Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Podglądam ludzi w pracy - cz. VII - Aż chciałem jej pomóc!

68 747  
360   43  
Chciałbym napisać, że wracam z nowymi historiami. Ale to nieprawda. To złodzieje mają dla Was nowe historie, które ja skrupulatnie spisuję. Co prawda ostatnie tygodnie są dość nerwowe, ale hej!, lepiej spisywać te zabawne. I tak oto powstała część VII przygód Szeryfa.

#1. Babcia Teresa z Bałut(y)


Nawinęła się babinka, lat circa 75, która wpadła na kradzieży czekolad Dziękuję i czekoladek Dziecko. Co ja mówię, to była juma sporej szerokości! Staruszka położyła w wózku dużą, materiałową siatkę. Nabrała towaru do wózka, potem wzięła mleczko, śmietankę, chlebek i przed kasą „rach ciach” przepakowała słodycze do siatki. Siateczkę w rączkę. Pozostałe towary nabiałowe na taśmę i wychodzi uradowana. No cóż, do momentu aż nie spotkała mnie.
Krótka piłka: kradzież na 220 zł, policja, mandat. Po sprawie. No, prawie.
Po kilku dniach otrzymuję telefon od jakiejś młodej kobiety, że chce ze mną porozmawiać. Okazuje się, że dzwoni córka tej babinki. Nie chce zapłacić, tylko zwyczajnie porozmawiać. Umawiamy się na spotkanie.
Na spotkaniu rozmowa leci tak:
- Czy pan wie, czy mama kradła tutaj wiele razy? – pyta mnie kobieta. Elegancka pani, wręcz dystyngowana, taka ułożona życiowo.
- Sprawdziłem spory zasięg kamer, nic więcej nie ukradła. To była jednorazowa sytuacja... – odpowiadam.
Otóż nie. Córka tej babci uświadamia mnie, że babinka ostatnio została złapana w sieci Dildo i Stonka w ciągu tygodnia. A tam wykryli na nią kradzieży na ponad... trzymajcie się... pięć tysięcy! W ciągu trzech miesięcy!
Córka wyjaśniła mi sytuację. Jej mama zrealizowała niesamowicie dziwną rzecz: przekazywała zrabowane fanty na rzecz dzieci z domu dziecka, obnosiła się na festynach, którym „patronowała” i gdzie rozdawała słodycze, wkupiła się w łaski ważniejszego polityka, gdzie fundowała koszyki ze słodyczami, a nawet wzbogaciła w ten sposób szkolną imprezę.

#2. Autokara

Gdy przyjechałem do sklepu, który raczej rzadko odwiedzam, pracownik ochrony od razu z podekscytowaniem zarzucił temat pewnego wypadku. Akurat Damian, czyli facet, który tam pracuje na co dzień, rzadko czymkolwiek się chwali, więc mnie zaintrygował. Pokazał mi nagranie z „próby kradzieży”. Przyszedł do sklepu wysoki gość, chwycił pod pachy cztery paczki pieluch znanej marki (są duże i śliskie – źle się je nosi) i zwyczajnie postanowił wybiec z nimi ze sklepu, przeskakując niezbyt wysoką bramkę przykasową. Ja dla przykładu powiem, że wydaje się to łatwym zdaniem – i choć uważam się za sprawnego człowieka, to nie miałbym tyle zaufania do swojego ciała, aby na pełnej prędkości próbować ją przeskoczyć, mając obie ręce zajęte. Ale to ja. Natomiast gość ów tak sobie wymyślił. Zahaczył obiema nogami i się tak wyłożył, że gdy Damian podbiegł, stanął jak wryty. Na nagraniu widać, jak niedoszły złodziej próbuje się pozbierać, ale zamiast tego wychodzi niezdarne czołganie. I tak „doczołgał się” do wyjścia. Zabezpieczyliśmy materiał CCTV na wypadek, gdyby złodziej przyszedł ze skargą. Nigdy tak się nie stało. Zawiadomienia też nie złożyliśmy, uznając, że kara była wymierzona z automatu.

#3. Zenek „Flaszka” Amator


Czasem wychodzę na fajkę przed sklep. Wiadomo, jestem po „cywilu”, więc mogę sobie tam postać i popatrzeć, kto idzie w kierunku wejścia. Praca na monitorach jest poważnie męcząca, a długie godziny trzeba sobie jakoś modyfikować, aby nie zepsuć sobie oczu. Wychodzę, odpalam fajka, stoję.
Podchodzi do mnie zawiany gość. Zenek.
- Przepraszam, pan ma może papierosem poczęstować? – zagaja.
- Niestety, nie – odpowiadam. Nie mam, bo paczka leży w biurze.
- No, ten, poczęstuje pan, to ja się odwdzięczę!
Ciekawe!
- W jaki sposób? – zaintrygował mnie.
- Zaraz przyniosę „pół litra”!
- Flaszkę za papierosa? – cisnę temat.
Mruga do mnie porozumiewawczo:
- Ma się te sposoby – oznajmia z dużą dozą pewności.
Mój temat! Informuję go, że fajki mam w samochodzie (prawda). Idę do auta, biorę paczkę, wracam, częstuję go. Na bogato – dwiema fajkami!
- A to się opłaca, dwa fajki za flaszkę? – dopytuję.
- No, co tam będę tłumaczyć, ale mnie tak!
Wchodzi do sklepu. Ja czekam.
Tutaj nadmienię, że papierosy są trzymane w boksach przykasowych. Alkohol natomiast... bywa, że jest tu i tam.
Wychodzi po dwóch minutach. Spod pazuchy wyciąga flaszkę – nazwa dość bogata, bo na cześć zdobywcy bieguna północnego. Drugą wysuwa z rękawa obszernej kurtki. Wręcza mi jedną, a drugą chowa w kieszeń.
Bingo!

#4. Jak Stirlitz...

Zacznę od dowcipu. Stirlitz ukrył się w kinie. Niemcy zastawili wszystkie wyjścia, ale Stirlitz ich przechytrzył. Wyszedł wejściem. Jak zobaczyłem niskiego faceta, który pakuje plecak drobnym AGD, to nawet się ucieszyłem. Bo i wynik zrobię, a się nie namęczę. Gdy gość ruszył w stronę wyjścia, ja natychmiast poszedłem go „przechwycić”. Stoję, rozglądam się... Nic. Facet nie wychodzi. Zaczynam energicznie przeszukiwać linię kas. Nie widzę go na sali sprzedaży ani pomiędzy regałami. Łączę się z centrum dowodzenia, czyli z kierownikiem, którego proszę o sprawdzenie CCTV. Otrzymuję informację, że gość jest gdzieś na końcu parkingu, daleko od sklepu. Później przeanalizowałem sytuację: facet mnie dostrzegł, skręcił i wmieszał się w tłum i wyszedł wejściem. Tutaj nie chcę się tłumaczyć – rutynowo założyłem, że postąpi jak każdy złodziej. Moja wina.

#5. Aż chciałem jej pomóc!


Obserwuję dziwnie zachowującą się kobietę. Normalnie ubrana, lat około pięćdziesiąt. Chodzi po sklepie z koszykiem w ręce, coś tam pakuje, ale rozgląda się częściej na osoby postronne niż na półki. Z tego powodu mam ją na celowniku. Po piętnastu minutach widzę, że bierze do ręki koc (kawał koca) i idzie z nim w zaułek. Tam też mamy kamerę. I w tym miejscu próbuje wcisnąć koc do prywatnej torebki. Torebka jest sporych rozmiarów, muszę przyznać, ale nawet „na oko” koc tam nie wejdzie. Nic mi z tej wiedzy, bo kobieta naprawdę próbuje go wcisnąć w tę torebkę. Po kilku próbach zmienia lokalizację: idzie do koszy impulsywnych, tam niby gmera, a tak naprawdę jedną ręką przerzuca towar, a drugą próbuje upchać ten koc. Sytuacja trwa ponad dwadzieścia (!) minut. Kręci się obok koszy, chodzi dookoła i powtarza tę samą czynność z towarem. Ja płaczę ze śmiechu przed monitorem, ale nagle zmiana akcji. Kobieta prawie wepchała koc... prawie. Wystawał może na dwa centymetry – nic to, że torebka wyglądała jak bombka, ale się, skubany, zmieścił. Jednak najwidoczniej efekt jej nie zadowolił. Wyjęła go, przeszła w inne miejsce i znów zaczęła go pakować. I tak kilka razy. Po 45 minutach stwierdziłem, że pójdę jej pomóc. Jednakże wiedziała, że przedobrzyła – zostawiła towar w...
LODÓWCE!

#6. Prawie się udało

Na początku „kariery” bardzo w siebie wierzyłem. Bardziej polegałem na chęciach niż na wiedzy (której nie miałem). Chciałem, rzecz jasna, dobrze. I raz dostrzegłem, jak facet zabiera trzy telefony i „wypierpapier” przez bramki. Byłem szybki, oj bardzo. I prawie go dopadłem. Prawie. Otóż z tej prędkości i wiary w siebie nie przewidziałem, że się mogę w****bać na linii kas i tak po prostu, zwyczajnie – zgodnie z prawami fizyki – wpakować swoją głowę w zabudowanie stanowiska kasowego. Pozbierały mnie dziewczyny, ale więcej ze zdarzenia nie pamiętam. No, może poza tym, że lepiej stracić jedną sekundę niż głowę... To doświadczenie było cenne – nauczyło mnie, że lepsza jest dobra pozycja niż prędkość. Dziwne, żona mówi tak samo.

#7. Śpiący królewicz



Wszedł elegancki pan do sklepu. Pan bogactwem widoczny, pan znany i lubiany. Ten, który mówi „kochaniutka” do kasjerki, życząc jej dobrego dnia. Bierze litr wódki w kartonie (wódka nie tania, a właściwie całkiem droga). I robi ten pan zakupy. Rzecz normalna, rzecz codzienna. Inna sprawa, że tej wódki tyci brakowało nam w stanach, toteż tego dnia kierownictwo, a także ja, spojrzeliśmy na gościa. I co następuje: facet otwiera flaszkę, wychyla i robi zakupy. Duże zakupy. Co tam włoży do koszyka, to robi łyk. Po około dwudziestu minutach „zakupów” wózek jest pełny, a facet ledwo go prowadzi. Nagle „jeb” upadł na kartony z mlekiem i usnął. Przyjechała karetka, bo gość nieprzytomny. Okazało się, że robił wcześniej zakupy w Stonce. I nawalił się jak cholera jasna!
Nie pytajcie mnie, jaki w tym sens.

W poprzednim odcinku

3

Oglądany: 68747x | Komentarzy: 43 | Okejek: 360 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało