Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

8 tekstów, które zna każdy wegetarianin

31 836  
122   220  
Wiele lat temu zrezygnowałem z jedzenia mięsa. Tak po prostu, z dnia na dzień. Nigdy nie planowałem w związku z tym wydarzeniem zaglądać innym osobom do talerza, tak samo jak nie wtrącam się do czyichś nawyków seksualnych. Nie jem i ch#j! Świata tym nie zmienię, ale najważniejsze, że sam czuję się dobrze z moim wyborem. Nie spodziewałem się jednak, że to nie moje gastronomiczne wybory staną się prawdziwym wrzodem na dupie, tylko reakcje ludzi na fakt, że odmawiam sobie kurczaka. Nie, żeby mnie śmieszkowanie z „trawożerców” jakoś specjalnie bolało, ale po kilkunastu latach posilania się strączkami, pewne zachowania osób trzecich stały się dla mnie bardziej przewidywalne niż wodzirejska playlista na wiejskim weselu.

#1. Ale dlaczego nie jesz mięska?

Słowa te padają z ust praktycznie każdego, kto zobaczy, że na moim talerzu zamiast schabowego leży kopczyk fasolki. Czasem to pełne troski zdanie padające z ust zafrasowanej ciotki, a innym razem zaczepne pytanie ziomeczka oczekującego płomiennej dyskusji. Rozmówca za każdym razem liczy na to, że jak na rozkaz odłożę widelec i zacznę tryskać argumentami przemawiającymi za jedzeniem szczawiu . Równie dobrze mógłbyś mnie zapytać, czemu żrę ziemniaczki, a gardzę szpinakiem. W skrócie – nie powinno cię to obchodzić. Jem, to co jem i w najwyższym poważaniu mam to, co ty o tym myślisz.


#2. A wiesz, że rośliny też czują ból?

A czy ty wiesz, że słońce z deszczem wywołuje tęczę? Czy naprawdę sądzisz, że gdy po raz tysięczny jakiś łepek podpełznie do mnie i oznajmi, że zjadana przeze mnie rzodkiew omdlewa z bólu, gdy ją żuję, to w końcu, przygnieciony tą informacją, odstawię dietę roślinną i zacznę lizać głazy?


Owszem – według ostatnich badań, rośliny odbierają bodźce, mogą się zestresować, a nawet na swój sposób „wiedzą”, że są pożerane. Tymczasem mówienie, że „czują ból” jest sporym przegięciem. Jeśli nie drzemałeś na lekcji biologii, to pewnie pamiętasz, że taki na przykład kabaczek nie posiada nocyceptorów, czyli receptorów odpowiedzialnych za reakcję na ból. Nie ma to chyba jednak żadnego znaczenia, prawda? Ty wszakże posilasz się prosięciem, co do którego nie ma wątpliwości, że cierpiało bardziej niż moja zielenina, więc prowokowanie natchnionych, filozoficznych dyskusji na temat moralnej strony mojej diety uważam za pozbawione głębszego sensu.

#3. A wiesz, że Hitler był wege?

Nie, serio. Pierwsze słyszę. Opowiedz mi o tym! Natomiast kiedy skończysz już snuć ten arcyciekawy naukowy wywód dotyczący wpływu diety wegetariańskiej na skłonności ludobójcze, to proszę przypomnij mi, co na obiad jadł Stalin, Pol-Pot, Idi Amin i król Leopold II. A co jeśli okaże się, że te skurczybyki również bardziej wolały zjeść sałatę niż bitki z karkówki? Ba, kto wie – być może dzięki twojemu błyskotliwemu spostrzeżeniu uda nam się wyeliminować całe zło tego świata, wysyłając wszystkich wegetarian na Księżyc?



A w ogóle to słyszałem też, że Hitler nosił obuwie! To niepodważalny argument za tym, abyś zaczął chodzić na bosaka.

#4. O, jakie pyszne mięsko! <pokazuje wnętrze swojego kebaba> Mniam, mniam!

To zachowanie zna chyba każdy wegetarianin, który podczas weekendowego picia browarów, poszedł w towarzystwie kumpli do lokalu z kebsami (i falafelami!), aby zapełnić żołądek czymś więcej niż spienionym napojem alkoholowym. To dość zabawne, że w społeczeństwie panuje memiczny wręcz wizerunek wojującego szczypiora na bezmięsnej diecie, który to terroryzuje wszystkich zawartością swego talerzyka...


Ilekroć ktoś ostentacyjnie demonstruje mi swój mięsny posiłek, mam szczerą ochotę odcisnąć mu spód mojego trampka na twarzy. Nie, nie dlatego, że mięso wywołuje u mnie torsje, ale dlatego, że słuchanie tego samego „żartu” przez połowę życia działa na mnie gorzej niż potupajki mojego sąsiada słuchającego (tfu!) ABBY.

#5. Ja nie mam nic do wegetarian, ale wkurwia mnie to, że nazywają swoje potrawy nazwami posiłków mięsnych!

A mnie wkurwia to, że na czarne stringi mówisz „bielizna”, zbożowy napój określasz mianem „kawy”, a plastikową miskę nazywasz „miednicą”. W kwestii regulacji nazw bezmięsnych zamienników klasycznych potraw pozwoliłem sobie skontaktować się z szanownym kolegą Wojtkiem, który to w imieniu wszystkich konsumentów oburzonych trendami obecnymi na rynku spożywczym, zadał sobie trud przedyskutowania tematu z kadrą Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Cześć! Jestem przewodniczącym Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wegetarian i Wegan „Zieleni”, zapraszamy do kontaktu. Celem naszego stowarzyszenia jest krzewienie wiedzy na temat stylu życia oraz diet bezmięsnych, informowanie o wegańskich zamiennikach oraz dostępności wegańskich produktów. U nas na stronie można odnaleźć informacje o znanych weganach oraz historię stowarzyszenia i ruchu wege/wegan w Polsce. Bardzo często ludzie zgłaszają się do nas z zapytaniami o nazewnictwo produktów bezmięsnych, dlaczego produkty warzywne nazywane są „hamburgerami” albo „mięsem”, „kurczakiem” lub „kebabem”. Zapytań było tak dużo, że podjęliśmy współpracę z zespołem językoznawców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby ustalić etymologię tegoż nazewnictwa i raz na zawsze ustalić, czy jest to poprawne, a jeśli nie – jakie powinny być alternatywy. Po kilku miesiącach badań udało się ustalić ostateczne stanowisko Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wegetarian i Wegan „Zieleni”, zgodnie z opinią naukowców z UJ; produkty warzywne są oznaczane „mięsnymi” nazwami tylko w jednym celu: żebyś się zesrał.

#6. A skąd bierzesz białko?

To oczywiste, drogi Wąsonie – po tym, jak w ciągu dnia spałaszowałem 3 kg marchwi i tyleż brukwi, pod osłoną nocy włamuję do lodówki sąsiada, aby ukradkiem wyżreć mu jego zapas parówek z psa. Co, nie wiedziałeś? Przecież wszyscy wegetarianie tak robią. Jedzą parówki z psa . Każde dziecko wie, że tylko w mięsnych produktach spotkać można cenne proteiny. Jeśli twierdzisz inaczej, to pewnie dlatego, że nie myjesz sałaty i pochłaniasz ją razem z chrząszczami oraz z winniczkami, ty zapyziały ignorancie!



#7. Ale ryby jesz? Przecież to nie jest mięso

No pewnie, że nie mięso. Jak wiadomo, ryba rośnie na drzewie. Wiem, co mówię – moja babcia miała sad sandaczowy. Jak byłem mały, to zrywaliśmy sandacze. Dobre, zdrowe takie. Niepryskane, bez pestek. Część zjadaliśmy od razu, resztę się kisiło na zimę, a pan Staszek – sąsiad zza płotu – miał nawet taką specjalną wyciskarkę i tłoczył nam soki. Świetna sprawa, nie to co te wszystkie dzisiejsze przesłodzone napoje gazowane.


#8. Mamy kły, więc jemy mięso! Szach-mat, kurła!

Och, jak ja lubię, gdy opasły obrońca tradycyjnej kuchni usiłuje sprowokować dyskusję, porównując się do dzikiego lwa – drapieżnika, który podobnie jak on, posiada pokaźne kły. Zawsze wówczas wyobrażam sobie, jak ten człeczyna, który z bieganiem ma tyle wspólnego, co ja z grą na ukulele, wściekle galopuje za uciekającą mu gazelą, aby w kulminacyjnym momencie pościgu rzucić się swej ofierze do tętnicy, pożreć ciepłe jeszcze mięso i na koniec, leżąc nad rozszarpanymi zwłokami swojej zdobyczy, leniwie wylizać sobie jajka.


Absolutnie nie chciałbym niszczyć tego wyimaginowanego wizerunku dzielnego łowcy, ale trzymajmy się faktów. Prawda jest taka – budowa ludzkiego układu trawiennego wskazuje bardziej na to, że jesteśmy organizmami wszystkożernymi. A to oznacza jedno – najlepsza dla nas jest zróżnicowana dieta, w której mięso stanowi niewielki tylko procent szerokiej gamy różnych składników. Kłócić się jednak nie zamierzam – jedz, co tam sobie chcesz i postaraj się, jeśli oczywiście jesteś w stanie, nie wpier#alać się do moich posiłków.
158

Oglądany: 31836x | Komentarzy: 220 | Okejek: 122 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało