„Głęboko wierzę, że każdy z nas powinien najpierw pokochać siebie” – powiedziała Laura Mesi, 40-letnia trenerka fitness. „Możesz żyć w bajce nawet bez księcia”.

Ta forma małżeństwa we Włoszech nie jest prawnie zarejestrowana, więc formalnie Mesi pozostaje niezamężna. Panna młoda wpisała się w narastający trend „sologamii” – małżeństwa bez małżonka. Zwolennicy ceremonii mówią o miłości własnej i samoakceptacji. Szukają takiej samej społecznej aprobaty, jak tradycyjne pary.


Laura powiedziała, że na pomysł takiego małżeństwa wpadła dwa lata temu, po zakończeniu 12-letniego związku.

Powiedziałam moim przyjaciołom i rodzinie, że jeśli nie znajdę bratniej duszy na moje 40. urodziny, wyjdę za siebie. Jeśli pewnego dnia spotkam mężczyznę, z którym będę mogła wiązać przyszłość, będę szczęśliwa, ale moje szczęście nie zależy od niego.

Mesi mówi, że jest pierwszą Włoszką, która zdecydowała się na taką ceremonię. W maju 2017 ślub solo zorganizował również mieszkaniec Neapolu, Nello Ruggiero.


Pierwsze doniesienia o solowych ślubach pojawiły się w 1993 roku. W Japonii jest nawet biuro podróży, które oferuje ceremonie ślubne dla samotnych kobiet. Kanadyjska agencja Marry Yourself Vancouver przypisuje wzrost liczby solowych ślubów rosnącej liczbie singli.




Nie wszyscy pozytywnie oceniają ten trend. Niektórzy nazywają ją narcyzem. Pod zdjęciami ślubnymi Mesi użytkownicy zostawiali komentarze, które wcale nie były pochlebne: „To smutne”, „Zwariowałaś” i „Coś jest z tobą nie tak”. Ale panna młoda stara się nie zwracać uwagi na niezadowolenie innych ludzi: „Nikt i nic nie sprawi, że przestanę się uśmiechać”. Jednocześnie w rozmowie z mediami przyznaje, że śluby solo nie są odpowiednie dla wszystkich. Aby wyjść za mąż za samą siebie, mówi, trzeba dużo pieniędzy, wsparcia innych, a przede wszystkim trochę szaleństwa.