Niech mi ktoś wytłumaczy, bo nie rozumiem. Publikując jakieś badania, pomysły, wyniki - zanim zostanie to zaakceptowane to przechodzi przez gęste sito recenzentów, opinii i krytykę środowiska. Dopiero po przejściu przez te filtry publikacja zostaje zatwierdzona.
Więc coś takiego jak książka-podręcznik państwowy powinien być wymłócony z każdej strony i każdy przecinek oglądany pod lupą z kilku stron. I dopiero po przemieleniu przez gęste sito fachowców, specjalistów, profesorów i autorytety jest zezwolenie na traktowanie książki jako podręcznika spełniającego wszystkie wymogi stawiane podręcznikowi.
Ja rozumiem, że w tym przypadku najprawdopodobniej były silne naciski polityczne "Zenek, ty napisz szybko opinię, i niech będzie pozytywna bo Prezes tego oczekuje, a jak będzie negatywna to pamiętaj że to Czarnek zatwierdza twoją karierę...". Ale że kurde aż takie naciski, gdzie książka robiona pod partyjną modłę, zawierająca nieprawdę, zakrzywiająca historię, stronnicza i niesprawiedliwa tak hop-siup otrzymuje status jedynego i najwłaściwszego podręcznika?
Bo z tego co widzę to gdyby teraz wydano elementarz Falskiego, to byłby tam pewnie tekst "Ala ma Asa a Ola ma zdjęcie z Morawieckim"