Zabić kogoś z zimną krwią i uniknąć za ten czyn konsekwencji?
Czasem mimo jasnych i oczywistych dowodów wskazujących winnego,
mordercy udaje się wywinąć sprawiedliwości. Wszystko jest kwestią
szczęścia, dobrego alibi i… odpowiednio dużych zasobów
finansowych na opłacenie adwokata.
Burroughs był
ćpunem, alkoholikiem i dilerem. Oprócz tego spełniał się też
jako pisarz i charyzmatyczny mentor młodych hippisów. Zanim jednak
długowłosi pacyfiści z brudnymi stopami upatrzyli go sobie za wzór
do naśladowania, William związał się z kręgiem artystów
tworzących ruch tzw. bitników. W tamtym okresie włóczył się też
po klubach gejowskich i najgorszych spelunach w Nowym Jorku. Podobno
odwiedzając nawet najpodlejsze dziury miał na sobie idealnie
skrojony garnitur i eleganckie buty. W jednej z takich ruder poznał
męską prostytutkę. Chłopak tak bardzo zawrócił mu w głowie, że
chcąc zwrócić na siebie jego uwagę,
urżnął sobie solidny
kawałek palca. Jeszcze w połowie lat 40. Burroughs poznał młodą
bitniczkę - Joan Vollmer, w której się zakochał, Razem z nią w 1949 roku musiał uciec do
Meksyku, po tym, jak policja zaczęła go podejrzewać o handel
marihuaną.
Uzależniony od heroiny, alkoholu, benzedryny, amfetaminy
oraz morfiny pisarz kontynuował tam swój dziki „melanż”. Tym
bardziej, że brak dostępu do heroiny wpłynął na poprawę jego libido i
William sporo czasu zaczął spędzać w towarzystwie przystojnych
panów. Podczas jednej z imprez nakłonił swą małżonkę do
postawienia sobie na głowie szklanki z ginem, a następnie usiłował
zestrzelić naczynie, celując w nie swoim pistoletem. Szklanka
stłukła się, zgodnie z zamiarem Williama, jednak nastąpiło to po
tym, jak kula przeszyła czaszkę Joan i kobieta padła trupem na
miejscu.
Pisarz, mimo że
świadków tragedii było całkiem sporo, podczas przesłuchań
upierał się, że pistolet wystrzelił sam. Upadł na podłogę i bum! Strzelił prosto w czaszkę kobiety.
William trafił do aresztu na trzynaście dni. Po tym
czasie do Meksyku przyjechał jego brat z grubym portfelem, którego
zawartość wyłożył na łapówki dla lokalnych adwokatów i
policji. Mężczyzna opuścił celę i czekał na rozprawę sądową.
W międzyczasie „znalazło się" dwóch świadków, którzy
potwierdzili zeznania zabójcy – pistolet sam wystrzelił, co
poświadczyli też „niezależni”, aczkolwiek zachęceni łapóweczką,
eksperci od broni palnej. Tymczasem adwokat Burroughs, który jak się
domyślacie – również święty nie był, zmuszony został do
pośpiesznego opuszczenia Meksyku, kiedy to na jaw wyszły jego, nie do
końca legalne, czyny i machlojki. Pisarz postanowił zatem dyskretnie opuścić ten kraju i wrócił do USA, skąd szybko udał się do
Ameryki Południowej, aby szukać ayahuaskowych szamanów. Autor
„Nagiego Lunchu” do pierdla nigdy nie trafił.
Wydawać by się
mogło, że urodzona w 1860 roku Lizzie miała udane dzieciństwo –
jej tata był dość zamożnym dyrektorem zakładów włókienniczych,
razem z siostrą dziewczynka angażowała się w organizowane przez
lokalny kościół lekcje dla dzieciaków z emigranckich rodzin, a
zatrudniona przez ojca pokojówka dbała o porządek w domu państwa
Bordenów. Wprawdzie Lizzie nie przepadała za swoją macochą i
raczej unikała rodzinnych obiadów, ale za to
bardzo
lubiła swoje gołębie, które hodowała w stodole. Niestety,
pewnego dnia tata dziewczyny postanowił wszystkie ptaki zabić za
pomocą topora, bo uznał, że ich obecność może budzić niezdrowe
zainteresowanie ze strony złodziei. Ukatrupienie zwierząt stało
się powodem ogromnej, rodzinnej awantury. Niespełna trzy miesiące
później Lizzie „znalazła” swojego ojca leżącego z rozłupaną
czaszką na kanapie w salonie. Podczas, gdy dziewczyna badana była
przez lekarza, pokojówka odkryła w sypialni zwłoki małżonki pana Bordena. Macocha Lizzie otrzymała aż 19 ciosów ostrym
narzędziem w głowę…
Dziewczyna, będąc jedyną osobą oskarżoną
w tej sprawie, została aresztowana. W międzyczasie znaleziono
narzędzie zbrodni. Topór pozbawiony był jednak trzonka – być
może sprawca pozbył się tego elementu, bo był on ufajdany krwią ofiar? Wina Lizzie była
niepodważalna – wskazywał na to, chociażby fakt, że w dniu
popełnionych przez nią morderstw, zabójczyni usiłowała kupić
cyjanowodór, który jak potem twierdziła – miał jej posłużyć
do wywabienia plam z płaszcza. Ponadto, mimo że policja nie
znalazła w domu państwa Borden żadnych ubrań zabrudzonych krwią
zabitych, to osierocona córka ofiary tego morderstwa, krótko po
śmierci ojca spaliła w piecu swoją suknię. Tłumaczyła potem, że
kiecka uświniona była farbą i
nie nadawała się do noszenia.
Rozprawa sądowa
trwała bardzo krótko. Żadna z osób obecnych na ławie
przysięgłych nie mogła uwierzyć, aby tak młoda, niewinna i
pochodząca z dobrego domu, dziewczyna była w stanie popełnić tego
typu czyn. Ich werdykt przyczynił się do uniewinnienia Lizzie.
Hearst nie miał
skrupułów. Jako jeden z pierwszych, wielkich magnatów prasowych
wiedział, jak wykorzystać swoją pozycję do niszczenia karier
ludzi, którzy zaszli mu za skórę. Pozbawiony jakiegokolwiek
moralnego kręgosłupa wydawca nie miał też żadnych oporów w
publikowaniu nieprawdziwych informacji, jeśli tylko za ich pomocą
mógłby osiągnąć swój cel. Nie jest żadną tajemnicą, że
posiadający swoje udziały w przemyśle papierniczym, Hearst ochoczo
dołączył do prowadzonej przez Harrego J. Anslingera – pierwszego
dyrektora Federalnego Biura ds. Narkotyków w Departamencie Skarbu
USA, krucjaty przeciwko… konopiom, które to mocno groziły branży
produkującej papier z celulozy drzewnej. William przez lata
fabrykował wyssane z pępka informacje na temat marihuany, jako
śmiertelnie niebezpiecznej substancji odpowiadającej za społeczną
degrengoladę i tym samym przyczynił się do zdelegalizowania
upraw tej rośliny.
W 1915 roku Hearst
związał się z o 34 lata młodszą od siebie aktoreczką –
Marion
Davies. Dziewczyna znana była z tego, że chętnie romansowała z
bogatymi mężczyznami i życie jako ich utrzymanki wielce jej
odpowiadało. William, oprócz bycia milionerem, miał jednak jeszcze
jedną zaletę – od jakiegoś już czasu zajmował się produkcją
filmową i mógł uczynić z niej gwiazdę pierwszego sortu. Najpierw
jednak Hearst pragnął przenieść realizację swoich produkcji na
zachodnie wybrzeże. A pomóc w tym mu planował Thomas
Ince – znany
producent filmowy, reżyser, aktor i scenarzysta, który za
odpowiednie wynagrodzenie zgodził się udostępnić magnatowi
prasowemu swoje studio. Umowa miała zostać podpisana w listopadzie 1924 roku podczas wycieczki luksusowym jachtem należącym do Hearsta. Panom towarzyszyła śmietanka związanych z kinem celebrytów.
Podczas tejże
wyprawy Ince miał się źle poczuć. Dopadła go jakaś koszmarna niestrawność. Wkrótce przewieziony został do
szpitala, gdzie dokonał swego żywota. Oficjalnie zmarł w wyniku
niewydolności serca, a jego ciało szybko skremowano. Nie ma o czym mówić, proszę się rozejść. Sprawa jednak nie jest taka oczywista, jak mogłoby się wydawać.
Dość już wiekowy
Hearst był chorobliwie zazdrosny o swoją dziewczynę, tym bardziej,
że na pewno świadomy też był jej skłonności do wdawania się w
romanse ze znanymi, bogatymi i wpływowymi mężczyznami. Najbardziej
jednak wkurzało go to, że podczas jego nieobecności, Marion
spędzała dużo czasu u boku Charliego Chaplina – aktora, który
również nie stronił od towarzystwa ładnych pań. Wiele wskazuje
na to, że Hearst nakrywszy aktora i Davies podczas wspólnej
pogawędki na jachcie, chwycił za broń i strzelił w kierunku gwiazdora.
Problem w tym, że ofiarą tego ataku okazał się Ince, który to
dla zabawy pożyczył sobie słynny melonik Charliego. William,
ochłonąwszy, miał potem zastraszać i przekupywać świadków
morderstwa, aby ci nie puścili farby policji, a sam zadbał też o
szybkie skremowanie ciała Thomasa. Doniesienia te potwierdzić miał
później lokaj Chaplina, który widział zwłoki mężczyzny i
twierdził, że zmarły miał krwawiącą dziurę w czaszce. Również
obecna na jachcie pisarka - Elinor Glyn twierdziła, że wszyscy
na pokładzie zobowiązali się do zachowania tajemnicy dotyczącej
tego wydarzenia.
W kontrolowanych
przez Hearsta gazetach nie pojawiła się też żadna informacja o
tym, że do śmierci filmowca miało dojść na jachcie należącym
do Williama.
Plotkę, która
przez lata krążyła po Hollywood, podsycał też fakt, że wdowa po
zmarłym producencie z dnia na dzień wzbogaciła się o kilka
luksusowych nieruchomości rzekomo ofiarowanych jej przez Williama. Tymczasem plotka o morderstwie solidnie nadszarpnęła autorytet wydawcy i
mocno pokrzyżowała jego plany
dalszego inwestowania w przemysł filmowy. Źródła:
1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą