Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Alkohol jest moim nierozłącznym atrybutem, musiałem się rozstać z dziewczyną i inne anonimowe opowieści

30 661  
213   58  
Dziś przeczytacie m.in. o strachu przed ojcostwem, niezawodnym sposobie na uniknięcie kłótni z żoną i życiu w trzeźwości, będzie też o tym, że czasem nawet odwzajemniona miłość nie wystarczy do dobrego związku.

#1.

Mam 28 lat, jestem z dziewczyną już ponad 4 lata. Jak w każdym związku, rozmawiamy o dzieciach w przyszłości, ale ja nie umiem się do dzieci przekonać. Jak słyszę płacz dziecka, to jestem strasznie poirytowany. Moja dziewczyna mówi, że mi przejdzie, ale ja tego nie czuję. Boję się być za kogoś odpowiedzialny, boję się, że będę złym ojcem lub nie dam rady i nie do końca dam radę kochać to dziecko. Kolejnym bardzo ważnym powodem jest to, że dziecko to pewne ograniczenia do końca życia, a ja nie jestem na to gotowy. Ona naciska, a ja boję się, że jak jej to wyznam, to się rozstaniemy.


#2.

Mam taki patent na uniknięcie kłótni z małżonką. Jak tylko zaczyna się wkurzać, od razu zaczynam zmywać naczynia.

Zawsze działa.

#3.

Mam 34 lata, żonę oraz kochane dzieciaki. Przez całe moje dorosłe życie uważałem, że alkohol jest moim nierozłącznym atrybutem. Nie było dnia, abym po niego nie sięgał. Głównie piłem piwo, lecz nigdy nie kończyło się na jednym. Później 4-pak, następnie 8-pak i więcej, i tak dzień w dzień. Jak brakowało piwa, to w grę już wchodziła wódka, drinki.

Trafiłem kiedyś na post pewnego członka, który opisywał swoją sytuację, związaną z uzależnieniem alkoholowym. Czytałem go jak mantrę każdego dnia. Jak bardzo ja mu wtedy zazdrościłem, że się mu udało... Myślałem, czy ja kiedyś będę miał na tyle wewnętrznej siły i odwagi, aby pokonać głód alkoholowy, aby nie sięgnąć po alkohol, aby następnego dnia obudzić się trzeźwym, aby moje dziecko nie widziało mnie pijącego, aby spojrzeć w lustro i być z siebie chociaż troszkę dumnym, że zrobiłem malutki krok do lepszego jutra, do trzeźwego jutra.

Dzisiaj mija 10 miesięcy, odkąd jestem trzeźwy. Starsze dziecko „odzyskało” ojca. Poświęcam mu więcej czasu na zabawę, spacerki, spędzanie wspólnego czasu. Młodsza urodziła się, jak już nie piłem, więc nie widziała nigdy ojca z alkoholem, z czego jestem cholernie dumny. Bardzo żałuję czasu straconego przy starszym dziecku, że zamiast wspólnie go spędzać, wybierałem alkohol.

Myślałem, że nie ma dla mnie nadziei, że już nie wyjdę z tego gówna. Panowie, walczcie o to, co w życiu ważne. Nie poddawajcie się. Zawsze tli się iskierka nadziei. Ja swoją szansę wykorzystałem. Teraz po czasie uważam, że życie w trzeźwości jest dużo piękniejsze. Świat bez alkoholu jest jeszcze piękniejszy.

Dziękuję wszystkim, których posty i komentarze pod nimi motywowały mnie do własnej walki z uzależnieniem. 💪Pozdrawiam

#4.

Gdy miałam jakieś 12 lat i przechadzałam się po sklepach z ubraniami, zawsze odkładałam bardzo starannie wszystkie rzeczy na półki. Patrzyłam wtedy, czy któryś z pracowników mnie obserwuje. Miałam nadzieję, że dostrzegą mój potencjał i zmysł estetyczny i zaproponują mi pracę w ich sklepie. :(


#5.

Jakiś czas temu, wracając do domu pieszo, wyjęłam telefon, spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać. Mijający mnie facet powiedział coś w stylu: „Tak pięknie się pani cieszy i śmieje, od razu widać, że napisał ktoś, kogo pani kocha”.

Prawda jest taka, że śmiałam się ze zdjęcia śpiących razem psa z kotem, gdzie kot używa psich jajec jako poduszki.

#6.

Kilkanaście lat temu, gdy jeszcze byłam małą dziewczynką, zawsze oglądając telewizję prosiłam tatę, żeby pozwolił mi zagrać w Hugo – gry emitowane w telewizji. Aby zagrać, należało zadzwonić na numer w telewizji i patrząc na telewizor, trzeba było na telefonie wybierać odpowiednie cyfry.

Puenta? Tata wmówił mi, że gra się pilotem.


#7.

O tym, że czasem odwzajemniona miłość nie wystarczy do dobrego związku...

Z rodzicami i rodzeństwem kontakt zawsze miałem świetny. Wspólne obiady i kolacje zawsze były u nas normą. Czasem się kłócimy, trzaskamy drzwiami i nie odzywamy się do siebie, ale nawet w „ciche dni” można milcząc oglądać cotygodniowy, rodzinny maraton filmowy. Naprawdę ciężko jest się nie pogodzić, jeśli ma się wyuczone od dzieciaka, że wspólny czas z rodziną jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Poza tym, ciężko trzymać gębę na kłódkę, kiedy rodzic puści solidnego bąka w trakcie tego cichego momentu, kiedy w horrorze ma pojawić się zjawa.

Nawet kiedy się przeprowadziłem, zupełnie normalne było dla mnie rozmawianie przez telefon z rodzicami/rodzeństwem o posadzonej kamelii w ogrodzie, wykładowcy-szydercy czy sąsiadce, która porysowała mi samochód. Po prostu czuję wewnętrzną potrzebę, żeby choć raz w tygodniu sobie z nimi dłużej pogadać i dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku. Raz w roku spotykamy się wielką rodziną – razem z całym wujostwem, kuzynostwem i starszym pokoleniem, a czasem jeszcze znajomymi – na wspólnej imprezie. Takie coroczne, wielkie wesele bez młodej pary. Może dlatego zupełnie normalne wydaje mi się, że jak ciotka trafiła do szpitala, to pojechałem ją odwiedzić po pracy. Jak siostrze urodziła się córka, to kuzynka z drugiego końca Polski wysłała jej używane ubranka i składane łóżeczko, bo jej dziecko już z tego wyrosło. A jak kuzynowi urodził się chory syn, to każdy starał się przesłać mu chociaż małą sumkę na operację dla potomka.
Wiedziałem o tym, że to nie jest standardowa rodzina, bo odkąd pamiętam każdy miał dość swoich „starych”. O tym, że to jest „chore”, dowiedziałem się od mojej niedoszłej narzeczonej.

Wymieniłem powyższe rzeczy nie po to, żeby się pochwalić (a przynajmniej nie był to główny powód, bo choć głupio przyznać, czuję się jak paw), ale żeby pokazać, co jest niewyobrażalne dla kobiety, której chciałem się oświadczyć. I zanim ktoś mnie posądzi o to, że mam jakiekolwiek pretensje do niej o to – NIE.

Pokochałem kobietę z rozbitej rodziny. Nie będę się wdawać w szczegóły – fakt, że jako nastolatka była przekupywana przez rodziców co do wersji „życia”, jaką ma opowiedzieć w sądzie, powinien wystarczyć. Miała to nieszczęście, że dostawała więcej prezentów niż miłości, a po rozprawie nawet prezentów już nie było. Dlatego, jak to ujęła, zakochała się w mojej rodzinie. Z początku, bo potem zaczęło ją to męczyć. Naturalne dla mnie pytania „gdzie idziesz?”, „z kim się umówiłaś?”, „co dziś robiłaś?” czy nawet „jak tam w pracy?” były dla nie po prostu zbyt wścibskie. Dziwnie się czuła, gdy wchodząc do wynajmowanego mieszkania, obwieszczałem wszem i wobec, że jestem już w domu, zamiast wejść i bez słowa się sobą zająć, albo kiedy informowałem ją, że wychodzę z X i Y na piwo i wrócę przed jakąś godziną. Czuła się wręcz zdradzona, kiedy pojechałem pomóc siostrze naprawić pralkę, gdy jej mąż był w delegacji.

Właśnie dlatego nie jesteśmy razem. Jest mi do teraz cholernie przykro, choć minęło już ponad pół roku, ale po szczerej rozmowie doszliśmy do wniosku, że nie będziemy potrafili stworzyć rodziny. Dla niej niewyobrażalne jest, żeby w przyszłości bawić się z dzieckiem lalkami czy innymi samochodzikami – powinno samo po cichu się sobą zająć. Ja nie wyobrażam sobie, że miałbym nie czytać dziecku przed snem i nie skakać z nim po kałużach w czasie deszczu. Dla niej od dwunastego roku życia dziecko jest już „małym dorosłym” i informowanie rodziców o tym gdzie i z kim idzie jest zbędne. Ja prawdopodobnie, jak mój tata, nie potrafiłbym zmrużyć oka nie wiedząc, gdzie znajduje się członek mojej rodziny. Cholera, jak nie mogłem się do niej dodzwonić w nocy, kiedy nie powiedziała mi, że będzie spać u koleżanki, myślałem, że zdechnę z nerwów.
Denerwowały ją telefony od mojej rodziny. Były za często i zdaje mi się, że mogła mieć tu rację, więc ograniczyłem wówczas kontakty. Kiedy moja mama przyjechała, żeby przywieźć nam domowej roboty dżemy i warzywa z działki, ona doszukiwała się teorii, w której moja mama musi coś od nas chcieć.
Ogólnie rzecz ujmując, zakładając rodzinę, decydowalibyśmy się na ciągłe kłótnie o głupoty, jak i poważniejsze sprawy, np. wychowywanie dziecka. Bo każde z nas obstawiałoby na swoim.

Najgorsze jest to, że ja to nadal przeżywam. Nie utrzymujemy kontaktu, ale wiem od znajomych, że ma się dobrze i jest w szczęśliwym, choć trudnym związku z chłopakiem, który jest uzależniony. Życzę jej szczęścia, bo nic innego mi nie pozostało.

Musiałem komuś to wyznać, bo znajomym powiedzieliśmy, że się ostro pokłóciliśmy o sprawy zawodowe (żeby się nie dopytywali), a rodzinie powiedziałem, że nie chcę o tym gadać i to uszanowali – w rzeczywistości głupio mi się było przyznać, że to m.in. o nich chodziło.
2

Oglądany: 30661x | Komentarzy: 58 | Okejek: 213 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało