Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Stary skórzany fotel, spięcie na placu zabaw i inne anonimowe opowieści

64 055  
240   37  
Dziś przeczytacie także m.in. o przyjacielskiej pomocy przy podrywie, rodzicach o dziwnych priorytetach i pomocnym starszym bracie kolegi.


#1.

Od ostatnich kilku miesięcy regularnie chodzę do jednej knajpy. I to nie dlatego, że jestem jakimś pijakiem, melanżowiczem czy ćmą barową. Po prostu w lokalu tym za barem pracuje Monika - dziewczyna, która cholernie mnie kręci i usiłuję się z nią umówić. Jest piękna, zabawna, inteligentna i oczytana – jednym słowem IDEAŁ. Zrobiłem już pewne postępy w temacie naszej znajomości, więc doszedłem do wniosku, że najwyższy czas przejść wreszcie do działania. W tym celu poprosiłem Maćka, mojego starego przyjaciela, aby został moim „skrzydłowym”, czyli zgodnie ze sztuką podrywu – pomocnikiem w doskonałym planie umówienia się na randkę.

Maciek okazał się wyjątkowo skuteczny. W ciągu pół godziny poderwał Monikę i kiedy ta skończyła pracę, poszedł z nią do jej domu, gdzie wielokrotnie „skonsumował” tę znajomość. Po wszystkim mój wierny przyjaciel szczerze przyznał, że obiekt mych westchnień ma nieforemne piersi i źle wydepilowane okolice bikini, ale za to lubi uprawiać miłość, więc generalnie to daje jej mocne cztery w skali dziesięciopunktowej.
Czy można być bardziej bezczelnym?

#2.

Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Czasem nawet to nie jest prawdą.

Moja matka od zawsze była osobą despotyczną. Musiało być tak, jak sobie wymarzyła, nie uznawała żadnego sprzeciwu. Z ojcem dobrała się idealnie, bo ten z kolei chciał przede wszystkim świętego spokoju. Chociaż zarabiał kilkukrotnie więcej, to ona zarządzała finansami domowymi. Możecie więc sobie wyobrazić, jak trudne było dla mnie dorastanie, gdy chce się mieć choć tę odrobinę wolności. Mi to najczęściej nie było dane, więc wyprowadziłam się tak szybko, jak to było możliwe.

Cofnijmy się w czasie o rok. Chłopak mi się oświadcza, ja cała w skowronkach przyjmuję oświadczyny. Datę ślubu ustalamy na połowę sierpnia, szybko rezerwujemy kościół i salę weselną, powiadamiamy rodziny. Wszystko pięknie, ładnie, każdy się cieszy i życzy szczęścia.

Luty tego roku. Matka dzwoni i mówi, że sorry, nie będziemy z ojcem na twoim ślubie, bo znalazłam taki fajny wyjazd do Włoch właśnie w tym terminie, sama rozumiesz. Nie, nie rozumiałam. Zrobiłam jej największą awanturę w życiu, wypomniałam jej wszystko, czym się nie przejęła - uważa, że dobrze robi i prawdopodobnie z takim przeświadczeniem umrze. Byłam jednocześnie wściekła i przeraźliwie smutna. Jestem ich jedynym dzieckiem, tak potraktowanym w jeden z najważniejszych dni życia. Przepłakałam kilka dni.

Faktycznie na ślubie się nie pojawili. Brak ich błogosławieństwa, pusta ławka w kościele, ojciec nie wzniósł toastu. Ludzie się pytali, dlaczego ich nie ma - mówiłam prawdę, nie jestem ich niańką. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że zaczynam nowy etap życia z ukochaną osobą u boku, z drugiej poziom zażenowania postępowaniem "rodziców" był bardzo wysoki.

Wrócili tydzień po ślubie. Matka zaprosiła nas na obiad, wciąż sądząc, że nic się nie stało. Mąż zaproponował, że pójdzie sam, powie, co sądzimy o tym zachowaniu i wyjdzie - w moim przypadku istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że się rozpłaczę, czego chciałam uniknąć. Tak zrobił, matka tylko go ochrzaniła, że tyle jedzenia przygotowała, ojciec poprosił go na stronę i przeprosił za zachowanie żony. Mąż powiedział mu, że teraz już za późno, nie wspierał swojej córki, gdy to było najbardziej potrzebne, niemal nie uczestniczył w jej życiu, i nawet nie jest pewien, czy powinien się mianować ojcem.

Kontaktów z nimi zupełnie nie utrzymujemy. Czasem widuję mojego "ojca", gdy idę na cmentarz (regularnie kładę kwiaty i znicz na grobie babci, a jego matki), ale nigdy nie podchodzę. Dla mnie nie są już rodziną.

#3.

Parę miesięcy temu, w dość przykrych dla mnie okolicznościach, rozstałem się z moją wieloletnią narzeczoną. Przez cały okres od kiedy nasze drogi rozeszły się, aż do wczoraj, nie uprawiałem z nikim miłości. Mimo że miałem bardzo silną potrzebę, byłem pogrążony w smutku graniczącym z depresją. W końcu jednak coś we mnie pękło i postanowiłem „wziąć się za siebie”. Pierwszym punktem przywracania radości w moim życiu była wizyta u… ponętnej madame uprawiającej najstarszy zawód świata. Nie oceniajcie mnie – to była spontaniczna decyzja.
Moje spotkanie z uroczą kurtyzaną było tak żenująco krótkie, że pani postanowiła mi oddać połowę pieniędzy, które jej za usługę zapłaciłem...

#4.

Mając dwadzieścia kilka lat przeprowadziłam się do małego mieszkanka w bloku. Szybko złapałam kontakt z mieszkającą naprzeciwko starszą panią. Była, głównie dlatego, że pracuję w domu, przyjemnym odstępstwem od codziennej rutyny, przychodząc/zapraszając na kawę, czy wyciągając mnie na wspólne zakupy czy gotowanie. Baaardzo się polubiłyśmy i nie było dnia, abyśmy chociaż nie porozmawiały.

Niestety po kilku latach u pani zaczęły się kłopoty ze zdrowiem i sercem, słabość, omdlenia itp.

Mimo wszystko nie straciła ona wigoru i dalej robiłyśmy razem dużo rzeczy, z tym że to ja teraz zajmowałam się jej mieszkaniem, sprzątałam, bo widziałam, że jej ciężko, robiłam zakupy (w końcu to tylko godzinka w ciągu dnia) i załatwiałam ewentualne sprawy związane z hydraulikami czy elektrykami.

W międzyczasie dowiedziałam się, że moja starsza pani ma dwójkę dzieci, syna i córkę, trochę starszych ode mnie. Byłam mocno zaskoczona, bo nigdy o nich nie wspominała, ani ja nigdy nie widziałam, aby ją odwiedzali (kiedy raz ją o to zapytałam stwierdziła, że ona nie chce o tych "darmozjadach" rozmawiać).

Poznałam ich dopiero na jej pogrzebie.

Któregoś dnia pani po prostu przewróciła się tak jak stała i straciła przytomność. Zabrała ją karetka (którą wezwałam i pojechałam razem z nimi do szpitala). Tego samego popołudnia, w szpitalu, zmarła.
Było mi cholernie przykro i nie mogłam się przyzwyczaić do jej nieobecności.

Jej dzieci na pogrzebie potraktowały mnie jak niechcianego intruza i z cmentarza zostałam prawie że przegoniona...

Jakieś dwa tygodnie później jej córka zawitała w moich progach. Myślałam, że chodzi o kota, którego pani zostawiła po sobie, ale wyszło na to, że nie.
Okazało się, że moja starsza pani zostawiła mi po sobie w spadku ponad sto tysięcy złotych i swoje mieszkanie...

Córka zażądała, abym się tego zrzekła na rzecz jej i jej brata. Starsza pani wyraźnie zaznaczyła w ostatniej woli, że nie chce, aby dostali cokolwiek z tych pieniędzy. Zostałam oskarżona o to, że nią manipulowałam i że miałam wpływ na testament (o którym nawet wcześniej nie wiedziałam!).

Odmówiłam odstąpienia.

Mimo wszystko nie wiem co robić, nie chcę aż takich pieniędzy, bo czułabym się z tym jakbym moją starszą panią w jakiś sposób wykorzystała, ale nie chcę również pozwolić, aby jej dzieci je dostały...

#5.

Koleżanka zorganizowała imprezę, na którą każdy z nas miał przyjść za kogoś przebrany. Jako że mam długie włosy i brodę, narzuciłem na siebie białe prześcieradło i przepasałem się czerwoną firanką. W ten oto prosty sposób stałem się Jezusem. Kiedy pojawiłem się w tymże stroju na imprezie, na wejściu dostałem opieprz od kolegi, który uznał, że moja kreacja jest obraźliwa i rani jego uczucia religijne.

Kumpel, który zrobił tę scenę i poczuł się głęboko obrażony moim wyglądam przebrany był za... Adolfa Hitlera.

#6.

Mam niepełnosprawną siostrę. Jeździ na wózku i zawsze przez to była mniej lubiana w szkole.
Lata temu pewnego dnia jeden chłopiec z klasy zaprosił ją na urodziny. Bardzo się ucieszyła, że wreszcie ktoś ją gdzieś zaprosił i nie będzie tą jedyną wykluczoną. Radość prysła dość szybko. Ledwo moi rodzice odjechali zostawiając siostrę z „przyjaciółmi”, ten chłopiec razem z kumplami postanowili nauczyć ją pływać i wrzucili do basenu. Na całe szczęście w domu był wtedy starszy brat tego chłopca, który od razu ruszył na pomoc mojej siostrze i poinformował swoich i moich rodziców o całym zajściu.

Wczoraj wzięli ślub :)

#7.

Byłem dzisiaj z synem (2,5 roku) na placu zabaw. Był też jeden ojciec z dwójką synów. Mieli może 5 i 7 lat. Syn strasznie uwielbia inne dzieciaki, więc od razu do nich pobiegł się pobawić. Zaczęli go wyzywać - podszedłem i zwróciłem uwagę (ich ojciec nawet się ruszył). Nawet nie zdążyłem wrócić na ławkę, a młody był już popychany. Po zwróceniu uwagi ich ojcu usłyszałem tylko żebym się „odczepił” i nie zawracał mu czterech liter, bo jest zajęty telefonem.
Zgadnijcie komu wypadł portfel, jak wychodził z placu zabaw z dziećmi?

Zgodnie z prośbą nie zawracałem mu tym głowy.

#8.

Moi rodzice posiadają prastary, starożytny niemal fotel. Ogromny, obity czerwoną jak wołowina skórą, z elementami z drzewa hebanowego, tapicerowany przez przedwojennego mistrza tak obficie, że gdy się na nim siadło, zapadało się aż po łopatki. Dosłownie. To NAJWYGODNIEJSZY fotel na świecie. Ostatnimi jednak czasy (ok. ostatnich 15 lat) zaczął nieco sztywnieć, twardnieć, jego charakterystyczny zapach jakby zaczął ulatywać. Nikt nie wiedział dlaczego.

W ciągu tych lat dorosłam, wyszłam za mąż, teraz jestem w 8. miesiącu ciąży, spuchnięta jak zdechły waleń (to ważny szczegół). Cóż, taki urok. Mąż podrzucił mnie po drodze do rodziców, którzy jak się okazało, akurat gdzieś wybyli w okoliczną dzicz. Pokrzątałam się, pokręciłam i w końcu rozkapuściłam w tymże fotelu, czekając na ich powrót. Zasnęłam. Budzi mnie dziecię kopiące w rozdęty pęcherz.

Ni chu-chu nie idzie wstać. Szarpię się, sapię, próbując się nie posikać, a tu dupa. No nie dam rady się wyszarpać z błogiego odmętu, tak mi się tyłek zapadł i zassał. Brzuszysko niczego nie ułatwia. Wołam psa, łapię za szmatkę do zabawy, pies ciągnie, ale nie daje rady mnie podnieść nawet szarpiąc z całych sił. Zaraz się posikam. Próbuję wykonać kontrolowany przewrót na obok, ale fotel jest za ciężki, podobnie jak ja. Komórka cudem łapie jedną kreskę zasięgu, wysyłam rozpaczliwy SMS do każdego w kontaktach, kto może być do 15 minut drogi od domu, gdzie utknęłam, ale bez wzmianki o siku.

Pomoc nie przyszła, zsikałam się na ten fotel, przy ostatecznej próbie uwolnienia. Zażenowana, spanikowana, złapałam psią zabawkę ze szmatek i zaczęłam to wszystko wycierać, słysząc akurat nadjeżdżającego brata.

W panice nagadałam o bohaterskiej pomocy Fafika, nic się stało, bla, bla, bla... modląc się, by nikt nie poczuł tego zapachu. Nie poczuł. Za to każdy się dziwił, że po tej akcji skóra na fotelu wróciła do dawnej miękkości, i zapach znów ten sam. Dopiero gdy w zaufaniu przyznałam się 90-letniej cioci, ta stwierdziła, że póki babcia żyła, moczem właśnie konserwowała ten fotel i to normalne przy obróbce skóry...

<<< W poprzednim odcinku m.in. poimprezowa pobudka i prawdziwy bohater

16

Oglądany: 64055x | Komentarzy: 37 | Okejek: 240 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało