Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Niespodziewany przelew, powiększenie rodziny i inne anonimowe opowieści

67 686  
272   74  
Dziś przeczytacie m.in. o niespodziewanym przelewie, powiększeniu rodziny, bardzo fajnym mieczu i tapecie na twarzy.


#1.

Dwa lata temu przed świętami zalogowałem się na swoje konto w banku, patrzę a tu nie wiadomo skąd przybyły mi prawie 4 tysiące złotych. Niczego takiego się nie spodziewałem, a to dla mnie góra pieniędzy, byłem więc w szoku. Sprawdziłem dane przelewu i był to przelew zza granicy, a dokładnie z Belgii. Nazwisko nadawcy polskie, ale zupełnie mi obce. Szok.

Pół dnia się zastanawiałem co powinienem zrobić, w końcu z bólem serca postanowiłem następnego dnia zgłosić do banku, że dostałem błędny przelew. Jednak gdy wieczorem zalogowałem się na swoją skrzynkę e-mail znalazłem tam wiadomość. Od kolegi, z którym kilkanaście wcześniej chodziłem do szkoły podstawowej.
Siedzieliśmy razem w ławce i codziennie dzieliłem się z nim moim drugim śniadaniem, które każdego dnia szykowała mi mama. Nawet nie z jakiejś dobroci serca, po prostu zawsze miałem słaby apetyt, a kolega nigdy nie dostawał żadnego drugiego śniadania i wszystko co mu dałem zjadał z wielkim zadowoleniem. Lubiłem go, choć w klasie mało kto się z nim zadawał. Chodził w starych łachach po bracie, był cichy i nie wyróżniał się pod żadnym względem, a na dodatek miał nazwisko, z którego wszyscy się śmiali.

Tak, przelew był od niego. Okazało się, że lata temu zmienił nazwisko, a potem wyjechał z kraju. Napisał, że kiedyś mi obiecał, że jak w przyszłości będzie bogaty, to mi kupi nowy komputer za te wszystkie kanapki (nic takiego nie pamiętałem). Że może bogaty to nie jest, ale radzi sobie bardzo dobrze i przesyła mi kasę na obiecany komputer, bo zawsze dotrzymuje słowa. Numer konta wyszperał na mojej stronie w Allegro.

Jestem facetem, ale muszę przyznać, że ze wzruszenia uroniłem męską łzę. Teraz właśnie piszę to wyznanie z komputera, który wtedy kupiłem. To jest najbardziej niesamowita rzecz, jaka mnie w życiu spotkała.

#2.

Moi rodzice poznali się, gdy byli młodzi. Moja mama była piękną dziewczyną, więc nic dziwnego, że tata zakochał się w niej od razu. Gdy ona miała 19, a on 24 lata, wzięli ślub. Huczne weselisko, obie rodziny się cieszą. Mama przeprowadza się do taty na Śląsk i zaczynają wspólne życie.

Po jakimś czasie zaczynają myśleć o dzieciach. Mija czas, a dzieci nadal nie ma. Zaczynają się martwić. I tu zaczyna się: wizyty u lekarzy, specjalistów, diagnozy, leczenie. To wszystko trwało lata. Ostatecznie mama usłyszała diagnozę: "Nie może mieć pani dzieci". Nie muszę wspominać, że był to dla nich cios? Osobista tragedia dwojga ludzi. Jednak moi rodzice się nie poddali. Po wielu przemyśleniach postanowili: adopcja. Bardzo pragnęli obdarzyć miłością jakąś małą istotkę. Przeszli całą drogę adopcyjną i wreszcie otrzymali odpowiedź: dwumiesięczna dziewczynka. Tak, to byłam ja :) Łzy szczęścia. W końcu mają dziecko. Zawsze powtarzają, że jestem dzieckiem wymodlonym. Jednak tu nie kończy się historia. Po tym, jak mnie dostali, mama zaszła w CIĄŻĘ! Między mną a bratem jest rok różnicy. Lekarze byli w szoku, widząc moją mamę w stanie błogosławionym. Mój brat jest cudem, a ja sprawcą tego cudu - tak powtarzają rodzice.

#3.

Mój chłopak to przytulas, ponadto często mówi mi, jak bardzo mu na mnie zależy. Jednak jeśli miałabym wybrać najsłodszą rzecz, jaką kiedykolwiek od niego usłyszałam, byłoby to: "Spałem po twojej stronie łóżka, żeby ci było ciepło, jak pójdziesz spać" - powiedział to zaspany, przesuwając się na swoją stronę łóżka, gdy chciałam do niego dołączyć.

Właśnie takie małe rzeczy pokazują, że komuś zależy :)

#4.

Jestem położną. Kilka lat temu po jednym z porodów jeden z dowcipnych lekarzy przyszedł, aby zszyć tzw. "uszkodzone podwozie". Zajęłam się przygotowywaniem zestawu, uzupełnianiem dokumentacji. Doktor rozmawiał sobie z ojcem dziecka, ale szczerze mówiąc nie skupiałam się na ich dialogu. W pewnym momencie usłyszałam swoje imię, więc uznałam, że to czas, aby zabrać z sali męża pacjentki, coby nie miał traumy do końca swoich dni. Odwracam się więc i z najszczerszym uśmiechem, jaki zdołałam wywołać u siebie po 11 godzinach pracy, mówię:
- Zapraszam pana, pójdziemy sobie teraz na chwilkę, obejrzymy go razem dokładnie (miałam na myśli rzecz jasna noworodka). Jestem pewna, że jest śliczny! :)

Facet zbladł, doktor o mało nie przewrócił stolika z narzędziami. Jedynie ja w całej tej sytuacji nie wiem, o co chodzi. Okazuje się, że dowcipny doktorek, chcąc rozładować napięcie, pozwolił sobie zażartować i całkiem poważnym głosem oznajmić panu, że w ramach specjalnego programu, w którym nasz szpital bierze udział, dbając o satysfakcję pacjentki i jej partnera dostosowujemy "rozmiar do możliwości", z tym że najpierw musimy sprawdzić, jak dużo zszywać :D Biedny facet we wszystko uwierzył, a na dodatek na pytanie skierowane do mnie: "Prawda, pani X? Zajmie się tym pani?", wypaliłam ze swoim, wyżej zacytowanym, mistrzowskim tekstem :)

Śmiechu było co niemiara, szycie przebiegło błyskawicznie, a od ojca dzieciaczka dostałam bukiet kwiatów z bilecikiem: "Dziękuję, że jednak nie musiałem się rozbierać. Ale niech mi pani uwierzy na słowo - jest śliczny! ;)".

#5.

Pewnego razu do naszego schroniska zgłosili się chętni do adopcji psa. Dresik (napakowany i 2 m wzrostu) ze swoją dziunią chcieli jakieś "potężne" zwierzę, owczarka albo co... Wyszli ze schroniska ze szczeniakiem mieszańca - wyglądało toto jakby jakiś trochę większy pies wyłomotał shih tzu.

Dresik oglądając psy w pewnym momencie spojrzał w głąb klatki, gdzie leżała ta kupka nieszczęścia. Piesek popatrzył na niego i zaskomlał... i to był koniec. Nieważne, że dziunia próbowała go przekonać, że z takim czymś to na dzielni się przecież nie pokażą... Miał to gdzieś. Jak wziął psa na ręce, ten go polizał po dłoni, to widać było po jego wzroku, że cała dzielnica może go w du... pocałować!

#6.

Robiłam dzisiaj zakupy w jednym z hipermarketów. Przystanęłam na chwilkę przy stoisku z gadżetami ze Star Warsów i zaczęłam je przeglądać. Chwyciłam miecz świetlny i zajęłam się czytaniem informacji na pudełku. W tym momencie stanął koło mnie facet i puszczając oczko rzucił: "Też mam bardzo fajny miecz...". Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc na odczepne odpowiedziałam: "A ja pracuję z pana żoną". Facet się zaczerwienił i odszedł.

PS Widziałam go pierwszy raz w życiu.

#7.

Problem nie należy do największych, ale niektórym niszczy życie.

Odkąd skończyłam 13 lat, zmagam się z trądzikiem, wypryskami czy naczynkami. Obecnie mam 19 lat, z biegiem czasu wyglądam faktycznie lepiej, jednak nie tak jakbym tego chciała. Byłam u dermatologa, jednak z uwagi na moje problemy z żołądkiem nie mogłam brać leków, stosowałam maści, które dawały chwilowy efekt gładkiej cery. Miałam zabiegi kwasowe i wiele wiele innych kosmetycznych. Wydałam na to bardzo dużo kasy. Codziennie nakładam na twarz ok. pięciu specyfików, dwa razy dziennie. Znam osoby o podobnych problemach i wiecie co? To nasz problem, owszem, ale większym problemem jest niezrozumienie.

Taka cera rodzi kompleksy, dlatego codziennie nakładam grubą warstwę makijażu (od kolorowych korektorów po parę warstw podkładu i pudru), który wielu osobom nie pasuje. Muszę wstawać godzinę wcześniej niż reszta, by sobie z tym poradzić, a jednak słyszę, że noszę zbyt dużo makijażu, jestem plastikiem, robię sobie krzywdę i jestem sztuczna. OK, ale gdy tylko pójdę do sklepu po bułkę bez grama makijażu, to słyszę "O fuj, co to? Jesteś chora? Idź do lekarza, kup maść, okropne". Zdarzało się nawet tak, że ktoś podszedł i powiedział, że to odrażające i że dzieci to widzą...

Marzę, żeby ludzie nie oceniali po wyglądzie, albo przynajmniej powstrzymali się od komentarzy typu "tapeciara". Są kobiety, które faktycznie nie potrzebują dużo makijażu by być piękne i są takie, które tylko dzięki niemu mogą się piękne poczuć. Dlatego powinno się pozwolić innym decydować o tym, co dla ich cery dobre, bo być może oni dobrze się z ową "tapetą" czują.

#8.

Pracuję w zakładzie pogrzebowym już od kilku lat, wiele pogrzebów widziałem, wiele tragedii i łez, ale ostatnia sytuacja mnie rozwaliła.

Pewna kobieta chowała synka, chłopiec miał 7 lat, od kilku mocno chorował. Kobieta całą mszę stała przy trumnie i płacząc głaskała swego syna po twarzy i rękach. Nie powiem, wstrząsający widok. Msza skończona, ostatnie pożegnanie za nami, powoli już kończymy ceremonię. W momencie opuszczania trumny usłyszeliśmy, jak kobieta mówi przez łzy "a ty tak bardzo chciałeś zobaczyć śnieg w tym roku"... I wtedy, jak na zawołanie, zaczął prószyć śnieg.

Ja wiem, że to pewnie zwykły przypadek, ale i tak nie spałem dobrze tamtej nocy ani przez kilka kolejnych. Ciągle o tym myślę.

W poprzednim odcinku: Żałuję, że nie wykonałam aborcji oraz cwaniak za kierownicą

7

Oglądany: 67686x | Komentarzy: 74 | Okejek: 272 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało