Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Eutanazja w Trzeciej Rzeszy, czyli akcja likwidacji życia niegodnego życia

32 145  
293   129  
Dla zainteresowanych fakt, że Niemcy w okresie istnienia Trzeciej Rzeszy uśmiercili prawie dwieście tysięcy osób, które uznane zostały za niewarte życia, nie będzie niczym odkrywczym. Dla innych jednak, którzy są niezaznajomieni z tematem, szokującym może wydać się to, że Trzecia Rzesza to nie tylko obozy koncentracyjne i zabijanie wrogów narodu, czy raczej wrogów ustroju narodowosocjalistycznego, ale także pozbawianie życia rodaków, którzy nie zawinili niczym poza tym, że byli starzy, chorzy lub niepełnosprawni, zarówno fizycznie, jak i umysłowo.
Pomysł na artykuł wpadł mi do głowy po krótkiej dyskusji na temat KL Posen z użytkownikiem @fulmar pod jednym z artykułów. Uznałem, że temat może zainteresować Bojowników. Miłej lektury.

#1. Ankieta Meltzera

2030729d9bf9f83Ewald.jpg
Ewald Meltzer

Wszystko zaczęło się jednak na długo przed Hitlerem, kiedy w Niemczech narodowy socjalizm dopiero raczkował, a DAP przekształcało się w znaną wszystkim NSDAP. Był rok 1920, dwaj profesorowie, Karl Ludwig Lorenz Binding i Alfred Erich Hoche, wydali książkę pt. Die Freigabe der Vernichtung lebensunwerten Lebens (Zgoda na niszczenie życia niegodnego życia). W książce poruszany jest temat eutanazji z dwóch perspektyw. Binding opisał ją ze strony prawnej pod kątem samobójstw pacjentów i zabijania osób psychicznie chorych przez personel medyczny, zaś Hoche spojrzał na temat od strony psychiatrycznej, skupiając się na relacji lekarz – niepełnosprawny pacjent. Po jej wydaniu Ewald Meltzer, dyrektor saksońskiego zakładu opieki dla niezdolnych do nauki opóźnionych w rozwoju dzieci w Grosshennersdorfie (dzisiejsze Łużyce Górne), własnym sumptem przeprowadził ankietę wśród rodziców swoich podopiecznych. Głównym pytaniem ankiety było:

  1. Czy bez wahania zgodziliby się Państwo na bezbolesne skrócenie życia swojego dziecka, u którego fachowcy stwierdziliby nieuleczalne upośledzenie umysłowe?

Jeśli odpowiedź była twierdząca, odpowiadanie na pytania pomocnicze nie było już potrzebne. Gdyby jednak osoba ankietowana odpowiedziała negatywnie, w grę wchodziły pytania pomocnicze rozszerzające temat. Mianowicie:

  1. Czy wydaliby Państwo taką zgodę tylko wtedy, kiedy nie mogliby już Państwo opiekować się dzieckiem, na przykład w przypadku Państwa śmierci?
  2. Czy udzieliliby Państwo takiej zgody tylko wówczas, gdyby dziecko cierpiało na skutek bardzo bolesnych fizycznych i psychicznych dolegliwości?

Wyniki ankiety zaskoczyły Meltzera, który był wielkim przeciwnikiem eutanazji i przez trzydzieści lat opiekował się niepełnosprawnymi dziećmi w swoim ośrodku. Spośród 200 osób, do których Ewald wysłał ankietę, 162 odesłały ją wypełnioną. Na pierwsze, główne pytanie odpowiedzi twierdzącej udzieliło 119 pytanych (73%), zaś 43 osoby (27%) udzieliły odpowiedzi negatywnej. Dalej jednak były pytania pomocnicze. Z owych 43 ankietowanych tylko 20 osób udzieliło odpowiedzi „nie” na pozostałe dwa pytania. Dla jasności: jedynie 10% ankietowanych (20 osób spośród 200, do których wysłano ankietę) odrzuciło możliwość skrócenia życia dziecka. Nawet pomijając osoby, które nie odesłały ankiety, daje nam to zaledwie 12,5% opowiadających się przeciwko eutanazji. Często do wypełnionej ankiety dołączone były uzasadnienia, które sprowadzały się do tego, że rodzice woleliby nie wiedzieć, co stało się z ich dzieckiem („Wolelibyśmy nie być obciążani tą kwestią. W momencie otrzymania niespodziewanej wiadomości o zgonie jakoś byśmy się z nią pogodzili”, „W zasadzie to się zgadzam, tylko że rodzice nie powinni być pytani, przecież to trudne zatwierdzić wyrok śmierci na własnego potomka. Gdyby jednak nadeszła wiadomość, że umarł na jakąś dowolną chorobę, wtedy każdy byłby zadowolony”). Meltzer był zniesmaczony, stwierdziwszy, że ludzie chętnie by uwolnili siebie i dziecko od ciężaru, jakim było życie z ułomnością, byleby mieć czyste sumienie, a odpowiedzialność za tę decyzję zrzucić na kogoś innego.

Ankieta przeprowadzona przez Meltzera była wodą na młyn dla narodowych socjalistów i służyła im za uzasadnienie akcji, która kilka lat po przejęciu przez nich władzy miała pochłonąć życie dziesiątki, a może i setki tysięcy niewinnych ofiar. Naziści rozciągnęli bowiem jej wyniki nie tylko na rodziców i prawnych opiekunów nieletnich, ale na bliskich wszystkich uznawanych przez nich za „niegodnych życia”. Owi bliscy, zgodnie z wynikami ankiety, nie tylko nie powinni, ale wręcz nie chcieli decydować o tym, co spotka ich bliskich. Nie chcieli nawet wiedzieć, co ich spotkało. Woleli piękne kłamstwo o naturalnej przyczynie śmierci, do którego naziści tak bardzo się przekonali, że stosowali je do samego końca również w przypadku ofiar zgładzonych w obozach koncentracyjnych.

#2. Komitet Rzeszy

Kolejnym kamieniem milowym w drodze do eutanazji było dojście do władzy nazistów z Hitlerem na czele. 14 lipca 1933 roku wprowadzone zostało Gesetz zur Verhütung erbkranken Nachwuchses, czyli prawo o zapobieganiu urodzeniom potomstwa dziedzicznie obciążonego. Jednym słowem – sterylizacja. Poddanych jej zostało według szacunków około czterystu tysięcy ludzi, pobudki zaś były najróżniejsze. Przede wszystkim powodem do zabiegu były choroby dziedziczne w rodzinie. Trzecia Rzesza dążyła bowiem do czystości rasy, nie tylko pod względem narodowościowym, ale również zdrowotnym. Eugenika negatywna, którą posługiwali się nazistowscy uczeni, miała doprowadzić do tego, że w Niemczech choroby dziedziczne przestaną istnieć. Sterylizacji poddawano jednak również żebraków, alkoholików, przestępców, Cyganów, Żydów i każdego uważanego przez władze za element aspołeczny.

2034034f1d8dd4eKarl_Heinze.jpg
Karl Heinze

Wiosną 1938 roku powstaje, nieoficjalnie, Reichsausschus (Komitet Rzeszy), w skład którego wejdą między innymi Richard von Hegener (po wojnie spędził w więzieniu tylko cztery lata za zbrodnie przeciwko ludzkości, zmarł w 1981 r.), jako główny referent, który podejmował decyzje zatwierdzane następnie przez Hansa Hefelmanna (po wojnie wyemigrował do Argentyny, do Niemiec wrócił w 1955 roku, nigdy nie stanął przed sądem, zmarł w 1986). Osobami decyzyjnymi byli również Viktor Brack (skazany na śmierć przez powieszenie, wyrok wykonano w 1948 r.) i Fritz Cropp (internowany po wojnie w byłym obozie koncentracyjnym w Neuengamme, pracował jako lekarz, zmarł w 1984 r.). Komitet Rzeszy działał w oparciu o wiedzę i kwalifikacje ekspertów, którymi byli w latach 1939-1945: dwaj pediatrzy: Werner Catel (nie stanął przed sądem, w 1954 został profesorem na Uniwersytecie w Kilonii, zmarł w 1981 r.) i Ernst Wentzler (po wojnie nadal praktykował jako pediatra, nie stanął przed sądem, zmarł w 1973 r.), a także Hans Heinze, psychiatra dziecięcy (po wojnie kuszony współpracą przez Sowietów, którzy po jego odmowie skazali go za zbrodnie przeciwko ludzkości, odsiedział 7 lat, po wyjściu nadal pracował jako psychiatra dziecięcy, umarł w 1983 r.).

2034038bd8cad6cWerner_Catel.jpg
Werner Catel

Komitet 18 lipca 1939 roku podejmuje decyzję – znów: nieoficjalnie – o ewidencji i mordowaniu upośledzonych noworodków i dzieci. Konieczność zgłaszania takich przypadków spadła na pielęgniarki, położne i lekarzy. Dzieci takie trafiały do jednego z kilku ośrodków: w Lüneburgu, Brandenburgu-Görden, Stadtrodzie, Lublińcu, Berlinie-Wittenau i Wiedniu. Obowiązkiem lekarzy było powiadamianie rodziców o możliwej terapii i namówienie ich do przekazania dziecka do leczenia. W wyżej wymienionych zakładach psychiatrycznych – a także wielu innych, w sumie bowiem było ich ponad dwadzieścia – powstały Kinderfachabteilung (Specjalne Sekcje dla Dzieci), gdzie odesłane dzieci poddawano obserwacji. Do Komitetu w tym czasie zgłoszono mniej więcej sto tysięcy niepełnosprawnych dzieci, z których około sześć tysięcy zostało zabitych przy pomocy śmiertelnych zastrzyków. Nie były to jednak jedyne dziecięce ofiary takiego procederu. Drugie tyle zostało bowiem uśmierconych w trakcie nieco późniejszej akcji T4, do której przejdziemy w dalszej części artykułu.

Oczywiście dzieci chore, zarówno fizycznie, jak i umysłowo, nie zaczęły się pojawiać w niemieckich szpitalach dopiero po wydaniu tego nieoficjalnego polecenia. Przytułki, sierocińce i szpitale dla umysłowo chorych pełne były niepełnosprawnych dzieci, które rodzice oddawali tam z różnych przyczyn. Jedni sobie nie radzili, innych nie było stać na opiekę, a jeszcze inni chcieli się po prostu pozbyć kłopotu i spłodzić kolejne, tym razem zdrowe, potomstwo. Nie było to więc nic nagłego. Personel medyczny przyzwyczajany był do tego zadania stopniowo już od 1933 roku, kiedy w życie weszła ustawa sterylizacyjna, a wraz z nią – aborcje. Lekarze w przypadku ciąży u rodzin z odnotowanymi przypadkami chorób dziedzicznych, alkoholizmu lub patologicznego nieróbstwa mieli obowiązek składania wniosków o przeprowadzenie aborcji lub – jeśli będzie za późno i dziecko przyjdzie na świat – przymusowej sterylizacji dziecka.

Właśnie dlatego, kiedy latem 1940 roku Komitet Rzeszy wydał nieoficjalny nakaz mordowania dzieci, praktycznie nikt nie protestował. W selekcji udział brał cały personel medyczny placówki, w której przebywało dziecko. Zabijaniem zajmowali się lekarze i przełożona pielęgniarek. Nadal korzystano z wniosków, jakie wyciągnięto na podstawie ankiety Meltzera, dlatego nie informowano rodziców o tym, co dzieje się z ich dziećmi. Stawiano ich przed faktem dokonanym, decyzję podejmowało trio ekspertów Komitetu Rzeszy. Wielu lekarzy jednak współpracowało z nieświadomymi rodzicami, proponując im terapię dla dziecka. Bardzo ryzykowną terapię, która jednak dawała szansę na wyleczenie, ale dużo większym prawdopodobieństwem była śmierć dziecka, według lekarzy – bezbolesna. Dla rodziców była to sytuacja, w której każde rozwiązanie było dobrym wyjściem. Jeśli terapia się udała, dziecko miało wyzdrowieć. Jeśli się nie udała, nieszczęśliwy żywot dziecka kończył się bezboleśnie, zaś rodzic mógł sobie tłumaczyć, że zrobił dla potomka wszystko, co było możliwe. Nic dziwnego, że większość rodziców wyrażała zgodę na tę „wielce ryzykowną terapię”.

Jak napisałem wyżej, podania w sprawie uśmiercenia dzieci pozytywnie rozpatrzono jedynie w około 6%. Wynikało to nie z ludzkich odruchów i wyrzutów sumienia, a z czystego pragmatyzmu. Dzieci bowiem dzielono na kilka kategorii, z których tylko te nieuleczalnie chore i niepełnosprawne w stopniu uniemożliwiającym pożyteczną egzystencję były pozbawiane życia. Niemcy bowiem wychodzili z założenia, że nawet osoby upośledzone umysłowo lub ruchowo, o ile są w stanie pracować, a pracą tą zarobić więcej, niż kosztuje państwo ich utrzymanie, mogą i powinny żyć i pracować ku chwale Trzeciej Rzeszy.

Oczywiście w nazistowskich Niemczech wszystko było robione w jakimś celu. Najczęściej celem tym była chwała Trzeciej Rzeszy. Chwała rozumiana przez nazistów na różne sposoby, w większości przypadków z chwałą niemające nic wspólnego. Uśmiercanie dzieci również miało swój cel. Ekonomiczny, co oczywiste, ale również naukowy. Trzecia Rzesza, szczególnie w osobach naukowców i wierchuszki partyjnej, przejawiała niezdrową fascynację genetyką w ogólności i eugeniką w szczególności. Celem na powojenną przyszłość było tworzenie Aryjczyków idealnych. Pomijając ich cechy fizyczne, chodziło też o to, by kolejne pokolenia aryjskich zdobywców były wolne od chorób (co ciekawe, za dziedziczne uważano w Trzeciej Rzeszy również alkoholizm lub skłonność do łamania prawa). W tym celu lekarze biorący udział w tym procederze, z konsultantami Komitetu Rzeszy, domagali się materiału do badań, którym były mózgi zamordowanych dzieci. Nazywano to w oficjalnych pismach „materiałem Komitetu Rzeszy”. Heinze planował prace nad różnymi formami upośledzenia umysłowego, a Catel nad rozszczepem kręgosłupa, wargi i podniebienia, paraliżem dziecięcym i innymi fizycznymi formami upośledzenia.

Wyjątkowość mózgów tych dzieci polegała nie na tym, że były w ten czy inny sposób niepełnosprawne, ale na tym, że ofiary posiadały dokładnie opisaną historię kliniczną, przed śmiercią bowiem robiono im wszelkie niezbędne, a często również i zbędne testy. Rzecz ta jest wyjątkowa nawet dzisiaj, co potwierdzać może fakt, że kolekcja próbek licząca około stu pięćdziesięciu tysięcy fragmentów mózgów zebranych i zakonserwowanych przez Juliusa Hallervordena, z których przebadał kilkaset (sam odpowiadał za egzekucję kilkudziesięciorga dzieci). Instytut im. Maxa Plancka, w którym pracował po wojnie, nakazał je pochować dopiero w 1990 roku. Do tego czasu próbki były wykorzystywane i badane przez wielu lekarzy i naukowców, którzy wielokrotnie opierali na nich swe prace naukowe i odkrycia. Lekarze w czasie wojny mieli niemalże nieograniczony dostęp do zakonserwowanych mózgów zamordowanych dzieci, na które składali indywidualne zamówienia zależne od tego, czego dotyczyły ich badania. Wielu z nich nigdy nie zostało ukaranych, a wyniki swojej pracy publikowali jeszcze długo po upadku Trzeciej Rzeszy w naukowych periodykach na całym świecie. Z ich efektów korzystamy do dziś.

#3. Tiergartenstrasse 4

Nieco później niż Komitet Rzeszy, bo latem 1939 roku, powołano do życia instytucję o nazwie Reichsarbeitsgemeinschaft Heil- und Pflegeanstalten (Państwowa Komisja do spraw Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych). Oficjalnie zadaniem Komisji było gromadzenie danych na temat chorych i zdeformowanych noworodków, diagnozowanie ich i podniesienie skuteczności terapii. W praktyce chodziło o selekcję dzieci, podobną jak w przypadku działającego równolegle Komitetu Rzeszy, przeznaczonych na śmierć.

Dalsze ruchy Komisja poczyniła 9 października, kiedy to w szpitalach i ośrodkach dla niepełnosprawnych przeprowadzono ewidencję gospodarczą pacjentów, w której pytano o długość pobytu w zakładzie, diagnozę, zakres potrzeb, czy pacjent został umieszczony w zakładzie prewencyjnie (niepoczytalni kryminaliści), i najważniejsze, czyli zdolność pacjenta do pracy.

9 października miało miejsce również inne wydarzenie, którym było spotkanie w kancelarii Hitlera, gdzie zebrała się wierchuszka planowanej akcji. Viktor Brack (stracony w 1948 r.), Werner Blankenburg (nieosądzony, żył pod przybranym nazwiskiem, zmarł w 1957 r.), Hans Hefelmann (o którym wspominałem w części o Komitecie Rzeszy), reprezentujący Hitlera Reinhold Vorberg (po wojnie ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem, a następnie wyemigrował do Hiszpanii, gdzie w 1962 roku doczekał się ekstradycji i stanął przed sądem, w 1968 roku skazany na 10 lat więzienia, a jako że cały okres procesu spędził za kratami, nie musiał odbywać kary, zmarł w 1983 r.), a także przyszli kierownicy: Werner Heyde (po wojnie ukrywał się pod przybranym nazwiskiem, ujawniony w 1959 roku, w 1964 roku popełnił samobójstwo, czekając na proces) i Paul Nitsche (skazany na śmierć przez dekapitację na gilotynie, wyrok wykonano w 1948 roku). Z ramienia Führera za akcję odpowiadać miał Karl Brandt (powieszony w 1948 r.).

Celem zebrania było ustalenie, kto ma się zająć uśmiercaniem niepełnosprawnych, w jaki sposób ma się to odbywać i kogo ma spotkać eksterminacja. Na ostatnie pytanie odpowiedziała statystyka. Na każde tysiąc osób dziesięć wymaga opieki, z czego połowa, czyli pięć, wymaga opieki stacjonarnej. Jedna z tych pięciu miała zostać uśmiercona. Biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców Trzeciej Rzeszy, w 1939 roku szacowaną na mniej więcej 69 milionów, dawało to w sumie około 70 tys. ofiar, która to liczba miała rosnąć wraz z przyrostem naturalnym i kolejnymi niepełnosprawnymi niemowlętami.

Wyliczenia te miały związek z memoriałem, który w 1939 roku na specjalne życzenie Adolfa Hitlera opracował Theo Morell, jego osobisty lekarz (zmarł na udar mózgu w 1948 r.). Memoriał Vernichtung lebensunwerten Lebens (Likwidacja istot niewartych życia) podsumowywało wyliczenie sporządzenie przez autora: „5000 idiotów o rocznym koszcie po 2000 marek Rzeszy = 10 milionów rocznie. Przy pięciopunktowym oprocentowaniu odpowiada to kapitałowi rezerwowemu o wysokości 200 milionów”. Morell wyliczał dalej, że pozbawienie życia dwustu tysięcy niepełnosprawnych do 1945 roku zapewniłoby Rzeszy oszczędność rzędu ośmiu miliardów marek. Było to dosadne podejście do tezy ekonomisty Heinza Potthoffa, który głosił: „Kto opowiada się za takim luksusem, za, powiedzmy to otwarcie, utrzymywaniem niezdolnych do życia kalek i tym podobnych, za opieką nad idiotami, musi wiedzieć, czy naród jest na tyle zamożny, aby w ten sposób, bez oprocentowania, używać kapitału”. Podsumowując, utrzymywanie przy życiu osób, które nie są w stanie pracować i zarabiać na siebie, było nieopłacalne z ekonomicznego punktu widzenia, a Rzesza miała ważniejsze wydatki. Na horyzoncie widniało widmo wojny.

Sama akcja eutanazji nie była jawna jako taka, więc potrzebowała nic lub niewiele mówiącej nazwy. Oficjalną nazwą była Państwowa Komisja do spraw Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych, do potrzeb własnych używano jednak terminu Akcja T4. Pochodzenie nazwy łatwo wyjaśnić, wzięło się bowiem od adresu urzędu, który mieścił się przy Tiergartenstrasse 4. Do jesieni 1941 roku Akcja T4 podlegała kancelarii Führera, po czym została wcielona do aparatu państwowego pod nazwą Reichsamt für die Heil- und Pflegeanstalten (Urząd Rzeszy ds. Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych).

l_20340397571aa85KL_Posen.jpg
KL Posen

Plan pozbawienia życia siedemdziesięciu tysięcy niepełnosprawnych (zgodnie z zasadą 1000-10-5-1) wykonano już w sierpniu 1941 roku. Na początku pacjentów zabijano indywidualnie zastrzykami z morfiny lub benzyny, strzałami w głowę i na inne, mniej lub bardziej drastyczne sposoby. Po raz pierwszy gazu do zabijania ofiar, zarówno w Akcji T4, jak i ogólnie na terenie Europy, użyto w obozie KL Posen założonym w Forcie VII w Poznaniu. Było to jednak prymitywne i niezbyt skuteczne – do zamurowanego pomieszczenia, w którym zebrano więźniów, wtłoczono z butli dwutlenek węgla. Umieranie trwało kilkanaście godzin. Następnie zaczęto eksperymentować z komorami gazowymi, w których najpierw używano spalin (najczęściej z silników czołgowych), a następnie, kiedy przetestowano w Buchenwaldzie Cyklon B, przerzucono się na ten środek jako wysoce skuteczny i tani sposób eksterminacji dużej liczby ludzi.

W Akcji T4, przynajmniej na początku, istniało sześć miejsc, w których mordowano chorych:
– Grafeneck pod Reutlingen,
– Brandenburg an der Havel,
– Bernburg an der Saale,
– Hadamar w północnej Hesji,
– Hartheim koło Linzu,
– Sonnenstein pod Pirną.

Do 1941 roku śmierć w tych ośrodkach poniosły 70 273 osoby. Za przykrą ciekawostkę uznać można to, że ofiary z rąk katów było bardzo łatwo wyrwać. Wystarczyło interesować się członkiem rodziny, który przebywał w ośrodku – w takich sytuacjach zarząd ośrodka najczęściej rezygnował z odebrania pacjentowi życia, uznając, że tłumaczenie się ludziom, którzy dość dobrze znali stan zdrowia swoich bliskich, nie miało sensu, kiedy szpitale, przytułki, sierocińce i inne miejsca pękały w szwach od nadmiaru osób, którymi nikt się nie interesował. W późniejszym etapie Akcji T4, kiedy większość Niemców wiedziała już, co dzieje się lub co wydarzyło się z ich krewnymi, wystarczyło pacjenta zabrać do siebie. W końcu taki był główny cel państwowej eutanazji: oszczędzenie Trzeciej Rzeszy wydatków. Dopóki koszty ponosiły osoby prywatne, nic więcej nie miało znaczenia. Często zresztą z list skazanych na śmierć wykreślali sami lekarze. Nie z litości czy powodowani wyrzutami sumienia. Ordynatorowie nie chcieli po prostu tracić taniej siły roboczej. Dopóki więc niepełnosprawni byli pożyteczni, choćby wykonując najbardziej niewdzięczną pracę, dopóty rozpościerano nad nimi parasol ochronny.

#4. Kazania Galena, przerwanie Akcji T4 i eskalacja śmierci

20340368b8dfae4Galen.jpg
Biskup Galen

Czy Niemcy wiedzieli o tym, co dzieje się z ich bliskimi? Prawdopodobnie tak, a od 1941 roku – zdecydowanie tak. Wcześniej mogli udawać, że nie wiedzą, skąd tyle śmierci wśród niepełnosprawnych. Jak wykazała ankieta Meltzera, ludziom było po prostu łatwiej dać się oszukiwać i wierzyć w kłamstwa szyte naprawdę grubymi nićmi. Nie wszyscy jednak godzili się z takim stanem rzeczy. Na czele sprzeciwu stanął biskup Münsteru, urodzony w 1878 roku Clemens August Graf von Galen. On bowiem w lipcu i sierpniu 1941 roku w cyklu trzech kazań potępił działania rządu Rzeszy i obłudę niemieckich obywateli. „Istnieje graniczące z pewnością podejrzenie, iż liczne nieoczekiwane zgony chorych umysłowo nie nastąpiły w sposób naturalny, lecz wywołano je celowo, w myśl owej zasady, według której można likwidować tak zwane istoty niewarte życia, a więc zabijać niewinnych ludzi, jeżeli uważa się, iż nie mają żadnej wartości dla narodu i państwa. To potworna zasada, która chce usprawiedliwiać mordowanie niewinnych i zezwala na brutalne zabijanie niezdolnych do pracy inwalidów, kalek, nieuleczalnie chorych, zniedołężniałych ze starości!” – grzmiał z ambony, obnażając cichą, milczącą umowę obywateli z rządem Trzeciej Rzeszy, w której ci pierwsi nie będą pytać, a ci drudzy – mówić.

Alianckie naloty, niepowodzenia w wojnie z ZSRS i wystąpienia Galena sprawiły, że 24 sierpnia 1941 roku Akcję T4 zawieszono na rozkaz Führera. Nie mogąc, przynajmniej na razie, działać praktycznie, zajęto się teoretyczną stroną przedsięwzięcia. 23 października oficjalnie powołano Pełnomocnika Rzeszy ds. Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych, który miał mianować lekarzy wykonawczych. Został nim doktor Herbert Linden (popełnił samobójstwo 27 kwietnia 1945 r.). Jak to działało w praktyce? Każdy pacjent ze stażem szpitalnym dłuższym niż trzy lata miał być zgłaszany pełnomocnikowi, który decydował o ewentualnej potrzebie „skrócenia życia” takiej osoby. Jeśli decyzja była twierdząca, przekazywano pacjenta trzem konsultantom, z których każdy z osobna podejmowałby ostateczną decyzję dotyczącą życia lub śmierci pacjenta. Tak więc Akcja T4 stała w miejscu, ale jej uczestnicy przygotowywali się na kontynuację, która, jak wierzyli, musiała nastąpić. Mimo zawieszenia samej akcji ludobójstwo nadal postępowało. We wspomnianym wcześniej Hartheimie koło Linzu zabijano więźniów z obozu koncentracyjnego Mauthausen pod niewiele mówiącą nazwą Akcja 14f13, gdzie 14f oznaczało śmierć więźnia, a 13 zagazowanie w ramach Akcji T4. Nadal również działał Komitet Rzeszy zajmujący się uśmiercaniem dzieci w Specjalnych Sekcjach dla Dzieci.

l_2034035afa8e9a9Schloss_Hartheim_Pos.jpg
Hartheim

Paradoksalnie lekarze odpowiedzialni za Akcję T4 przemawiali za nowelizacją leczenia niepełnosprawnych i umysłowo chorych. W związku z tym całą jesień 1941 roku spędzili na objazdach szpitali psychiatrycznych i konsultowaniu się z ordynatorami i dyrektorami placówek. Wychodzili bowiem z założenia, że mniejsze obłożenie ośrodków sprawi, że personel będzie mógł poświęcić więcej uwagi chorym rokującym nadzieję poprawy. Zgodnie z zasadą 1000-10-5-1 pięciu pacjentów na tysiąc obywateli (pięć tysięcy na milion) wymagało opieki stacjonarnej, czyli łóżka w szpitalu. Linden w styczniu 1942 roku zarządził zmniejszenie liczby łóżek do dwóch tysięcy na milion mieszkańców, co miało się odbyć poprzez eliminację chorych i niepełnosprawnych. Uzyskaną w ten sposób różnicę miano przeznaczyć do innych celów (przekazanie ich gruźlikom, rannym w działaniach wojennych itp.).

Dużym zmartwieniem dla organizatorów Akcji T4 było właśnie wykorzystanie łóżek uzyskanych dzięki eutanazji. Po tym, jak działania wojenne przeniosły się na teren Niemiec, szpitale i ośrodki były zajmowane przez Wehrmacht lub pogorzelców pozostających bez dachu nad głową. Powszechne stały się „ewakuacje” pacjentów z niepełnosprawnościami po to tylko, by zwolnić już nie łóżka, a całe lokale. Nadmiarowych pacjentów, którzy pojawiali się w innych miejscach, uśmiercano praktycznie od razu, a od 1942 roku standardową metodą pozbawiania życia było zwyczajne głodzenie. Owa ewakuacja i relokacja pacjentów, będące w rzeczywistości ludobójstwem, nosiła nazwę Akcji Brandta, od nazwiska Karla Brandta, który w tym czasie był już pełnomocnikiem systemu sanitarnego i systemu ochrony zdrowia.

Akcja T4 rozwijała się i ewoluowała w miarę potrzeb niemieckiego społeczeństwa, coraz bardziej dotykanego wojną, która już na stałe przeniosła się na terytorium Trzeciej Rzeszy. Bombardowania stały się codziennością, a ilość rannych i poszkodowanych rosła w zastraszającym tempie. Wychodząc temu naprzeciw, organizatorzy akcji pozbawiali życia coraz większe liczby niepełnosprawnych. Z czasem akcja swym działaniem objęła również poszkodowanych w działaniach wojennych. Odpowiednio przygotowany personel medyczny „leczył” ludzi, którzy w wyniku ataków bombowych przeżyli ciężki szok, cierpieli na zespół stresu pourazowego i inne psychiczne dolegliwości związane z teatrem wojennym. Do tego grona wkrótce dołączyły również osoby starsze. W końcu przyszła pora również na żołnierzy, którzy rozkazem szefa służb sanitarnych wojsk lądowych Generalarzta Siegfrieda Handlosera z 9 lutego 1943 roku mieli być umieszczani w zakładach opiekuńczo-leczniczych, o ile ich leczenie nie przynosi efektów.

Eutanazja trwała do samego końca wojny. Prawdopodobnie ostatnią ofiarą Akcji T4 był 4-letni Richard Jenne, zabity 29 maja 1945 roku. Ludobójstwo w nazistowskich Niemczech było działaniem instytucjonalnym, zaplanowanym i wykonywanym ku chwale Trzeciej Rzeszy i Führera. Dotyczyło nie tylko obcych narodowościowo Żydów, Cyganów czy Słowian. Objęło swym działaniem również rodowitych Niemców, którzy – według narodowych socjalistów – po prostu nie zasługiwali na to, żeby żyć.
1

Oglądany: 32145x | Komentarzy: 129 | Okejek: 293 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało