Widziałam dziś na rynku śliwki węgierki i przypomniało mi się, jak w którymś tomie profesorowa Szczupaczyńska, nabywszy wiadro węgierek na powidła, surowo przypomniała służącej, że pestki należy zostawić i wysuszyć, żeby nimi potem palić zimą.
W pierwszej chwili ze zgrozą próbowałam oszacować, ileż to w tym roku już pestek z czereśni, moreli i śliwek niewęgierek wywaliłam do śmieci, zamiast przezornie wysuszyć i zachować, ale potem sobie przypomniałam, że przecież mam ogrzewanie z sieci miejskiej.
Ale wam zostawiam starożytną krakowską koncepcję pod rozwagę.
(chyba że Dehnel & Tarczyński to wymyślili)
W pierwszej chwili ze zgrozą próbowałam oszacować, ileż to w tym roku już pestek z czereśni, moreli i śliwek niewęgierek wywaliłam do śmieci, zamiast przezornie wysuszyć i zachować, ale potem sobie przypomniałam, że przecież mam ogrzewanie z sieci miejskiej.
Ale wam zostawiam starożytną krakowską koncepcję pod rozwagę.
(chyba że Dehnel & Tarczyński to wymyślili)
--
I'm a Black Magic Woman