Scenka z wakacji, która mi się przypomniała właśnie. Jak już wiecie, sytuacje językowe związane są z moim synem (s) i jego nauką języka polskiego.
Odwiedziła nas cała familia z Polski w wakacje (razem nas wszystkich 4 dorosłe osoby i 3 dzieci). Korzystamy z pięknej pogody i obiadujemy się w ogrodzie. Super klimat, świetna atmosfera, bajeczne żarcie (dzięki mamusiu:). Nie pamiętam dokładnie co było na obiad, ale na pewno nie był to kurczak (a ma to znaczenie). Wszyscy zaczynają wcinac, delektując się posiłkiem, pochwały padają w kierunku sprawczyni tegoż arcydzieła kulinarnego.
W pewnym momencie:
(ja do syna): I jak? Smakuje? Dobre?
(s): Taa, ale mogę nożkę?
(ja): ???
(siostra): ale co?
(mama): przecież to nie kurczak, jaką nóżkę?
Nikt nie wie o co chodzi.
(s niecierpliwi się): noooo, nóżkę! Daj mi nóżkę prosze.
(ja): cooo? jaką nóżkę?
(s pokazując na sztucce i z miną 'jessu jaka ta matka nierozgarnięta'): Noo łyżka i nóżka!
Wesołosc ogólna nastała...
Chodziło mu oczywiście o nóż...
To sobie dopasował końcówkę rzeczownika, prawda?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą