@poradnia jest tak skutecznie chroniony, że odsiedział rok i sześć miesięcy.
Nie wiem nic na temat jego matki, aczkolwiek sprawa przeszła przez dwie instancje i sąd najwyższy, więc doszukiwanie się celowej nieudolności w działaniu prokuratury wydaje mi się lekko naciąganą teorią spiskową.
Tym bardziej, że od początku wielu prawników sugerowało, że będzie bardzo trudno przepchnąć tak postawione zarzuty. Opinia publiczna chętnie widziałaby Froga, lub wariata z autostrady w roli przestępcy i dlatego prokuratorzy zdecydowali się na takie zarzuty, ale bezpośrednich przepisów na to w naszym ustawodawstwie nadal nie ma. Próbowali naciągnąć prawo o katastrofie do swoich potrzeb, ale się nie udało. Podejrzewam, że gdyby faktycznie miał jakieś "plecy", to taki zarzut nigdy by nie stanął na wokandzie. Dostałby listę wykroczeń, zapłacił mandat, zrobił nowe prawko i cześć.
Nie można powiedzieć, że jazda 300km/h i wbicie się w kogoś to morderstwo. I nie można powiedzieć, że jeżdżenie po mieście 200km/h to sprowadzenie zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym. W pierwszym przypadku przepisy tego po prostu nie przewidują, a w drugim nie da się udowodnić zagrożenia wielu osób na raz.
Przykre, ale niestety tak wygląda sytuacja. Prawo, tradycyjnie z resztą, nie nadąża za zmieniającym się światem. Możemy zgadzać się z zaistniałą sytuacją, lub nie, ale jej zaprzeczanie nie ma sensu.
Po kolejnych wypadkach i kolejnych medialnych burzach politycy wypowiadają się o zmianach w prawie. Wprowadzeniu morderstwa drogowego itp. Ale na ten moment przepisy i orzecznictwo nie zmieniły się specjalnie od czasu kiedy robiłem prawo jazdy z 15 lat temu. Mój instruktor określił wtedy ten dokument jako niemalże pełnoprawną licencję na zabijanie. Bo prawda jest taka, że odpowiedzialność jaką ponosi kierowca za ewentualne zabicie kogoś jest stosunkowo niewielka (maksymalnie 8 lat, dla porównania za morderstwo grozi minimalnie 10 lat).
Wystarczy spojrzeć np. na głośną sprawę wypadku z ulicy Sokratesa. Kierowca skończył z wyrokiem ponad 7 lat bezwzględnego więzienia w zasadzie głównie z powodu tego, że "tuningował" swój bolid wyłączając przy okazji kluczowe systemy bezpieczeństwa, a nie za sam fakt zapierdalania ponad 120km/h przez przejście dla pieszych w środku dużego miasta. Mam z resztą podejrzenie, że gdyby sprawa nie była medialna, to wyrok byłby znacznie mniej surowy.