Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Numer mordercy, toksyczna matka i inne anonimowe opowieści

37 479  
254   37  
W dzisiejszym wydaniu m.in. strach przed rozmawianiem, płaczący facet, miłosne rozterki, zły przykład dla dzieci i toksyczna matka.

#1.

Kiedyś czytałam jedną z książek J. Chmielewskiej. Kto czytał, ten wie – trup ściele się gęsto, morderca, jak to bywa w lepszych kryminałach, nie do wykrycia do ostatniej strony. Kryminał ten pisany był w latach 90. W treści, w toku śledztwa, główny bohater odnajduje karteczkę z numerem telefonu.
W czasach, w których kryminał powstał, telefony nie były powszechne, zaś numer podany na karteczce ewidentnie pasował do numeru telefonu komórkowego. Tak więc, nie myśląc za dużo, wykręcam numer. A tutaj... sygnał! Szybko się rozłączam. Po pewnym czasie telefon oddzwania... Odrzucam. I piszę wiadomość, w której zawieram informacje, że morderca, że numer, że przepraszam.
Wiadomość zwrotna: „a ja się zastanawiałam, dlaczego mam tak dużo anonimowych telefonów bez odzewu...”.


#2.

Pracuję w obsłudze klienta, w call center. W pracy nie mam problemu z rozmawianiem z klientami. Jestem osobą kontaktową, dostaję wręcz zwrotki od przełożonych, że mówię za dużo. W życiu prywatnym jest totalnie na odwrót. Boję się zadzwonić nawet po pizzę, a co dopiero odebrać ją od kuriera. W sklepie mam problem, żeby zapytać gdzie leży dany produkt bądź załatwić sprawy w urzędzie. Mimo tego, że kiedyś pracowałam w restauracji, w sklepie też, i normalnie rozmawiałam z ludźmi, zero problemu. W momencie kiedy mam zapytać o coś pracownika lub nawet osobę na ulicy, oblewają mnie zimne poty i bardzo się stresuję, wręcz odczuwam lęk.
Kasy samoobsługowe i możliwość zamówienia online to wybawienie dla takich osób jak ja.

#3.

Moja dziewczyna: dlaczego nigdy nie mówisz o swoich uczuciach i tym co cię boli, tylko milczysz i jesteś nieobecny? To niezdrowe dla twojej psychiki. Wykończysz się.
Ja: Dlatego, że jak to robię, ty zamiast pomóc zaczynasz wbijać mi głębiej szpile, zmieniać do mnie nastawienie i mówić, że ty masz gorzej.
Moja dziewczyna: To nieprawda (FOCH), a tak w ogóle to ty jesteś taki i taki.

Od tej rozmowy minęły może z trzy miesiące. Problemy w pracy nakładają się z poważnymi problemami w rodzinie, problemami finansowymi i jeszcze zaraziłem się covidem, po którym mam problemy z sercem, co po zakończonym L4, na którym jestem, prawdopodobnie uniemożliwi mi wykonywanie zawodu, który wykonuję. Wychowałem się w rodzinie o konserwatywnym sposobie bycia, czyli chłop nie płacze. Chłop zaciska zęby i działa. Tym razem ten chłop nie wytrzymał i wyrzygał cały ból swojej drugiej połówce i nawet nie zauważył kiedy zaczęły lecieć mu łzy i rozryczał się jak dziecko.

Żałuję, że to zrobiłem, nie ma nic gorszego niż wyżalić się kobiecie, pokazać słabość i niemoc. Teraz nie dość, że życie mnie skopało, to kopie mnie własna kobieta. Mówi, że potrzebuje mężczyzny silnego, który będzie dla niej podporą, motywacją, a nie kogoś, kto nie radzi sobie sam ze sobą, bo nie zamierza żyć czyimiś problemami. Przypomniałem jej, co mówiła o okazywaniu słabości, ale odpowiedziała, że nie to miała na myśli.

Ogólnie jest źle, ale ma to i swoje plusy, bo otworzyło mocno oczy na wiele rzeczy. Czuję, że przez jej podejście staję się silniejszy. Trzy lata poszły w piach, trzeba jej teraz pokazać, że jednak jestem mężczyzną i kopnąć ją w cztery litery.


#4.

Dekadę temu rozpadł mi się związek (partnerka dorobiła mi bardzo okazałe poroże, wielokrotnie). Złamało mnie to solidnie, minęło bardzo dużo czasu, zostałem z problemem z alkoholem i emocjami plus depresja (na lekach jest już w miarę OK).
Ale do sedna.
Od dwóch lat jestem z dziewczyną. Na początku oczywiście zakochanie, ale potem... pustka. Lubię ją, zależy mi na niej, jesteśmy idealnie zgrani, nie kłócimy się, absolutnie wszystko jest super, ale nie kocham jej. Sądzę, że po prostu już nie umiem, poza tym przecież miłość ma pewne etapy i po latach jest już tylko to specyficzne przywiązanie.
Ale z drugiej strony nie wiem, czy nie lepiej byłoby poszukać kogoś innego. Tylko po co, skoro jest dla mnie 10/10?
Może wydać Wam się to głupie, ale czeka nas decyzja o podobnej wadze jak wspólny kredyt i po prostu mam wątpliwości.

#5.

Był taki czas, gdy żyliśmy naprawdę bardzo biednie, pieniędzy ledwo starczało na podstawowe potrzeby. Syn chodził wtedy do gimnazjum, a wiadomo, że dzieciaki potrafią być okrutne, więc był wyśmiewany w szkole, bo nie nosił firmowych ciuchów i miał znoszone, zniszczone buty. Niejeden raz płakał z tego powodu, a mi pękało serce.
I właśnie wtedy ukradłam dla niego buty w sklepie. Nie złapali mnie, nigdy się nie wydało, a syn był przeszczęśliwy, bo dzieciaki w szkole dały mu spokój.
Nigdy nikomu o tym nie mówiłam i nie jestem z tego dumna, bardzo się tego wstydzę. Nikomu się do tego nie przyznam.

#6.

Dziś wracając do domu, zobaczyłam genialną matkę z dwójką dzieci – jedno w wózku, drugie na oko 6 lat. Przebiegała z nimi przez ulicę, na czerwonym świetle. Kierowcy po hamulcach, wiadomo, zatrąbili. A ona? Zaczęła przeklinać na nich, że jak to oni nie jeżdżą, nie widząc we wszystkim swojej winy.

A za rok czy dwa wyśle swoje dziecko do sklepu po bułki i mały wpadnie pod samochód, przebiegając na czerwonym świetle, bo z mamą zawsze tak robił. I dzieją się tak różne tragedie przez nic niemyślące matki. A kierowca, który potrącił i zabił pieszego, musi żyć z poczuciem winy, o ile nie za kratkami, mimo swojej tak naprawdę niewinności.

Skoro już ma się dzieci, to powinno się dbać o ich bezpieczeństwo, dając wzorowy przykład.


#7.

Najbardziej za skórę potrafią nam zajść rodzice. Oni nas wychowali pod siebie, znają wszystkie słabości i nie jesteśmy w stanie się bronić przed ich zagraniami. W moim przypadku toksycznymi.

I tak ja, 40-paroletni facet, dopiero teraz zorientowałem się, że rodzic wymuszający płaczem na dorosłym dziecku (mnie) ustępstwa to nie jest normalne zachowanie. Wychowałem się z mamą, ale dopiero teraz złapałem, że „nie możesz robić po swojemu, bo mama będzie smutna” i inne zagrywki to szantaż emocjonalny. Teraz, po wielu latach mieszkania na swoim i wielu konsultacjach ze znajomymi zrozumiałem, że od zawsze służyłem mojej mamie do zrzucania na mnie jej emocji, żyłem w ciągłym poczuciu winy, że to przeze mnie jest nieszczęśliwa, że to ja odpowiadam za jej krzywdy i muszę wiecznie przepraszać, że żyję.

Fajnie, prawda? Z takim przeświadczeniem idziesz sobie w życie i próbujesz nawiązywać znajomości. Dziwne, że nie wszyscy ludzie ode mnie uciekali, a jedynie 99% – dwie znajomości się ostały i tylko dzięki nim zrozumiałem, że to co robię jest toksyczne.

Dziś nadal zmagam się z mamą, która cały czas próbuje szantażu emocjonalnego, naruszania granic, próbuje mnie zmuszać do tłumaczenia się ze swojego życia i krytykuje (albo doradza, ale niezamówiona rada to też krytyka), mówi co mam robić. Ale dziś już mnie to mniej rusza, choć nadal nie jest łatwe. Mam świadomość, że nie żyję po to, aby spełniać czyjeś oczekiwania. Zauważenie tego zajęło mi ponad 20 lat dorosłego życia.
2

Oglądany: 37479x | Komentarzy: 37 | Okejek: 254 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało