Z początku miały stanowić li tylko drogi prezent wielkanocny. Z czasem jednak jaja Fabergé stały się najprawdziwszą legendą.
#1. Ucieczka przed prześladowaniami religijnymi
Zdobione jaja kojarzą się z carską Rosją – zupełnie słusznie. Jednak ich wytwórcy pochodzą z Francji. Byli hugenotami, którzy uciekli z kraju po tym, jak Ludwik XIV zdecydował o unieważnieniu edyktu nantejskiego, dotychczas gwarantującego tolerancję religijną. W konsekwencji sytuacja protestantów w zdominowanym przez katolików kraju stała się niebezpieczna. Według szacunków łącznie uciekło wtedy z Francji nawet 200 tys. osób. Wśród nich rodzina Favri.
Favri – tak właśnie w swojej oryginalnej postaci brzmiało nazwisko rodziny odpowiedzialnej za produkcję złotych jaj. Ewoluowało kilkukrotnie na przestrzeni niedługiego czasu – tak jakby szukano optymalnej formy. Było więc Favry, później Fabri, Fabrier, aż wreszcie stanęło na doskonale dziś wszystkim znanym Fabergé. Co istotne, dla każdego z tych nazwisk podstawę stanowiło łacińskie słowo faber oznaczające kowala bądź wytwórcę.
Nowe nazwisko, wciąż bazujące na tym samym rdzeniu, miało za zadanie podkreślać długie tradycje rzemieślnicze rodziny Fabergé. Było to niezbędne, bo po wyjeździe z Francji trzeba było zaczynać wszystko od podstaw, nie można było liczyć na wcześniejszą renomę. Tym bardziej w tak odmiennym niż Francja miejscu – Pierre Favry w 1800 r. osiadł w Parnawie. Wówczas była to część Imperium Rosyjskiego, obecnie – portowe miasto na zachodzie Estonii.
#4. Gustav Fabergé otwiera sklep w Sankt Petersburgu
W 1814 r. Pierre’owi Favry lub też – jak należałoby chyba powiedzieć – Fabergé urodził się syn, Gustav. Ten w stosownym wieku przeniósł się do Sankt Petersburga, gdzie pobierał nauki od najlepszych jubilerów. Wkrótce potem otworzył własny sklep. W 1846 r. na świat przyszedł zaś główny bohater rodzinnej sagi – Peter Carl Fabergé. Gustav starannie zadbał o to, by jego najstarszemu synowi nie brakowało niczego – a zwłaszcza wiedzy i umiejętności, by przejąć złotniczą pracownię.
#5. Po latach nauki interes przejmuje syn Gustava, Peter Carl
Do przejęcia pracowni przez Petera Carla doszło ostatecznie w 1872 r., kiedy Gustav był już na emeryturze, a jego syn miał za sobą odwiedziny u najlepszych złotników Anglii, Francji czy Włoch. Zanim to nastąpiło, Peter Carl Fabergé brał udział w warsztatach z innymi złotnikami z pracowni. Regularnie gościł też w Ermitażu, podziwiając bezcenne muzealne eksponaty.
Przełom nadszedł w 1885 roku. To wtedy do pracowni Fabergé trafiło pierwsze zamówienie na wielkanocne jajko. Car Aleksander III postanowił wręczyć kosztowny prezent swojej małżonce, Marii Fiodorownie. Na jego zlecenie powstało tzw. kurze jajo – białe na zewnątrz, wręcz minimalistyczne. „Przepasane” jedynie złotym paskiem. Wewnątrz jednak kryło się „żółtko” z czystego złota. Prezent niezwykle przypadł do gustu obdarowanej – i tak zaczęły się regularne zamówienia wprost z najwyższego urzędu w Rosji.
Car nie miał konkretnych oczekiwań co do kolejnych jajek. Wymagał jedynie, by każde kolejne różniło się od poprzednich – i zawierało w sobie „jakąś niespodziankę”. Przygotowywane przez złotników projekty osobiście akceptował Peter Carl Fabergé, jednak sam nigdy – na żadnym etapie – nie był zaangażowany w ich wytwarzanie. Ostatecznie powstało pięćdziesiąt „carskich jaj”, spośród których do dzisiaj przetrwały 42. Wszystkie one wręczone były carycy Marii lub Aleksandrze Fiodorownie.
#8. Jaja Fabergé trafiały nie tylko do carskiej rodziny
W międzyczasie w pracowni Fabergé powstawały też jaja przygotowane na zamówienie innych bogaczy – między innymi rodziny Kelch władającej syberyjskimi kopalniami złota i platyny. Wspomnieć też warto pojedyncze jajka – księżnej Marlborough, Rotschilda czy jajko rodziny Nobel. Te – oraz oczywiście carskie – były najstaranniej zdobione. I niejedyne, bo u Fabergé wytwarzano też inne, nieco skromniejsze, ale też dekoracyjne jajka. Nie były jednak na tyle charakterystyczne, by zapisać się w historii.
Choć wydawało się, że nic nie stanie na przeszkodzie kontynuowaniu usłanej złotem tradycji, która mogłaby być przekazywana z pokolenia na pokolenie… Ta jednak zakończyła się dość wcześnie, bo już synowie Fabergé zrezygnowali z dalszej działalności. W 1951 r. markę oraz technologię, niezbędne składowe lukratywnego biznesu, odkupił rosyjski emigrant Sam Rubin. Zapłacił 25 tys. dolarów, co w połowie XX w. miało mniej więcej 3-krotnie większą wartość niż obecnie… ale wciąż kwota ta nie wydaje się wysoka (zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że kilkanaście lat później zainkasował za firmę 25, tyle że już milionów).
#10. Marka Fabergé trafia w najmniej oczywiste ręce
Większość osób na myśl o jajach Fabergé sięga wyobraźnią daleko w przeszłość, do czasów carskiej Rosji. Tymczasem one produkowane są do dzisiaj. Tyle że w mocno zmienionej postaci. Podobnie zresztą jak swoich właścicieli zmieniała marka Fabergé. Wymowne znaczenie – zwłaszcza w kontekście ekskluzywności złotniczej pracowni – ma fakt, że w 1989 r. Fabergé Inc. odkupił… Unilever. Trudno chyba o firmę, która mniej kojarzyłaby się z jakimkolwiek luksusem. W każdym razie transakcji było jeszcze kilka – a kolejni właściciele stawiają sobie ambitny cel przywrócenia marce Fabergé dawnego blasku. Póki co kończy się jedynie na próbach – i odsprzedawaniu firmy dalej.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą