Mam 38 lat i mieszkam w wynajętym mieszkaniu. Mam dwie pary jeansów i jedną parę spodni ze zwykłego materiału - moje ulubione, beżowe. W komodzie trzy koszulki, pięć koszul, w szafie trzy marynarki, jedna kurtka i wełniany płaszcz zimowy - wszystko z lumpeksu. Jedyna rzecz jakiej nie noszę po kimś to szalik rowerowy z decathlona (prezent od bratanka) i buty - mam dwie porządne pary na jesień/zimę, wiosną i latem chodzę w dziurawych człapakach albo conversach. Myję się szarym mydłem. Pachnę dezodorantem w kulce NIVEA.
Na nadgarstku noszę podróbę zegarka Casio, kupioną jeszcze w latach dziewięćdziesiątych za pierwsze, własnoręcznie zarobione pieniądze (pasek nie wytrzymał tylu lat i kilka razy musiał być już wymieniony). W kieszeni Samsung Galaxy Ace kupiony w komisie w 2012 roku, z którego da się juz tylko dzwonić, pisać sms i słuchać radia (przeglądarka wywala się nawet na joemonsterze) ale bateria o dziwo jakoś się jeszcze trzyma. Na śniadanie jadam owsiankę z rodzynkami, warzywa i owoce kupuję na giełdzie - bo taniej. Robię przetwory i mrożę mięso żeby starczyło na dłużej. Ścinam włosy u praktykantek przy zawodówce. Pęknięte okulary skleiłem kilka tygodni temu taśmą.
Do pracy jeżdżę rowerem, albo przemierzając ukochany Białystok wzdłuż i wszerz chadzam na piechotę, patrząc przy okazji na mieszkających tu ludzi. Oglądam mecze juniorów na bocznym boisku przy stadionie i przedstawienia dyplomowe studentów w Akademii Teatralnej, tonę w stosach roczników archiwalnej prasy w czytelni. Uwielbiam patrzeć na młode pary w sklepach AGD, gdzie przychodzą razem w poszukiwaniu małych i tanich dupereli do swych pierwszych wspólnych mieszkań. Na dziadków bawiących się między blokami z kilkuletnimi wnuczętami, na dzieci bawiące się na trzepakach nawet w czasach iphonów i playstation.
Co kilka dni odwiedzam ojca z którym obejrzę stary film na VHS albo poleżę na przykrótkim już tapczanie w swoim starym pokoju wsłuchując się w szum windy za ścianą, w stukot kroków sąsiada nad głową, w krople deszczu dudniące w blaszany parapet za oknem. Czasem zostanę na noc, by znów móc się tam obudzić i przez krótką chwilę nad ranem mieć wrażenie, że całe me dorosłe życie było tylko złym snem.
Na nadgarstku noszę podróbę zegarka Casio, kupioną jeszcze w latach dziewięćdziesiątych za pierwsze, własnoręcznie zarobione pieniądze (pasek nie wytrzymał tylu lat i kilka razy musiał być już wymieniony). W kieszeni Samsung Galaxy Ace kupiony w komisie w 2012 roku, z którego da się juz tylko dzwonić, pisać sms i słuchać radia (przeglądarka wywala się nawet na joemonsterze) ale bateria o dziwo jakoś się jeszcze trzyma. Na śniadanie jadam owsiankę z rodzynkami, warzywa i owoce kupuję na giełdzie - bo taniej. Robię przetwory i mrożę mięso żeby starczyło na dłużej. Ścinam włosy u praktykantek przy zawodówce. Pęknięte okulary skleiłem kilka tygodni temu taśmą.
Do pracy jeżdżę rowerem, albo przemierzając ukochany Białystok wzdłuż i wszerz chadzam na piechotę, patrząc przy okazji na mieszkających tu ludzi. Oglądam mecze juniorów na bocznym boisku przy stadionie i przedstawienia dyplomowe studentów w Akademii Teatralnej, tonę w stosach roczników archiwalnej prasy w czytelni. Uwielbiam patrzeć na młode pary w sklepach AGD, gdzie przychodzą razem w poszukiwaniu małych i tanich dupereli do swych pierwszych wspólnych mieszkań. Na dziadków bawiących się między blokami z kilkuletnimi wnuczętami, na dzieci bawiące się na trzepakach nawet w czasach iphonów i playstation.
Co kilka dni odwiedzam ojca z którym obejrzę stary film na VHS albo poleżę na przykrótkim już tapczanie w swoim starym pokoju wsłuchując się w szum windy za ścianą, w stukot kroków sąsiada nad głową, w krople deszczu dudniące w blaszany parapet za oknem. Czasem zostanę na noc, by znów móc się tam obudzić i przez krótką chwilę nad ranem mieć wrażenie, że całe me dorosłe życie było tylko złym snem.
Ostatnio edytowany:
2023-11-19 21:08:38