Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Facet, który spędził w środku komórki burzowej 40 minut i przeżył

23 785  
200   18  
Pierwsza myśl to „Burza, co w tym wielkiego”, ale ten facet przetrwał burzę z piorunami nie stojąc twardo na ziemi, a będąc kilka kilometrów nad jej powierzchnią, w samym środku komórki burzowej. Jego przeżycia były niepowtarzalną możliwością poznania warunków w samym środku cumulonimbusa.
Do tego tekstu można puścić sobie w tle tę piosenkę:



Latem 1959 roku para wojskowych odrzutowców F-8 Crusader odbywała rutynowy lot do Beaufort w Karolinie Północnej, nie planując w żaden szczególny sposób zapisania się na kartach historii. Późnym popołudniem światło słoneczne odbijało się od srebrno-pomarańczowych kadłubów, gdy piloci Korpusu Piechoty Morskiej USA lecieli wysoko nad wybrzeżem Karoliny z prędkością bliską prędkości dźwięku. Prowadzący samolot pilotowany był przez 39-letniego podpułkownika Williama Rankina, weterana zarówno II wojny światowej, jak i wojny koreańskiej. W drugim Crusaderze podążał jego skrzydłowy, porucznik Herbert Nolan. Piloci lecieli na wysokości 47 000 stóp, aby utrzymać się nad dużą, groźnie wyglądającą kolumną chmur cumulonimbus, która gromadziła się około dwóch tysięcy stóp pod nimi, grożąc zmoczeniem pilotów po lądowaniu na lotnisku.



Zaledwie kilka minut przed planowanym rozpoczęciem zniżania w kierunku Beaufort, William Rankin usłyszał coraz bardziej niepokojącą serię zgrzytów dochodzących z silnika samolotu. Płatowiec zadrżał, a większość wskazówek na instrumentach kokpitu opadła na fluorescencyjne pomarańczowe obszary „coś jest mocno nie tak”. Silnik zgasł. Gdy pozbawiony napędu samolot zaczął tracić wysokość, ppłk Rankin włączył generator awaryjny swojego Crusadera, aby zapewnić energię elektryczną najistotniejszym instrumentom i urządzeniom pokładowym.

– Awaria silnika – przekazał Rankin do Nolana. – Prawdopodobnie będę musiał się katapultować.


Nie mogąc ponownie uruchomić silnika i walcząc o to, by jego samolot nie wszedł w niemal naddźwiękowe nurkowanie, Rankin chwycił dwa uchwyty do awaryjnego katapultowania. Zdawał sobie sprawę z ekstremalnej wysokości i poważnego dyskomfortu, który towarzyszyłby nagłej dekompresji podczas katapultowania; ale chociaż nie miał kombinezonu ciśnieniowego, wiedział, że jego maska tlenowa powinna zapewnić mu tlen do oddychania w rozrzedzonej atmosferze na wysokości 14 km. Obawiał się również złowieszczej szarej chmury burzowej, która czaiła się poniżej; ale po wcześniejszych przeżyciach, kiedy musiał ratować się pod ogniem wroga w Korei, odrobina niesprzyjającej pogody nie wydawała się aż tak odstraszającą perspektywą. Około godziny 18:00 ppłk Rankin doszedł do wniosku, że jego samolot jest nie do uratowania i mocno pociągnął za uchwyty fotela wyrzucanego. Ładunek wybuchowy wyrzucił go z kokpitu w atmosferę z siłą wystarczającą do zerwania lewej rękawicy z dłoni, rozrzucając na niebie resztki pleksiglasowej owiewki, fotel pilota i inne szczątki samolotu. Bill Rankin spędził w swojej karierze sporo czasu skacząc ze spadochronem – zarówno planowo, jak i z innych powodów – ale ten szczególny skok nie był podobne do żadnego, jakiego on lub jakakolwiek żywa osoba doświadczyła wcześniej (i później).

Gdy Rankin spadał w kierunku ziemi, błyskawice przeszywały potężną, wijącą się chmurę burzową pod nim. Rankin nie miał jednak zbyt wiele możliwości podziwiania tych widoków, biorąc pod uwagę niesprzyjające okoliczności, w jakich się znalazł. Ekstremalne zimno w górnych warstwach atmosfery (najprawdopodobniej poniżej -50 st. C) wyziębiło jego kończyny, a nagła zmiana ciśnienia powietrza spowodowała silny krwotok z nosa i bolesny obrzęk brzucha. Dyskomfort był tak ekstremalny, że pilot zastanawiał się, czy efekty dekompresji nie zabiją go, zanim dotrze na ziemię.



Wiatr huczał mu w uszach, a on wdychał tlen z awaryjnego aparatu oddechowego, jednocześnie opierając się pokusie pociągnięcia za linkę spadochronu; jego wbudowany barometr został zaprojektowany do automatycznego rozkładania spadochronu na bezpiecznej wysokości, na której da się oddychać powietrzem atmosferycznym, a jego zapas awaryjnego tlenu był ograniczony. Przedwczesne otwarcie spadochronu wydłużyłoby opadanie i mogłoby doprowadzić do śmierci z powodu uduszenia lub hipotermii. W normalnych okolicznościach można by oczekiwać około trzech i pół minuty swobodnego spadania, aby osiągnąć wysokość 10 000 stóp, na której można swobodnie oddychać. Okoliczności nie były jednak normalne.

Po zaledwie 10 sekundach spadania Bill Rankin przebił się przez szczyt burzy w kształcie kowadła. Gęsta szara chmura zasłoniła letnie słońce, a temperatura gwałtownie spadła. W ciągu niecałej minuty ekstremalne zimno i wiatr zaczęły powodować odmrożenia kończyn Rankina, a w szczególności jego pozbawionej rękawiczki lewej dłoni. Wiatr był kakofonią wewnątrz jego hełmu. Zmarznięty, ranny i z widocznością nie większą niż kilka metrów w mętnej chmurze, podpułkownik zebrał całą swoją wolę, by trzymać rękę z dala od linki wyzwalającej.

Po wydawałoby się nieskończonym spadaniu w wilgotnej ciemności Rankin zaczął się obawiać, że automatyczny przełącznik jego spadochronu uległ awarii. Był pewien, że spadał już od kilku minut, choć zdawał sobie sprawę, że poczucie czasu w tak rozpraszających okolicznościach jest zmienne. Z niepokojem dotknął linki, zastanawiając się, czy za nią nie szarpnąć. Stracił czucie w lewej ręce, a pozostałe kończyny nie radziły sobie dużo lepiej. Wtedy poczuł ostre i znajome szarpnięcie w górę uprzęży – jego spadochron się rozłożył. Było zbyt ciemno, aby zobaczyć czaszę spadochronu nad nim, ale pociągnął za taśmy i stwierdził, że rzeczywiście czasza wypełniła się prawidłowo. Było to mile oczekiwane wytchnienie od mokrego i wietrznego swobodnego spadania.

Na nieszczęście dla rannego pilota, nie znajdował się on w pobliżu wysokości 10 000 stóp, której oczekiwał. Silne prądy wstępujące w komórce burzowej znacznie zmniejszyły prędkość jego opadania, a niestabilna burza przedwcześnie uruchomiła barometryczny przełącznik spadochronu. Bill Rankin wciąż znajdował się daleko od ziemi, a teraz dyndał bezradnie w brzuchu nieświadomego potwora.

– Zobaczyłbym błyskawicę – pomyślał później Rankin. – Rany, pamiętam tę błyskawicę. Nawet nie słyszałem grzmotu, poczułem go.
Pośród spektaklu wyładowań elektrycznych, kapryśne wiatry burzy spychały Rankina w dół, aż napotkał potężne prądy wznoszące – te same prądy wznoszące, które utrzymują grad w górze, gdy gromadzą lód, które wciągnęły go i jego spadochron tysiące stóp z powrotem w burzę. Ten niebezpieczny efekt jest dobrze znany entuzjastom paralotniarstwa, którzy niefrasobliwie nazywają go zasysaniem chmur. W punkcie kulminacyjnym Rankin dogonił swój spadochron, powodując, że owinął się nim jak mokrym kocem i obawiał się, że zaplącze się w niego i spadnie z nieba z prędkością graniczną. Znowu spadł i znowu podmuchy wyrzuciły go w ciemność. Stracił rachubę, ile razy powtórzył się ten cykl góra-dół.

– W pewnym momencie dostałem choroby morskiej – powiedział kiedyś.


Czasami powietrze było tak nasycone zawieszoną wodą, że zaczerpnięcie oddechu powodowało krztuszenie się i dławienie. Zaczął martwić się bardzo dziwną – ale bardzo realną – możliwością utonięcia w przestworzach. Zaczął czuć, jak jego ciało jest zasypywane przez grad, który kiełkował w ciężkiej komórce burzowej, dodając jeszcze jedną obawę: że lodowate odłamki mogą zniszczyć jego delikatny, jedwabny spadochron.

Podpułkownik Rankin nie miał pewności, jak długo już jest maltretowany, gdy zaczął zauważać, że gwałtowność jego falowania słabnie. Zaczynał również odzyskiwać czucie w zdrętwiałych kończynach, co wskazywało na wzrost temperatury. A deszcz, który wcześniej ochlapywał go z każdej możliwej strony, teraz padał tylko z góry.

Chwilę później przemoczony marine wyłonił się pod chmurą cumulonimbus pośród ciepłego, letniego deszczu. Poniżej znajdowały się bezkresne równiny północnej Karoliny, bez bezpośrednich oznak cywilizacji. Ale spadochron Rankina wciąż działał, a on sam znajdował się zaledwie kilkaset metrów nad ziemią, więc wszystko wydawało się względnie w porządku. Burza miała jednak jeszcze jeden prezent na pożegnanie. Gdy Rankin zbliżał się do ziemi, nagły podmuch wiatru porwał go w gęstwinę. Bezradny, został wepchnięty w koronę drzewa, gdzie czasza jego spadochronu zaplątała się w gałęziach, a jego pęd spowodował, że uderzył głową w pień. Na szczęście hełm lotniczy uchronił jego mózg przed poważnymi uszkodzeniami.

Bill Rankin zszedł z drzewa i ocenił swoją sytuację. Była godzina 18:40. Brutalnie potraktowane ciało Billa spędziło około czterdziestu minut w atmosferze, którą alpiniści nazywają Strefą Śmierci. Zgodnie ze swoim wyszkoleniem w piechocie morskiej, Rankin zaczął chodzić zgodnie z profilem poszukiwawczym, aż znalazł boczną drogę. Stanął na poboczu i próbował zwrócić uwagę przejeżdżających od czasu do czasu samochodów, ale minęło trochę czasu, zanim trafił na kierowcę na tyle odważnego, by zahamować przed przemoczonym, krwawiącym, posiniaczonym, z odmrożeniami i pokrytym wymiocinami pilotem. W końcu uprzejmy nieznajomy zatrzymał się i odwiózł Rankina do wiejskiego sklepu w pobliskim mieście Ahoskie, gdzie skorzystał z telefonu, aby wezwać karetkę. W oczekiwaniu na jej przybycie pozwolił sobie na luksus padnięcia na podłogę, by odpocząć.



W następstwie swoich przeżyć ppłk William Rankin spędził kilka tygodni na rekonwalescencji w szpitalu. Jego obrażenia były jednak zaskakująco niewielkie, składały się z powierzchownych odmrożeń i lekkich obrażeń spowodowanych nagłą dekompresją. Ostatecznie powrócił do służby, a w kolejnym roku opisał swoje niebezpieczne przygody w obecnie niedostępnej książce zatytułowanej The Man Who Rode the Thunder.

Żaden człowiek przed ani po Billu Rankinie nie skoczył na spadochronie w cumulonimbusa i nie przeżył, by o tym opowiedzieć. Podpułkownik William Henry Rankin zmarł 06 lipca 2009 roku, prawie dokładnie 50 lat po swojej wstrząsającej i historycznej przejażdżce w burzy.
1

Oglądany: 23785x | Komentarzy: 18 | Okejek: 200 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało