W dzisiejszym odcinku przerazi nas pewien horror, powrócimy do starego Age of Mythology, a twórca Flappy Bird wyjawi, dlaczego ta gra zniszczyła mu życie.
#1. Nietypowa perspektywa znów przeraża ludzi
Mówi się, że wszystko jest kwestią perspektywy. Jest w tym
więcej prawdy, niż mogłoby się wydawać. Okazuje się bowiem, że wystarczy nieco
zmienić perspektywę w grze, aby zupełnie zmienić jej odbiór przez graczy.
Poprzednio już opisywałem strzelankę, która przerażała swoim
realizmem właśnie przez wzgląd na nietypową perspektywę, jaka została tam zastosowana.
Chodzi o kamerę typu „body-cam” w stylu urządzeń, jakie przypinają sobie na
przykład mundurowi w USA.
Tym razem przyszła pora na horror w takim klimacie, który
już niebawem ukaże się na Steamie, a nosi tytuł Paranormal Tales. Cała opowieść
ma przypominać nieco to, z czym mieliśmy do czynienia w filmie „Blair Witch
Project”, a zastosowanie tak nietypowej kamery w połączeniu z „realistyczną”
grafiką sprawia, że ten horror naprawdę może przerazić.
Pamiętacie jeszcze Age of Mythology wydane 1 listopada 2002
roku? Był to spin-off gry Age of Empires, w którym do całej tej strategii,
zarządzania wojskiem, walki i budowania miast dodano odrobinę… religii. A
konkretnie religii starożytnych.
W Age of Mythology mieliśmy bowiem do czynienia z cudami,
mitycznymi stworzeniami, które zasilały szeregi naszej armii, oraz herosami i
półbogami. Wprawdzie Age of Mythology dostało już kiedyś swój remake, to jednak
został on przyjęty bez specjalnego entuzjazmu i nie oferował praktycznie nic
nowego. Nawet tekstury nie zostały porządnie odświeżone. Tym razem ma być
inaczej.
Age of Mythology: Retold – bo tak ma nazywać się gra – to coś,
o czym póki co za wiele nie wiadomo. Nie wiadomo nawet, czy będzie to remake,
czy może remaster. Wiadomo tylko, że będzie to odświeżona wersja starej gry.
Kiedy pojawi się AoM? Nie wiadomo. Na razie pozostaje nam
uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Na Steamie
funkcjonuje coś takiego, jak rekomendowane ceny regionalne. Są one niezwykle
pomocne dla developerów, którym nie chce się ustalać samodzielnie kwot zakupu
dla każdego kraju z osobna i wolą powierzyć to samej platformie.
Poprzednie zalecenia ustalane były jeszcze przed wybuchem
pandemii oraz przed wzrostem inflacji na całym świecie – ten drugi czynnik miał
tu szczególnie dużo do powiedzenia. Bo jeśli weźmiemy taką Polskę, to widzimy
wzrost ceny o zaledwie 30%.
Rekomendowana przez Steam kwota 60 dolarów przeliczona
powinna zostać na 274,99 zł (było 214,99 zł). Niby aż 60 złotych drożej, jednak
mogło być znacznie, ale to znacznie gorzej. Weźmy pod lupę chociażby taką
Turcję czy Argentynę. W tych krajach ceny skoczyły kolejno o 454 i 485%.
Na koniec dodam tylko, że być może nie ma powodów do większej
paniki. W końcu najwięksi wydawcy sami ustalają ceny na poszczególne rynki,
dzięki czemu w przypadku gier AAA nie będzie aż tak agresywnych podwyżek.
#4. CD Projekt RED odświeży pierwszego Wiedźmina
CD Projekt RED poinformowało niedawno, iż zamierzają
odświeżyć pierwszego Wiedźmina z 2007 roku. Ujawniono, że to właśnie ten
projekt krył się pod tajemniczym kryptonimem Wiedźmin Canis Majoris, o którym
wspominano przy okazji dzielenia się planami na najbliższe kilka lat.
To świetne wieści,
prawda? Niby tak, jednak Wiedźmin Remake zadebiutuje dopiero po projekcie
Wiedźmin Polaris – a więc pierwszej odsłonie nowej wiedźmińskiej sagi.
Zasygnalizowaliśmy, że pierwsze trzy to są gry wiedźmińskie
– dwie o nazwach kodowych „Syriusz” i „Polaris”, a trzecia to remake pierwszego
Wiedźmina, znana pierwotnie pod nazwą „Canis Majoris”. Nie podaliśmy
kolejności, ale potwierdziliśmy, że remake, za którym stoi studio Fool’s Theory
i nad którym sprawujemy nadzór kreatywny, będzie bazował na technologii
„Polarisa”. Kolejność tych dwóch można więc wydedukować – wyjaśnia Kiciński.
Oznacza to mniej więcej tyle, że na remake jeszcze sobie
poczekamy. Znając tempo prac CD Projektu i to, że na Cyberpunka czekaliśmy tak
długo, to kolejny Wiedźmin szybko nie ujrzy światła dziennego, a co dopiero zaplanowany
na później remake.
#5. Twórca Flappy Bird wyjawił, że gra zniszczyła mu życie
Kojarzycie Flappy Bird? Na pewno kojarzycie. Któż z nas nie
zna jednej z najpopularniejszych gier mobilnych na świecie, która przyniosła
wielu osobom całe godziny świetnej zabawy. Do tego grona nie można zaliczyć
samego twórcy gry – programisty Nguyena Ha Donga – któremu Flappy Bird zniszczyło życie.
Nguyen stworzył Flappy Bird w trakcie swojej nauki na Uniwersytecie
Nauki i Technologii w Hanoi. Początkowo nie spodziewał się tak wielkiego
sukcesu swojej gry. Wprawdzie jej start był bardzo powolny, jednak po czasie popularność
Flappy Bird dosłownie wystrzeliła w górę przynosząc Nguyenowi 50 tys. dolarów
dziennie.
Student oczywiście początkowo był bardzo zadowolony z tego
powodu, jednak Flappy Bird szybko stało się dla niego prawdziwym przekleństwem.
Nguyen bardzo kiepsko znosił krytykę, a atakowano go z każdej strony. Najpierw
oskarżano o to, że Flappy Bird to zwykła podróbka Super Mario, a później zarzucono
mu pisanie fałszywych, pozytywnych recenzji na Google Play.
Potem doszli paparazzi czyhający na Nguyena pod domem, a na
sam koniec kolejne głosy krytyki. Oskarżano go, iż zniszczył wielu ludziom
życie, ponieważ uzależnili się od Flappy Bird. Pretensje mieli do niego również
zaniepokojeni rodzice, którzy z rozpaczą odkrywali, że ich pociechy nie mogą
oderwać się od Flappy Bird.
W 2014 roku Nguyen napisał, że może z całą pewnością
powiedzieć, iż Flappy Bird to jego życiowy sukces, ale jednocześnie ogromne
przekleństwo. Po czasie student zdecydował się usunąć oryginalną grę ze sklepów
Google i App Store, a sam usunąć się w cień.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą