W dzisiejszym odcinku:
- Agora szykuje masowe zwolnienia, a pracownicy domagają się, aby zarząd obniżył sobie pensje
- Nowe fakty w sprawie potrącenia przez Stuhra. Aktor podobno dwukrotnie próbował uciec
- Magdalena Ogórek na wizji porównała Tuska i PO do hitlerowców
- Kanye West porównał się do George’a Floyda
- Legendarny aktor p0rno chce jako pierwszy uprawiać seks w kosmosie
Inflacja, wojna w Ukrainie, ogólny kryzys gospodarczy.
Wszystkie te czynniki wpływają zarówno na małych, jak i na tych dużych. Doskonałym
tego przykładem jest Agora, która wydała niedawno komunikat, w którym informuje
o
masowych zwolnieniach pracowników, które mają nastąpić od 21 listopada do 21 grudnia.
Pracę mają stracić łącznie 84 osoby z działów nieredakcyjnych:
Z uwagi na czynniki ekonomiczno-finansowe tj. kryzys
gospodarczy wywołany przez konflikt w Ukrainie, skutkujący m.in. wzrostem cen
papieru oraz z uwagi na niekorzystne prognozy dotyczące rozwoju gospodarki w
najbliższych kwartałach wymagane są zmiany struktury organizacyjnej spółki.
Związek zawodowy – Komitet Obrony Gazety Wyborczej – ma w
tym temacie nieco odmienne zdanie. Ich zdaniem zwolnień będzie znacznie więcej,
bo są przecież jeszcze osoby na umowach śmieciowych oraz zatrudnieni w systemie
B2B:
A są przecież jeszcze ludzie zatrudnieni na umowach
cywilnych i B2B, z nimi także firma się rozstanie. Dzisiaj nie wiemy, jaka
będzie skala tych rozstań, ale deklarujemy, że w rozmowach z zarządem będziemy
upominali się także i o te osoby.
Związek zawodowy zaapelował do zarządu Agory, aby ci na
samej górze nieco obniżyli swoje pensje i w ten sposób uratowali kilka osób
przed zwolnieniem:
Zarobki zarządu spółki Agora SA rosną (z 1,19 do 3,84 mln zł
w pierwszym półroczu). Dlatego pytamy zarząd Agory SA, czy godzi się
przeprowadzać zwolnienia grupowe i samemu podnosić sobie pensje? Uprzejmie
apelujemy do zarządu Agory SA, aby zgodnie z hasłem założycielskim Gazety
Wyborczej - Nie ma wolności bez Solidarności, rozważył zredukowanie sobie
pensji, zamiast je podwyższać, może w ten sposób uda się ocalić przed
zwolnieniem kilka, a może nawet kilkanaście osób.
Pracownicy działów nieredakcyjnych odczuwają niepokój.
Twierdzą, że nie mogą pracować, ponieważ wisi nad nimi widmo utraty pracy, choć
chwilę wcześniej zapewniano ich, iż kondycja Wyborczej jest znakomita i nie ma
powodów do obaw.
Jak teraz mamy pracować, skoro może nas wyrzucą? Tym bardziej
że całkiem niedawno zapewniano nas, że sytuacja Wyborczej jest dobra. Gdy w
ubiegłym roku redakcja prosiła o nas wsparcie, to stanęliśmy za nią murem.
Redaktorzy naczelni dziękowali nam wtedy za pomoc i zapewniali, że tworzymy z
redakcją jeden zespół, że nigdy się na nas nie wypną. Liczymy, że teraz
redakcja jej naczelni dotrzymają słowa i „nie będziemy szli sami”.
Stuhrowej telenoweli ciąg dalszy. Najpierw była próba
mocnego oczernienia aktora, potem próba wybielenia, bo ponoć nie było wcale tak
źle, jak początkowo to przedstawiono, następnie skrucha, a teraz nowe
rewelacje, do których dotarła redakcja
Faktu.
Chodzi o zeznania poszkodowanego motocyklisty, które rzuciły
nowe światło na całą sprawę. Sławomir G. jechał właśnie odebrać jedzenie z
firmy cateringowej, w której pracował. Mężczyzna posiada wyższe wykształcenie i
nigdy nie był karany. Na poparcie swoich słów Sławomir posiadał nagranie z
kamery zamontowanej na kasku:
Kończąc manewr skrętu, zauważyłem po swojej stronie czarny
obiekt – pojazd. To były ułamki sekund, kiedy poczułem uderzenie na moim ciele.
Usłyszałem ogromny huk. Poczułem się jakby w stanie
nieważkości.
Mężczyzna zeznał, iż tylko dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom
nie upadł na ziemię po uderzeniu:
Firma KTM produkująca motocykle zatrudnia mnie do pokazów
motocyklowych i wykonywania nimi różnych manewrów.
Oglądając później to zdarzenie na kamerze, uważam, że to był
cud.
Kiedy próbowałem kontynuować jazdę, trzymając kierownicę
także lewą ręką, w pewnym momencie odczułem ogromny ból, jakby ktoś mi wbił w
rękę ogromną igłę, jak długopis, coś mi w ręce strzeliło.
Według zeznań poszkodowanego Stuhr miał próbować uciec z
miejsca zdarzenia:
Po zejściu z motocykla użyłem wobec kierującego
niecenzuralnego słowa „co ty jesteś pierd***, potrąciłeś mnie i uciekasz?”. Jak
do niego podszedłem, to on miał otwartą szybę i na moje stwierdzenie powiedział
coś w stylu „niemożliwe”.
Po wymianie zdań Sławomir G. znów ruszył w pościg:
Umożliwił mi to ruch samochodów, który skumulował się przy
kolejnym skrzyżowaniu na wysokości ulic Karmelickiej i Królewskiej. Próbował we
mnie wjechać, zepchnąć mnie. Ja dodałem troszeczkę gazu i znów zahamowałem. On
wtedy jechał buspasem, to było przed skrzyżowaniem z Karmelicką, kiedy buspas
stawał się też pasem do skrętu w prawo dla innych aut. Zablokowałem mu zatem
możliwość dalszej jazdy pasem do skrętu w prawo.
Podobno Stuhr próbował wykorzystać każdą nadarzającą się okazję,
aby odjechać. Dojeżdżał do nóg stojącego przed samochodem Sławomira G. i próbował
wszelkich sposobów, aby go ominąć.
Próbował cały czas dojeżdżać mi do nóg i ucieczki. Próbował
wykorzystać każdą sekundę do ucieczki.
Wprawdzie jego obrażenia zostały mocno zbagatelizowane,
jednak w rzeczywistości kontuzja ręki wykluczyła Sławomira z niektórych aktywności
i zmusiła go do noszenia temblaka przez 7 dni po zdarzeniu.
I na koniec wisienka na torcie. Przy policji Stuhr próbował
przekonywać organy ścigania, że Sławomir G. udaje i tak naprawdę nic mu nie
jest. Aktor utrudniał również przeprowadzenie badania alkomatem.
Magdalena Ogórek w trakcie jednego z ostatnich programów „W
tyle wizji” postanowiła
odnieść się do niedawnego zdarzenia, które miało miejsce przed siedzibą Prawa i
Sprawiedliwości na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie.
Młody mężczyzna próbował wedrzeć się do środka, wykrzykując,
że chce się spotkać z prezesem. Mężczyznę wyprowadziła policja i przekierowała go
na obserwację psychiatryczną.
Raptem niedawno usłyszeliśmy, że przyjdą silni ludzie i
wyprowadzą co niektórych. Chodziło oczywiście o polityków, później Platforma
rozszerzyła ten przekaz, bo chodzi także o dziennikarzy. No i przyszedł
pierwszy silny człowiek – mówiła Ogórek.
Tak to niestety jest, jak nienawiść wygrywa z miłością,
wygrywa z brakiem programu. Jak góruje nad kompletną pustką i brakiem treści,
którą trzeba czymś wypełnić. 1933 rok się kłania, kiedy to dehumanizowano,
odsądzano od czci i wiary. W tym momencie Donald Tusk i Platforma Obywatelska
bardzo mocno multiplikując przekaz nienawiści, wkracza na tę samą
niebezpieczną, nienawistną drogę.
Dehumanizując dziennikarzy telewizji publicznej, nazywając
nas telewizją rządową, telewizją reżimową, bardzo często wskazując nas jako
tych, którzy powinni zaatakowani. Nie ma zgody na tego typu sytuacje.

Kanye West – czy może raczej Ye – jest ostatnio na ustach
całego świata. W zasadzie trudno mi stwierdzić, od czego to tak naprawdę się
zaczęło, jednak po drodze była ta kontrowersyjna bluza z papieżem Polakiem i
napisem „white lives matters” (ang. białe życie ma znaczenie), nazywanie BLM
(Black Lives Matters) jednym wielkim oszustwem, cała seria antysemickich wpisów
w mediach społecznościowych, utrata współpracy z Adidasem, kilka banów i wiele
innych.
W ostatnich dniach Ye przyjechał na mecz koszykówki, na
którym grała jego córka North. Przed wejściem czekali na niego dziennikarze, co
Kanye wykorzystał, aby
wyjaśnić kilka spraw. Odniósł się m.in. do swoich własnych słów, gdzie stwierdził,
iż George Floyd nie zmarł przez uduszenie, ale w wyniku przedawkowania
fentanylu. Raper nie przepuścił okazji, aby z samego siebie również uczynić
ofiarę:
To zraniło czarną społeczność. Chcę za to przeprosić, bo Bóg
teraz pokazał mi, jak to jest. Przez to, co robi Adidas i co robią media teraz
wiem, jak to jest mieć kolano na szyi.
West zwrócił również uwagę na ruch BLM. Dodał, że
społeczność afroamerykańska wiele mu zawdzięcza, jednak nie wszystko tam jest OK:
Są jednak w nim elementy, z którymi się nie zgadzam.
West próbował wytłumaczyć się też ze swoich antysemickich
wpisów. Stwierdził, że niektóre jego wypowiedzi zostały wyrwane z kontekstu, a
on sam nie zawsze do końca zdawał sobie sprawę z tego, co można nazwać
wypowiedziami antysemickimi, a co nie.
Johnny Sins – legendarny „Łysy z Brazzers” – udzielił
ostatnio wywiadu dla
Vice,
w którym powrócił do pewnego zapomnianego już przez wielu tematu. W roku 2015 pojawił
się pomysł wystrzelenia pary aktorów w kosmos, aby ci jako pierwsi ludzie na świecie
mogli uprawiać seks poza ziemską atmosferą.
P0rnHub szybko zrezygnował z całego przedsięwzięcia,
ponieważ nie udało się uzbierać odpowiedniej sumy w trakcie kampanii crowdfoundingowej.
Sins twierdzi jednak, iż warto odświeżyć całą koncepcję.
To byłoby świetne. Chciałbym być pierwszą osobą, która
zrobiłaby to w kosmosie.
Jego zdaniem od 2015 roku ludzkość dokonała znacznych postępów
w kwestii eksploracji obszarów pozaziemskich. Pojawiły się chociażby komercyjne
loty w kosmos:
Kiedy ta kampania wystartowała, nawet nie wiem kiedy to
było, chyba w 2015, nikt jeszcze nie poleciał w kosmos w ramach tych [SpaceX
Elona Muska] komercyjnych lotów.
Ale teraz, gdy to się dzieje, może to być do zrobienia.
Myślę, że byłoby to niesamowite. To musi się stać dość szybko, w ciągu
najbliższych kilku lat, ponieważ jestem coraz starszy.
Sins uważa, że w całą sprawę mógłby zaangażować się nawet
sam Elon Musk i SpaceX:
Myślę, że Elon też by się do tego przyłożył. On jest właśnie
takim typem człowieka. To byłaby niesamowita promocja dla SpaceX.
Cóż… pozostaje tylko życzyć panu Łysemu z Brazzers
spełnienia marzeń.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą