykiem.
- Sama też sobie dobrze radzę. - Alicja nie bez dumy stwierdziła ten fakt - Nawet z dużymi i silnymi wilkami.
- Ale tu są jeszcze eee... wiewiórki i eee... łosie. O, łosie te to są wielkie i niebezpieczne nawet ja im w drogę nie włażę. Straszne bestie. - Kłamanie nie szło wilkowi wspaniale, ale trzeba mu to przyznać, starał się.
- Więc co byś chciał za ochronę przed tymi łosiami? - Podejrzliwie zapytała Alicja.
- Nic. Jesteś ładna jak na człowieka, szkoda by było gdyby tak jakiś łoś miał ci coś zrobić.
- Nie wciskaj mi kitu. - Skwitowała go dziewczynka.
- Niech wylinieję jeśli kłamię. - Zarzekał się wilk.
- To ci już nie grozi.
Wilk przełknął zniewagę. Najchętniej rzucił by się na ten okropny czerwony kapturek i połknął jednym kłapnięciem, a tu musi się silić na jakieś kretyńskie konwersacje z których co i rusz wychodzi jako pokonany.
- No to w takim razie uznaj że potrzebuję towarzystwa. Chyba będziesz tak dobra i dotrzymasz mi go. Dawno z nikim nie rozmawiałem. Wiesz, jestem samotny i chwytam się każdej okazji żeby z kimś porozmawiać.
- Gadaj sobie zdrów. - Alicja nie dała za wygraną.
Johan nie mógł już wytrzymać. Jak by nie zaczął, zawsze te cięte odzywki.
- Słuchaj czerwony kapturku. Daleko ta twoja babcia mieszka? - Postanowił że będzie walił prosto z mostu.
- Nie. Następną ścieżkę w prawo i potem już prosto jakieś pół godziny. A bo co?
Johan nie podejrzewał że to było takie proste. Zapytać wprost.
- Nic. No to eee... nie chcesz ze mną rozmawiać, to ja sobie już pójdę.
Alicja nie uraczyła go nawet przelotnym spojrzeniem. Wilk tymczasem pobiegł wprost do domku babci. Jak ta mała cholera mnie okłamała, to ją znajdę i zeżrę i nie będę się już opieprzał z jakąś głupią gadką. Sunął szybko i bezszelestnie przez las. Jego umięśnione łapy połykały przestrzeń jakby były głodne niczym ich właściciel. Cieszyło to wilka. Lubił tak pędzić i wiedzieć że spoza krzaków i zarośli obserwują go liczne wystraszone stworzenia.
Znalazł domek babci dokładnie tam gdzie się go spodziewał. Tylko że coś mu nie pasowało.
Drzwi otwarte na oścież, okna także, rozpruta pościel wyrzucona przez okno rozsiewa wokoło pierze, rozbity dzbanek przed progiem i kwiatki więdnące wśród glinianych skorup doniczek. Zdziwiony tym pobojowiskiem, podkradł się za domek. Jak sobie obliczył, wyprzedzał czerwonego kapturka o jakieś dwadzieścia minut. Znał się na ludzkim zegarku i był z tego dumny. Za domkiem, widok ogródka wprawił go w osłupienie. Ogródek który za czasów swojej świetności pewnie wyglądał prześlicznie, teraz wyglądał jakby dorwało się do niego z dziesięciu szalonych grabarzy. Miejsce w miejsce rozkopany, wszędzie półmetrowe dziury, wykopane na chybił trafił, niektóre zasypane do połowy materiałem wykopanym z innych dziur. Z jednej szczególnie głębokiej, wyskakiwała co jakiś czas kupka ziemi. Słychać też było fałszywie nuconą piosenkę.
- Przepjeeeeeeemy naszj babci domek cayyy domek cayyy... - Z ziejącej otchłani niczym duch z leja po bombie, wynurzyło się coś na kształt kobiety w podeszłym wieku, utytłanej pod uszy ziemią, spoconej i zalanej w pestkę.
- I kaloooszeee i bmboooszsze i snda... Ooo! Wilk! - Ryknęła starsza pani, po czym zachichotała cichutko z tego świetnego żartu. - Masz może drogi wlku soś do picia? - Zagadnęła.
- Bo wizisz, szukam właśnie jednej flaszki tktórą gzieś sobie schowaam na czarną gozinę. - Zatoczyła się i wpadła do dołu z którego właśnie wyszła.
Dobry boże co to za babsko - myślał sobie wilk - Jak ją zeżrę, to będę pijany w sztok, ale z drugiej strony, jak jej nie zeżrę, to będę głodny. Hmmm... połknę ją w całości, to mi tak nie uderzy do głowy. Kiedy babcia gramoliła się na powierzchnię, wilk Johan niecnie rzucił się na nią i połknął w całości, gdyż był naprawdę dużym wilkiem. Śpiew zamarł gdzieś pomiędzy domek a cały. Po tym posiłku, pozgarniał mniej więcej śmieci sprzed domku, rozdartą pierzynę zataszczył do sypialni, w szafie znalazł jakąś starą chustkę, jedną z tych które jak uważał powinny nosić normalne babcie. Pozgarniał porozbijane naczynia i pozrywane firanki w kąt, założył chustkę, położył się do łóżka i ostrożnie przykrył rozwaloną pierzyną. Odbiło mu się babcią.

* * *

Tak jak przypuszczał wilk, czerwony kapturek przybył do domku babci dwadzieścia minut po nim. Dziewczynka nie przejęła się ogólnym wrażeniem bałaganu i długim krokiem - oczywiście jak na dziesięcioletnią dziewczynkę - wkroczyła do środka. Plączące się pod nogami śmieci także nie zrobiły na niej wrażenia. Zawsze tak było. Odkąd pamiętała, kiedy mama mówiła jej że babcia jest chora, w domu babci panował bajzel nie do wytrzymania, babcia zataczała się po lesie z flaszką podczas szukania której robiła taki właśnie burdel. Trzeba ją było tylko znaleźć, doprowadzić do łóżka, dać wino i uciekać. Babcia zazwyczaj rzucała w nią opróżnioną wcześniej butelką, pluła i bełkotała coś niewyraźnie, ale za to głośno. Po jakiejś godzinie, można było już bezpiecznie wejść. Tym razem zadanie wydawało się łatwe, babcia leżała w łóżku. "Może rzeczywiście jest chora" pomyślała Alicja.
- Babcia? - Zagadnęła nieśmiało, napięta do granic wytrzymałości, gotowa do natychmiastowej ucieczki.
- No. - Powiedziała babcia, a raczej ta jej część co wystawała spod pierzyny.
- Babcia a co ty masz taki gruby głos?
- Bo... no... jestem chora. Chyba widać nie? - Wilk pewien że Czerwony Kapturek już mu nie umknie, postanowił do końca zgrywać babcię.
- Ale babcia urosły ci wilcze uszy.
- Bo to taka choroba.
- A babcia te wielkie oczy też od choroby?
- Nie. Od amfetaminy. Pewnie że od choroby. - Wilk podniecony rychłym posiłkiem, zaczął pogrywać coraz ostrzej.
- Babcia...
- No.
- Ale ty jesteś teraz jeszcze brzydsza niż zwykle.
- A myślałaś że będę coraz kurwa piękniejsza? - Wilk myślał że przegina, ale nie wiedział że rozmowy babci z Alicją zwykle przebiegają w ten sposób.
- Widzę że masz nową protezę babcia.
- To nie proteza dziecko. To przeznaczenie. - Warknął wilk i wyskoczył spod pierzyny. Jednym skokiem dopadł Alicji i połknął w całości, gdyż był naprawdę dużym wilkiem. Parę sekund później z wilczego brzucha wydobył się głos:
- Alisja, jak nie masz pół litra, to spieprzaj.
- Zamknij się babcia.


* * *


Traf, przez niektórych zwany błędnie losem bądź dziwnym zbiegiem okoliczności, zrządził, że obok domku babci przechodził właśnie leśniczy. Leśniczy zaliczający się do tego szczególnego rodzaju leśniczych ze złotym sercem, gardzących okrucieństwem, i wyrachowanym podstępem. Taki leśniczy o ilorazie inteligencji polnej myszy i wypalonym w mózgu przykazaniem " nie rób bliźniemu co tobie nie miłe a wilki tęp jak robactwo w sypialni ", potrafi być zagorzałym obrońcą prostolinijności i uczciwości, gdyż sam nie jest w stanie zrozumieć najprostszych nawet intryg które uważa za coś skrajnie złego. Słowem Alicja i babcia miały cholerne szczęście że akurat taki leśniczy przechodził koło ich posesji. Z przewieszoną przez łokieć rozłożoną dwururką, zastukał w drzwi pewien że i dziś schleje się do nieprzytomności. Ogródek w rozsypce i uciekające przez otwarte okno pierze działały na niego jak magnes, ośmielały jego nieśmiałą naturę. Zawsze wtedy czuł że ma pretekst żeby wejść, zapytać czy wszystko w porządku i takie tam. Zwykle wychodził wtedy nad ranem, chociaż stwierdzenie że wychodził to zdecydowanie za mocno powiedziane. Wyczołgiwał się w panicznej próbie odwrotu przed kolejnym toastem za las, robaczki, ćmy, czy co tam jeszcze przychodziło babci do głowy.
"Puk - puk - puk." Zastukał w wiszące nonszalancko na jednym zawiasie drzwi. Przez jakiś czas kontemplował złuszczającą się z nich farbę. Podrapał jeden z bardziej odłażących płatków, powiększając w ten sposób obleziony obszar. Przyglądał się przez chwilę swojemu dziełu, świdrował bezmyślnym wzrokiem obdrapane pole. Nagle jak grom z nieba, niekoniecznie jasnego, ocknął się i zastukał jeszcze raz. Poczekał trochę i uznał brak odzewu za zaproszenie. Drzwi otworzyły się z potępieńczym jękiem, jakby miały już dość bycia drzwiami i runęły z hukiem na podłogę, w szalonym samobójczym akcie. Leśniczy obrzucił je tępym spojrzeniem, podniósł wzrok i zobaczył wilka w babcinej nocnej koszuli.
- Eeee... - Zaczął nieśmiało wilk, gapiąc się na przewieszoną przez łokieć leśniczego strzelbę.
- Eeee... - Odpowiedział mu leśniczy składając nerwowo fuzję.
- Wrrrrooaaarrrr... - Zawarczał groźnie wilk, obnażając paskudne żółte kły, których kolor kłócił się ze spranym fioletem szlafroczka.
- BUM!! - Rzekła strzelba, unicestwiając żyrandol i sporą część sufitu. Na Johana który się w tym momencie cały zjeżył i skulił, posypał się biały pył. Wilk nie chciał słyszeć co jeszcze ma do powiedzenia strzelba, i w panice rzucił się przez okno do ogrodu. Leśniczy niewiele myśląc
( myślenie nie było jego najmocniejszą stroną ), pognał w pościg, ale wybrał wyjście przez dziurę w ścianie w której kiedyś wisiały nieszczęsne drzwi. Zahaczył nogą o klamkę wystającą z owych drzwi, dziko zamachał rękami i padł na ziemię jak kłoda. Podnosząc się z pyłu i kurzu, niczym zielony feniks z popiołów, z całej siły usiłował sobie przypomnieć od kiedy klamki wystają z podłóg. Postanowił że następnym razem będzie na nie uważał.


* * *

- Aauuuuuuuuuu!! - Wyje wilk. Czy jest to oznaka jego sił witalnych, potęgi? Może to sposób
w jaki wilki zwykle mówią do innych wilków " Jestem tu panem i władcą i niech się to kto odważy zakwestionować to go ugryzę". Jednak słysząc takie wycie dr Doolittle przetłumaczył by je w następujący sposób: " Jasny gwint!"
- Aauuuuuuuuuu!! - Wyje wilk. Doolittle tłumaczy: " O kurrrwa dziura!"
- Auu, auu, auu, auu!! - Doolittle tłumaczy: " Dziura, dziura, kurwa dziura! "
Zostawmy wilka z jego dziurami i zajmijmy się może leśniczym pędzącym na złamanie karku w kierunku ogrodu. Leśniczy sadzi długimi susami, nachyla się na zakręcie mijając róg domu. Wbiega do ogrodu wśród fruwających szczątek drewnianej furtki. Hamuje, wyprzedza go wzbity przez niego kurz. Hamuje nadal, ale już przykłada broń do ramienia, palec na spust, wilk na celowniku gramoli się z dziury. Ręka drży leśniczemu z emocji i nadmiaru adrenaliny. Robi krok do przodu, i potyka się o porzuconą łopatę. Z osłupiałym wyrazem twarzy wali się na kupę świeżej ziemi, strzelba pluje ogniem i chmurą ołowiu. Pobliskie drzewo traci w rezultacie połowę listowia i dwa na szczęście puste ptasie gniazda. Leśniczy się nie poddaje, walczy ze łzami i bezradnością, maca rękami dookoła siebie. Jak będzie trzeba, to zacznie rzucać w wilka grudami ziemi. Pod palcami wyczuwa śliski twardy przedmiot, zaciska na nim dłoń, wydobywa spod cienkiej warstwy pyłu, podnosi się do pozycji siedzącej, robi zamach i rzuca.
" Jeszcze tylko przeskoczyć płot". Pomyślał sobie wilk Johan. Wylazł ciężko dysząc z ostatniego stojącego mu na drodze do wolności dołu, poobijany ale szczęśliwy stwierdził że teraz to może pokazać leśniczemu język. Naboje wystrzelał, nawet go nie drasnął. Głupek. Wilk teatralnym gestem odwrócił się do leśniczego, mając w zamiarze zawyć mu tryumfalnie
i bezczelnie przed oczami, potem zwinnie przeskoczyć płot i napawać się tryumfem. Podniósł więc łeb do góry, nabrał powietrza, roztrzaskał pysk o nadlatującą właśnie butelkę pełną wódki
z zaskoczenia dostał zawału i padł martwy na ziemię.
Z brzucha wilka zaczęły się wydobywać potępieńcze jęki. Leśniczy nie bardzo wiedział co o tym myśleć, co zdarzało się dość często. Stał nad wilczym trupem, przekrzywiał głowę to w jedną to w drugą stronę, nasłuchiwał, odważył się nawet dzióbnąć palcem stygnące ciało, czym wywołał zduszony jęk. Zdeprymował się trochę taką reakcją bądź co bądź martwego zwierza, przez chwilę nawet pod wpływem pewnego impulsu zwanego wyobraźnią z posiadania której nie zdawał sobie sprawy, chciał uciec, ale kolejny impuls zwany męską dumą którą w szczątkowej formie posiadał, nakazał mu zostać. To że wyjął myśliwski nóż i rozpłatał wilkowi brzuch, nie było impulsem inteligencji, ponieważ tak trudnych wieloliterowych wyrazów jak inteligencja mózg leśniczego nie był w stanie przyswoić, a co dopiero działać według nazywanych nimi zasad. Użytek z noża zrobił tylko dlatego, że chciał wilka dobić, ale nie bardzo wiedział jak się do tego zabrać.


* * *

Zaciszna chatka na skraju leśnej polany, żółte światło przesączające się przez szparę między framugą a opartymi o nią obłażącymi z farby drzwiami, za domkiem ogródek wyglądający jak perforowana taśma, nad domkiem unoszący się na niebie szary naleśnik księżyca w pełni, w oddali wyje samotny wilk. Drzwi wypadają z hukiem na zewnątrz, postawny mężczyzna w zielonym mundurze słaniając się na nogach potyka się o klamkę wystającą z powalonych drzwi, pada na pysk. Jego niezdarne ruchy niejednoznacznie kojarzą się z czołganiem. Za leżącym mężczyzną, w żółtym świetle gołej żarówki nadchodzi chwiejnie starsza pani. Mężczyzna wbija palce w pył, wie co za chwilę się stanie. Starsza pani schyla się, łapie mężczyznę za nogę i ciągnie do wnętrza domu skąpanego w żółtym świetle gołej żarówki.
- Uratowaeś mi żysie, to daj mi sie odwzięszyć. Musisz wypiś jeszcze chosiaż jedno twoje zrowie.- Mówi starsza pani.


* * *

- Jestem z powrotem mamo! - Krzyknęła w progu Alicja.
- O Boże Alicja jak ty wyglądasz. Jak by cię krowie z gardła wyciągnęli. - Przeraziła się mama.
- Nie z krowiego gardła, tylko wilczego brzucha. - Odparła Alicja zdejmując buty.
- Kotku ile razy ci mówiłam że masz nie zmyślać? Gdzie żeś się tak wywłóczyła.
- Nie chcesz to nie wierz mamo, ale możesz się zapytać babci. Ona była tam ze mną. - Alicja wyglądała na znużoną. Poza tym wyglądała także na przeżutą i wyplutą, co zadawało kłam prawdzie, ponieważ tak naprawdę została połknięta w całości i wyciągnięta z żołądka. Nieprawdopodobne to wszystko, ale ileż nieprawdopodobnych rzeczy ma świat do zaoferowania. Zapewne nieprawdopodobnie dużo. Na finiszu, należy jeszcze dodać że Alicja już nigdy później nie wychodziła do babci bez kija basebalowego, który zażyczyła sobie od świętego Mikołaja. Tak tylko na wszelki wypadek.

weszka
weszka - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Będą dwa zdania i jedno słowo końcowe: Barrrrdzo mi się podobało Takiego czerwonego kapturka tylko nie życzę sobie w noc przed egzaminem (jak się uczyć muszę)
Słowo końcowe: Więcej !

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Remedios - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Cudo nad cudami! Trafia w moje poczucie humoru.Ja rowniez prosze o ciag dalszy.

hitchcock
hitchcock - Superbojowniczka · przed dinozaurami
Świetne, będę Ci dozgonnie wdzięczna za następne części.

--
I'm not a complete idiot, some parts are missing.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
amarka - Kochanica Francuza · przed dinozaurami

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
miechoo - Superbojownik · przed dinozaurami
Ekstra
Forum > Półmisek Literata > Przemoc Pijaństwo i Kobiety Czyli Cała Prawda o Czerwonym Kapturku
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj