70 milionów – według szacunków tyle jest na świecie osób głuchych. Jednak brak słuchu nie musi wcale utrudniać sprawnego funkcjonowania. Porozumiewanie się ułatwiają języki migowe.
Tak, to nie pomyłka. Nie sposób mówić o języku migowym jako jednym tworze. W rzeczywistości języków pozwalających na porozumiewanie się bez pomocy narządu słuchu jest o wiele więcej – nawet 200-300, przy czym liczba ta nie jest definitywna. Cały czas opracowywane są
nowe języki migowe. Mogą, ale wcale nie muszą mieć powiązania z językami mówionymi użytkowanymi na danych obszarach. Bywają całkowicie niezależne od granic państw i terytoriów, rozprzestrzeniając się i ewoluując w ślad za zapotrzebowaniem na nie. Nawet w ramach jednego języka migowego mogą zachodzić istotne różnice –
mogą powstawać odrębne dialekty.
W połowie lat 70. XX wieku powstał tzw.
SignWriting. To metoda, z pomocą której
zapisuje się znaki języka migowego. Stworzyła ją Valerie Sutton – tancerka mająca na koncie autorski sposób zapisu kroków i ruchów – na prośbę duńskich naukowców z Uniwersytetu w Kopenhadze. Uniwersalny
system przekładania znaków na tekst miał ułatwiać prowadzenie badań m.in. nad ewolucją języków migowych. SignWriting został podchwycony też w Stanach Zjednoczonych, a obecnie znany jest w ponad czterdziestu krajach. Co ciekawe, choć wiele osób widzi w nim liczne korzyści, a także odpowiedź na konkretną potrzebę, to sami niesłyszący podchodzą do niego, jak dotąd, z rezerwą.
Języki migowe – najogólniej mówiąc – sprowadzają się do pokazywania określonych symboli za pomocą dłoni. Ale nie tylko. Mają one swoją specyfikę. W różny sposób – biorąc za przykład amerykański język migowy – zaznacza się pytania. Jeżeli chce się zadać
proste pytanie, na które odpowiedź będzie brzmiała tak lub nie, należy na zakończenie zdania unieść brwi. Dzięki temu zdanie oznajmujące stanie się pytającym. Inaczej też zadaje się pytania, na które odpowiedź jest bardziej skomplikowana, czyli
pytania m.in. o to kto, co, gdzie, jak czy dlaczego. W tych przypadkach należy obniżyć brwi, aby rozmówca wiedział, że oczekuje się od niego odpowiedzi.
To oczywiste, jak bardzo imię ważne jest dla każdego człowieka – niezależnie od tego, czy posługuje się on językiem mówionym czy pisanym. W przypadku języków mówionych, używanie imion jest raczej proste. W przypadku języków migowych, już niekoniecznie.
Można oczywiście literować imię – znak po znaku – ale to czasochłonne. Dlatego osoby w społecznościach niesłyszących często przyswajają
znaki – proste gesty, które stosują zamiast imion, bo to szybsze i bardziej wygodne rozwiązanie. Bez tego trzeba by się, za przeproszeniem, solidnie namachać, by powiedzieć np. Zdzisław z Tadeuszem.
Większość osób słyszała zapewne o esperanto – sztucznie utworzonym języku, który miał być szczególnie prosty do nauki i przez to ułatwiać komunikację ludziom z najróżniejszych stron świata. O ile ktokolwiek zechciałby się go uczyć, bo – jak wiadomo – język esperanto wielkiej kariery nie zrobił.
Języki migowe również mają swojego „ponadnarodowego” przedstawiciela. To język
gestuno czy też International Sign Language. Podobnie jak esperanto, nie znalazł szerokiego zastosowania. Co więcej, pomimo wysiłków, by uczynić go bardziej przystępnym i zrozumiałym dla użytkowników, ISL nie jest nawet uważany za prawdziwy język migowy. Cóż, niekiedy dobre intencje nie wystarczają.
Amerykanie i Brytyjczycy
mówią tym samym językiem – i choć nie sposób zignorować potężnych różnic w wymowie, to jednak wciąż jest to ten sam angielski, a zatem jedni i drudzy powinni bez większego trudu zrozumieć siebie nawzajem. Rzecz komplikuje się, kiedy zamiast mówić trzeba pokazywać.
Różnice pomiędzy amerykańskim językiem migowym (ASL) i brytyjskim językiem migowym (BSL) są kolosalne. ASL jest dużo bardziej zbliżony do francuskiego, a nawet do boliwijskiego. Z kolei boliwijski migowy nie ma wiele wspólnego z hiszpańskim migowym i tak dalej. Kombinacji jest wiele, ale jeśli ktoś marzyłby o bezpośrednim przełożeniu z języków mówionych, to niestety, ale nie tym razem.
Choć posługiwanie się znakami zamiast słów kojarzone jest dzisiaj z ludźmi głuchymi – którzy ponoć wolą takie określenie niż
niesłyszący – to w historii miało o wiele więcej zastosowań. Już w XII wieku
za pomocą gestów porozumiewali się chociażby zakonnicy – ci, którzy, wstępując do zakonu, musieli złożyć śluby milczenia. Na migi porozumiewali się też
australijscy Aborygeni – bo na rozległych, otwartych przestrzeniach było to zdecydowanie łatwiejsze niż krzyczeć do siebie nawzajem (zwłaszcza bez pewności, że osoba „po drugiej stronie” w ogóle posługuje się tym samym językiem).
Żołnierze,
harcerze, a nawet
więźniowie – to kolejne grupy rozmawiające bez słów. Oczywiście nie wszyscy, nie w taki sam sposób i nie którymkolwiek z „oficjalnych” języków migowych – ale w myśl tej samej zasady.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą