Litza i jego grupa regularnie przyjeżdżają zimą na rekolekcje na zaproszenie proboszcza parafii, pod którą podlegam. Rekolekcje trwają z 6 czy 8 tygodni (kiedyś 1x, a teraz chyba 2x w tygodniu) i są takimi niby luźnymi pogadankami o kościele, piśmie i rodzinie.
A kończą się spędem dla katorodzin w jakimś miejscu poza cywilizacją gdzie cały weekend głoszą słowo i pracują by być lepszymi...
Same spotkania wydawały mi się na początku spoko i niewinne, ale jak zaczęło zajeżdżać sekciarstwem to się odmeldowałam. To nie moja wspólnota, nie moja bajka.
Jestem skazana na życie obok. Sama się skazuję
Miałam taki okres poszukiwań, który pokazał że nie tego szukam
W sumie niczego nie szukam
Btw. koleżanki mąż lubi 2 kotlety, czasem nawet 3
to dopiero dobitnie pokazuje kto jest tam najważniejszy w stadzie