Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Walt Disney - człowiek, który oswoił Terminatora

25 179  
127   14  
Od paru już dekad obserwujemy rozwój komputerowej technologii, dzięki której na ekranie ożywiane są wielkie monstra, a ze swej cmentarnej emerytury wracają przed kamerę dawno już martwi aktorzy. Zanim jednak kino obdarzone zostało takim dobrodziejstwem, filmowcy musieli radzić sobie sięgając po znacznie prymitywniejsze, „manualne” rozwiązana. Jeszcze te 30-40 lat temu jedynym sposobem tchnięcia życia w dinozaura było wykorzystanie animacji poklatkowej albo… wydanie fortuny na ruchomą, niezwykle realistyczną animatroniczną kukłę sterowaną przez kilku specjalistów naraz. Mało kto wie, że wiele ze znanych kinowych kreatur zawdzięcza swe istnienie Waltowi Disneyowi!
Według historii opowiedzianej w „Terminatorze”, komputer Skynet w 1995 roku zbuntował się przeciw swoim konstruktorom i skierował przeciw nim armię zaawansowanych technologicznie maszyn, które po kilku dekadach ewoluowały do cybernetycznych, z pozoru niczym nie różniących się od istot ludzkich organizmów, idealnie imitujących człowieka. Zanim jednak pierwszy T-800 wyszedł z fabryki, świat już doskonale znał humanoidalne roboty.

W 1769 roku węgierski fizyk Wolfgang von Kempelen zaprezentował zblazowanym dworzanom tzw. Mechanicznego Turka. Był to genialny „android”, który nauczony został gry w szachy. Wyzwany do pojedynku potrafił bez trudu pokonać najbardziej nawet doświadczonych graczy. Jaka była tajemnica tej maszyny? Trudno powiedzieć, bo 85 lat po skonstruowaniu tego robota Turek spłonął w pożarze. Wiele jednak wskazuje na to, że wewnątrz mechanizmu ukryty był prawdziwy szachista, który to był zarówno „mózgiem” maszyny, jak i osobą odpowiedzialną za poruszanie nią.



Mimo że taka technologia może się wydawać czymś absolutnie przełomowym, to i tutaj można zrobić jeszcze jeden krok wstecz i przekonać się, że wiele prostszych, ale równie pomysłowych „zabawek” powstawało już sto lat wcześniej, a w tej dziedzinie królowali twórcy mechanizmów zegarowych, którzy umieszczali w swoich dziełach ruchome figury (przykładem mogą tu być apostołowie z Praskiego Zegara Astronomicznego), a na początku XVIII wieku niemieccy konstruktorzy sprzedawali już pierwsze naścienne czasomierze z ptaszkami, które irytowały ludzi, co godzinę wychodząc ze swej kryjówki i drąc dziób w języku najeźdźcy.


Prawie 180 lat po premierowej partii szachowej rozegranej przez Mechanicznego Turka powstał pierwszy robot z prawdziwego zdarzenia. Stworzony w amerykańskich zakładach Westinghouse Electric Corporation, mierzący ponad dwa metry i ważący 120 kilogramów, Elektro potrafił chodzić, reagował na komendy, ruszał ramionami, palił papierosy, dmuchał baloniki oraz gadał po angielsku (chociaż jego zasób słów był wyjątkowo marny, bo robocina znała zaledwie 700 wyrazów odtwarzanych z ukrytego w jej trzewiach dyktafonu). Mechaniczny szkielet Elektro pokryty był aluminiową "skórą" nadającą mu wygląd nawiązujący swoją estetyką do robotów znanych z wielu ówczesnych produkcji SF.



Maszyna pojawiła się na nowojorskich targach w 1939 roku, jednak dopiero rok później jej ponowna wizyta w tamtym miejscu wzbudziła wielką sensację. Oto bowiem Elektro towarzyszył wówczas Sparko, robot-pies. Autor obu maszyn J. M. Barrett stworzył czworonoga o znacznie lepszych rozwiązaniach technologicznych niż jego aluminiowy „pan”. Sparko nie tylko potrafił chodzić, ale i siadał, podawał łapę, a nawet „zaprzyjaźniał się” z ludźmi. Według popularnej, aczkolwiek całkowicie fikcyjnej, historii robo-psina zainteresowała się światłami pewnego samochodu i skończyła swój „żywot” pod jego kołami.



O tym, że przyszłość tego typu animatronicznych istot należy do kina zadecydował Walt Disney. Słynny przedsiębiorca wraz z żoną i dwoma córkami odbył w 1949 roku podróż do Europy. Będąc w Paryżu, twórca Myszki Miki udał się na zakupy, podczas których natrafił na całe mnóstwo zabawek z mechanizmem sprężynowym. Do hotelowego pokoju wrócił z walizką wypełnioną tymi gadżetami.


Zainspirowany swoimi zdobyczami Disney po zakończeniu urlopu wezwał do siebie mechanika Rogera Broggie oraz rzeźbiarza Wathela Rogersa i wyznaczył ich do zorganizowania ekipy specjalistów, którzy stworzyliby 28-centymetrowego robota potrafiącego ruszać się i mówić. „Project Little Man” miał być wielkim przełomem w historii animatroniki i trzeba przyznać, że było to przedsięwzięcie bardzo ambitne. Zaproszony do współpracy aktor Buddy Ebsen wykonał wyreżyserowany przez samego Disneya układ taneczny, który to potem miał być skopiowany przez kukłę. Niestety, wielkość figurki była zbyt mała, aby ukryć w niej wystarczającą ilość mechanizmów potrzebnych do spełnienia zachcianek Walta. Ostatecznie „Project Little Man” został przerwany, jednak wysiłki nie poszły na marne – to nieudane przedsięwzięcie Disneya dały początek jego nowemu projektowi, czyli naszpikowanemu animatronicznymi figurami parkowi rozrywki znanemu dziś pod nazwą Disneyland!







Zgodnie z sugestiami osób odpowiedzialnych za wdrażanie szalonych pomysłów swego przełożonego, przedsiębiorca musiał pogodzić się z tym, że ruchome figury powinny być wielkości człowieka, aby można było umieścić w nich odpowiedzialne za ruch urządzenia.
Początkowo Disney wymarzył sobie postawienie gadającej chińskiej głowy w znajdującej się w parku restauracji, jednak ostatecznie zmienił swoją koncepcję i zamiast w azjatyckiego mędrca, zainwestował w prezydenta... Abrahama Lincolna, skonstruowanego w skali 1:1. Kukła ta miała tak wiele funkcji, że będący pod jej wrażeniem organizator wystawy New York World’s Fair Robert Moses nie tylko uparł się, że mechaniczny prezydent ma się znaleźć na jego imprezie, ale i pomógł znaleźć sponsora gotowego sfinansować inne tego typu atrakcje.



Krótko po premierze humanoidalnych robotów Disney wprowadził w życie pomysł skonstruowania ruchomego dinozaura, którego nazwano imieniem Lucky. Gadzina gardziła mięsem...


Pierwsze animatroniczne wystawy zawitały do Disneylandu już w 1967 roku, a cztery lata później powstała najbardziej przełomowa, jak na tamte czasy, kolejka górska - „Piraci z Karaibów”, w której wykorzystano bardzo dużą ilość mechanicznych kukieł i zwierząt. Był to jednocześnie ostatni projekt, w który osobiście zaangażowany był Walt. Trzy miesiące później przedsiębiorca zmarł.



Disney wiedział jednak, że w animatronicznych modelach drzemie znacznie większy potencjał niż tylko uczynienie z nich jarmarcznej atrakcji. Postanowił więc „przeszczepić” te nowoczesne rozwiązania do filmu. W 1964 roku w produkcji „Marry Poppins” na palcu tytułowej bohaterki przycupnęło niewielkie robo-ptaszątko. Zwierzę to ruszało się toporniej niż mechanizm w tosterze, jednak w tamtych czasach taki trik był w kinie czymś absolutnie rewolucyjnym.


Od tego momentu kolejni filmowcy, którym dotąd nie śniły się takie cuda, zaczęli tworzyć coraz to lepsze i efektowniejsze mechaniczne kukły. Pod koniec XX wieku urządzenia te były już tak zaawansowane, że do wprawiania mechanizmów w ruch potrzebnych było kilku specjalistów, a efekt końcowy dosłownie zwalał widzów z kinowych siedzeń. W pewnym momencie najwyższej klasy animatroniczny dinozaur spotkał się na planie z pierwszym w całości cyfrowo wykonanym reprezentantem przyszłości, która dopiero miała nadejść...
O najdoskonalszych dziełach animatroniki filmowej dowiecie się już niedługo w kolejnej części tego artykułu.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
4

Oglądany: 25179x | Komentarzy: 14 | Okejek: 127 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało