Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Zdewastowano setki fotoradarów. Ale ta akcja raczej nie ucieszy kierowców

36 254  
190   21  
Znikające fotoradary są pewnie marzeniem wielu kierowców – nie tylko w Polsce. W Szwecji to marzenie zaczęło się ziszczać kilka miesięcy temu. Za demontażem nie stały jednak służby odpowiedzialne za te urządzenia. Wydaje się też mało prawdopodobne, by sprawy wzięli w swoje ręce rozgoryczeni mandatami uczestnicy ruchu drogowego. Niektórzy przekonują, że to dzieło… Rosjan.


Fotoradarów zaczęło ubywać w okolicach Sztokholmu w sierpniu. I pewnie media nie zwróciłyby na to uwagi, gdyby nie skala zjawiska: sprawcy rozmontowali 70 urządzeń. Potem przycichli na kilka tygodni, by w październiku wyłączyć z użycia kolejnych 80 maszyn. W takich sytuacjach trudno mówić o przypadku. Sprawa wymagała wyjaśnienia m.in. dlatego, że wiązała się z dużymi stratami: koszt naprawy jednego fotoradaru to w przeliczeniu na naszą walutę ponad 100 tys. zł. I tu dochodzimy do najważniejszego wątku tej historii.

Maszyny stojące przy szwedzkich drogach nie były po prostu niszczone – znikały z nich moduły fotograficzne. Scenariusz zorganizowanej akcji wandali ustępuje zatem miejsca wersji z szajką złodziei. Ale i tu pojawia się zagwozdka: grabieżcy zostawiali na miejscu pozostałe komponenty, w tym procesory czy radary, na których też dałoby się zarobić. Stąd wniosek, że podzespoły foto były wyrywane na zamówienie. Czyje?



Media, w tym np. New York Times, zaczęły wskazywać na Rosję. Czy to oznacza, że Rosjanie nagle postanowili zadbać o bezpieczeństwo na swoich szosach? Niekoniecznie, tam zasady ruchu drogowego pewnie nadal regulowane są przez łapówki i wielkie klucze leżące przy kierowcy na fotelu pasażera. Ewentualnie może to być młotek albo kij. Rosyjski trop prawdopodobnie jest jeszcze bardziej absurdalny: aparaty mogą być wykorzystywane do produkcji dronów.

Przeciw tej teorii świadczy kilka argumentów. Po pierwsze, dlaczego dzieje się to tylko w Szwecji? Po drugie, aparaty wykorzystywane w fotoradarach to sprzęt przeznaczony głównie do jednego celu i trudno go przystosować do realizacji innych zadań. Po trzecie, szwedzki kontrwywiad Säkerhetspolisen (SÄPO) nie potwierdził, że ten wątek zasługuje na szczególną uwagę. Z drugiej strony służby wyjaśniły, że póki co nie będą w ogóle spekulować na ten temat.

Na niekorzyść Rosjan ma przemawiać przede wszystkim film, który w sieci opublikowali Ukraińcy. To w zasadzie jedna wielka kpina z osiągnięć rosyjskich inżynierów – widzom prezentowany jest dron, który każdy z nas mógłby zbudować w garażu ze szwagrem. Albo bratową, o ile któreś z nich śledziło poczynania Angusa MacGyvera. Dość napisać, że za wizję odpowiada tam aparat marki Canon, a rolę zbiornika na paliwo odgrywa plastikowa butelka.

FILM
Czy Rosja faktycznie atakuje Ukrainę z pomocą takich maszyn? Trudno stwierdzić, może to dzieło ukraińskiej propagandy, która chce ośmieszyć jedną z największych armii świata. Przy czym trzeba zaznaczyć, że zadanie nie jest szczególnie wymagające. A mowa przecież o drugim największym eksporterze broni na świecie. I chociaż Rosja na tym polu mocno ustępuje USA, to jednocześnie zdecydowanie wyprzedza pozostałe kraje z listy „handlarzy śmiercią”. Przemysł zbrojeniowy tego kraju to państwo w państwie. Tak przynajmniej było przed inwazją na Ukrainę.

Od lutego sporo się zmieniło. Rosyjski potencjał militarny został poważnie uszczuplony. A jego odbudowa nie jest prosta, na co wpływ mają nałożone na ten kraj sankcje. Oczywiście można się zżymać, że do tej pory nie rozłożyły one agresora na łopatki, niektórzy będą nawet przekonywać, że Rosjanie się z nich śmieją, mają się dobrze, a bardziej cierpią np. państwa Zachodu, w tym Polska. Ale oficjele z Moskwy prawdopodobnie robią dobrą minę do bardzo złej gry.

Owszem, państwo Putina wciąż czerpie wielkie zyski z eksport surowców, jednocześnie szuka dla nich nowych odbiorców (musi przy tym proponować bardzo atrakcyjne warunki) i korzysta z rezerw gromadzonych przez lata. Kraj ten został jednak odcięty od technologii państw wysokorozwiniętych, a bez nich nie można nawet myśleć o progresie. Dotyczy to zarówno sektora cywilnego, jak i wojskowego. Dotarliśmy do chwili, w której Rosjanie kupują np. drony od Iranu, a pociski artyleryjskie od Korei Północnej. Bo trudno o innych partnerów. Te ruchy można uznać za akt desperacji.



Jednocześnie w mediach co jakiś czas pojawiają się doniesienia o kolejnych brakach na rosyjskim rynku. I nie chodzi już o to, że samoloty czy lokomotywy muszą być rozbierane, by posłużyć jako części zapasowe do innych maszyn. Instalacje do wydobycia i transportu surowców też będą sprawiać coraz więcej problemów bez zachodniego wsparcia. Obywatele zmagają się z brakiem leków, coraz trudniej (i drożej) naprawić samochód, kupić wymarzoną elektronikę, a nawet… guziki. Sankcje działają, ale nie dzieje się to od razu.

Na ten proces trzeba też patrzeć z szerszej perspektywy. Bo o ile doniesienia o deficycie wybielacza do produkcji papieru nie muszą robić wrażenia, o tyle prawdziwe konsekwencje już działają na wyobraźnię. Pojawia się problem z wystawianiem faktur i paragonów, obiegiem dokumentów, egzaminami w szkołach i na uczelniach. A mamy przecież 2022 rok, jeszcze nie tak dawno Rosjanie bredzili o stworzeniu pod Moskwą swojego odpowiednika Doliny Krzemowej. Dzisiaj nie wiedzą, skąd wziąć na zimę opony dobrej jakości.

Włodarze Kremla mogą oczywiście opowiadać o uniezależnianiu się od zachodnich gospodarek, ale to bujda na resorach (których w Rosji pewnie też już brakuje). Jedno państwo nie może produkować wszystkiego, o czym świadczą nawet przypadki Chin i USA. Do tego trzeba mieć na uwadze, że rozwój wymaga kadr, a te w pośpiechu uciekają z kraju. Jedni specjaliści robią to w ramach sprzeciwu wobec polityki Putina, drudzy w trosce o swoje życie, a jeszcze inni mają na względzie swój rozwój i zasobność portfela. Bo lepiej pracować w korpo IT w tej przeklętej „gejropie”, jak w Rosji nazywana jest nasza część kontynentu, niż szyć walonki w Petersburgu.



Alternatywnym rozwiązaniem jest import z innych kierunków, przede wszystkim z Chin. Ale i w tym przypadku pojawia się masa problemów (dla Rosjan). Jak już wspomniałem, Chińczycy nie produkują wszystkiego. Część rzeczy, które wytwarzają, ustępuje jakością tym europejskim czy amerykańskim. I kto powiedział, że Saszę z biurowca w Moskwie zadowoli Xiaomi, kiedy w planach miał zakup nowego iPhone’a? Dla kraju Putina najgroźniejsze będzie jednak dalsze uzależnianie się od potężnego sąsiada z Południa. Przecież Chiny część terytorium Rosji uznają za swoje ziemie i prędzej czy później mogą się o nie upomnieć. Żeby było śmieszniej, warto przypomnieć, że kilkanaście lat temu Putin oddał już Chińczykom skrawek tej ziemi. Po resztę Państwo Środka może się zgłosić samo.

Patrząc na to wszystko, łatwiej uwierzyć, że Rosjanie znaleźli się w punkcie, który wymaga rozpruwania szwedzkich fotoradarów. A z każdym kolejnym kwartałem trwania sankcji będzie coraz trudniej, zaskoczy nas pewnie jeszcze niejeden film o garażowych wyrobach jednej z największych armii świata. Putin może w tym czasie zakłamywać rzeczywistość i apelować o konkurencyjność rodzimego przemysłu zbrojeniowego (to naprawdę miało miejsce), ale efektem takich poczynań może być jedynie śmiech. W Rosji przez łzy, u reszty świata szyderczy.
9

Oglądany: 36254x | Komentarzy: 21 | Okejek: 190 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało