Wydawałoby się, że e-mail to tylko e-mail. Ma proste zadanie – przekazać określoną treść. No właśnie… wydawałoby się.
Jeszcze kilkanaście lat temu emotikony (nie mówiąc o emoji, które nikomu się wtedy nie śniły) uchodziły za wyraz szczególnego braku profesjonalizmu. Przede wszystkim dla osób dorastających w
przedinternetowych czasach były całkowicie niezrozumiałe. Dzisiaj rzecz wygląda nieco inaczej. Wszyscy
w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy oswojeni z emoji i ich sporadyczne pojawienie się nawet w bardziej formalnej korespondencji, zwłaszcza pomiędzy młodszymi ludźmi, nie zostanie uznane za coś wyjątkowo niestosownego.
Jeśli jednak chodzi o zastosowanie różnego rodzaju ikonek, obrazków czy animacji w formalnej korespondencji,
Chińczycy absolutnie nie mają sobie równych. I nie widzą w tym nic złego, bo uważają to po prostu za sposób, by przekazać więcej informacji w krótszym czasie.
Są takie zebrania, które powinny być mailem, co oszczędziłoby wiele czasu i zachodu wszystkim zwołanym osobom. Są też takie
maile, które… w gruncie rzeczy mogłyby być o połowę krótsze. Ale czy życie nie byłoby nudne, gdyby ograniczać się wyłącznie do tego, co niezbędne – również w kwestii komunikacji? Z tego założenia wychodzą
Koreańczycy, którzy chętnie rozpoczynają swoje wiadomości od ogólnego spostrzeżenia.
Może ono dotyczyć pogody, sytuacji gospodarczej albo jakiegoś zupełnie innego czynnika. Najważniejsze jednak, by nie miał on nic wspólnego z właściwą, dalszą treścią wiadomości i rzeczywistym powodem jej wysłania. To sympatyczny, ale jednocześnie dość osobliwy zwyczaj, który osobom z tzw. Zachodu może wydać się nieco dziwny.
Są takie miejsca na świecie, do których nie dotarła jeszcze moda na jakże przydatną w życiu asertywność.
W krajach takich jak Indie, Chiny czy Japonia po prostu nie wypada powiedzieć „nie”, bo druga osoba mogłaby uznać to za afront. Problem w tym, że nie da się też zgadzać absolutnie na wszystko. Dlatego gdzieniegdzie trzeba robić to okrężną drogą, np. bardzo
wyraźnie akcentując, jak wiele wysiłku wymagało będzie spełnienie danej prośby.
Wówczas to na proszącym spoczywa grzecznościowy obowiązek, by swoje oczekiwania wycofać lub zmodyfikować (przenieść spotkanie na inny termin, przekazać komuś innemu zadanie itp.). Inaczej postępują chociażby Niemcy, którzy wychodzą z założenia, że jedyną właściwą formą komunikacji jest mówienie rzeczy wprost – co oznacza między innymi bezpardonowe odmawianie, do którego także, będąc z zewnątrz, trzeba nieco przywyknąć.
Jest wiele stereotypów dotyczących różnych narodów – przy czym te dotyczące Niemców zazwyczaj są dość pozytywne… i to pomimo wszystkich negatywnych skojarzeń historycznych. Po prostu
Niemcy współcześnie uchodzą za uporządkowanych, dokładnych, uczciwych (ha ha, dieselgate), w czym generalnie nie ma nic złego… choć czasem prowadzi do osobliwych z naszego punktu widzenia sytuacji. Chociażby wówczas, gdy osoby pracujące ze sobą w jednej firmie, niemal biurko w biurko, pisząc do siebie e-maile, zaczynają od ichniego odpowiednika „Szanowna Pani, Szanowny Panie”.
Amerykanie dziwią się też, że
w niemieckiej korespondencji zdanie następujące po powitaniu zaczyna się małą literą, a pomiędzy końcowym pozdrowieniem a podpisem „brakuje” przecinka. Tyle że to akurat nie osobliwość – to zasady pisowni.
Istnieje takie stare powiedzenie – może niezbyt eleganckie, ale jednak całkiem nieźle wskazujące, o co u chodzi. Brzmi ono
po nazwisku to po pysku. I faktycznie, zwrócenie się do kogokolwiek samym nazwiskiem nie należy do eleganckich. Nawet „panie Nowak”, „pani Kowalska”, poprzedzone zwrotem grzecznościowym, brzmi nieco obcesowo i chyba lepiej takich niezręczności unikać. W Polsce i po polsku – żaden problem. W Chinach i po chińsku – czeka pułapka.
Podpisując się,
Chińczycy podają najpierw nazwisko, dopiero potem imię. Warto o tym pamiętać, by otwierając własną wiadomość, zwrócić się do adresata imieniem, nie nazwiskiem. To również nie wydaje się problemem nie do przejścia, ALE zdarza się też, że
niektórzy Chińczycy celowo odwracają kolejność imienia i nazwiska, by dopasować się w korespondencji do zachodniego sposobu. I jak tu się zorientować? Niekiedy Chińczycy zapisują swoje nazwisko wielkimi literami – właśnie dla odróżnienia od imienia – ale nie jest to regułą.
Tytuły naukowe wszędzie na świecie traktowane są z pewnym szacunkiem. Czasem mniejszym, czasem większym – generalnie jednak
jakąś wagę się do nich przywiązuje. We Włoszech akurat całkiem dużą, co prowadzi niekiedy do zabawnych sytuacji.
W Polsce czy w innych krajach słowem „doktorze” można zwrócić się do lekarza lub też osoby, która faktycznie ma na swoim koncie doktorat. Oba te przypadki występują również we Włoszech, tyle że… do nich „doktorowanie” się nie ogranicza.
Otóż
we włoskiej korespondencji tytuł dottore lub dottoressa przysługuje każdemu, kto ukończył jakiekolwiek studia. Wystarczy pierwszy lub drugi stopień, nie trzeba bynajmniej się doktoryzować. Nie wszyscy używają tych tytułów, praktycznie nikt nie wymaga, by go w ten sposób tytułować, ale gdy już pojawi się taki zwrot – na przykład w e-mailu – warto wiedzieć, z czego wynika… i dlaczego nie należy przesadnie go analizować.
Świat zmierza generalnie ku uproszczeniu mowy, odrzuceniu bardziej skomplikowanych form językowych, de facto spłyceniu komunikacji… Dzięki temu wymienianie się komunikatami ma być po prostu łatwiejsze. I choć nie sposób odmówić tej tendencji praktycznych zalet, to nie brakuje też jej przeciwników, którzy wskazują, że w znacznym stopniu zawęża to możliwości dialogu, wyrażania słowami więcej niż tylko ich dosłowne znaczenie. Zdania są – jak zwykle – podzielone, pora zatem na jeszcze jeden przykład do przedyskutowania, czyli
różnice między stroną czynną a bierną (np.
Mateusz olewa pracę vs Praca jest olewana przez Mateusza).
W korespondencji z Filipińczykami wybór jednej lub drugiej ma istotne znaczenie. Stroną czynną („Przyślę jutro informacje”) można zwrócić się do osób znajdujących się niżej w zawodowej hierarchii. Do osób na tym samym szczeblu lub wyżej należy zwracać się stroną bierną („Informacje zostaną przysłane jutro”). Znaczenie w obu przypadkach jest identyczne – ale wydźwięk już nie.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą